Wyszedł spod parapetu i usiadł pomiędzy przyjaciółmi. Odetchnął głęboko i oparł głowę o okno. Spojrzeli na Verdasa zdziwieni.
- Wyjaśnisz nam łaskawie, o co poszło z Violą? - zapytał po kilku sekundach, podirytowany włoch. Maxi przytaknął. Tamten zrezygnowany skinął głową na tak i opowiedział historię z wspólnej nauki tańca. Słuchali z zainteresowaniem, nadal objadając się chipsami. - ... Możecie przestać? - zapytał w pewnym momencie szatyn, słysząc ich mlaskanie i chrupanie.
- Ale stary, to lepsze od brazylijskiej telenoweli. - odparł Ponte, a speszony Federico wyrzucił pustą paczkę do kosza na śmieci.
- I co, nie gadaliście? - zapytał brunet zeskakując na posadzkę. Leon kiwnął z westchnieniem głową i rozejrzał się, by sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu. Gestem ręki przywołał do siebie przyjaciół i zaczął szeptem:
- A najgorsze jest... Że chyba napisałem dla niej piosenkę. - skończył przymrużając jedno oko. Spojrzeli na niego krzywo.
- Chyba? - spytali na równi jego przyjaciele. Kiwnął niepewnie głową.
- No bo... Nie pamiętam... - szepnął. Do ich "kręgu" wcisnęła się Ludmiła.
- Czego nie pamiętasz? - zwróciła się do Leona z uśmiechem. Przenieśli na siebie zdenerwowani wzrok.
Verdas podrapał się w tył głowy.
- Yyy... Czy odrobił pracę z chemii. - wyratował ich Maxi. Dziewczyna pokiwała energicznie głową, uznając ich wytłumaczenie za prawdziwe i odciągnęła swojego chłopaka, by pobyć z nim sam na sam.
***
Podekscytowana pchnęła drzwi szkoły, to już dziś. Poprawiła dżinsową sukienkę i ruszyła do szafki. Otworzyła ją i uśmiechnęła się do zdjęcia na wewnętrznej części drzwiczek. Ona i jej chłopak, Marco. Po chwili poczuła jak ktoś ją obejmuje w pasie. Ana odwróciła się do bruneta i pocałowała delikatnie. Po oderwaniu uśmiechnęli się.
- Cześć. - szepnął tylko. Maleia uśmiechnęła się.
- Hej. Wiesz co dziś za dzień? - zapytała uśmiechając się jeszcze szerzej. Tavelli zmarszczył brwi.
- Nieee... - przeciągnął zastanawiając się nad jej pytaniem. Wyrwała się z jego objęć i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. - Ana, co dziś jest? - krzyknął za nią zdezorientowany meksykanin. Prychnęła.
- Dzisiaj mijają trzy miesiące odkąd zaczęliśmy się spotykać. Fajnie, że pamiętałeś! - stwierdziła z ironią i odbiegła.
Cauviglia uniosła brew. Chyba nie będą już razem. Uśmiechnęła się w duchu, ale zaraz szybko za to zganiła. Powinna współczuć Anie, a nie odrazu myśleć o własnych korzyściach. Westchnęła i odeszła w drugą stronę.
***
Torbę położyła na parapecie, a sama stanęła na środku sali. Z kieszeni bluzy wyjęła pilota i włączyła magnetofon.
- Raz, dwa, trzy, cztery... - szeptała pod nosem Castillo tańcząc. Nagle po dwóch ósemkach, przy obrocie, upadła. Westchnęła głośno i ściszyła muzykę. - Violetta, skup się. - mruknęła szatynka i podniosła się z zimnej podłogi. Znów to samo. Leon nie pozwoliłby jej upaść. Na pewno. - Przestań o tym myśleć! - dziewczyna zganiła się znowu. Westchnęła i powróciła do ćwiczenia. Ale to nie było to samo co z Verdasem. Z nim było lepiej. Dlaczego? Sama nie wiedziała. Może się zakochała? Ale tej myśli nie chciała do siebie dopuścić.
- Pomóc ci? - usłyszała znajomy głos, gdy poraz kolejny upadła. Zaśmiała się cicho.
- Leon, jak długo tu stoisz? - zapytała nadal nie odwracając się w jego stronę. Chłopak powolnym krokiem podszedł do niej i pomógł wstać. Gdy stali już na przeciwko siebie, odparł:
- Wystarczająco, żeby zobaczyć jak się męczysz. - zaśmiał się, a Castillo pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nieładnie tak podglądać. - zauważyła unosząc brwi. Szatyn ukłonił się przed nią.
- Przepraszam, o pani. - powiedział przy tym, a ona zachichotała cicho.
- Nic się nie stało. - powtórzyła z rozbawieniem jego gest. Zaśmiali się oboje.
- Teraz tak na poważnie, pomóc ci? - zapytał, obdarowując ją, jednym ze swoich pozwalających uśmiechów. Zauroczona jego gestem, zdołała jedynie kiwnąć głową.
wtorek, 8 lipca 2014
wtorek, 1 lipca 2014
Rozdział 17: Udusisz mnie kiedyś.
- Co? - zapytała przerażona włoszka. - Ja nie śpiewam, nie umiem na niczym grać! - broniła się. W odpowiedzi pokręcił głową i wyjął telefon z kieszeni. Odtworzył film i pokazał kuzynce. Jej mina powoli zamieniała się w przerażenie. Zamrugała parę razy.
- Pójdziesz? - zapytał Verdas dotykając jej ramienia. Westchnęła i wyrwała mu z ręki komórkę.
- Ale to będzie nasza tajemnica. - oznajmiła, kasując nagranie zrobione przez chłopaka. Zrezygnowany kiwnął głową. Cauviglia uśmiechnęła się promiennie i zabrała zgłoszenie do swojego pokoju, przy tym nucąc swoją piosenkę. - A... I jeszcze ukradłeś mi pomysł z prezentem. - brunetka pokręciła głową z dezaprobatą i zniknęła za zakrętem. Szatyn zaś usiadł na sofie i zaczął pisać słowa do muzyki, którą wcześniej skomponował. Czy myślał o uroczej Castillo? Nieświadomy, ale napisał dla niej piosenkę.
***
Następnego dnia rano, rudowłosa wstała w bardzo dobrym humorze. Sobota - chyba każdy uwielbia ten dzień. Wtedy wszystko wydaje się takie prostsze i pogodniejsze. Zsunęła bose stopy na posadzkę. Nawet nie przejęła się falą zimna. Nadal łudząc się, że jej rodzice są w domu, udała się schodami na dół. Oczywiście nie było ich, wcale się nie zdziwiła. Usiadła przy wyspie kuchennej, a jej wzrok przykuł skrawek papieru na lodówce. Wolnym krokiem podeszła do niej i odczepiła kartkę.
Tata o świcie wyjechał na delegację do Meksyku. Wróci w przyszłym tygodniu. Ja mam spotkania w firmie, wyjeżdżam rano a wracam po północy. Może nie będziemy się widzieć. Pieniądze na obiad są w kredensie.
Mama
Zwinęła papierek w kulkę i cisnęła nim przed siebie. Znów to samo. Ciągle zostaje sama. Wściekła udała się do swojego pokoju. Podeszła do szafy i wyciągnęła sukienkę przed kolano. Zabrała ją do łazienki, gdzie wykonała poranne czynności. Gdy wyszła, ktoś zapukał do drzwi. Zeszła na parter i otworzyła.
- Broadway! - Torres rzuciła mu się na szyję. Zaśmiał się i objął ją. Stali tak przez dłuższą chwilę. W końcu chłopakowi zaczęło brakować powietrza, więc odsunął ją od siebie.
- Udusisz mnie kiedyś. - powiedział i pocałował ją w czoło. Camila zignorowała jego uwagę i wyciągnęła do środka. Usadziła go na sofie i znów wtuliła w niego.
- Życie mi ratujesz, wiesz jakbym się bez ciebie nudziła? - stwierdziła, tym samym zadając pytanie. Uśmiechnął się.
- Wiem, jestem wspaniały. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Poprawiła się i oparła głowę o jego ramię.
- Słyszałeś, że Leon, Maxi, Fede, Viola, Naty i Lu nas opuszczają? - spytała smutno przymykając powieki. Czarnoskóry kiwnął głową.
- Słyszałem, idą do szkoły muzycznej... - przez chwilę panowała niezręczna cisza. - Może też spróbujemy? - spytał po minucie, a ona spojrzała na niego ciekawa.
- Do Studia Onbeat? - przytaknął. Parsknęła śmiechem. Przeniósł na nią zdziwiony wzrok. - Ty to może jeszcze. Ale ja? No dobra, w gimnazjum jeszcze chodziłam na lekcje tańca. Ale grać i śpiewać błagam?! - pokręciła przecząco głową. Brazylijczyk zaśmiał się w głos.
- Na pewno umiesz śpiewać, a ja przecież mogę cię nauczyć grać na gitarze. - zaproponował i podszedł do magnetofonu na komodzie. Włączył radio, leciała ich ulubiona piosenka. Zaczął śpiewać, a ona dołączyła do niego. Po kilku minutach utwór się skończył, a zamiast muzyki przemówił spiker. Wyciszył głos i usiadł obok swojej dziewczyny. Objął rudą ramieniem i pokręcił głową z dezaprobatą. - I ty nie umiesz śpiewać? - zapytał wzdychając. Uśmiechnęła się i pokiwała ochoczo głową. Nie zwrócił na to uwagi i pociągnął ją za rękę na piętro.
- Gdzie idziemy? - spytała, gdy szli po schodach.
- Nauczę cię grać na gitarze. - odparł i popchnął drzwi pokoju starszej z sióstr Torres.
***
- O której dziś się spotykamy? - zapytał Ponte siadając na parapecie obok przyjaciół. Szatyn podał mu paczkę Lays'ów. Tamten odrazu zabrał pełną garść.
- O siódmej. - odparł z pełnymi ustami włoch. Zwrócili wzrok ku drzwiom, do szkoły właśnie weszła Violetta. Leon szybko schował się za kolegów.
- Nie ma mnie tu. - powiedział rzucając opakowanie z przekąską Maxiemu.
- Dlaczego? - spytali na równi, opychając się chrupkami o smaku zielonej cebulki.
- Opowiem wam później. - oznajmił szeptem, gdy szatynka przechodziła obok nich. Na szczęście nie zauważyła Verdasa.
(#&#+§}§}^|}}|}℃℃
Tak, witam po tygodniu. Wiem, że długo czekaliście, ale miałam takiego lenia... Tak, takie sobie coś. Dziwne, krótkie i w ogóle. A w wakacje miałam mieć więcej czasu... Paradoks.
No nic, do zobaczenia!
- Pójdziesz? - zapytał Verdas dotykając jej ramienia. Westchnęła i wyrwała mu z ręki komórkę.
- Ale to będzie nasza tajemnica. - oznajmiła, kasując nagranie zrobione przez chłopaka. Zrezygnowany kiwnął głową. Cauviglia uśmiechnęła się promiennie i zabrała zgłoszenie do swojego pokoju, przy tym nucąc swoją piosenkę. - A... I jeszcze ukradłeś mi pomysł z prezentem. - brunetka pokręciła głową z dezaprobatą i zniknęła za zakrętem. Szatyn zaś usiadł na sofie i zaczął pisać słowa do muzyki, którą wcześniej skomponował. Czy myślał o uroczej Castillo? Nieświadomy, ale napisał dla niej piosenkę.
***
Następnego dnia rano, rudowłosa wstała w bardzo dobrym humorze. Sobota - chyba każdy uwielbia ten dzień. Wtedy wszystko wydaje się takie prostsze i pogodniejsze. Zsunęła bose stopy na posadzkę. Nawet nie przejęła się falą zimna. Nadal łudząc się, że jej rodzice są w domu, udała się schodami na dół. Oczywiście nie było ich, wcale się nie zdziwiła. Usiadła przy wyspie kuchennej, a jej wzrok przykuł skrawek papieru na lodówce. Wolnym krokiem podeszła do niej i odczepiła kartkę.
Tata o świcie wyjechał na delegację do Meksyku. Wróci w przyszłym tygodniu. Ja mam spotkania w firmie, wyjeżdżam rano a wracam po północy. Może nie będziemy się widzieć. Pieniądze na obiad są w kredensie.
Mama
Zwinęła papierek w kulkę i cisnęła nim przed siebie. Znów to samo. Ciągle zostaje sama. Wściekła udała się do swojego pokoju. Podeszła do szafy i wyciągnęła sukienkę przed kolano. Zabrała ją do łazienki, gdzie wykonała poranne czynności. Gdy wyszła, ktoś zapukał do drzwi. Zeszła na parter i otworzyła.
- Broadway! - Torres rzuciła mu się na szyję. Zaśmiał się i objął ją. Stali tak przez dłuższą chwilę. W końcu chłopakowi zaczęło brakować powietrza, więc odsunął ją od siebie.
- Udusisz mnie kiedyś. - powiedział i pocałował ją w czoło. Camila zignorowała jego uwagę i wyciągnęła do środka. Usadziła go na sofie i znów wtuliła w niego.
- Życie mi ratujesz, wiesz jakbym się bez ciebie nudziła? - stwierdziła, tym samym zadając pytanie. Uśmiechnął się.
- Wiem, jestem wspaniały. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Poprawiła się i oparła głowę o jego ramię.
- Słyszałeś, że Leon, Maxi, Fede, Viola, Naty i Lu nas opuszczają? - spytała smutno przymykając powieki. Czarnoskóry kiwnął głową.
- Słyszałem, idą do szkoły muzycznej... - przez chwilę panowała niezręczna cisza. - Może też spróbujemy? - spytał po minucie, a ona spojrzała na niego ciekawa.
- Do Studia Onbeat? - przytaknął. Parsknęła śmiechem. Przeniósł na nią zdziwiony wzrok. - Ty to może jeszcze. Ale ja? No dobra, w gimnazjum jeszcze chodziłam na lekcje tańca. Ale grać i śpiewać błagam?! - pokręciła przecząco głową. Brazylijczyk zaśmiał się w głos.
- Na pewno umiesz śpiewać, a ja przecież mogę cię nauczyć grać na gitarze. - zaproponował i podszedł do magnetofonu na komodzie. Włączył radio, leciała ich ulubiona piosenka. Zaczął śpiewać, a ona dołączyła do niego. Po kilku minutach utwór się skończył, a zamiast muzyki przemówił spiker. Wyciszył głos i usiadł obok swojej dziewczyny. Objął rudą ramieniem i pokręcił głową z dezaprobatą. - I ty nie umiesz śpiewać? - zapytał wzdychając. Uśmiechnęła się i pokiwała ochoczo głową. Nie zwrócił na to uwagi i pociągnął ją za rękę na piętro.
- Gdzie idziemy? - spytała, gdy szli po schodach.
- Nauczę cię grać na gitarze. - odparł i popchnął drzwi pokoju starszej z sióstr Torres.
***
- O której dziś się spotykamy? - zapytał Ponte siadając na parapecie obok przyjaciół. Szatyn podał mu paczkę Lays'ów. Tamten odrazu zabrał pełną garść.
- O siódmej. - odparł z pełnymi ustami włoch. Zwrócili wzrok ku drzwiom, do szkoły właśnie weszła Violetta. Leon szybko schował się za kolegów.
- Nie ma mnie tu. - powiedział rzucając opakowanie z przekąską Maxiemu.
- Dlaczego? - spytali na równi, opychając się chrupkami o smaku zielonej cebulki.
- Opowiem wam później. - oznajmił szeptem, gdy szatynka przechodziła obok nich. Na szczęście nie zauważyła Verdasa.
(#&#+§}§}^|}}|}℃℃
Tak, witam po tygodniu. Wiem, że długo czekaliście, ale miałam takiego lenia... Tak, takie sobie coś. Dziwne, krótkie i w ogóle. A w wakacje miałam mieć więcej czasu... Paradoks.
No nic, do zobaczenia!
wtorek, 24 czerwca 2014
Rozdział 16: Wdech, wydech, wdech...
Stroił gitarę. Po chwili poczuł, że ktoś kładzie mu dłonie na ramionach i całuje w policzek. Odwrócił głowę i ujrzał swoją dziewczynę. Uśmiechnęła się i usiadła obok niego.
- Chcesz wody? - spytała Ferro podając mu butelkę. Chwycił ją i odkręcił.
- Dziękuję. - odparł i wziął łyk. Uśmiechnęła się do niego. - Denerwujesz się? - spytał Federico odsuwając napój od ust. Pokręciła głową przymrużając jedno oko.
- Nie. Najwyżej ośmieszę was, mało kto mnie tu zna. - zaśmiała się blondynka i machnęła ręką. Dołączył do niej w śmiechu. Poinformowała go, że idzie do łazienki i odeszła w stronę pomieszczenia. Do włocha podszedł jego przyjaciel, Leon.
- Nie ma jeszcze Violetty. - oznajmił Verdas siadając obok niego. Tamten kiwnął głową.
- Wiem. Mówiła coś, że jej nie będzie? - brunet oderwał wzrok i skierował go na przyjaciela. Ten pokręcił głową.
- Nie, jak z nią rozmawiałem to nic nie mówiła. - stwierdził szatyn. Chłopak wzruszył ramionami.
- Dobra, idę po Lu. Coś długo siedzi w tej łazience. - oznajmił i odłożył gitarę na bok. Rzucił jeszcze słowa pożegnania i odszedł. W tym momencie drzwi się otworzyły. Do baru wpadła Castillo. Zauważyła przyjaciela i pomachała mu.
- Hej. Przepraszam, spóźniłam się. - powiedziała i odłożyła torebkę na krzesło. Machnął ręką, oznajmiając, że nie ważne i usiadł obok. Spojrzał na nią i zobaczył, że obgryza paznokcie. Zaśmiał się cicho.
- Nie denerwuj się. - poprosił przez śmiech i odsunął jej rekę od ust.
- Ja się nie denerwuje! - zaprotestowała. Widział, że kłamie.
- Tak, tak. - stwierdził ironicznie. - Spokojnie, Violetta. Wdech, wydech, wdech... - nie dała mu dokończyć.
- Przestań. Nie pomaga. - przyłożyła mu dłoń do ust. Mówił coś, ale nie zrozumiała, więc zabrała rękę.
- Po prostu zamknij oczy i pomyśl, że jesteś w domu. - zaproponował. Violetta przymknęła powieki. - Pomogło? - spytał po chwili.
- Tak, dzięki. - odparła i uśmiechnęła się. Pocałowała go w policzek. - Idę do dziewczyn. - wskazała na hiszpankę i blondynkę przy barze. Już miała odejść, ale o czymś sobie przypomniała. Odwróciła się. - Mój taniec aktualny? - zapytała przygryzając dolną wargę. Uśmiechnął się.
- Jasne. Jutro po szkole? - zapytał. Szatynka kiwnęła głową. Krzyknęła słowa podziękowania i odeszła do przyjaciółek. Po paru minutach zapowiedzieli ich zespół. Cały skład wyszedł na scenę. Wszyscy przyjaciele przyszli. Przy jednym stoliku siedziała ruda ze swoim chłopakiem i włoszka, a przy drugim Ana i Tavelli. Cauviglia starała się unikać spojrzenia meksykanina, ale gdy jej się nie udało, on puścił jej oczko. Wtedy odwróciła głowę z obrzydzeniem. Koncert się skończył, a przyjaciele podeszli do swoich znajomych. Wszyscy pogratulowali im występu, następnie zamówili koktaile i wesoło rozmawiali.
***
Następnego dnia po zajęciach, Violetta i Leon udali się do Studio Onbeat. Przebrali się i poszli do sali tańca.
- To co, zaczynamy? - zapytał i spojrzał na nią. Niepewnie kiwnęła głową. Pokazał jej kroki i kazał powtórzyć. Nawet dobrze jej szło. Zrobili przerwę i napili się wody.
- Jak mi idzie? - zapytała odsuwając butelkę od ust. Pokiwał głową z aprobatą.
- Nieźle. Bardzo dobrze. - oznajmił Verdas, a ona uśmiechnęła się. - Teraz pokaż sama. - poprosił, a szatynka kiwnęła głową. Wyjął z kieszeni pilota i włączył magnetofon. Zatańczyła układ, ale potknęła się podczas obrotu. Naszczęście Leon miał refleks i złapał ją. Utonęła w jego oczach, a on w jej. Przez kilka sekund, które dla nich trwały wieczność wpatrywali się w siebie bez ruchu. Pierwsza opamiętała się dziewczyna i zamrugała parę razy.
- Dz-i-ę-k-i... - wyjąkała. Postawił ją szybko i sam wstał. Podrapał się nerwowo po głowie.
- Dobrze ci szło. - powiedział po krótkiej chwili ciszy. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się sztucznie.
- Ja muszę iść. - oznajmiła i szybko wybiegła z pomieszczenia. Westchnął.
- Pa. - szepnął, gdy nie było jej już w zasięgu jego wzroku.
***
- Fran! - zawołał mijając próg domu. Verdas niósł w ręku torebkę prezentową, która była przeznaczona dla jego kuzynki. Cauviglia zbiegła po schodach i stanęła naprzeciw niego. Spojrzała pytająco na szatyna. Uśmiechnął się.
- Mam dla ciebie prezent! - krzyknął zadowolony i wcisnął jej w dłonie torebkę. Zdziwiona włoszka rozpakowała podarunek i przejrzała jego zawartość. A były to podanie do Studio Onbeat i długopis. Zmarszczyła brwi. - Zapisz się tam. Widziałem jak śpiewasz. - oznajmił i uśmiechnął się najszerzej jak potrafił.
- Chcesz wody? - spytała Ferro podając mu butelkę. Chwycił ją i odkręcił.
- Dziękuję. - odparł i wziął łyk. Uśmiechnęła się do niego. - Denerwujesz się? - spytał Federico odsuwając napój od ust. Pokręciła głową przymrużając jedno oko.
- Nie. Najwyżej ośmieszę was, mało kto mnie tu zna. - zaśmiała się blondynka i machnęła ręką. Dołączył do niej w śmiechu. Poinformowała go, że idzie do łazienki i odeszła w stronę pomieszczenia. Do włocha podszedł jego przyjaciel, Leon.
- Nie ma jeszcze Violetty. - oznajmił Verdas siadając obok niego. Tamten kiwnął głową.
- Wiem. Mówiła coś, że jej nie będzie? - brunet oderwał wzrok i skierował go na przyjaciela. Ten pokręcił głową.
- Nie, jak z nią rozmawiałem to nic nie mówiła. - stwierdził szatyn. Chłopak wzruszył ramionami.
- Dobra, idę po Lu. Coś długo siedzi w tej łazience. - oznajmił i odłożył gitarę na bok. Rzucił jeszcze słowa pożegnania i odszedł. W tym momencie drzwi się otworzyły. Do baru wpadła Castillo. Zauważyła przyjaciela i pomachała mu.
- Hej. Przepraszam, spóźniłam się. - powiedziała i odłożyła torebkę na krzesło. Machnął ręką, oznajmiając, że nie ważne i usiadł obok. Spojrzał na nią i zobaczył, że obgryza paznokcie. Zaśmiał się cicho.
- Nie denerwuj się. - poprosił przez śmiech i odsunął jej rekę od ust.
- Ja się nie denerwuje! - zaprotestowała. Widział, że kłamie.
- Tak, tak. - stwierdził ironicznie. - Spokojnie, Violetta. Wdech, wydech, wdech... - nie dała mu dokończyć.
- Przestań. Nie pomaga. - przyłożyła mu dłoń do ust. Mówił coś, ale nie zrozumiała, więc zabrała rękę.
- Po prostu zamknij oczy i pomyśl, że jesteś w domu. - zaproponował. Violetta przymknęła powieki. - Pomogło? - spytał po chwili.
- Tak, dzięki. - odparła i uśmiechnęła się. Pocałowała go w policzek. - Idę do dziewczyn. - wskazała na hiszpankę i blondynkę przy barze. Już miała odejść, ale o czymś sobie przypomniała. Odwróciła się. - Mój taniec aktualny? - zapytała przygryzając dolną wargę. Uśmiechnął się.
- Jasne. Jutro po szkole? - zapytał. Szatynka kiwnęła głową. Krzyknęła słowa podziękowania i odeszła do przyjaciółek. Po paru minutach zapowiedzieli ich zespół. Cały skład wyszedł na scenę. Wszyscy przyjaciele przyszli. Przy jednym stoliku siedziała ruda ze swoim chłopakiem i włoszka, a przy drugim Ana i Tavelli. Cauviglia starała się unikać spojrzenia meksykanina, ale gdy jej się nie udało, on puścił jej oczko. Wtedy odwróciła głowę z obrzydzeniem. Koncert się skończył, a przyjaciele podeszli do swoich znajomych. Wszyscy pogratulowali im występu, następnie zamówili koktaile i wesoło rozmawiali.
***
Następnego dnia po zajęciach, Violetta i Leon udali się do Studio Onbeat. Przebrali się i poszli do sali tańca.
- To co, zaczynamy? - zapytał i spojrzał na nią. Niepewnie kiwnęła głową. Pokazał jej kroki i kazał powtórzyć. Nawet dobrze jej szło. Zrobili przerwę i napili się wody.
- Jak mi idzie? - zapytała odsuwając butelkę od ust. Pokiwał głową z aprobatą.
- Nieźle. Bardzo dobrze. - oznajmił Verdas, a ona uśmiechnęła się. - Teraz pokaż sama. - poprosił, a szatynka kiwnęła głową. Wyjął z kieszeni pilota i włączył magnetofon. Zatańczyła układ, ale potknęła się podczas obrotu. Naszczęście Leon miał refleks i złapał ją. Utonęła w jego oczach, a on w jej. Przez kilka sekund, które dla nich trwały wieczność wpatrywali się w siebie bez ruchu. Pierwsza opamiętała się dziewczyna i zamrugała parę razy.
- Dz-i-ę-k-i... - wyjąkała. Postawił ją szybko i sam wstał. Podrapał się nerwowo po głowie.
- Dobrze ci szło. - powiedział po krótkiej chwili ciszy. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się sztucznie.
- Ja muszę iść. - oznajmiła i szybko wybiegła z pomieszczenia. Westchnął.
- Pa. - szepnął, gdy nie było jej już w zasięgu jego wzroku.
***
- Fran! - zawołał mijając próg domu. Verdas niósł w ręku torebkę prezentową, która była przeznaczona dla jego kuzynki. Cauviglia zbiegła po schodach i stanęła naprzeciw niego. Spojrzała pytająco na szatyna. Uśmiechnął się.
- Mam dla ciebie prezent! - krzyknął zadowolony i wcisnął jej w dłonie torebkę. Zdziwiona włoszka rozpakowała podarunek i przejrzała jego zawartość. A były to podanie do Studio Onbeat i długopis. Zmarszczyła brwi. - Zapisz się tam. Widziałem jak śpiewasz. - oznajmił i uśmiechnął się najszerzej jak potrafił.
piątek, 20 czerwca 2014
Rozdział 15 : Całowaliście się?
Odsunęli się od siebie z uśmiechami na twarzy. Objął Ludmiłę ramieniem całując ją w czoło. Zaśmiała się cicho.
- Kocham cię, Federico. - uniosła głowę, by móc spojrzeć w jego czekoladowe oczy. Uśmiechnął się szeroko.
- Ja też cię bardzo kocham. - odparł włoch. Jej serce zapłonęło ogniem, ogniem miłości. Cieszyła się ze wszystkiego. Miała Federico, jej chłopaka. To było najważniejsze. On był i ona była. Byli razem, kochali się. Tak po prostu.
- Nigdy mnie nie zostawisz? - zapytała i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej. Pogładził ją po włosach.
- Obiecuję. - pocałował ją w nos. W tym momencie podbiegł do nich Maxi. Spojrzeli na niego zdziwieni. Ponte nawet nie zauważył, że para siedzi wtulona w siebie.
- Zagramy koncert! Jutro w Resto! - oznajmił zadowolony. Zaśmiali się, a chłopcy przybili sobie piątkę. - Chodźcie do Leona! - rozkazał i rzucił się w stronę domu Verdasa. Pokręcili głową z dezaprobatą i udali się za brunetem.
***
Weszli zdyszani do domu. Para trzymała się za ręce. Maxi odwrócił się do nich i zmarszczył brwi.
- Jesteście razem? - spytał patrząc na ich splecione dłonie. Uśmiechnęli się i również przenieśli na nie wzrok. Chwilę wątpliwości rozwiało jedno spojrzenie w oczy. Teraz byli pewni.
- Jesteśmy. - odparli na równi z uśmiechami. Ponte zaklaskał w dłonie.
- Fede i Lu są razem! - krzyknął na cały dom. Po chwili wszyscy zebrali się obok nich. Każdy pokolei rzucał im się na szyję, gratulując. Kiedy skończyli swoje "czułości" usiedli na sofie w salonie.
- No to szczegóły proszę! - poprosił podekscytowany Ponte. Szatyn zaśmiał się cicho.
- No więc Luca, brat Fran, czyli mój kuzyn, miał bar. Potem wyjechał do włoch i sprzedał knajpę swojemu kumplowi. No i on chce, żebyśmy u niego zagrali. - wyjaśnił. Pokiwali głowami. To będzie ich pierwszy występ, w takim składzie. Wszyscy byli bardzo przejęci, ale czuli trochę tremę. Chociaż nikt teraz nie chciał jej okazywać.
- Co zagramy? - spytała hiszpanka. Zastanowili się chwilę. Włoch poderwał się w końcu, czym uderzył ramieniem Ferro, którą obejmował. Syknęła z bólu i złapała się za głowę. Zmroziła go wzrokiem, a on zrobił skruszoną minę. Pokręciła głową z dezaprobatą, a on zaczął mówić:
- Może Dile que si i veo veo? - spytał błagalnie. - Proszę, ja uwielbiam te numery. - dodał i spojrzał na każdego po kolei. Każdy z nich kiwnął głową, widząc przejęcie bruneta. Oczywiście, tamten ucieszył się jak małe dziecko. Porozmawiali jeszcze trochę, a później dziewczyny oraz Fede i Maxi opuścili dom Verdasów.
***
Włoszka leżała na swoim łóżku wpatrując się w zeszyt. Napisała nową melodię, którą koniecznie musiała zagrać. Tylko czekała na słowa, które właśnie wypowiedział jej kuzyn:
- Fran idę do sklepu. Wrócę za pół godziny! - krzyknął wychodząc. Odczekała aż zamknie drzwi, a potem pobiegła do sypialni Verdasa. Chwyciła gitarę i usiadła na skraju łóżka. Palce Cauviglii delikatnie muskały struny, grając piękną melodię, którą po chwili dopełniła słowami. Nawet nie zauważyła, że Leon stoi w drzwiach pokoju. Skończyła i uśmiechnęła się do siebie. Nadal nie zauważyła, że szatyn nagrał wszystko swoją komórką. By zostać niezauważonym, zszedł na dół po portfel, którego zapomniał i cicho jak mysz kościelna wyszedł z domu. Francesca wróciła do swojego pokoju, nadal myśląc, że jej sekret jest bezpieczny. Gdy odłożyła zeszyt na biurko, zadzwonił jej telefon. Skrzywiła się na widok imienia "Marco", ale odebrała.
- Halo. - powiedziała znudzona. Zaśmiał się.
- Przemyślałaś moją propozycję? - zapytał uwodzicielskim tonem. Parsknęła pod nosem.
- Jaką propozycję? - starała się udawać głupią.
- Żebyśmy... - Tavelli zastanowił się chwilę. - Się lepiej poznali. - dokończył. Zaśmiała się do słuchawki.
- A co z Aną? - spytała ciekawa.
- Ana nie musi o niczym wiedzieć, to będzie nasza mała tajemnica. - wyjaśnił, a ona zaśmiała się.
- Skoro Ana jest, to ja na nic się nie zgadzam! - krzyknęła wściekła i rozłączyła się. Rzuciła smartphonem o ścianę, a ten nawet nie rozpadł się na kawałki. Usiadła na łóżku i uroniła jedną łzę. - Czemu mam takiego pecha? - spytała samą siebie i przytuliła poduszkę do piersi.
***
Siedziała na sofie, czekając na ciocię. Co chwilę spoglądała na zegarek. W końcu usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko do nich podbiegła i nacisnęła na klamkę. Oczom Violetty, ukazała się uśmiechnięta Saramego.
- Angie! - wykrzyknęła szczęśliwa. Blondynka zaśmiała się i przytuliła ją na powitanie. Młoda Castillo pociągnęła ją za rękę i usadowiła na kanapie. - No opowiadaj co u ciebie! - zachęciła ją szatynka. Machnęła ręką.
- Mnie bardziej ciekawi co u ciebie. Masz chłopaka? Gdzie byliście na pierwszej randce? Całowaliście się? Przystojny? - zasypała ją masą pytań. Dziewczyna uderzyła ją delikatnie w ramię.
- Nie mam chłopaka! - zaprzeczyła. Angie zmarszczyła brwi.
- No to może chociaż jakiś kolegów? - zapytała trochę rozczarowana. Na pytanie Castillo wstała i podeszła do wieszaka, na którym wisiała jej torebka. Wyjęła z pamiętnika zdjęcie i podała cioci.
- To jest Federico, chodzi z Ludmiłą. To właśnie ona. - pokazała na parę. - To Maxi, Leon. I ta brunetka to Naty. - tłumaczyła pokolei. Saramego z zadowoleniem przyglądała się fotografii.
- Czyli Federico zajęty... - myślała głośno. - Aha... No gdyby Maxi zrobił inną minę. - przymknęła jedną powiekę. - A właśnie! Po co byliście w studio? - zapytała. Szatynka trochę zawstydziła.
- No my... Byliśmy się zapisać na egzaminy wstępne. - wyjaśniła trochę zmieszana. Blondynka zaklaskała w dłonie.
- Ja tam uczę śpiewu! - przytuliła siostrzenicę. - Zaśpiewaj mi coś. - poprosiła Angie. Młoda podeszła do torebki i wyciągnęła partuturę.
- Podegrasz mi? - zapytała podając jej nuty. Przytaknęła i odebrała od niej kartkę. Usiadła przy fortepianie. Zaczęła grać, a Castillo po chwili dołączyła do niej.
Mira el cielo
intenta cambiarlo
Piensa qué quieres
y corre a buscarlo
Siempre tú puedes
volver a intentarlo
Otra vez
tú puedes
Otra vez
si quieres
Przerwał im ojciec nastolatki, który właśnie wszedł do domu. Zdziwiony spojrzał na nie.
- Violetta! Co tu się wyprawia? - spytał rozgniewany German. Rozbawiona dziewczyna wzięła ciocię pod rękę i stanęła z nim twarzą w twarz.
- Tato, nie poznajesz? To przecież Angie! - krzyknęła uradowana. Castillo zacisnął usta.
- Angie... Może lepiej będzie jeśli już pójdziesz. - zasugerował. Violetta tupnęła nogą.
- Tato! Angie dopiero przyszła. - broniła się. Blondynka zabrała swoją torebkę i przytuliła siostrzenicę.
- Skoro twój tata tak dobie życzy. - wzruszyła ramionami zawiedziona i wyszła. Młoda Castillo wybiegła zaraz za nią. Niestety, Angie przyjechała samochodem, więc już jej nie było. Rozczarowana udała się na spacer. Dlaczego tata to zrobił? To ich rodzina, ma prawo się z nią widywać. Szła ze spuszczoną głową i nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Podniosła głowę i już miała przeprosić, gdy zauważyła, że to Leon.
- Cześć. - Odezwał się jako pierwszy. Uśmiechnęła się do niego.
- Hej. - przytulili się na powitanie. Gdy się od siebie oderwali, zapytał:
- Co ty tu robisz?
- Wyszłam się przejść. A ty? - odparła zadając pytanie.
- Byłem w sklepie. - pokazał na torbę z zakupami. Pokiwała głową.
- Późno się robi. Pójdę już. - oznajmiła szatynka i chciała go wyminąć. Nie pozwolił jej.
- Poczekaj odprowadzę cię. - zaproponował Verdas i uśmiechnął się. Przytaknęła. Po drodze dużo rozmawiali. Mówili o sobie, lepiej się poznali.
- Dobra, to tu. Narazie. - pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się. - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - dodała.
- To nic takiego. Cześć. - pomachał jej i odszedł w stronę furtki. Zawołała go jeszcze.
- Pomożesz mi z tańcem? - zapytała, gdy już spojrzał na nią. Uśmiechnął się szeroko.
- Jasne. Może pojutrze, bo jutro mamy koncert. - zaproponował szatyn. Violetta kiwnęła głową.
- Dziękuję. - powiedziała i weszła do swojego domu.
- Kocham cię, Federico. - uniosła głowę, by móc spojrzeć w jego czekoladowe oczy. Uśmiechnął się szeroko.
- Ja też cię bardzo kocham. - odparł włoch. Jej serce zapłonęło ogniem, ogniem miłości. Cieszyła się ze wszystkiego. Miała Federico, jej chłopaka. To było najważniejsze. On był i ona była. Byli razem, kochali się. Tak po prostu.
- Nigdy mnie nie zostawisz? - zapytała i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej. Pogładził ją po włosach.
- Obiecuję. - pocałował ją w nos. W tym momencie podbiegł do nich Maxi. Spojrzeli na niego zdziwieni. Ponte nawet nie zauważył, że para siedzi wtulona w siebie.
- Zagramy koncert! Jutro w Resto! - oznajmił zadowolony. Zaśmiali się, a chłopcy przybili sobie piątkę. - Chodźcie do Leona! - rozkazał i rzucił się w stronę domu Verdasa. Pokręcili głową z dezaprobatą i udali się za brunetem.
***
Weszli zdyszani do domu. Para trzymała się za ręce. Maxi odwrócił się do nich i zmarszczył brwi.
- Jesteście razem? - spytał patrząc na ich splecione dłonie. Uśmiechnęli się i również przenieśli na nie wzrok. Chwilę wątpliwości rozwiało jedno spojrzenie w oczy. Teraz byli pewni.
- Jesteśmy. - odparli na równi z uśmiechami. Ponte zaklaskał w dłonie.
- Fede i Lu są razem! - krzyknął na cały dom. Po chwili wszyscy zebrali się obok nich. Każdy pokolei rzucał im się na szyję, gratulując. Kiedy skończyli swoje "czułości" usiedli na sofie w salonie.
- No to szczegóły proszę! - poprosił podekscytowany Ponte. Szatyn zaśmiał się cicho.
- No więc Luca, brat Fran, czyli mój kuzyn, miał bar. Potem wyjechał do włoch i sprzedał knajpę swojemu kumplowi. No i on chce, żebyśmy u niego zagrali. - wyjaśnił. Pokiwali głowami. To będzie ich pierwszy występ, w takim składzie. Wszyscy byli bardzo przejęci, ale czuli trochę tremę. Chociaż nikt teraz nie chciał jej okazywać.
- Co zagramy? - spytała hiszpanka. Zastanowili się chwilę. Włoch poderwał się w końcu, czym uderzył ramieniem Ferro, którą obejmował. Syknęła z bólu i złapała się za głowę. Zmroziła go wzrokiem, a on zrobił skruszoną minę. Pokręciła głową z dezaprobatą, a on zaczął mówić:
- Może Dile que si i veo veo? - spytał błagalnie. - Proszę, ja uwielbiam te numery. - dodał i spojrzał na każdego po kolei. Każdy z nich kiwnął głową, widząc przejęcie bruneta. Oczywiście, tamten ucieszył się jak małe dziecko. Porozmawiali jeszcze trochę, a później dziewczyny oraz Fede i Maxi opuścili dom Verdasów.
***
Włoszka leżała na swoim łóżku wpatrując się w zeszyt. Napisała nową melodię, którą koniecznie musiała zagrać. Tylko czekała na słowa, które właśnie wypowiedział jej kuzyn:
- Fran idę do sklepu. Wrócę za pół godziny! - krzyknął wychodząc. Odczekała aż zamknie drzwi, a potem pobiegła do sypialni Verdasa. Chwyciła gitarę i usiadła na skraju łóżka. Palce Cauviglii delikatnie muskały struny, grając piękną melodię, którą po chwili dopełniła słowami. Nawet nie zauważyła, że Leon stoi w drzwiach pokoju. Skończyła i uśmiechnęła się do siebie. Nadal nie zauważyła, że szatyn nagrał wszystko swoją komórką. By zostać niezauważonym, zszedł na dół po portfel, którego zapomniał i cicho jak mysz kościelna wyszedł z domu. Francesca wróciła do swojego pokoju, nadal myśląc, że jej sekret jest bezpieczny. Gdy odłożyła zeszyt na biurko, zadzwonił jej telefon. Skrzywiła się na widok imienia "Marco", ale odebrała.
- Halo. - powiedziała znudzona. Zaśmiał się.
- Przemyślałaś moją propozycję? - zapytał uwodzicielskim tonem. Parsknęła pod nosem.
- Jaką propozycję? - starała się udawać głupią.
- Żebyśmy... - Tavelli zastanowił się chwilę. - Się lepiej poznali. - dokończył. Zaśmiała się do słuchawki.
- A co z Aną? - spytała ciekawa.
- Ana nie musi o niczym wiedzieć, to będzie nasza mała tajemnica. - wyjaśnił, a ona zaśmiała się.
- Skoro Ana jest, to ja na nic się nie zgadzam! - krzyknęła wściekła i rozłączyła się. Rzuciła smartphonem o ścianę, a ten nawet nie rozpadł się na kawałki. Usiadła na łóżku i uroniła jedną łzę. - Czemu mam takiego pecha? - spytała samą siebie i przytuliła poduszkę do piersi.
***
Siedziała na sofie, czekając na ciocię. Co chwilę spoglądała na zegarek. W końcu usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko do nich podbiegła i nacisnęła na klamkę. Oczom Violetty, ukazała się uśmiechnięta Saramego.
- Angie! - wykrzyknęła szczęśliwa. Blondynka zaśmiała się i przytuliła ją na powitanie. Młoda Castillo pociągnęła ją za rękę i usadowiła na kanapie. - No opowiadaj co u ciebie! - zachęciła ją szatynka. Machnęła ręką.
- Mnie bardziej ciekawi co u ciebie. Masz chłopaka? Gdzie byliście na pierwszej randce? Całowaliście się? Przystojny? - zasypała ją masą pytań. Dziewczyna uderzyła ją delikatnie w ramię.
- Nie mam chłopaka! - zaprzeczyła. Angie zmarszczyła brwi.
- No to może chociaż jakiś kolegów? - zapytała trochę rozczarowana. Na pytanie Castillo wstała i podeszła do wieszaka, na którym wisiała jej torebka. Wyjęła z pamiętnika zdjęcie i podała cioci.
- To jest Federico, chodzi z Ludmiłą. To właśnie ona. - pokazała na parę. - To Maxi, Leon. I ta brunetka to Naty. - tłumaczyła pokolei. Saramego z zadowoleniem przyglądała się fotografii.
- Czyli Federico zajęty... - myślała głośno. - Aha... No gdyby Maxi zrobił inną minę. - przymknęła jedną powiekę. - A właśnie! Po co byliście w studio? - zapytała. Szatynka trochę zawstydziła.
- No my... Byliśmy się zapisać na egzaminy wstępne. - wyjaśniła trochę zmieszana. Blondynka zaklaskała w dłonie.
- Ja tam uczę śpiewu! - przytuliła siostrzenicę. - Zaśpiewaj mi coś. - poprosiła Angie. Młoda podeszła do torebki i wyciągnęła partuturę.
- Podegrasz mi? - zapytała podając jej nuty. Przytaknęła i odebrała od niej kartkę. Usiadła przy fortepianie. Zaczęła grać, a Castillo po chwili dołączyła do niej.
Mira el cielo
intenta cambiarlo
Piensa qué quieres
y corre a buscarlo
Siempre tú puedes
volver a intentarlo
Otra vez
tú puedes
Otra vez
si quieres
Przerwał im ojciec nastolatki, który właśnie wszedł do domu. Zdziwiony spojrzał na nie.
- Violetta! Co tu się wyprawia? - spytał rozgniewany German. Rozbawiona dziewczyna wzięła ciocię pod rękę i stanęła z nim twarzą w twarz.
- Tato, nie poznajesz? To przecież Angie! - krzyknęła uradowana. Castillo zacisnął usta.
- Angie... Może lepiej będzie jeśli już pójdziesz. - zasugerował. Violetta tupnęła nogą.
- Tato! Angie dopiero przyszła. - broniła się. Blondynka zabrała swoją torebkę i przytuliła siostrzenicę.
- Skoro twój tata tak dobie życzy. - wzruszyła ramionami zawiedziona i wyszła. Młoda Castillo wybiegła zaraz za nią. Niestety, Angie przyjechała samochodem, więc już jej nie było. Rozczarowana udała się na spacer. Dlaczego tata to zrobił? To ich rodzina, ma prawo się z nią widywać. Szła ze spuszczoną głową i nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Podniosła głowę i już miała przeprosić, gdy zauważyła, że to Leon.
- Cześć. - Odezwał się jako pierwszy. Uśmiechnęła się do niego.
- Hej. - przytulili się na powitanie. Gdy się od siebie oderwali, zapytał:
- Co ty tu robisz?
- Wyszłam się przejść. A ty? - odparła zadając pytanie.
- Byłem w sklepie. - pokazał na torbę z zakupami. Pokiwała głową.
- Późno się robi. Pójdę już. - oznajmiła szatynka i chciała go wyminąć. Nie pozwolił jej.
- Poczekaj odprowadzę cię. - zaproponował Verdas i uśmiechnął się. Przytaknęła. Po drodze dużo rozmawiali. Mówili o sobie, lepiej się poznali.
- Dobra, to tu. Narazie. - pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się. - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - dodała.
- To nic takiego. Cześć. - pomachał jej i odszedł w stronę furtki. Zawołała go jeszcze.
- Pomożesz mi z tańcem? - zapytała, gdy już spojrzał na nią. Uśmiechnął się szeroko.
- Jasne. Może pojutrze, bo jutro mamy koncert. - zaproponował szatyn. Violetta kiwnęła głową.
- Dziękuję. - powiedziała i weszła do swojego domu.
niedziela, 15 czerwca 2014
Rozdział 14: Tylko mnie kochaj.
Pokręcili przecząco głowami.
- Nie, to nie dla nas. - odparł za wszystkich Maxi. Reszta mu przytaknęła.
- A poza tym, co na to rodzice. - dodał Verdas. Inni znów pokiwała głowami. Westchnęła, a w tym momencie do domu weszli rodzice szatyna.
- O, ciocia, wujek. Co myślicie o tym, żeby Leon zapisał się do szkoły muzycznej? - zapytała Cauviglia i podała im broszurę, wcześniej wyrwaną z rąk kuzyna. Z zadowoleniem przyglądali się kolorowej ulotce.
- W sumie... Nawet dobry pomysł... Co o tym myślisz? - spytała Veronica podając broszurę swojemu mężowi. Tamten tylko pokiwał twierdząco głową, przeglądając atrakcyjną ofertę szkoły. Francesca uśmiechnęła się zwycięsko i odwróciła w kierunku przyjaciół. Spojrzała na nich wzrokiem: "I? Co teraz?" Natalia jeszcze raz dokładnie przejrzała broszurę.
- Po pierwsze: to tylko opinia rodziców Leona. Po drugie: nie umiem tańczyć. - mówiła brunetka, a później założyła ręce na biodra. Całą piątka przytaknęła. Włoszka zaśmiała się w głos.
- No dobrze, że dziewczyny to jeszcze uwierzę, ale wy? Królowie dyskoteki, więc Lu, Naty i Violę możecie nauczyć. - zaproponowała, albo właściwiej byłoby: kazała. Westchnęli. - Więc rozumiem, że przekonałam? - spytała pewna siebie. Mrużąc oczy pokiwali głowami, nie chcąc się przyznać, jak bardzo spodobał im się jej pomysł. Uśmiechnęła się tryumfalnie. - No to teraz do domu po zgodę rodziców. - klasnęła w ręce. - No już. Raz, dwa trzy. - pogoniła ich Cauviglia. z westchnieniem opuścili dom Verdasów, żegnając się wcześniej. Gdy wyszli, brunetka rzuciła się Leonowi na szyję.
- Będziesz chodził do prestiżowej szkoły muzycznej! - wykrzyknęła wesoło. Zaśmiał się i delikatnie odsunął ją od siebie.
- Nie tak szybko. Skąd wiesz, że się dostanę? - szatyn uniósł brwi. Prychnęła.
- To jak nie ty, to kto? - zapytała nie czekając na odpowiedź. - Chodź. Sprawdzimy, jak tańczysz. - pociągnęła go za rękę. Usiedli na łóżku w jej pokoju. Włączyła laptop i gdy ładowało się oprogramowanie, spytała:
- Jaki jest link? - zmarszczyła brwi. Zajrzał do broszury.
- StudioonbeatBA.com - odparł. Weszła w przeglądarkę internetową i szybko wystukała na klawiaturze nazwę strony. Na stronie głównej pojawiły się dwa filmiki z podpisami:
Taniec na egzamin (chłopcy)
Taniec na egzamin (dziewczyny)
Wcisnęła "play" na pierwszym filmie. W skupieniu oglądali grupę ludzi. Po zakończeniu Francesca spojrzała na kuzyna.
- Łał. - tylko tyle powiedział. Zaśmiała się.
- No nie mów, że trudne. - przeniosła na niego wzrok, a on kiwnął głową. Znów zaśmiała się i puściła film. Stanęła na dywanie i spróbowała tańczyć razem z nimi. Bardzo dobrze jej szło, jak na pierwszy raz. Gdy już skończyła, zaklaskał. Zaśmiała się i machnęła ręką.
- Ty też powinnaś spróbować. - oznajmił z uśmiechem Verdas. Parsknęła.
- Tak. Ja fałszuję i nie umiem grać. - odparła. Oczywiście skłamała. Po chwili zadzwonił jej telefon. - To Ludmiła. - oznajmiła i nacisnęła zieloną słuchawkę na ekranie smartphone'a.
- Halo? - zapytała ciekawa, jakie wieści ma dla niej blondynka.
- Pozwolili! Ogarniasz to Fran?! Ja, zwykła Panna Ferro pójdę do Studio Onbeat! - wrzasnęła jej do ucha, a włoszka aż odsunęła telefon na kilkanaście centymetrów. Zaśmiała się cicho.
- Fajnie. A reszta? - zapytała nadal przez śmiech. Argentynka zastanowiła się chwilę.
- Nie. Nie wiem co z nimi. - odparła już spokojnie.
- Dobra, to jak będziesz coś wiedzieć, to zadzwoń. - poprosiła Cauviglia.
- Ok. Narazie. - odparła blondynka. Bez pożegnania, Ludmiła rozłączyła się. Brunetka zaśmiała się do ekranu. Kuzyn spojrzał na nią dziwnie.
- Ludka zdaje do studio. - oznajmiła wesoło. Po paru minutach zadzwoniła reszta, z informacją o następującej treści: "Będę zdawać do Studia!"
***
Niepewnie przekroczyli próg studio. Cała szóstka rozejrzała się. Grupka dziewczyn podśpiewujących sobie w kącie. Dwóch chłopców w sali tanecznej oraz klasa z nauczycielką chodząca po całej szkole, przy czym śpiewali. Castillo przyjrzała jej się uważnie. Zmarszczyła nos i popukała się palcem w brodę. Po chwili olśniło ją.
- Angie! - krzyknęła Violetta i pobiegła ku niej, a oczy wszystkich w korytarzu zwróciły się na nią. Saramego odwróciła głowę w jej stronę. Kiedy ujrzała swoją siostrzenicę, uśmiechnęła się promiennie.
- Viola! - powtórzyła jej gest. Po chwili, już trzymała ją w objęciach. - Tęskniłam. - wyszeptała blondynka. Nastolatka zaśmiała się.
- Ja też. - odparła ze śmiechem. Odsunęły się od siebie, a kobieta położyła jej ręce na ramionach.
- Ale ty urosłaś. - stwierdziła oglądając dziewczynę od stóp do głów. Tamta zaśmiała się.
- Trochę czasu minęło. Musimy się spotkać. - stwierdziła Castillo. Angie jej przytaknęła. Umówiły miejsce oraz czas spotkania. Następnie przyjaciele, dalej zwiedzali studio. U dyrektora złożyli potrzebne dokumenty. Teraz pozostało im tylko przygotować się do egzaminów wstępnych.
***
Po wszystkich lekcjach blondynka usiadła zmęczona na murku przed szkołą. To tutaj mogła wygrzewać się w popołudniowym słońcu i pomyśleć. Pogrążona w myślach o przystojnym włochu, nawet nie spostrzegła, że usiadł on obok niej. Dopiero gdy usłyszała cichy głos przy swoim uchu, zorientowała się o jego obecności.
- Cześć piękna. - to właśnie szepnął jej na ucho. Ludmiła, aż wzdrygnęła się na jego aksamitną barwę głosu. Odwróciła głowę i spojrzała w jego hipnotyzujące oczy.
- Co ty tu robisz, Fede? - spytała, próbując opanować drżenie głosu. Brunet zaśmiał się i założył kosmyk jej włosów za ucho.
- Przyszedłem się z tobą zobaczyć i ci coś powiedzieć. - odparł. Jej oczy momentalnie zaświeciły się i zatańczyły w nich radosne ogniki, wyrażające szczęście. Chciał ją zobaczyć, powiedzieć jej coś. Być może była dla niego ważna.
- No to słucham. - rzekła trochę zdenerwowana i zniecierpliwiona.
- Ludmiła... Dużo ostatnio myślałem, o tobie, o nas. Od tego pocałunku, ja... Wiem, że to nie jest zauroczenie. - mówił powoli, starając się dobrze dobrać słowa. Zasmuciło ją stwierdzenie: "Ja wiem, że to nie jest zauroczenie." Nie chciała jednak, dać tego po sobie poznać. Pasqarelli wziął głęboki oddech. - To nie jest zauroczenie, to jest miłość. Ludmiła, kocham cię. - wyznał. Otworzyła szerzej oczy i prawie udławiła się powietrzem. Serce biło szybko, jak oszalałe. Ręce już miały wystrzelić w górę i objąć go mocno za szyję, a usta powiedzieć: " Też cię kocham. Bądźmy razem!" Ale coś im nie pozwalało, całe jej ciało było jak sparaliżowane. To był strach. Strach, przed byciem zranioną, przed cierpieniem. Westchnęła głośno.
- Ja też cię kocham. Ale boję się, Federico. Co jeśli coś się stanie i mnie opuścisz? Boję się, że zostanę sama, a ty odejdziesz. - w jej oczach stanęły łzy. Złapał ją za trzęsące się dłonie. Pod wpływem jego dotyku, szybko stały się ciepłe.
- Przestań się bać. Nigdy cię nie zranię, za bardzo cię kocham. Daj mi szansę, daj nam szansę. Obiecuję, że nie pożałujesz. - zapewnił ją, całując najpierw jedną, a potem drugą dłoń dziewczyny.
- A co mam zrobić, żeby przestać się bać? - zapytała cicho blondynka. Uśmiechnął się, tym samym powodując uśmiech na jej twarzy i przysunął się do niej.
- Tylko mnie kochaj. - wyszeptał i nie pozwalając jej na odpowiedź, pocałował ją.
***
Postanowiłam, że będę dodawać tytuły rozdziałom. Mam nadzieję, że podoba wam się pomysł :) Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale nie mogłam nigdy dokończyć.
Do nexta :) buziaki :*
- Nie, to nie dla nas. - odparł za wszystkich Maxi. Reszta mu przytaknęła.
- A poza tym, co na to rodzice. - dodał Verdas. Inni znów pokiwała głowami. Westchnęła, a w tym momencie do domu weszli rodzice szatyna.
- O, ciocia, wujek. Co myślicie o tym, żeby Leon zapisał się do szkoły muzycznej? - zapytała Cauviglia i podała im broszurę, wcześniej wyrwaną z rąk kuzyna. Z zadowoleniem przyglądali się kolorowej ulotce.
- W sumie... Nawet dobry pomysł... Co o tym myślisz? - spytała Veronica podając broszurę swojemu mężowi. Tamten tylko pokiwał twierdząco głową, przeglądając atrakcyjną ofertę szkoły. Francesca uśmiechnęła się zwycięsko i odwróciła w kierunku przyjaciół. Spojrzała na nich wzrokiem: "I? Co teraz?" Natalia jeszcze raz dokładnie przejrzała broszurę.
- Po pierwsze: to tylko opinia rodziców Leona. Po drugie: nie umiem tańczyć. - mówiła brunetka, a później założyła ręce na biodra. Całą piątka przytaknęła. Włoszka zaśmiała się w głos.
- No dobrze, że dziewczyny to jeszcze uwierzę, ale wy? Królowie dyskoteki, więc Lu, Naty i Violę możecie nauczyć. - zaproponowała, albo właściwiej byłoby: kazała. Westchnęli. - Więc rozumiem, że przekonałam? - spytała pewna siebie. Mrużąc oczy pokiwali głowami, nie chcąc się przyznać, jak bardzo spodobał im się jej pomysł. Uśmiechnęła się tryumfalnie. - No to teraz do domu po zgodę rodziców. - klasnęła w ręce. - No już. Raz, dwa trzy. - pogoniła ich Cauviglia. z westchnieniem opuścili dom Verdasów, żegnając się wcześniej. Gdy wyszli, brunetka rzuciła się Leonowi na szyję.
- Będziesz chodził do prestiżowej szkoły muzycznej! - wykrzyknęła wesoło. Zaśmiał się i delikatnie odsunął ją od siebie.
- Nie tak szybko. Skąd wiesz, że się dostanę? - szatyn uniósł brwi. Prychnęła.
- To jak nie ty, to kto? - zapytała nie czekając na odpowiedź. - Chodź. Sprawdzimy, jak tańczysz. - pociągnęła go za rękę. Usiedli na łóżku w jej pokoju. Włączyła laptop i gdy ładowało się oprogramowanie, spytała:
- Jaki jest link? - zmarszczyła brwi. Zajrzał do broszury.
- StudioonbeatBA.com - odparł. Weszła w przeglądarkę internetową i szybko wystukała na klawiaturze nazwę strony. Na stronie głównej pojawiły się dwa filmiki z podpisami:
Taniec na egzamin (chłopcy)
Taniec na egzamin (dziewczyny)
Wcisnęła "play" na pierwszym filmie. W skupieniu oglądali grupę ludzi. Po zakończeniu Francesca spojrzała na kuzyna.
- Łał. - tylko tyle powiedział. Zaśmiała się.
- No nie mów, że trudne. - przeniosła na niego wzrok, a on kiwnął głową. Znów zaśmiała się i puściła film. Stanęła na dywanie i spróbowała tańczyć razem z nimi. Bardzo dobrze jej szło, jak na pierwszy raz. Gdy już skończyła, zaklaskał. Zaśmiała się i machnęła ręką.
- Ty też powinnaś spróbować. - oznajmił z uśmiechem Verdas. Parsknęła.
- Tak. Ja fałszuję i nie umiem grać. - odparła. Oczywiście skłamała. Po chwili zadzwonił jej telefon. - To Ludmiła. - oznajmiła i nacisnęła zieloną słuchawkę na ekranie smartphone'a.
- Halo? - zapytała ciekawa, jakie wieści ma dla niej blondynka.
- Pozwolili! Ogarniasz to Fran?! Ja, zwykła Panna Ferro pójdę do Studio Onbeat! - wrzasnęła jej do ucha, a włoszka aż odsunęła telefon na kilkanaście centymetrów. Zaśmiała się cicho.
- Fajnie. A reszta? - zapytała nadal przez śmiech. Argentynka zastanowiła się chwilę.
- Nie. Nie wiem co z nimi. - odparła już spokojnie.
- Dobra, to jak będziesz coś wiedzieć, to zadzwoń. - poprosiła Cauviglia.
- Ok. Narazie. - odparła blondynka. Bez pożegnania, Ludmiła rozłączyła się. Brunetka zaśmiała się do ekranu. Kuzyn spojrzał na nią dziwnie.
- Ludka zdaje do studio. - oznajmiła wesoło. Po paru minutach zadzwoniła reszta, z informacją o następującej treści: "Będę zdawać do Studia!"
***
Niepewnie przekroczyli próg studio. Cała szóstka rozejrzała się. Grupka dziewczyn podśpiewujących sobie w kącie. Dwóch chłopców w sali tanecznej oraz klasa z nauczycielką chodząca po całej szkole, przy czym śpiewali. Castillo przyjrzała jej się uważnie. Zmarszczyła nos i popukała się palcem w brodę. Po chwili olśniło ją.
- Angie! - krzyknęła Violetta i pobiegła ku niej, a oczy wszystkich w korytarzu zwróciły się na nią. Saramego odwróciła głowę w jej stronę. Kiedy ujrzała swoją siostrzenicę, uśmiechnęła się promiennie.
- Viola! - powtórzyła jej gest. Po chwili, już trzymała ją w objęciach. - Tęskniłam. - wyszeptała blondynka. Nastolatka zaśmiała się.
- Ja też. - odparła ze śmiechem. Odsunęły się od siebie, a kobieta położyła jej ręce na ramionach.
- Ale ty urosłaś. - stwierdziła oglądając dziewczynę od stóp do głów. Tamta zaśmiała się.
- Trochę czasu minęło. Musimy się spotkać. - stwierdziła Castillo. Angie jej przytaknęła. Umówiły miejsce oraz czas spotkania. Następnie przyjaciele, dalej zwiedzali studio. U dyrektora złożyli potrzebne dokumenty. Teraz pozostało im tylko przygotować się do egzaminów wstępnych.
***
Po wszystkich lekcjach blondynka usiadła zmęczona na murku przed szkołą. To tutaj mogła wygrzewać się w popołudniowym słońcu i pomyśleć. Pogrążona w myślach o przystojnym włochu, nawet nie spostrzegła, że usiadł on obok niej. Dopiero gdy usłyszała cichy głos przy swoim uchu, zorientowała się o jego obecności.
- Cześć piękna. - to właśnie szepnął jej na ucho. Ludmiła, aż wzdrygnęła się na jego aksamitną barwę głosu. Odwróciła głowę i spojrzała w jego hipnotyzujące oczy.
- Co ty tu robisz, Fede? - spytała, próbując opanować drżenie głosu. Brunet zaśmiał się i założył kosmyk jej włosów za ucho.
- Przyszedłem się z tobą zobaczyć i ci coś powiedzieć. - odparł. Jej oczy momentalnie zaświeciły się i zatańczyły w nich radosne ogniki, wyrażające szczęście. Chciał ją zobaczyć, powiedzieć jej coś. Być może była dla niego ważna.
- No to słucham. - rzekła trochę zdenerwowana i zniecierpliwiona.
- Ludmiła... Dużo ostatnio myślałem, o tobie, o nas. Od tego pocałunku, ja... Wiem, że to nie jest zauroczenie. - mówił powoli, starając się dobrze dobrać słowa. Zasmuciło ją stwierdzenie: "Ja wiem, że to nie jest zauroczenie." Nie chciała jednak, dać tego po sobie poznać. Pasqarelli wziął głęboki oddech. - To nie jest zauroczenie, to jest miłość. Ludmiła, kocham cię. - wyznał. Otworzyła szerzej oczy i prawie udławiła się powietrzem. Serce biło szybko, jak oszalałe. Ręce już miały wystrzelić w górę i objąć go mocno za szyję, a usta powiedzieć: " Też cię kocham. Bądźmy razem!" Ale coś im nie pozwalało, całe jej ciało było jak sparaliżowane. To był strach. Strach, przed byciem zranioną, przed cierpieniem. Westchnęła głośno.
- Ja też cię kocham. Ale boję się, Federico. Co jeśli coś się stanie i mnie opuścisz? Boję się, że zostanę sama, a ty odejdziesz. - w jej oczach stanęły łzy. Złapał ją za trzęsące się dłonie. Pod wpływem jego dotyku, szybko stały się ciepłe.
- Przestań się bać. Nigdy cię nie zranię, za bardzo cię kocham. Daj mi szansę, daj nam szansę. Obiecuję, że nie pożałujesz. - zapewnił ją, całując najpierw jedną, a potem drugą dłoń dziewczyny.
- A co mam zrobić, żeby przestać się bać? - zapytała cicho blondynka. Uśmiechnął się, tym samym powodując uśmiech na jej twarzy i przysunął się do niej.
- Tylko mnie kochaj. - wyszeptał i nie pozwalając jej na odpowiedź, pocałował ją.
***
Postanowiłam, że będę dodawać tytuły rozdziałom. Mam nadzieję, że podoba wam się pomysł :) Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale nie mogłam nigdy dokończyć.
Do nexta :) buziaki :*
wtorek, 10 czerwca 2014
Rozdział 13
Dedykuję: Naty Perrdio. Dzięki, że jeszcze czytasz te moje wypociny ;)
Zdezorientowana Francesca oderwała się od niego. Westchnęła i odsunęła się od bruneta.
- Mmasz dziewczynę. - wyjąłkała. Meksykanin zaśmiał się i znów przybliżył do niej.
- Ale ona nie musi o tym wiedzieć. - zasugerował i chciał ją znów pocałować. Cauviglia jednak odsunęła go od siebie. Pokręciła przecząco głową.
- Nie chcę być "tą drugą". - oznajmiła robiąc czudzysłów. Zaśmiał się cicho i znów się przybliżył, na niebezpieczną odległość. Wybawił ją krzyk rodzicielki chłopaka:
- Marco, zbieramy się. - Tavelli wstał i wychodząc puścił jej oczko. Rzuciła się bezradna na łóżko.
- Zakochałam się w idiocie i podrywaczu. - szepnęła sama do siebie. Wzięła poduszkę i rozpruła, a z przedmiotu wyleciało pierze. Była tak zła, że nie zważała na nic. Zaczęła cicho łkać. Do pomieszczenia wszedł Leon, którego całkowicie zdezorientował ten widok.
- Cco...? - tylko tyle udało mu się wydukać. Starła łzy, a on usiadł naprzeciwko niej. - Co się stało? - spytał troskliwie. Zapłakała jeszcze głośniej.
- Marco mnie pocałował. - wyrzuciła z siebie. Verdas zmarszczył brwi.
- To chyba dobrze, nie? - zapytał, a ona pokręciła głową. Spojrzał na nią pytająco. Opowiedziała mu całą historię, gdy szatyn przebywał w toalecie.
- ... Nie mam zamiaru być tą drugą. A poza tym, skoro zdradza Anę, to skąd wiesz czy nie ma jeszcze innej... Albo innych. - powiedziała włoszka. Kiwnął głową. Spojrzała za siebie. - A... No i z tego wszystkiego rozprułam ci poduszkę. - pokazała poszewkę. Leon od razu ją zabrał.
- To była moja ulubiona. - przytulił poszewkę do piersi, a ona zaśmiała się cicho.
***
Szatynka udała się na spacer przed zajęciami. Często to robiła, lubiła przechadzać się po parku. Gdy słońce zaczęło jej doskwierać, usiadła na ławeczce w cieniu. Odetchnęła głęboko. Gorące Buenos Aires, jej miasto. Urodziła się tu, ale po śmierci mamy wyprowadziła się do Madrytu. Żałowała, że jej tata zadecydował właśnie tak. Te lata w Hiszpanii, wspominała jako najgorsze. Wyjęła partuturę, już zarysowaną w serduszka, gwiazdki i różne szlaczki. Zanuciła pod nosem "Dile que si". Znów sięgnęła do torebki, z której wyciągnęła pamiętnik. Zgięła nuty na pół i włożyła do zeszytu. Otworzyła notatnik na wolnej stronie i zaczęła pisać.
Drogi pamiętniku!
Cieszę się z przyjazdu do BA. Mam znajomych, takich prawdziwych, śpiewam w zespole. Ja, Violetta Castillo ŚPIEWAM! Leon, Federico i Maxi są bardzo fajni. Są zabawni i szczerzy, a ja cenię szczerość. Bardzo cenię. Ludmi i Naty, to wspaniałe dziewczyny. Są nowe, tak jak ja. Również śpiewają. Są bardzo miłe i wszystkim chcą pomóc. No i muszę wspomnieć o Camili i Fran. Francesca jest włoszką, to kuzynka Leona. Mieszka razem z jego rodzicami i nim samym. Cami, ma śliczne rude włosy. To bardzo pozytywna dziewczyna. Chciałabym się z nimi zaprzyjaźnić, tak na serio.
Postawiła kropkę i włożyła zeszyt tam, skąd go wzięła. Udała się w kierunku szkoły.
***
Cauviglia by nabrać sił na cały dzień, o świcie wyszła na jogging. Włosy związała w niechlujnego kucyka, a na siebie założyła luźną bluzkę i szorty. Wcisnęła odtwarzacz Mp3 do kieszeni spodenek, a słuchawki włożyła do uszu. Biegła przed siebie, powoli w rytmie muzyki. Przebiegła cały park i chciała zawrócić, ale jej uwagę przykuł pewien kolorowy budynek. Truchtem udała się w tamtą stronę. Zatrzymała się przed szkołą.
- Studio Onbeat. - przeczytała na głos Francesca. Obok nazwy szkoły wisiał jeszcze jeden szyld. - Zapisy! Jeżeli chcesz się do nas przyłączyć, przyjdź! - przeczytała i uśmiechnęła się pod nosem. Zadowolona weszła do środka, a wyszła z plikiem kartek i broszur. Szybko pobiegła do domu, by zdążyć przebrać się na lekcje.
***
Popołudniu, dziewczyny zawitały w domu Verdasa, w celu przeprowadzenia próby. Gdy tylko weszły do salonu, po schodach zbiegła uśmiechnięta włoszka. Zmarszczyli brwi.
- Idziemy do garażu. - Leon wskazał kciukiem, w tamtym kierunku. Pokręciła przecząco głową.
- Czekajcie chwilę! - krzyknęła, a chwilę po tym zniknęła na piętrze. Popatrzyli zdziwieni po sobie. Po chwili wróciła z sześcioma torebkami prezentowymi w rękach. - Mam dla was prezenty! - oznajmiła zadowolona. Rozdała każdemu po jednej torbie. Spojrzeli na nią i zmarszczyli brwi. - No otwórzcie. - zachęciła ich Francesca. Ponte wzruszył ramionami i wyjął całą zawartość prezentu. Długopis, podanie do szkoły muzycznej oraz broszura tej właśnie placówki. Każda torebka zawierała to samo.
- Co to jest? - zapytała zdziwiona blondynka. Hiszpanka oraz Castillo przytaknęły.
- No własnie. - odezwał się do tej pory milczący Federico. Cauviglia uśmiechnęła się najszerzej, jak potrafiła.
- Zapiszcie się tam. To szkoła muzyczna. - powiedziała.
*********$)-'_<¢©ω℃℉»]§¥^[¥§ω°⊙℃⊙}}«}§{§{§
Cześć. Może, już zauważyliście, że zrobiłam zakładki: zapytaj bohatera i z linkiem do mojego drugiego bloga. Nie pozostaje mi teraz już nic innego jak, życzyć miłej lektury tego czegoś u góry :/ i przepraszam kochana, że ci dedykuję takie coś.
Papa
sobota, 7 czerwca 2014
Rozdział 12
- Mmarco... Znaczy się, dzień dobry! - przywitała się z gośćmi i wpuściła do środka. W tym momencie do salonu weszła pani Verdas.
- Caroline, Roberto. - uścisnęła każdego po kolei. - A ty pewnie, jesteś Marco. - zaśmiała się patrząc na młodego Tavelliego. Uśmiechnął się i przytaknął. - Poznaj, moją siostrzenicę... - brunet nie dał jej dokończyć.
- Znamy się ze szkoły. Chodzimy do jednej klasy. - oznajmił, a kobieta uśmiechnęła się.
- To nawet lepiej, jak się znacie. - machnęła ręką. - Więc mojego syna też pewnie znasz... A właśnie, gdzie on jest? Leon! - krzyknęła. Po chwili chłopak już zbiegał po schodach.
- Jestem, przepraszam za spóźnienie. - powiedział Verdas. Przywitał się z gośćmi. Rzucił kuzynce pełne współczucia spojrzenie, a później zasiedli do kolacji. Po skończonym posiłku, nastolatkowie udali się do pokoju szatyna. Usiedli na łóżku. Leon chcąc uniknąć irytującej ciszy, zaczął opowiadać kawały. Często wybuchali śmiechem, nawet Cauviglia się rozluźniła.
- Muszę do łazienki. Za chwilę wracam. - oznajmił Verdas i zostawił ich samych. Francesca przeklinała go za to w myślach.
- Nareszcie zostaliśmy sami. Już nie mogłem się powstrzymać. - odetchnął Marco. Brunetka zmarszczyła brwi. Powstrzymać?
- Przed czym? - spytała zdezorientowana włoszka. Uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Przed tym. - odparł i przysunął się do niej. Pocałował ją, ale miał dziewczynę. Czy Francesca mogła się cieszyć? Ale była "tą drugą". Może nie tylko ona, może było ich więcej.
***
Zdenerwowana Ferro oderwała się szybko od włocha. Zdziwiony spojrzał na nią. Przecież powiedziała, że też jej się podoba. Westchnęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Federico... Wyjdź. - powiedziała cicho. Zmarszczył brwi. Przysunął się bliżej blondynki.
- Dlaczego? - szepnął również cicho, delikatnie przutulając ją do siebie. Chciała się odsunąć, ale było jej dobrze. Czuła się bezpiecznie. Tak, jak zawsze chciała.
- Ja nie mogę. Przepraszam. - wyszeptała i delikatnie wyswobodziła z jego objęć. Pogładził ją delikatnie po włosach.
- Jakbyś zmieniła zdanie, będę czekać. - pocałował ją czule w policzek i odszedł w stronę drzwi. Uśmiechnęła się.
- Federico... - powiedziała cicho, ale on usłyszał. Brunet odwrócił się, a ona powiedziała:
- Dziękuję. - uśmiechnął się do niej i opuścił posesję Ferro. Blondynka chciała pobiec za nim, powiedzieć wszystko i być z nim. Ale nie była gotowa, bała się być zraniona. Założyła kosmyk włosów za ucho i podkuliła nogi.
- Nauczę się mu ufać, a on zaczeka. Jeszcze będziemy razem. - zapewniła sama siebie i przymknęła powieki, przypominając sobie ich wspaniały pocałunek.
- Na pewno będzie dobrze. - blondynka uśmiechnęła się delikatnie i oparła brodę o kolana.
***
Brazylijczyk był u swojej dziewczyny, aż do poźnego wieczora. Około godziny dwudziestej trzeciej opuszczał jej dom. Pocałował ją jeszcze przed wyjściem.
- Dobranoc. Będę tęsknić. - wyszeptała rudowłosa, gdy trwali w uścisku. Zaśmiał się.
- A ja nie, bo na pewno będę śnić o tobie. - odparł, a Torres parsknęła śmiechem.
- Oj, kochanie... Podryw, to ty masz słaby. - zaśmiała się. Broadway wytknął jej język.
- Jak ci się nie podoba to nie. - założył ręce na pierś i zaczął iść w stronę furtki. Zaśmiała się cicho.
- Broadway... - zawołała go, gdy już naciskał na klamkę. Zdezorientowany odwrócił się i zmarszczył brwi. - Kocham cię. - oznajmiła ruda i uśmiechnęła się. Odwzajemnił gest.
- Ja też cię kocham. Bardzo. - odparł, a ona uśmiechnęła się szerzej. "Bardzo ją kocha". Tak bardzo chciała od kogoś to usłyszeć. Nikt nie mówił jej tego od kilku lat. Puścił jej oczko i wyszedł. Zaśmiała się cicho i wróciła do domu. Po kilkunastu minutach otrzymała wiadomość.
Od: Broadway <3
Słodkich snów królewno. Kocham cię :*
Uśmiechnęła się do ekranu. Niby taki mały gest, a ją tak ucieszył. Szybko wystukała na klawiaturze odpowiedź:
Do: Broadway <3
Dobranoc misiu. Ja też cię kocham <3
Myśląc o swoim cudownym chłopaku, Torres zasnęła z uśmiechem na ustach.
- Caroline, Roberto. - uścisnęła każdego po kolei. - A ty pewnie, jesteś Marco. - zaśmiała się patrząc na młodego Tavelliego. Uśmiechnął się i przytaknął. - Poznaj, moją siostrzenicę... - brunet nie dał jej dokończyć.
- Znamy się ze szkoły. Chodzimy do jednej klasy. - oznajmił, a kobieta uśmiechnęła się.
- To nawet lepiej, jak się znacie. - machnęła ręką. - Więc mojego syna też pewnie znasz... A właśnie, gdzie on jest? Leon! - krzyknęła. Po chwili chłopak już zbiegał po schodach.
- Jestem, przepraszam za spóźnienie. - powiedział Verdas. Przywitał się z gośćmi. Rzucił kuzynce pełne współczucia spojrzenie, a później zasiedli do kolacji. Po skończonym posiłku, nastolatkowie udali się do pokoju szatyna. Usiedli na łóżku. Leon chcąc uniknąć irytującej ciszy, zaczął opowiadać kawały. Często wybuchali śmiechem, nawet Cauviglia się rozluźniła.
- Muszę do łazienki. Za chwilę wracam. - oznajmił Verdas i zostawił ich samych. Francesca przeklinała go za to w myślach.
- Nareszcie zostaliśmy sami. Już nie mogłem się powstrzymać. - odetchnął Marco. Brunetka zmarszczyła brwi. Powstrzymać?
- Przed czym? - spytała zdezorientowana włoszka. Uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Przed tym. - odparł i przysunął się do niej. Pocałował ją, ale miał dziewczynę. Czy Francesca mogła się cieszyć? Ale była "tą drugą". Może nie tylko ona, może było ich więcej.
***
Zdenerwowana Ferro oderwała się szybko od włocha. Zdziwiony spojrzał na nią. Przecież powiedziała, że też jej się podoba. Westchnęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Federico... Wyjdź. - powiedziała cicho. Zmarszczył brwi. Przysunął się bliżej blondynki.
- Dlaczego? - szepnął również cicho, delikatnie przutulając ją do siebie. Chciała się odsunąć, ale było jej dobrze. Czuła się bezpiecznie. Tak, jak zawsze chciała.
- Ja nie mogę. Przepraszam. - wyszeptała i delikatnie wyswobodziła z jego objęć. Pogładził ją delikatnie po włosach.
- Jakbyś zmieniła zdanie, będę czekać. - pocałował ją czule w policzek i odszedł w stronę drzwi. Uśmiechnęła się.
- Federico... - powiedziała cicho, ale on usłyszał. Brunet odwrócił się, a ona powiedziała:
- Dziękuję. - uśmiechnął się do niej i opuścił posesję Ferro. Blondynka chciała pobiec za nim, powiedzieć wszystko i być z nim. Ale nie była gotowa, bała się być zraniona. Założyła kosmyk włosów za ucho i podkuliła nogi.
- Nauczę się mu ufać, a on zaczeka. Jeszcze będziemy razem. - zapewniła sama siebie i przymknęła powieki, przypominając sobie ich wspaniały pocałunek.
- Na pewno będzie dobrze. - blondynka uśmiechnęła się delikatnie i oparła brodę o kolana.
***
Brazylijczyk był u swojej dziewczyny, aż do poźnego wieczora. Około godziny dwudziestej trzeciej opuszczał jej dom. Pocałował ją jeszcze przed wyjściem.
- Dobranoc. Będę tęsknić. - wyszeptała rudowłosa, gdy trwali w uścisku. Zaśmiał się.
- A ja nie, bo na pewno będę śnić o tobie. - odparł, a Torres parsknęła śmiechem.
- Oj, kochanie... Podryw, to ty masz słaby. - zaśmiała się. Broadway wytknął jej język.
- Jak ci się nie podoba to nie. - założył ręce na pierś i zaczął iść w stronę furtki. Zaśmiała się cicho.
- Broadway... - zawołała go, gdy już naciskał na klamkę. Zdezorientowany odwrócił się i zmarszczył brwi. - Kocham cię. - oznajmiła ruda i uśmiechnęła się. Odwzajemnił gest.
- Ja też cię kocham. Bardzo. - odparł, a ona uśmiechnęła się szerzej. "Bardzo ją kocha". Tak bardzo chciała od kogoś to usłyszeć. Nikt nie mówił jej tego od kilku lat. Puścił jej oczko i wyszedł. Zaśmiała się cicho i wróciła do domu. Po kilkunastu minutach otrzymała wiadomość.
Od: Broadway <3
Słodkich snów królewno. Kocham cię :*
Uśmiechnęła się do ekranu. Niby taki mały gest, a ją tak ucieszył. Szybko wystukała na klawiaturze odpowiedź:
Do: Broadway <3
Dobranoc misiu. Ja też cię kocham <3
Myśląc o swoim cudownym chłopaku, Torres zasnęła z uśmiechem na ustach.
wtorek, 3 czerwca 2014
Rozdział 11
Weszła do domu i trzasnęła drzwiami. Westchnęła i oparła się o ścianę.
- Fran, co się stało? - spytała jej zatroskana ciocia wchodząc na korytarz. Cauviglia uśmiechnęła się sztucznie.
- Nic. To przeciąg tak trzasnął. - odparła starając się być opanowana. Tak naprawdę, znów chodziło o Anę. Patrzyła jak ona go całuje, przytula, szepta słodkie słówka. Kobieta przyjrzała jej się uważnie.
- No dobrze. Dziś wieczorem przychodzą nasi wspólnicy z synem. Ubierzcie się z Leonem ładnie. - oznajmiła. Brunetka przytaknęła i udała się do swojego pokoju. Po drodze powiadomiła kuzyna o wieczornych gościach. Wybrała ubiór i zabrała się za pracę domową.
Jeszcze ostatnia kreska... I już była gotowa. Przejrzała się w lustrze i uśmiechnęła. Brzoskwiniowa sukienka i czarne koturny, z weekendowych zakupów.
- Cami miała rację, leży idealnie. - powiedziała do siebie Francesca. W tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi.
- Francesca, otworzysz? - krzyknęła pani Verdas. Odrzyknęła jej twierdzącą odpowiedź i zbiegła na dół. W pośpiechu poprawiła włosy i nacisnęła na klamkę.
- Marco...
***
Niepewnie zapukał do drzwi. Wziął głęboki oddech i poczuł coś dziwnego. Chciał zrezygnować i odejść, ale w drzwiach pojawiła się blondynka. Było za późno.
- Federico? - zapytała przerażona. Przytaknął. - Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - Ferro zmarszczyła brwi. Podrapał się po głowie.
- Szedłem za tobą po szkole... - wyjaśnił zmieszany włoch. Zamrugała parę razy. Szedł za nią tylko po to, by dowiedzieć się gdzie mieszka. Poczuła się dumna, dumna, że zainteresował się nią. Zwykłą Ludmiłą Ferro. Zaniemówiła. Parę razy otworzyła i zamknęła usta, bez większego celu. Po kilku minutach opanowała się i wpuściła go do środka.
- To... chciałeś o czymś pogadać? - zapytała Ludmiła niepewnie. Przytaknął. Zaprosiła go gestem na sofę, a sama usiadła naprzeciw niego. - To słucham. - założyła nogę na nogę. Włoch wziął głęboki oddech.
- Ja chciałem... - zatrzymał się na chwilę, by dobrze dobrać słowa. - wyjaśnić ci z tą piosenką. Nie mam dziewczyny. Ona... Ona była dla ciebie. - wyznał. Ferro, aż udławiła się powietrzem. - Ludmiła, bardzo mi się podobasz. - dodał. Zastanowiła się chwilę.
- A co byś powiedział, gdybym powiedziała, że też mi się podobasz? - spytała. Brunet przysunął się bliżej.
- Nic bym nie powiedział. - odparł cicho i złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
***
Był już wieczór. Ruda siedziała na kanapie i oglądała nudną telenowelę. Od telewizji oderwało ją ciche pukanie do drzwi. Otworzyła je i ujrzała Broadwaya.
- Broadway?! - pisnęła Torres. Zakłopotany podrapał się po głowie.
- Możemy pogadać? - zapytał brazylijczyk. Westchnęła i wpuściła go do środka. Usiedli na sofie. Camila popatrzyła mu prosto w oczy.
- No to słucham. - zaczęła skubać kawałek legginsów.
- Nie przeszkadzam? - upewnił się. Zaśmiała się cicho.
- Chyba nie po to przyszedłeś. - uniosła brwi.
- Chciałem się tylko upewnić, czy to nie przeszkadza twoim rodzicom. - wytłumaczył. Zaśmiała się nerwowo.
- Nie... Oni wrócą późno w nocy. - machnęła ręką. Zauważył, że dziewczyna jest smutna z tego powodu.
- Dlaczego? - zapytał i czule odgarnął jej rude włosy z twarzy. Pokiwała przecząco głową.
- Nnie ważne... - zabrała jego rękę.
- Czasem dobrze jest się komuś wygadać. - zachęcił ją. Rudowłosa przymknęła na chwilę powieki i wzięła głęboki oddech. Opowiedziała mu o Kelly, jej śmierci.
- ... No i od tej pory prawie ciągle jestem sama. - skończyła i podkuliła nogi. Broadway przysunął się bliżej i objął delikatnie ramieniem. Po chwili wachania wtuliła się w niego. - Odkąd jej nie ma... Jestem sama, nikt mnie nie kocha. Czuję się taka samotna. - wychlipiała Camila. Brazylijczyk pocałował ją w czubek głowy.
- Nie musisz czuć się samotna, ja tu jestem. Kocham cię. - jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Wreszcie poczuła się kochana, doceniona.
- Ja też cię kocham. - podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Nachylił się i pocałował. Oddała pocałunek. Oderwali się od siebie i uśmiechnęli do siebie.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz. - szepnęła obejmując go rękami za szyję. Musnął delikatnie jej policzek.
- Obiecuję. - odparł cicho. Camila była teraz najszczęśliwsza na świecie. Miała Broadwaya, jej chłopaka. Kochał ją, a ona jego. Byli razem, byli szczęśliwi.
- Fran, co się stało? - spytała jej zatroskana ciocia wchodząc na korytarz. Cauviglia uśmiechnęła się sztucznie.
- Nic. To przeciąg tak trzasnął. - odparła starając się być opanowana. Tak naprawdę, znów chodziło o Anę. Patrzyła jak ona go całuje, przytula, szepta słodkie słówka. Kobieta przyjrzała jej się uważnie.
- No dobrze. Dziś wieczorem przychodzą nasi wspólnicy z synem. Ubierzcie się z Leonem ładnie. - oznajmiła. Brunetka przytaknęła i udała się do swojego pokoju. Po drodze powiadomiła kuzyna o wieczornych gościach. Wybrała ubiór i zabrała się za pracę domową.
Jeszcze ostatnia kreska... I już była gotowa. Przejrzała się w lustrze i uśmiechnęła. Brzoskwiniowa sukienka i czarne koturny, z weekendowych zakupów.
- Cami miała rację, leży idealnie. - powiedziała do siebie Francesca. W tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi.
- Francesca, otworzysz? - krzyknęła pani Verdas. Odrzyknęła jej twierdzącą odpowiedź i zbiegła na dół. W pośpiechu poprawiła włosy i nacisnęła na klamkę.
- Marco...
***
Niepewnie zapukał do drzwi. Wziął głęboki oddech i poczuł coś dziwnego. Chciał zrezygnować i odejść, ale w drzwiach pojawiła się blondynka. Było za późno.
- Federico? - zapytała przerażona. Przytaknął. - Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - Ferro zmarszczyła brwi. Podrapał się po głowie.
- Szedłem za tobą po szkole... - wyjaśnił zmieszany włoch. Zamrugała parę razy. Szedł za nią tylko po to, by dowiedzieć się gdzie mieszka. Poczuła się dumna, dumna, że zainteresował się nią. Zwykłą Ludmiłą Ferro. Zaniemówiła. Parę razy otworzyła i zamknęła usta, bez większego celu. Po kilku minutach opanowała się i wpuściła go do środka.
- To... chciałeś o czymś pogadać? - zapytała Ludmiła niepewnie. Przytaknął. Zaprosiła go gestem na sofę, a sama usiadła naprzeciw niego. - To słucham. - założyła nogę na nogę. Włoch wziął głęboki oddech.
- Ja chciałem... - zatrzymał się na chwilę, by dobrze dobrać słowa. - wyjaśnić ci z tą piosenką. Nie mam dziewczyny. Ona... Ona była dla ciebie. - wyznał. Ferro, aż udławiła się powietrzem. - Ludmiła, bardzo mi się podobasz. - dodał. Zastanowiła się chwilę.
- A co byś powiedział, gdybym powiedziała, że też mi się podobasz? - spytała. Brunet przysunął się bliżej.
- Nic bym nie powiedział. - odparł cicho i złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
***
Był już wieczór. Ruda siedziała na kanapie i oglądała nudną telenowelę. Od telewizji oderwało ją ciche pukanie do drzwi. Otworzyła je i ujrzała Broadwaya.
- Broadway?! - pisnęła Torres. Zakłopotany podrapał się po głowie.
- Możemy pogadać? - zapytał brazylijczyk. Westchnęła i wpuściła go do środka. Usiedli na sofie. Camila popatrzyła mu prosto w oczy.
- No to słucham. - zaczęła skubać kawałek legginsów.
- Nie przeszkadzam? - upewnił się. Zaśmiała się cicho.
- Chyba nie po to przyszedłeś. - uniosła brwi.
- Chciałem się tylko upewnić, czy to nie przeszkadza twoim rodzicom. - wytłumaczył. Zaśmiała się nerwowo.
- Nie... Oni wrócą późno w nocy. - machnęła ręką. Zauważył, że dziewczyna jest smutna z tego powodu.
- Dlaczego? - zapytał i czule odgarnął jej rude włosy z twarzy. Pokiwała przecząco głową.
- Nnie ważne... - zabrała jego rękę.
- Czasem dobrze jest się komuś wygadać. - zachęcił ją. Rudowłosa przymknęła na chwilę powieki i wzięła głęboki oddech. Opowiedziała mu o Kelly, jej śmierci.
- ... No i od tej pory prawie ciągle jestem sama. - skończyła i podkuliła nogi. Broadway przysunął się bliżej i objął delikatnie ramieniem. Po chwili wachania wtuliła się w niego. - Odkąd jej nie ma... Jestem sama, nikt mnie nie kocha. Czuję się taka samotna. - wychlipiała Camila. Brazylijczyk pocałował ją w czubek głowy.
- Nie musisz czuć się samotna, ja tu jestem. Kocham cię. - jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Wreszcie poczuła się kochana, doceniona.
- Ja też cię kocham. - podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Nachylił się i pocałował. Oddała pocałunek. Oderwali się od siebie i uśmiechnęli do siebie.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz. - szepnęła obejmując go rękami za szyję. Musnął delikatnie jej policzek.
- Obiecuję. - odparł cicho. Camila była teraz najszczęśliwsza na świecie. Miała Broadwaya, jej chłopaka. Kochał ją, a ona jego. Byli razem, byli szczęśliwi.
piątek, 30 maja 2014
Rozdział 10
Skończyli ćwiczyć drugą piosenkę. Zmęczeni opadli na krzesła, obok siebie.
- Fede, może zagrasz swoją nową piosenkę. - zaproponował Leon upijając łyk wody z butelki. Brunet podrapał się po głowie.
- Ja? - zapytał pokazując palcem na siebie. Verdas kiwnął zdziwiony głową. Włoch niepewnym krokiem podszedł do gitary i chwycił ją siadając na stołku. Zagrał pierwsze akordy, a po chwili wypełnił muzykę śpiewem.
Por tu amor yo renaci eres todo para mi
Hace frio y no te tengo y el cielo se ah vuelto gris
Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi
Por que esta vida no es vida sin ti
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Cały czas patrzył na Ludmiłę. Blondynka spojrzała mu w oczy, ale szybko odwróciła wzrok. Zabrzmiały ostatnie dźwięki piosenki i koniec. Pasqarelli skończył, a przyjaciele zaczęli klaskać. Podziękował i usiadł koło nich. Ferro zamrugała parę razy, a potem wstała.
- Muszę iść. Jest już późno. - wytłumaczyła zabierając torebkę. Dziewczyny poderwały się za jej przykładem.
- Tak, my też. - odparły na równi hiszpanka i Violetta. Pożegnali się. Nastolatki opuściły posiadłość Verdas'ów.
- To co? Idziemy biegać? - spytał Ponte, po ich wyjściu. To była ich taka tradycja, po piątkowych próbach uprawiali jogging. Przytaknęli i wyszli.
- Fran, idziemy pobiegać! - oznajmił szatyn przed wyjściem. W odpowiedzi dostał tylko jakieś niezidentyfikowane słowo, wypowiedziane przez wloszkę.
***
Zamknęli za sobą drzwi, a ona odczekała parę minut. Gdy upewniła się, że są daleko, zawołała:
- Ciociu! Wujku! - krzyknęła Cauviglia, ale nie otrzymała odpowiedzi. To utwierdziło ją w przekonaniu, iż jest sama. Zabrała z biurka notatnik i udała się do pokoju kuzyna. Odszukała wzrokiem gitary Leona, którą już za chwilę trzymała w ręku. Wzięła głęboki oddech i przysiadła na skraju łóżka. Otworzyła zeszyt ma stronie z tekstem piosenki. Delikatnie musnęła palcami struny gitary, a dopiero potem zaczęła grać.
Non so se va bene. non so se non va.
Non so se tacere o dirtelo ma.
Le cose che sento
Qui dentro di me,
Mi fanno pensar
Che lamore é cosi.
Ogni instante
A un non so ché
D’importante vicino
A te.
E mí sembra che
Tutto sía facile,
Che ogni sogno
Diventi realtá.
E la terra puó
Essere il cielo!
E’ vero!
E’ vero!
Słowa były w jej ojczystym języku, po włosku. Nikt nie wiedział, że Francesca gra na gitarze i śpiewa. Zawsze mówiła, że nie potrafi grać na żadnym instrumencie, a co dopiero śpiewać. To była jej tajemnica, jak to, że podkochuje się w Marco. Westchnęła i odłożyła gitarę Verdasa, na miejsce skąd ją wzięła. Usłyszała trzask drzwi.
- Leon wrócił. - szepnęła do siebie brunetka. Zgarnęła notatnik i szybko ruszyła do wyjścia. W drzwiach napotkała kuzyna.
- Fran? - zdziwił się chłopak. Zaśmiała się nerwowo.
- Tak, chciałam pożyczyć notatki z fizyki, ale nie znalazłam. Wiesz, muszę poprawić sprawdzian. - wyjaśniła. Uśmiechnął się i podszedł do biurka. Otworzył szufladę i wyjął z niej zeszyt. Podał zniecierpliwionej włoszce.
- Proszę bardzo. - wzięła od niego przedmiot.
- Dzięki. - odrzekła sztucznie się uśmiechając i ruszyła do swojego pokoju. Gdy była sama westchnęła. - Było blisko. - szepnęła i położyła się na łóżko.
***
Wracały w ciszy. Pierwsza postanowiła odezwać się Castillo:
- Ludmiła... Dlaczego chciałaś tak szybko wyjść? - spytała niepewnie. Hiszpanka przytaknęła, również chcąc znać powód.
- Nie, wcale nie. - broniła się Ferro. Westchnęły.
- No tak, na pewno. - potwierdziła z ironią brunetka. Ludmiła jęknęła bezradnie.
- Nie ważne. Doceniam to, że się martwcie, ale to nic ważnego. - zapewniła je. Postanowiły odpuścić. Znów nastała irytującą cisza, którą przerwała Perrdio:
- A tak w ogóle, jak mam się do was zwracać? Bo ciągle tylko Ludmiła i Violetta, może jakieś zdrobnienie? - zasugerowała. Potem pstryknęła palcami.
- Ludka? - zapytała uśmiechając się. Blondynka zaśmiała się.
- Wolę Lu, albo Ludmi. - oznajmiła. Hiszpanka przytaknęła i wymownie spojrzała w stronę Castillo. Tamta zastanowiła się chwilę.
- Viola, Vilu... - zaproponowała. Uśmiechnęły się.
- A do ciebie? - spytała Ferro patrząc na Natalię. Brunetka machnęła ręką.
- Naty, Nata. - odparła lekko się uśmiechając. Dalej szły śmiejąc się i rozmawiając.
"46-'"°|£¿>[¡℉¤⊙®}<|«℉.°⊙®®¤¤>||^~{®⊙§^¢{⊙>¢{©¤|¢{¢¢|[^~£{\^\¢£~^\<>
Chciałam dodać wczoraj, ale zapomniałam :/ Wieczorem może dodam OS. Chcecie? Miałam wenę, ale nie wiem czy zdążę skończyć. Czekam na wasze opinie. <3
- Fede, może zagrasz swoją nową piosenkę. - zaproponował Leon upijając łyk wody z butelki. Brunet podrapał się po głowie.
- Ja? - zapytał pokazując palcem na siebie. Verdas kiwnął zdziwiony głową. Włoch niepewnym krokiem podszedł do gitary i chwycił ją siadając na stołku. Zagrał pierwsze akordy, a po chwili wypełnił muzykę śpiewem.
Por tu amor yo renaci eres todo para mi
Hace frio y no te tengo y el cielo se ah vuelto gris
Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi
Por que esta vida no es vida sin ti
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Cały czas patrzył na Ludmiłę. Blondynka spojrzała mu w oczy, ale szybko odwróciła wzrok. Zabrzmiały ostatnie dźwięki piosenki i koniec. Pasqarelli skończył, a przyjaciele zaczęli klaskać. Podziękował i usiadł koło nich. Ferro zamrugała parę razy, a potem wstała.
- Muszę iść. Jest już późno. - wytłumaczyła zabierając torebkę. Dziewczyny poderwały się za jej przykładem.
- Tak, my też. - odparły na równi hiszpanka i Violetta. Pożegnali się. Nastolatki opuściły posiadłość Verdas'ów.
- To co? Idziemy biegać? - spytał Ponte, po ich wyjściu. To była ich taka tradycja, po piątkowych próbach uprawiali jogging. Przytaknęli i wyszli.
- Fran, idziemy pobiegać! - oznajmił szatyn przed wyjściem. W odpowiedzi dostał tylko jakieś niezidentyfikowane słowo, wypowiedziane przez wloszkę.
***
Zamknęli za sobą drzwi, a ona odczekała parę minut. Gdy upewniła się, że są daleko, zawołała:
- Ciociu! Wujku! - krzyknęła Cauviglia, ale nie otrzymała odpowiedzi. To utwierdziło ją w przekonaniu, iż jest sama. Zabrała z biurka notatnik i udała się do pokoju kuzyna. Odszukała wzrokiem gitary Leona, którą już za chwilę trzymała w ręku. Wzięła głęboki oddech i przysiadła na skraju łóżka. Otworzyła zeszyt ma stronie z tekstem piosenki. Delikatnie musnęła palcami struny gitary, a dopiero potem zaczęła grać.
Non so se va bene. non so se non va.
Non so se tacere o dirtelo ma.
Le cose che sento
Qui dentro di me,
Mi fanno pensar
Che lamore é cosi.
Ogni instante
A un non so ché
D’importante vicino
A te.
E mí sembra che
Tutto sía facile,
Che ogni sogno
Diventi realtá.
E la terra puó
Essere il cielo!
E’ vero!
E’ vero!
Słowa były w jej ojczystym języku, po włosku. Nikt nie wiedział, że Francesca gra na gitarze i śpiewa. Zawsze mówiła, że nie potrafi grać na żadnym instrumencie, a co dopiero śpiewać. To była jej tajemnica, jak to, że podkochuje się w Marco. Westchnęła i odłożyła gitarę Verdasa, na miejsce skąd ją wzięła. Usłyszała trzask drzwi.
- Leon wrócił. - szepnęła do siebie brunetka. Zgarnęła notatnik i szybko ruszyła do wyjścia. W drzwiach napotkała kuzyna.
- Fran? - zdziwił się chłopak. Zaśmiała się nerwowo.
- Tak, chciałam pożyczyć notatki z fizyki, ale nie znalazłam. Wiesz, muszę poprawić sprawdzian. - wyjaśniła. Uśmiechnął się i podszedł do biurka. Otworzył szufladę i wyjął z niej zeszyt. Podał zniecierpliwionej włoszce.
- Proszę bardzo. - wzięła od niego przedmiot.
- Dzięki. - odrzekła sztucznie się uśmiechając i ruszyła do swojego pokoju. Gdy była sama westchnęła. - Było blisko. - szepnęła i położyła się na łóżko.
***
Wracały w ciszy. Pierwsza postanowiła odezwać się Castillo:
- Ludmiła... Dlaczego chciałaś tak szybko wyjść? - spytała niepewnie. Hiszpanka przytaknęła, również chcąc znać powód.
- Nie, wcale nie. - broniła się Ferro. Westchnęły.
- No tak, na pewno. - potwierdziła z ironią brunetka. Ludmiła jęknęła bezradnie.
- Nie ważne. Doceniam to, że się martwcie, ale to nic ważnego. - zapewniła je. Postanowiły odpuścić. Znów nastała irytującą cisza, którą przerwała Perrdio:
- A tak w ogóle, jak mam się do was zwracać? Bo ciągle tylko Ludmiła i Violetta, może jakieś zdrobnienie? - zasugerowała. Potem pstryknęła palcami.
- Ludka? - zapytała uśmiechając się. Blondynka zaśmiała się.
- Wolę Lu, albo Ludmi. - oznajmiła. Hiszpanka przytaknęła i wymownie spojrzała w stronę Castillo. Tamta zastanowiła się chwilę.
- Viola, Vilu... - zaproponowała. Uśmiechnęły się.
- A do ciebie? - spytała Ferro patrząc na Natalię. Brunetka machnęła ręką.
- Naty, Nata. - odparła lekko się uśmiechając. Dalej szły śmiejąc się i rozmawiając.
"46-'"°|£¿>[¡℉¤⊙®}<|«℉.°⊙®®¤¤>||^~{®⊙§^¢{⊙>¢{©¤|¢{¢¢|[^~£{\^\¢£~^\<>
Chciałam dodać wczoraj, ale zapomniałam :/ Wieczorem może dodam OS. Chcecie? Miałam wenę, ale nie wiem czy zdążę skończyć. Czekam na wasze opinie. <3
poniedziałek, 26 maja 2014
Rozdział 9
- Camila! Cami! Zaczekaj na mnie! - biegł za dziewczyną, która uciekła przed nim przed lekcjami. Zajęcia się skończyły, a ona znów przed nim ucieka. Ruda zatrzymała się, by złapać oddech. Brazylijczyk szybko dogonił ją i złapał za nadgarstek. Odwrócił ją do siebie i spojrzał prosto w oczy. Dzieliły ich tylko milimetry. Czuł jej zdyszany oddech na twarzy.
- Cami. Powiedz mi. - poprosił. Pokręciła głową.
- Broadway... Nie mogę. - odparła Torres. Mocniej ścisnął jej dłoń, którą nadal trzymał.
- Proszę cię... - szepnął. Zamrugała parę razy. - Cami, kocham cię. Powiedz mi. - wyznał jej miłość. Jej ręce zaczęły się trząść, a nogi zrobiły się jak z waty.
- Ja też cię kocham Broadway, ale muszę już iść. - odrzekła Camila. Potem wyszarpnęła się z jego uścisku i odbiegła. Wołał ją, ale nie reagowała.
- Cami, kocham cię. Nie odchodź! - krzyknął szeptem, gdy była już daleko. Zrezygnowany odszedł. Westchnął.
Rudowłosa wbiegła do domu trzaskając drzwiami. Przymknęła na chwilę powieki. Odetchnęła głęboko. Szybko pobiegła na górę, do pokoju siostry.
- Kocham go Kelly, ale przecież nie będę z nim. Nie powiem mu nic. - mówiła do siostry na zdjęciu. Siedziała na łóżku u niej w pokoju, z podkulonymi nogami oglądała stare zdjęcia. Spojrzała w lustro, była identyczna, jak jej siostra w jej wieku.
- Co mam robić? - zapytała młoda Torres.
***
Natalia i Violetta powoli, zmierzały parkiem do domu kolegi. Co chwilę śmiały się, nie brakowało im tematów fo rozmów.
- Czy to nie Ludmiła? - hiszpanka wskazała palcem na blondynkę, parę metrów przed nimi. Castillo zmarszczyła brwi.
- Chyba tak. - odparła, przyglądając jej się uważnie.
- Ludmiła! Ludmiła! - zawołały równocześnie. Postać odwróciła się i uśmiechnęła delikatnie. Ferro przystanęła i poczekała na dziewczyny. Przywitały się. Obie zauważyły, że z blondynką jest coś nie tak.
- Ludmiła. Coś się stało? - spytała nieśmiało szatynka. Tamta energicznie pokręciła głową.
- Wszystko dobrze. - odparła ze sztucznym uśmiechem.
- Na pewno? Może źle się czujesz? - zapytała z troską Perrdio. Machnęła ręką.
- Wszystko dobrze, naprawdę. - zapewniła Ludmiła, starańc się rozwiać ich wątpliwości. Natalia i Violetta wymieniły pełne zwątpienia spojrzenia. Po prostu nie chciała im powiedzieć o piosence włocha. Nie była zbyt ufna. Ludmiła była bardzo zamknięta w sobie, ale starała się udawać twardą. Była bardzo krucha, ale nikt nie wiedział. Wszystkie źle uczucia tłumiła w sobie.
***
Cicho weszła do biblioteki, modląc się w duszy, by Any tu jeszcze nie było. Włoszka spóźniła się o kilka minut, nie chciała żeby Maleia na nią czekała. Jak na złość, dziewczyna siedziała już przy stoliku. Francesca zaklęła w myślach i usiadła naprzeciwko niej.
- Przepraszam, miałam mały problem z szafką. - wyjaśniła zmieszana. Szatynka machnęła ręką.
- Nic się nie stało. Zaczynamy? - spytała. Ana nie wiedziała, że Cauviglia zakochała się w jej chłopaku. Żyła w świadomości, że Marco należy tylko do niej. Ale, nie było tak. Przynajmniej w myślach Francesci.
- Tak, jasne. - odparła, starając opanować nerwy brunetka. Maleia tłumaczyła jej różne rzeczy o prawach fizyki. Włoszka jednak nie słuchała. Zastanawiała się, co ma Ana, a czego ona nie ma. Nie doszła jednak do żadnego wniosku. Cały czas tylko potakiwała głową, na monolog Any.
- Dobra, muszę już iść. Umówiłam się z Marco. Pa! - krzyknęła i szybko zebrała swoje rzeczy. Cauviglia uśmiechnęła się niemrawo.
- Narazie. - rzekła, gdy tamta była już daleko.
***
Znudzeni wpatrywali się w drzwi.
- Za chwilę, na pewno przyjdą. - zapewnił Federico. Nie wierzył, żeby Ludmiła mogła im nie przekazać wiadomości. Po minucie usłyszeli pukanie do drzwi. Wszyscy jak na komendę, poderwali się z miejsc. Przepychali się i każdy próbował nacisnąć klamkę. W końcu Verdasowi udało się otworzyć. Ujrzeli trzy uśmiechnięte wokalistki.
- Widzicie! Mówiłem, że przyjdą! - oznajmił uradowany włoch pokazując na dziewczyny. Wszyscy zaśmiali się.
- Wchodzcie. Zapraszam. - Verdas ruchem ręki zaprosił je do środka. Cała szóstka udała się do garażu.
- Od czego zaczynamy? - spytał Ponte siadając za bębnami. Zastanowili się chwilę.
- Może... Dile que si? - zaproponował włoch. Szatyn przytaknął. Rozdał każdej z dziewczyn partuturę.
- Umiecie się posługiwać? - zapytał Pasqarelli. Kiwnęły głowami. Usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami. Natalia, Ludmiła oraz Violetta, aż wzdrygnęły się.
- To tylko Francesca wróciła. - Leon machnął ręką. Spojrzały na niego zdziwione.
- Tylko? - spytała hiszpanka. Jej pytanie zdziwiło szatyna.
- Aż? - zapytał. Brunetka westchnęła.
- To jest normalne, że jak wraca to trzaska tak drzwiami? - Ferro założyła ręce na pierś. Leon, włoch i Ponte pokiwali głowami. Wzruszyły ramionami z bezradności. Powrócili do próby.
- Cami. Powiedz mi. - poprosił. Pokręciła głową.
- Broadway... Nie mogę. - odparła Torres. Mocniej ścisnął jej dłoń, którą nadal trzymał.
- Proszę cię... - szepnął. Zamrugała parę razy. - Cami, kocham cię. Powiedz mi. - wyznał jej miłość. Jej ręce zaczęły się trząść, a nogi zrobiły się jak z waty.
- Ja też cię kocham Broadway, ale muszę już iść. - odrzekła Camila. Potem wyszarpnęła się z jego uścisku i odbiegła. Wołał ją, ale nie reagowała.
- Cami, kocham cię. Nie odchodź! - krzyknął szeptem, gdy była już daleko. Zrezygnowany odszedł. Westchnął.
Rudowłosa wbiegła do domu trzaskając drzwiami. Przymknęła na chwilę powieki. Odetchnęła głęboko. Szybko pobiegła na górę, do pokoju siostry.
- Kocham go Kelly, ale przecież nie będę z nim. Nie powiem mu nic. - mówiła do siostry na zdjęciu. Siedziała na łóżku u niej w pokoju, z podkulonymi nogami oglądała stare zdjęcia. Spojrzała w lustro, była identyczna, jak jej siostra w jej wieku.
- Co mam robić? - zapytała młoda Torres.
***
Natalia i Violetta powoli, zmierzały parkiem do domu kolegi. Co chwilę śmiały się, nie brakowało im tematów fo rozmów.
- Czy to nie Ludmiła? - hiszpanka wskazała palcem na blondynkę, parę metrów przed nimi. Castillo zmarszczyła brwi.
- Chyba tak. - odparła, przyglądając jej się uważnie.
- Ludmiła! Ludmiła! - zawołały równocześnie. Postać odwróciła się i uśmiechnęła delikatnie. Ferro przystanęła i poczekała na dziewczyny. Przywitały się. Obie zauważyły, że z blondynką jest coś nie tak.
- Ludmiła. Coś się stało? - spytała nieśmiało szatynka. Tamta energicznie pokręciła głową.
- Wszystko dobrze. - odparła ze sztucznym uśmiechem.
- Na pewno? Może źle się czujesz? - zapytała z troską Perrdio. Machnęła ręką.
- Wszystko dobrze, naprawdę. - zapewniła Ludmiła, starańc się rozwiać ich wątpliwości. Natalia i Violetta wymieniły pełne zwątpienia spojrzenia. Po prostu nie chciała im powiedzieć o piosence włocha. Nie była zbyt ufna. Ludmiła była bardzo zamknięta w sobie, ale starała się udawać twardą. Była bardzo krucha, ale nikt nie wiedział. Wszystkie źle uczucia tłumiła w sobie.
***
Cicho weszła do biblioteki, modląc się w duszy, by Any tu jeszcze nie było. Włoszka spóźniła się o kilka minut, nie chciała żeby Maleia na nią czekała. Jak na złość, dziewczyna siedziała już przy stoliku. Francesca zaklęła w myślach i usiadła naprzeciwko niej.
- Przepraszam, miałam mały problem z szafką. - wyjaśniła zmieszana. Szatynka machnęła ręką.
- Nic się nie stało. Zaczynamy? - spytała. Ana nie wiedziała, że Cauviglia zakochała się w jej chłopaku. Żyła w świadomości, że Marco należy tylko do niej. Ale, nie było tak. Przynajmniej w myślach Francesci.
- Tak, jasne. - odparła, starając opanować nerwy brunetka. Maleia tłumaczyła jej różne rzeczy o prawach fizyki. Włoszka jednak nie słuchała. Zastanawiała się, co ma Ana, a czego ona nie ma. Nie doszła jednak do żadnego wniosku. Cały czas tylko potakiwała głową, na monolog Any.
- Dobra, muszę już iść. Umówiłam się z Marco. Pa! - krzyknęła i szybko zebrała swoje rzeczy. Cauviglia uśmiechnęła się niemrawo.
- Narazie. - rzekła, gdy tamta była już daleko.
***
Znudzeni wpatrywali się w drzwi.
- Za chwilę, na pewno przyjdą. - zapewnił Federico. Nie wierzył, żeby Ludmiła mogła im nie przekazać wiadomości. Po minucie usłyszeli pukanie do drzwi. Wszyscy jak na komendę, poderwali się z miejsc. Przepychali się i każdy próbował nacisnąć klamkę. W końcu Verdasowi udało się otworzyć. Ujrzeli trzy uśmiechnięte wokalistki.
- Widzicie! Mówiłem, że przyjdą! - oznajmił uradowany włoch pokazując na dziewczyny. Wszyscy zaśmiali się.
- Wchodzcie. Zapraszam. - Verdas ruchem ręki zaprosił je do środka. Cała szóstka udała się do garażu.
- Od czego zaczynamy? - spytał Ponte siadając za bębnami. Zastanowili się chwilę.
- Może... Dile que si? - zaproponował włoch. Szatyn przytaknął. Rozdał każdej z dziewczyn partuturę.
- Umiecie się posługiwać? - zapytał Pasqarelli. Kiwnęły głowami. Usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami. Natalia, Ludmiła oraz Violetta, aż wzdrygnęły się.
- To tylko Francesca wróciła. - Leon machnął ręką. Spojrzały na niego zdziwione.
- Tylko? - spytała hiszpanka. Jej pytanie zdziwiło szatyna.
- Aż? - zapytał. Brunetka westchnęła.
- To jest normalne, że jak wraca to trzaska tak drzwiami? - Ferro założyła ręce na pierś. Leon, włoch i Ponte pokiwali głowami. Wzruszyły ramionami z bezradności. Powrócili do próby.
piątek, 23 maja 2014
Rozdział 8
- Yyy przyszłam do siostry. - wyjaśniła szybko ruda. - A teraz muszę iść! - oznajmiła szybko i zostawiła przyjaciela samego. Prawie biegła do wyjścia. Broadway westchnął.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podobasz. Jak bardzo. - szepnął do siebie i pobiegł za dziewczyną.
- Nie uciekaj możemy iść razem do szkoły. - zaproponował doganiając ją. Torres westchnęła i założyła okulary przeciwsłoneczne.
- Ja... Muszę jeszcze coś załatwić. - zająknęła się i chciała odejść. On jednak złapał ją za nadgarstek przyciągając ją do siebie.
- Cami, co się dzieje? - spytał troskliwie brazylijczyk. Zamrugała parę razy. Powiedzieć o siostrze? Wyznać mu uczucie? Wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Broadway...
***
Pewna siebie blondynka podeszła do kolegów siedzących na ławce.
- Hej, mogę? - zapytała i usiadła obok nich.
- Jasne. - odparł za wszystkich włoch. Ferro zacisnęła wargi. Pamiętała o piosence Federica. Niepewnie wyjęła kartkę z torebki.
- To chyba twoje. - podała brunetowi papierek z piosenką. Przerażony spojrzał na ową rzecz.
- Ssskąd to masz? - spytał patrząc jej w oczy. Ludmiła wzruszyła ramionami.
- Wypadło ci z kieszeni wczoraj. Już poszedłeś, więc postanowiłam, że oddam ci dziś. - wyjaśniła. Oszołomiony kiwnął głową. - Twoja dziewczyna musi być szczęściarą. - powiedziała odchodząc. Wstał i zawołał ją.
- Ludmiła... - odwróciła się z nadzieją, że oznajmi, iż nie jest w związku. - Dziś popołudniu jest próba. Powiesz dziewczynom? - zabrakło mu odwagi, by powiedzieć do kogo była skierowana piosenka. A była ona dla niej. Dla Ludmiły Ferro. Blondynka skinęła głową i szybko odeszła.
- Stary, ty przecież nie masz dziewczyny. - zdziwił się Ponte.
- Chyba, że o czymś nie wiemy. - Leon uniósł brwi. Włoch machnął ręką.
- Ona była dla niej? - zapytali równocześnie. Federico spuścił głowę, co miało być odpowiedzią twierdzącą.
***
Hiszpanka weszła do szkoły i uśmiechnęła się delikatnie. Wszystko było teraz dla niej inne. Miała coś, o czym nigdy by nie pomyślała. Śpiewa w zespole z dziewczynami. Wczoraj była u koleżanki. Ogarnęła wzrokiem cały korytarz. Przemogła się i usiadła obok Violetty na parapecie.
- Cześć. - rzekła wesoło. Castillo uśmiechnęła się do niej.
- Hej, Naty. - odparła niezwykle pewnie. Dla wszystkich trzech dziewczyn przez pobyt w tej szkole dużo się zmieniło. W tej chwili podeszła do nich Ferro.
- Cześć. Dziś popołudniu jest próba. Będziecie? - zapytała dla pewności. Przytaknęły ochoczo. Blondynka pożegnała się i odeszła.
- To może, skoro jest próba to przyjdziesz po mnie i pójdziemy razem? - zapytała Natalia.
- Dobra. Tylko, gdzie mieszkasz? - szatynka zgodziła się.
- Na ulicy Kolonian 6. Wiesz gdzie to jest? - zapytała brunetka.
- Tak. Mieszkam dwie przecznice dalej. - oznajmiła Violetta i machnęła ręką.
Po krótkiej rozmowie udały się na lekcję fizyki.
***
- No dobrze... Teraz oddam wam wasze kartkówki. - ciągnął nauczyciel. Potem wymienił parę nazwisk. Gratulował piątek i ganił z dwójki.
- Ana *Maleia. Gratuluję, prawie sto procent. - mężczyzna podał dziewczynie test. Uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - odparła i usiadła w ławce obok swojego chłopaka. Tavelli patrzył na nią z taką miłością, że Francesca aż zacisnęła pięści.
- Francesca Cauviglia. Dostałaś jedynkę. Po lekcjach pomoże ci Ana. Mam nadzieję, że poprawisz. - powiedział twardo fizyk. Włoszka, aż wzdrygnęła się. Jeszcze Ana miała jej pomóc.
- Czym ja sobie zawiniłam? - spytała samą siebie, gdy już opuszczała klasę.
- Fran! - zawołała ją Ana. Przybrała sztuczny uśmiech i odwróciła się.
- Słucham. - odparła próbując się uspokoić. Maleia uśmiechnęła się.
- Spotkajmy się w bibliotece po historii. - oznajmiła. Brunetka pokiwała głową i odeszła z myślą, że za godzinę będzie musiała słuchać dziewczyny swojego obiektu westchnień.
§}^£[]{«}℃ω°⊙°°}|§}}§}«}℉®»ω«ω§}§}§§}§}§}}§}§}§}@+#829@++$9@
* Maleia - wymyślone przezemnie nazwisko Any.
Hej! W następnym konfrontacja Any i Fran. Próba zespołu. Może Femiła i Naxi. Najprawdopodobniej w niedzielę lub poniedziałek.
Pa! <3
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podobasz. Jak bardzo. - szepnął do siebie i pobiegł za dziewczyną.
- Nie uciekaj możemy iść razem do szkoły. - zaproponował doganiając ją. Torres westchnęła i założyła okulary przeciwsłoneczne.
- Ja... Muszę jeszcze coś załatwić. - zająknęła się i chciała odejść. On jednak złapał ją za nadgarstek przyciągając ją do siebie.
- Cami, co się dzieje? - spytał troskliwie brazylijczyk. Zamrugała parę razy. Powiedzieć o siostrze? Wyznać mu uczucie? Wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Broadway...
***
Pewna siebie blondynka podeszła do kolegów siedzących na ławce.
- Hej, mogę? - zapytała i usiadła obok nich.
- Jasne. - odparł za wszystkich włoch. Ferro zacisnęła wargi. Pamiętała o piosence Federica. Niepewnie wyjęła kartkę z torebki.
- To chyba twoje. - podała brunetowi papierek z piosenką. Przerażony spojrzał na ową rzecz.
- Ssskąd to masz? - spytał patrząc jej w oczy. Ludmiła wzruszyła ramionami.
- Wypadło ci z kieszeni wczoraj. Już poszedłeś, więc postanowiłam, że oddam ci dziś. - wyjaśniła. Oszołomiony kiwnął głową. - Twoja dziewczyna musi być szczęściarą. - powiedziała odchodząc. Wstał i zawołał ją.
- Ludmiła... - odwróciła się z nadzieją, że oznajmi, iż nie jest w związku. - Dziś popołudniu jest próba. Powiesz dziewczynom? - zabrakło mu odwagi, by powiedzieć do kogo była skierowana piosenka. A była ona dla niej. Dla Ludmiły Ferro. Blondynka skinęła głową i szybko odeszła.
- Stary, ty przecież nie masz dziewczyny. - zdziwił się Ponte.
- Chyba, że o czymś nie wiemy. - Leon uniósł brwi. Włoch machnął ręką.
- Ona była dla niej? - zapytali równocześnie. Federico spuścił głowę, co miało być odpowiedzią twierdzącą.
***
Hiszpanka weszła do szkoły i uśmiechnęła się delikatnie. Wszystko było teraz dla niej inne. Miała coś, o czym nigdy by nie pomyślała. Śpiewa w zespole z dziewczynami. Wczoraj była u koleżanki. Ogarnęła wzrokiem cały korytarz. Przemogła się i usiadła obok Violetty na parapecie.
- Cześć. - rzekła wesoło. Castillo uśmiechnęła się do niej.
- Hej, Naty. - odparła niezwykle pewnie. Dla wszystkich trzech dziewczyn przez pobyt w tej szkole dużo się zmieniło. W tej chwili podeszła do nich Ferro.
- Cześć. Dziś popołudniu jest próba. Będziecie? - zapytała dla pewności. Przytaknęły ochoczo. Blondynka pożegnała się i odeszła.
- To może, skoro jest próba to przyjdziesz po mnie i pójdziemy razem? - zapytała Natalia.
- Dobra. Tylko, gdzie mieszkasz? - szatynka zgodziła się.
- Na ulicy Kolonian 6. Wiesz gdzie to jest? - zapytała brunetka.
- Tak. Mieszkam dwie przecznice dalej. - oznajmiła Violetta i machnęła ręką.
Po krótkiej rozmowie udały się na lekcję fizyki.
***
- No dobrze... Teraz oddam wam wasze kartkówki. - ciągnął nauczyciel. Potem wymienił parę nazwisk. Gratulował piątek i ganił z dwójki.
- Ana *Maleia. Gratuluję, prawie sto procent. - mężczyzna podał dziewczynie test. Uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - odparła i usiadła w ławce obok swojego chłopaka. Tavelli patrzył na nią z taką miłością, że Francesca aż zacisnęła pięści.
- Francesca Cauviglia. Dostałaś jedynkę. Po lekcjach pomoże ci Ana. Mam nadzieję, że poprawisz. - powiedział twardo fizyk. Włoszka, aż wzdrygnęła się. Jeszcze Ana miała jej pomóc.
- Czym ja sobie zawiniłam? - spytała samą siebie, gdy już opuszczała klasę.
- Fran! - zawołała ją Ana. Przybrała sztuczny uśmiech i odwróciła się.
- Słucham. - odparła próbując się uspokoić. Maleia uśmiechnęła się.
- Spotkajmy się w bibliotece po historii. - oznajmiła. Brunetka pokiwała głową i odeszła z myślą, że za godzinę będzie musiała słuchać dziewczyny swojego obiektu westchnień.
§}^£[]{«}℃ω°⊙°°}|§}}§}«}℉®»ω«ω§}§}§§}§}§}}§}§}§}@+#829@++$9@
* Maleia - wymyślone przezemnie nazwisko Any.
Hej! W następnym konfrontacja Any i Fran. Próba zespołu. Może Femiła i Naxi. Najprawdopodobniej w niedzielę lub poniedziałek.
Pa! <3
poniedziałek, 19 maja 2014
Rozdział 7
-... Nie no spoko! - krzyknęła uśmiechnięta. Odetchnęli z ulgą. Blondynka zaśmiała się głośno. - Ale nie sama. One też muszą się zgodzić. - dodała poważnym tonem. Spojrzeli błagalnie na Castillo i hiszpankę. Usmiechnęły się delikatnie.
- Wchodzimy w to! - oznajmiła za obie Perrdio. Violetta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Ludmiła już jej przerwała.
- No weź... Proooszę. - zrobiła maślane oczy i smutną buźkę. Szatynka westchnęła i kiwnęła twierdząco głową. Camila i Francesca patrzyły na całą tą sytuację z szerokimy uśmiechami.
- Gratuluję! - krzyknęły równocześnie i uściskały nowe wokalistki zespołu. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc opuścili posesję Verdasów, zostawiając kuzynostwo same.
***
Odetchnęła z ulgą wchodząc do swojego pokoju. Ogarnęła wzrokiem nieład, jaki tam panował. Spojrzała na tablicę korkową. "Czwartek
kartkówka z fizyki!" Odczytała treść. Przeniosła wzrok na kalendarz - środa. Westchnęła głęboko.
- Co ty robisz, Ludmiła? - spytała samą siebie. Podeszła do biurka i wyjęła z szuflady zeszyt. Otworzyła na ostatnim temacie i próbowała się skupić. Blondynka złapała się za głowę.
- Nie, nie wytrzymam. - szepnęła zrezygnowana Ferro i podniosła się z łóżka. Na palcach podeszła do torebki i wyjęła pogniecioną kartkę. Ten skrawek papieru wypadł Federico'wi z kieszeni. Nie zauważona, podniosła go i zabrała do domu. Odgięła go i przeczytała na głos:
- Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver... - uśmiechnęła się szeroko, jednak zaraz potem uśmiech zniknął. - To znaczy, że ma dziewczynę. - wyszeptała Ludmiła i odłożyła papier na biurko. - Zawsze tak jest, zawsze się rozczarowuję... - powiedziała jeszcze przed zaśnięciem blondynka.
***
Gotowa do snu włoszka podeszła do okna, chcąc zabrać z parapetu kubek po herbacie. Widok za oknem co najmniej nią wstrząsnął. Ana i Marco, roześmiani, przytuleni, wracają z randki. Francesca cisnęła naczyniem, trzymanym w dłoni na podłogę. Marco w wyobraźni przestał jej wystarczać. Chciała go poczuć na jawie. Dotknąć, przytulić, pocałować. Chciała usłyszeć zwykłe "kocham cię" z jego ust. A może jednak, nie takie zwykłe? Wyimaginowany Tavelli był jej księciem, a ona jego księżniczką. Ale był tylko wyimaginowany, nie prawdziwy.
Cauviglia szybko opanowała szloch i podeszła do szafki nocnej. Wyjęła pogięte i podziurawione przez nią zdjęcie Tavelliego. Przyczepiła je pineską do tarczy od rzutek i stanęła parę metrów dalej. Wzięła głęboki oddech i zaczęła rzucać rzutkami w jego twarz. W nos, czoło, uszy, usta. To dawało jej ukojenie, chociaż na chwilę. Wypuściła powietrze z ust i pozbierała resztki kubka z podłogi. Brunetka skierowała się do kuchni, gdzie wyrzuciła je do śmietnika. Wróciła do swojej sypialni i położyła do łóżka. Włoszka jeszcze raz spojrzała w ciemnościach na twarz obiektu jej westchnień. Starła łzy i odwróciła się na drugi bok.
***
Następnego dnia ruda szybko przemierzała uliczki, by dotrzeć do celu. Znów stanęła przed bramą cmentarza. Weszła i skierowała się do grobu siostry. Usiadła na ławce, a torbę z książkami położyła obok. Torres westchnęła głośno. Przeniosła wzrok na datę śmierci - 12.05.2004. Pamiętała ten dzień, jak byłby wczoraj.
Weszła do domu i rzuciła tornister w kąt. Camila usiadła pomiędzy rodzicami na kanapie.
- O której wróci Kelly? - spytała młoda rozsiadając się wygodnie. Jej matka i ojciec wymienili zmieszane spojrzenia.
- Yyym... - jej mama zaczęła gładzić ją po rudych włoskach. - Wiesz... Kelly dziś nie wróci... - zacięła się na chwilę. Rudowłosa pokiwała energicznie głową.
- Poszła do koleżanki na noc? - zapytała, chociaż wydawało jej się, że zna odpowiedź.
- Nie, Kelly dołączyła do babci, do aniołków... - wytłumaczyła powoli siedmiolatce. Dziewczynka zabrała rękę mamy ze swoich włosów.
- Dlaczego? - spytała cicho. W jej malutkich oczkach zebrały się łzy. Jej mama westchnęła i przytuliła ją do siebie. Tamta, jednak odepchnęła ją i pobiegła schodami do pokoju siostry. Z impetem wpadła do pomieszczenia i rzuciła się na łóżko. Cichutko łkała, tak żeby nikt nie usłyszał.
- Odebrali mi najlepszą przyjaciółkę. - szepnęła, gdy już choć trochę opanowała łzy.
- Cześć, Cami. - ze wspomnień, wyrwał ją głos przyjaciela.
- Bbroadway... - wydusiła ruda. Zaśmiał się.
- Co tu robisz? - spytał brazylijczyk. Głos ugrzązł w gardle, a ręce zaczęły pocić. Ona, Camila Torres nie wiedziała co powiedzieć.
- Wchodzimy w to! - oznajmiła za obie Perrdio. Violetta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Ludmiła już jej przerwała.
- No weź... Proooszę. - zrobiła maślane oczy i smutną buźkę. Szatynka westchnęła i kiwnęła twierdząco głową. Camila i Francesca patrzyły na całą tą sytuację z szerokimy uśmiechami.
- Gratuluję! - krzyknęły równocześnie i uściskały nowe wokalistki zespołu. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc opuścili posesję Verdasów, zostawiając kuzynostwo same.
***
Odetchnęła z ulgą wchodząc do swojego pokoju. Ogarnęła wzrokiem nieład, jaki tam panował. Spojrzała na tablicę korkową. "Czwartek
kartkówka z fizyki!" Odczytała treść. Przeniosła wzrok na kalendarz - środa. Westchnęła głęboko.
- Co ty robisz, Ludmiła? - spytała samą siebie. Podeszła do biurka i wyjęła z szuflady zeszyt. Otworzyła na ostatnim temacie i próbowała się skupić. Blondynka złapała się za głowę.
- Nie, nie wytrzymam. - szepnęła zrezygnowana Ferro i podniosła się z łóżka. Na palcach podeszła do torebki i wyjęła pogniecioną kartkę. Ten skrawek papieru wypadł Federico'wi z kieszeni. Nie zauważona, podniosła go i zabrała do domu. Odgięła go i przeczytała na głos:
- Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver... - uśmiechnęła się szeroko, jednak zaraz potem uśmiech zniknął. - To znaczy, że ma dziewczynę. - wyszeptała Ludmiła i odłożyła papier na biurko. - Zawsze tak jest, zawsze się rozczarowuję... - powiedziała jeszcze przed zaśnięciem blondynka.
***
Gotowa do snu włoszka podeszła do okna, chcąc zabrać z parapetu kubek po herbacie. Widok za oknem co najmniej nią wstrząsnął. Ana i Marco, roześmiani, przytuleni, wracają z randki. Francesca cisnęła naczyniem, trzymanym w dłoni na podłogę. Marco w wyobraźni przestał jej wystarczać. Chciała go poczuć na jawie. Dotknąć, przytulić, pocałować. Chciała usłyszeć zwykłe "kocham cię" z jego ust. A może jednak, nie takie zwykłe? Wyimaginowany Tavelli był jej księciem, a ona jego księżniczką. Ale był tylko wyimaginowany, nie prawdziwy.
Cauviglia szybko opanowała szloch i podeszła do szafki nocnej. Wyjęła pogięte i podziurawione przez nią zdjęcie Tavelliego. Przyczepiła je pineską do tarczy od rzutek i stanęła parę metrów dalej. Wzięła głęboki oddech i zaczęła rzucać rzutkami w jego twarz. W nos, czoło, uszy, usta. To dawało jej ukojenie, chociaż na chwilę. Wypuściła powietrze z ust i pozbierała resztki kubka z podłogi. Brunetka skierowała się do kuchni, gdzie wyrzuciła je do śmietnika. Wróciła do swojej sypialni i położyła do łóżka. Włoszka jeszcze raz spojrzała w ciemnościach na twarz obiektu jej westchnień. Starła łzy i odwróciła się na drugi bok.
***
Następnego dnia ruda szybko przemierzała uliczki, by dotrzeć do celu. Znów stanęła przed bramą cmentarza. Weszła i skierowała się do grobu siostry. Usiadła na ławce, a torbę z książkami położyła obok. Torres westchnęła głośno. Przeniosła wzrok na datę śmierci - 12.05.2004. Pamiętała ten dzień, jak byłby wczoraj.
Weszła do domu i rzuciła tornister w kąt. Camila usiadła pomiędzy rodzicami na kanapie.
- O której wróci Kelly? - spytała młoda rozsiadając się wygodnie. Jej matka i ojciec wymienili zmieszane spojrzenia.
- Yyym... - jej mama zaczęła gładzić ją po rudych włoskach. - Wiesz... Kelly dziś nie wróci... - zacięła się na chwilę. Rudowłosa pokiwała energicznie głową.
- Poszła do koleżanki na noc? - zapytała, chociaż wydawało jej się, że zna odpowiedź.
- Nie, Kelly dołączyła do babci, do aniołków... - wytłumaczyła powoli siedmiolatce. Dziewczynka zabrała rękę mamy ze swoich włosów.
- Dlaczego? - spytała cicho. W jej malutkich oczkach zebrały się łzy. Jej mama westchnęła i przytuliła ją do siebie. Tamta, jednak odepchnęła ją i pobiegła schodami do pokoju siostry. Z impetem wpadła do pomieszczenia i rzuciła się na łóżko. Cichutko łkała, tak żeby nikt nie usłyszał.
- Odebrali mi najlepszą przyjaciółkę. - szepnęła, gdy już choć trochę opanowała łzy.
- Cześć, Cami. - ze wspomnień, wyrwał ją głos przyjaciela.
- Bbroadway... - wydusiła ruda. Zaśmiał się.
- Co tu robisz? - spytał brazylijczyk. Głos ugrzązł w gardle, a ręce zaczęły pocić. Ona, Camila Torres nie wiedziała co powiedzieć.
piątek, 16 maja 2014
Rozdział 6
- Heeeeej... - przeciągnął Leon, nie wiedząc jak się zachować. Włoszka zaśmiała się.
- Idź sobie. - rzuciła w niego poduszką, którą złapał. Verdas postanowił udawać, że nie zrobił z siebie idioty i rozluźnił się trochę.
- Nie ma mowy! Posłucham, o czym rozmawiacie. - odparł pewnie i rozsiadł się na podłodze. Zdenerwowana Francesca wzięła poduszkę i podeszła do kuzyna. W jednej chwili dostał serię uderzeń poduszką. - Przestań! - wrzasnął rozpaczliwie. Zaśmiała się szyderczo.
- A będziesz siedział cicho i zostawisz nas w pokoju? - zapytała nie przestając go okładać "bronią".
- Tak! - krzyknął szatyn zasłaniając się rękami. Zadowolona Cauviglia odeszła od niego. Poprawiła włosy i sukienkę, po czym udała się do przyjaciółek.
- Już jestem. - oznajmiła brunetka i wszystkie się zaśmiały.
***
Federico leżał patrząc w sufit. Rozmyślał o swoich przyjaciołach.
- Ja się nie zakochałem... - powtarzał do siebie włoch. Przymknął powieki i zobaczył Ludmiłę. W dniu gdy byli na karaoke, śpiewała Mi perdicion. W pośpiechu otworzył oczy.
- Ja się nie zakochałem... - znów powtórzył to cicho. Rozmasował bolące skronie i usiadł. Westchnął głęboko. Rozejrzał się, a jego wzrok zatrzymał się na gitarze. Uśmiechnął się do siebie i wziął instrument.
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Zakończył tak szybko, bo usłyszał dzwonek telefonu.
- Halo, Leon?... Jak to są u Fran?... To dzisiaj?... Dobrze, zadzwoń do Maxiego. - rozłączył się. Pasqarelli zgarnął klucze od domu i opuścił willę jego rodziny.
***
Siedział w salonie. Zapatrzył się w czubki swoich butów. Przeniósł wzrok na zdjęcia na ścianie. On i rodzice. Sam on. Sami rodzice. On, Leon i Federico. Tyle się zmieniło od tego czasu. Założyli zespół, poszli do liceum. Maxi westchnął głęboko. Jego rozmyślania przerwał telefon.
- Halo... No hej, Leon... Okej, dajcie mi pięć minut... Dzisiaj im powiemy? No dobra... Do zobaczenia. - schował komórkę do kieszeni i wyszedł z domu.
- No to od dziś mamy wokalistki... - szepnął do siebie i wyszedł z domu.
***
Wszyscy trzej siedzieli już w salonie w salonie u Verdas'ów.
- No dobra, to wszystko wiemy? - zapytał po raz kolejny Federico. Pokiwali głowami.
- Mamy plan. - potwierdził szatyn. Wzięli głębokie oddechy i poszli do pokoju włoszki. Leon zapukał delikatnie w drzwi.
- Możemy? - zapytał zaraz po tym. Po drugiej stronie, Francesca spojrzała na swoje koleżanki. Zdziwiona powtórzyła ruchem warg pytanie kuzyna. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Ukazała jej się trójka uśmiechniętych chłopców.
- Tak? - Cauviglia uniosła brwi. Zaśmiali się nerwowo.
- Yyy... Mamy nowy kawałek... - zaczął Verdas, ale włoch przerwał mu.
- Chcecie posłuchać? - dokończył szybko. Dziewczyny spojrzały po sobie i kiwnęły delikatnie głowami. Usmiechnęli się zwycięsko. Następnie wszyscy udali się do garażu. Stanęły przed nimi i wszystkie założyły ręce na pierś. Spojrzeli po sobie. Maxi nadał rytm i zaczęli grać. Naty uśmiechnęła się do siebie. "Ładnie gra, ten Maxi.", pomyślała na co zaraz uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Wszystkie przeniosły na nią zdziwiony wzrok. Usmiechnęła się niewinnie. Wtedy zespół skończył grać. Zaklaskały i obsypały ich pochwałami. Leon i Federico rzucili wymowne spojrzenia w kierunku Ponte. Uśmiechnął się nerwowo.
- Wiecie... Potrzebujemy wokalistki i widzieliśmy na karaoke, że jesteście świetnie... Może, chcecie z nami grać? - pytanie wydusił na jednym tchu. Ludmiła podeszła bliżej niego.
- Ja mam śpiewać w zespole? - zapytała z niedowierzaniem Ferro pokazując palcem na siebie.
************#"@6?'><®{~«»℉¤ω<|««℃¤^
Przepraszam, że krótki, ale chciałam zakończyć w tak dramatycznym momencie ;) tak wiem, zła ja. Nwm czy coś się pojawi do środy, bo jadę na wycieczkę klasową. Chociaż, osiem godzin w autobusie do Krakowa, to może coś napiszę :) Jeśli będzie internet i będę miała czas to być może będzie rozdział. Jeśli nie, to nie bądźcie źli ;)
Do nexta <3
- Idź sobie. - rzuciła w niego poduszką, którą złapał. Verdas postanowił udawać, że nie zrobił z siebie idioty i rozluźnił się trochę.
- Nie ma mowy! Posłucham, o czym rozmawiacie. - odparł pewnie i rozsiadł się na podłodze. Zdenerwowana Francesca wzięła poduszkę i podeszła do kuzyna. W jednej chwili dostał serię uderzeń poduszką. - Przestań! - wrzasnął rozpaczliwie. Zaśmiała się szyderczo.
- A będziesz siedział cicho i zostawisz nas w pokoju? - zapytała nie przestając go okładać "bronią".
- Tak! - krzyknął szatyn zasłaniając się rękami. Zadowolona Cauviglia odeszła od niego. Poprawiła włosy i sukienkę, po czym udała się do przyjaciółek.
- Już jestem. - oznajmiła brunetka i wszystkie się zaśmiały.
***
Federico leżał patrząc w sufit. Rozmyślał o swoich przyjaciołach.
- Ja się nie zakochałem... - powtarzał do siebie włoch. Przymknął powieki i zobaczył Ludmiłę. W dniu gdy byli na karaoke, śpiewała Mi perdicion. W pośpiechu otworzył oczy.
- Ja się nie zakochałem... - znów powtórzył to cicho. Rozmasował bolące skronie i usiadł. Westchnął głęboko. Rozejrzał się, a jego wzrok zatrzymał się na gitarze. Uśmiechnął się do siebie i wziął instrument.
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Zakończył tak szybko, bo usłyszał dzwonek telefonu.
- Halo, Leon?... Jak to są u Fran?... To dzisiaj?... Dobrze, zadzwoń do Maxiego. - rozłączył się. Pasqarelli zgarnął klucze od domu i opuścił willę jego rodziny.
***
Siedział w salonie. Zapatrzył się w czubki swoich butów. Przeniósł wzrok na zdjęcia na ścianie. On i rodzice. Sam on. Sami rodzice. On, Leon i Federico. Tyle się zmieniło od tego czasu. Założyli zespół, poszli do liceum. Maxi westchnął głęboko. Jego rozmyślania przerwał telefon.
- Halo... No hej, Leon... Okej, dajcie mi pięć minut... Dzisiaj im powiemy? No dobra... Do zobaczenia. - schował komórkę do kieszeni i wyszedł z domu.
- No to od dziś mamy wokalistki... - szepnął do siebie i wyszedł z domu.
***
Wszyscy trzej siedzieli już w salonie w salonie u Verdas'ów.
- No dobra, to wszystko wiemy? - zapytał po raz kolejny Federico. Pokiwali głowami.
- Mamy plan. - potwierdził szatyn. Wzięli głębokie oddechy i poszli do pokoju włoszki. Leon zapukał delikatnie w drzwi.
- Możemy? - zapytał zaraz po tym. Po drugiej stronie, Francesca spojrzała na swoje koleżanki. Zdziwiona powtórzyła ruchem warg pytanie kuzyna. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Ukazała jej się trójka uśmiechniętych chłopców.
- Tak? - Cauviglia uniosła brwi. Zaśmiali się nerwowo.
- Yyy... Mamy nowy kawałek... - zaczął Verdas, ale włoch przerwał mu.
- Chcecie posłuchać? - dokończył szybko. Dziewczyny spojrzały po sobie i kiwnęły delikatnie głowami. Usmiechnęli się zwycięsko. Następnie wszyscy udali się do garażu. Stanęły przed nimi i wszystkie założyły ręce na pierś. Spojrzeli po sobie. Maxi nadał rytm i zaczęli grać. Naty uśmiechnęła się do siebie. "Ładnie gra, ten Maxi.", pomyślała na co zaraz uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Wszystkie przeniosły na nią zdziwiony wzrok. Usmiechnęła się niewinnie. Wtedy zespół skończył grać. Zaklaskały i obsypały ich pochwałami. Leon i Federico rzucili wymowne spojrzenia w kierunku Ponte. Uśmiechnął się nerwowo.
- Wiecie... Potrzebujemy wokalistki i widzieliśmy na karaoke, że jesteście świetnie... Może, chcecie z nami grać? - pytanie wydusił na jednym tchu. Ludmiła podeszła bliżej niego.
- Ja mam śpiewać w zespole? - zapytała z niedowierzaniem Ferro pokazując palcem na siebie.
************#"@6?'><®{~«»℉¤ω<|««℃¤^
Przepraszam, że krótki, ale chciałam zakończyć w tak dramatycznym momencie ;) tak wiem, zła ja. Nwm czy coś się pojawi do środy, bo jadę na wycieczkę klasową. Chociaż, osiem godzin w autobusie do Krakowa, to może coś napiszę :) Jeśli będzie internet i będę miała czas to być może będzie rozdział. Jeśli nie, to nie bądźcie źli ;)
Do nexta <3
wtorek, 13 maja 2014
Rozdział 5
Dłubała widelcem w jedzeniu. Od wyjścia na karaoke nie mogła się na niczym skupić. Nigdy nie czuła się tak jak wtedy, szczęśliwa i doceniona. Po chwili usłyszała dźwięk stawiania tacy na stole. Aż podskoczyła i zobaczyła uśmiechniętą, rudowłosą dziewczynę.
- Hej. - Castillo zmarszczyła brwi. Camila zaśmiała się.
- Jestem Cami. Chodzimy razem do klasy. Siedzę z taką brunetką, w trzeciej ławce, przy ścianie. Kojarzysz mnie? - zapytała Torres. Violetta oprzytomniała i pokiwała ochoczo głową.
- No tak, wczoraj byłaś pytana z angielskiego. - szatynka uśmiechnęła się. Po raz pierwszy była tak otwarta. Po raz pierwszy rozmawiała z kimś, tak normalnie i przyjacielsko. Podobała jej się nowa szkoła, wszyscy byli mili i pomocni.
- Wiesz, dzisiaj idę do przyjaciółki popołudniu. Chcesz iść ze mną, tak żeby się lepiej poznać? - spytała ruda. Vilu uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Jasne, byłoby mi miło. - odparła grzecznie Castillo.
- Super, to... - zaczęła mówić Camila, ale przerwała jej hiszpanka, która właśnie podeszła.
- Mogę, bo wszystkie inne są zajęte? - zapytała nieśmiało Natalia. Uśmiechnęły się.
- Siadaj. Cami jestem. - poklepała miejsce koło siebie, a potem wyciągnęła dłoń w jej stronę.
- Naty. - odpowiedziała Perrdio.
- Violetcie już proponowałam, może ty też chciałabyś pójść dziś z nami popołudniu do mojej przyjaciółki. Wiem, że jesteście nowe, chcę was lepiej poznać. - rzekła rudowłosa uśmiechając się. Brunetka przytaknęła.
- Fajnie, przyjdę na pewno. - zapewniła. Zaśmiały się we trzy. Znów usłyszały, że ktoś stawia tacę na stole. Dziewczyny zwróciły głowy w te stronę. Ujrzały uśmiechniętą Ludmiłę.
- Hej. Wszystko zajęte, mogę nie? - spytała dla pewności siadając koło Violetty. Pokiwały głowami. Blondynka przeniosła wzrok na Camilę.
- My się chyba nie znamy, Ludmiła. - podała jej rękę. Torres ujęła ją.
- Cami. - odrzekła, a potem odgarnęła włosy z twarzy.
- Mam propozycję, idziesz dziś z nami do mojej przyjaciółki? Chcemy się lepiej poznać. - spytała po raz kolejny ruda. Ferro uśmiechnęła się promiennie.
- Świetnie, gdzie i kiedy? - spytała zadowolona Ludmiła. Wszystkie się zaśmiały. Umówiły miejsce i godzinę spotkania. Później wymieniły się numerami telefonów w razie nieporozumień i udały się do klasy.
***
Sziedzieli w ciszy. Każdy z nich myślał patrząc w jeden punkt. Maxi objął kolana rękoma i oparł na nich brodę. Federico wystukiwał rytm palcem o podłogę. Leon, zaś bawił się gumką do włosów swojej kuzynki, znalezioną pod stołem.
- No to jak im powiemy? - zapytał po raz kolejny Ponte. Westchnęli.
- Maxi, pytasz już dziesiąty raz z rzędu. Przecież gdybyśmy wiedzieli, to byśmy już dawno powiedzieli. - wyjaśnił włoch. Szatyn przytaknął. Wtedy po schodach zbiegła Francesca, o mało co się nie zabijając.
- Dziś, przychodzą dziewczyny. Musicie iść. - wydyszała. Zmarszczyli brwi.
- Kiedy? - spytał Verdas. Po ułamku sekundy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja idę otworzyć. Leon, odprowadź kolegów. - uśmiechnęła się i pobiegła do drzwi. Maxi i Federico, wyszli tylnymi drzwiami. Włoszka nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Ujrzała cztery uśmiechnięte dziewczyny. Cauviglia sama się uśmiechnęła.
- Hej, zapraszam. - przepuściła je w drzwiach. Zaśmiały się.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? - spytała hiszpanka, gdy szły po schodach. Włoszka zaśmiała się.
- No co wy. Super, że jesteście. - uśmiechnęła się brunetka. Odwzajemniły to. Weszły do pokoju Francesci.
- A tak w ogóle jestem i Fran. - uśmiechnęła się.
- A ja Lu. - przedstawiła się blondynka siadając na krześle przy biurku.
- Naty. - Perrdio usiadła na łóżku obok włoszki.
- Vilu. - dziewczyna usiadła obok rudej na parapecie. Uśmiechały się do siebie przez chwilę.
- Leon to twój brat? - spytała Castillo zakładając nogę na nogę. - Widziałam go w salonie. - wyjaśniła. Cauviglia zaśmiała się serdecznie.
- To mój kuzyn. Moje rodzice przeprowadzili się do włoch, a ja miałam tu przyjaciół i szkołę, więc wolałam zostać. Ciocia i wujek, byli tak mili i wzięli mnie do siebie. - odparła z uśmiechem.
- Czyli jesteś włoszką? - zapytała dla pewności Ferro. Brunetka przymknęła jedno oko i pokiwała głową.
- Mój tata jest włochem, a mama argentynką. Urodziłam się we włoszech. - wytłumaczyła gestykulując. Zaśmiały się. Później opowiadały sobie różne zabawne historię, a ich śmiech roznosił się po całym domu. W pewnym momencie do pokoju wpadł Verdas.
- Śmiejecie się tak głośno, jakby was było z pięć, a nie dwie. - skarżył się nie wiedząc o obecności Ludmiły, Natalii i Violetty. Po tych słowach podniósł wzrok i ujrzał roześmianą piątkę dziewczyn.
- Hej. - Castillo zmarszczyła brwi. Camila zaśmiała się.
- Jestem Cami. Chodzimy razem do klasy. Siedzę z taką brunetką, w trzeciej ławce, przy ścianie. Kojarzysz mnie? - zapytała Torres. Violetta oprzytomniała i pokiwała ochoczo głową.
- No tak, wczoraj byłaś pytana z angielskiego. - szatynka uśmiechnęła się. Po raz pierwszy była tak otwarta. Po raz pierwszy rozmawiała z kimś, tak normalnie i przyjacielsko. Podobała jej się nowa szkoła, wszyscy byli mili i pomocni.
- Wiesz, dzisiaj idę do przyjaciółki popołudniu. Chcesz iść ze mną, tak żeby się lepiej poznać? - spytała ruda. Vilu uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Jasne, byłoby mi miło. - odparła grzecznie Castillo.
- Super, to... - zaczęła mówić Camila, ale przerwała jej hiszpanka, która właśnie podeszła.
- Mogę, bo wszystkie inne są zajęte? - zapytała nieśmiało Natalia. Uśmiechnęły się.
- Siadaj. Cami jestem. - poklepała miejsce koło siebie, a potem wyciągnęła dłoń w jej stronę.
- Naty. - odpowiedziała Perrdio.
- Violetcie już proponowałam, może ty też chciałabyś pójść dziś z nami popołudniu do mojej przyjaciółki. Wiem, że jesteście nowe, chcę was lepiej poznać. - rzekła rudowłosa uśmiechając się. Brunetka przytaknęła.
- Fajnie, przyjdę na pewno. - zapewniła. Zaśmiały się we trzy. Znów usłyszały, że ktoś stawia tacę na stole. Dziewczyny zwróciły głowy w te stronę. Ujrzały uśmiechniętą Ludmiłę.
- Hej. Wszystko zajęte, mogę nie? - spytała dla pewności siadając koło Violetty. Pokiwały głowami. Blondynka przeniosła wzrok na Camilę.
- My się chyba nie znamy, Ludmiła. - podała jej rękę. Torres ujęła ją.
- Cami. - odrzekła, a potem odgarnęła włosy z twarzy.
- Mam propozycję, idziesz dziś z nami do mojej przyjaciółki? Chcemy się lepiej poznać. - spytała po raz kolejny ruda. Ferro uśmiechnęła się promiennie.
- Świetnie, gdzie i kiedy? - spytała zadowolona Ludmiła. Wszystkie się zaśmiały. Umówiły miejsce i godzinę spotkania. Później wymieniły się numerami telefonów w razie nieporozumień i udały się do klasy.
***
Sziedzieli w ciszy. Każdy z nich myślał patrząc w jeden punkt. Maxi objął kolana rękoma i oparł na nich brodę. Federico wystukiwał rytm palcem o podłogę. Leon, zaś bawił się gumką do włosów swojej kuzynki, znalezioną pod stołem.
- No to jak im powiemy? - zapytał po raz kolejny Ponte. Westchnęli.
- Maxi, pytasz już dziesiąty raz z rzędu. Przecież gdybyśmy wiedzieli, to byśmy już dawno powiedzieli. - wyjaśnił włoch. Szatyn przytaknął. Wtedy po schodach zbiegła Francesca, o mało co się nie zabijając.
- Dziś, przychodzą dziewczyny. Musicie iść. - wydyszała. Zmarszczyli brwi.
- Kiedy? - spytał Verdas. Po ułamku sekundy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja idę otworzyć. Leon, odprowadź kolegów. - uśmiechnęła się i pobiegła do drzwi. Maxi i Federico, wyszli tylnymi drzwiami. Włoszka nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Ujrzała cztery uśmiechnięte dziewczyny. Cauviglia sama się uśmiechnęła.
- Hej, zapraszam. - przepuściła je w drzwiach. Zaśmiały się.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? - spytała hiszpanka, gdy szły po schodach. Włoszka zaśmiała się.
- No co wy. Super, że jesteście. - uśmiechnęła się brunetka. Odwzajemniły to. Weszły do pokoju Francesci.
- A tak w ogóle jestem i Fran. - uśmiechnęła się.
- A ja Lu. - przedstawiła się blondynka siadając na krześle przy biurku.
- Naty. - Perrdio usiadła na łóżku obok włoszki.
- Vilu. - dziewczyna usiadła obok rudej na parapecie. Uśmiechały się do siebie przez chwilę.
- Leon to twój brat? - spytała Castillo zakładając nogę na nogę. - Widziałam go w salonie. - wyjaśniła. Cauviglia zaśmiała się serdecznie.
- To mój kuzyn. Moje rodzice przeprowadzili się do włoch, a ja miałam tu przyjaciół i szkołę, więc wolałam zostać. Ciocia i wujek, byli tak mili i wzięli mnie do siebie. - odparła z uśmiechem.
- Czyli jesteś włoszką? - zapytała dla pewności Ferro. Brunetka przymknęła jedno oko i pokiwała głową.
- Mój tata jest włochem, a mama argentynką. Urodziłam się we włoszech. - wytłumaczyła gestykulując. Zaśmiały się. Później opowiadały sobie różne zabawne historię, a ich śmiech roznosił się po całym domu. W pewnym momencie do pokoju wpadł Verdas.
- Śmiejecie się tak głośno, jakby was było z pięć, a nie dwie. - skarżył się nie wiedząc o obecności Ludmiły, Natalii i Violetty. Po tych słowach podniósł wzrok i ujrzał roześmianą piątkę dziewczyn.
sobota, 10 maja 2014
Rozdział 4
- Jestem! - krzyk włoszki rozniósł się po całym domu. Zaśmiali się.
- Dobra, jutro dokończymy. - Leon machnął ręką. Jego przyjaciele przytaknęli.
- Moją faworytką jest Ludmiła. - oświadczył pewnie Federico. Ponte prychnął.
- A moją Natalia. - Maxi założył ręce na pierś.
- Pogadamy o tym jutro. Narazie. - pożegnali się. Włoch i Ponte opuścili posesję Verdasów. W korytarzu minęli się z Francescą.
- Hej. - uśmiechnęła się do kuzyna, gdy weszła do salonu. Brunetka mieszkała z Verdasami od roku. Jej rodzice wrócili do ojczyzny, a ona wolała zostać.
- Cześć, jak było? - zapytał szatyn. Usmiechnęła się smutno.
- Okey. - wykrzywiła usta w uśmiechu. Verdas zmierzył ją wzrokiem. Znali się od zawsze, wiedzieli o sobie wszystko. - Pamiętasz? - spytała dziewczyna podając mu kartkę, wcześniej wyjętą z kieszeni jeansów. Uśmiechnął się do siebie.
- To było jak mieliśmy jedenaście lat. - zaśmiał się chłopak. Francesca odwzajemniła uśmiech.
- Obiecałeś, że nigdy się nie zakochasz i że nie interesują cię dziewczyny. - mówiła przez śmiech.
- A ty, że nie interesują cię chłopcy. - dodał Leon. W jej oczach zebrały się łzy. - Zakochałaś się w nim. - stwierdził widząc jej reakcję.
- To wcale nie tak. - starła łzy z różowego policzka.
- Byłaś sama z nimi? - zapytał szatyn. Pokręciła przecząco głową.
- Nie. Cami, Brodway, ja, no i oni. - wyjaśniła brunetka. Spojrzała na skrawek papieru podpisany kilka lat temu. - Dlaczego trafiło na niego? - zapytała sama siebie włoszka.
- On wie, lub coś podejrzewa? - spytał. Starła ostatnie łzy.
- Przecież mu nie powiem. - wzruszyła ramionami. Westchnął. - Byliśmy w tym kinie. Musiałam patrzeć jak się całują, obejmują... - wybuchła płaczem. Verdas próbował ją pocieszyć, ale mało to dało.
- Nie martw się. Marco przejrzy na oczy i zrozumie, jaką fajną dziewczyną jesteś. - wytłumaczył i uśmiechnął się. Francesca skrzywiła się.
- Ale on kocha Anę. - stwierdziła cicho i smutno włoszka.
***
- Chłopaki, ja nie wiem... - jęknął po raz kolejny Leon, gdy jego przyjaciele sprzeczali się.
- Ja chcę Naty! - krzyknął zdenerwowany Ponte. Jego przyjaciel westchnął głęboko i złapał się za głowę.
- A ja Ludmiłę! - wrzasnął w tym czasie włoch. Szatyn nie wytrzymał.
- Dobra, koniec! Bierzemy wszystkie. I Naty i Ludmiłę i Violettę. - mówił wyliczając na palcach. Usmiechnęli się.
- Stary to jest genialne! - Maxi poklepał przyjaciela po plecach. Pasqarelli dołączył do niego.
- No to chodźmy im powiedzieć. - zarządził Federico ciągnąc ich za ręce. Verdas przystanął. Spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie teraz, może jutro. - zaproponował. Bruneci pokiwali głowami i w trójkę poszli na lunch.
***
Rudowłosa dziewczyna usiadła pod drzewem. Założyła na nos ciemne okulary i odwróciła twarz w stronę słońca. Po kilku minutach zdjęła szkła z oczu i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła nikogo, więc wyjęła z torebki plik zdjęć. Na fotografii była ona, jako siedmioletnia dziewczynka i jej siostra. Rude włosy i piegi, były jak dwie krople wody. Camila zastanowiła się chwilę. Później w pośpiechu wrzuciła zdjęcia do torebki i zarzuciła ją na ramię. W szybkim tempie przymierzała alejki parku. Po paru minutach stanęła przed bramą cmentarza. Torres wzięła głęboki oddech i wkroczyła na miejsce wiecznego spoczynku. Doszła do grobu starszej siostry i usiadła na ławce. Ruda wpatrywała się w zdjęcie zadowolonej szesnastolatki.
- Tęsknię za tobą Kelly. Za tym jak grasz na gitarze, śpiewasz na dobranoc. Opowiadasz o szkole muzycznej... - przerwała na chwilę Cami i pociągnęła nosem. Przymknęła powieki.
- Cześć, Kelly! - krzyknęła dziewczynka wchodząc do pokoju siostry. Tamta uśmiechnęła się.
- Cami! Jak pierwszy dzień w szkole? - zapytała odkładając zeszyt na półkę obok łóżka. Młodsza Torres skrzywiła się.
- Jako tako. - pokręciła głową. Starsza dziewczyna zaśmiała się.
- Nie martw się. Przyzwyczaisz się. - machnęła ręką piętnastolatka. Rudowłosa wzruszyła ramionami.
- Nie ważne. Zagrasz mi coś? - spytała siedmiolatka. Jej siostra pokiwała głową. Wyjęła zza łóżka gitarę i zagrała pierwsze akordy.
Algo suena en mí,
Algo suena en vos
Es tan distinto y fantástico
Suena el instinto,
baila tu corazón,
mueve tu cuerpo, muévelo
Skończyła, a mała dziewczynka zaczęła klaskać. Kelly uśmiechnęła się.
- Świetnie! - skomentowała młoda Camila.
- Dziękuję. Naprawdę mi miło. - zaśmiała się starsza Torres. Zaczęły się obie śmiać.
Otworzyła oczy, a wtedy poleciało kilka łez. Odwróciła głowę w prawą stronę. Zauważyła swojego przyjaciela Broadwaya. Przerażona spuściła głowę i wyszła z cmentarza.
- Dobra, jutro dokończymy. - Leon machnął ręką. Jego przyjaciele przytaknęli.
- Moją faworytką jest Ludmiła. - oświadczył pewnie Federico. Ponte prychnął.
- A moją Natalia. - Maxi założył ręce na pierś.
- Pogadamy o tym jutro. Narazie. - pożegnali się. Włoch i Ponte opuścili posesję Verdasów. W korytarzu minęli się z Francescą.
- Hej. - uśmiechnęła się do kuzyna, gdy weszła do salonu. Brunetka mieszkała z Verdasami od roku. Jej rodzice wrócili do ojczyzny, a ona wolała zostać.
- Cześć, jak było? - zapytał szatyn. Usmiechnęła się smutno.
- Okey. - wykrzywiła usta w uśmiechu. Verdas zmierzył ją wzrokiem. Znali się od zawsze, wiedzieli o sobie wszystko. - Pamiętasz? - spytała dziewczyna podając mu kartkę, wcześniej wyjętą z kieszeni jeansów. Uśmiechnął się do siebie.
- To było jak mieliśmy jedenaście lat. - zaśmiał się chłopak. Francesca odwzajemniła uśmiech.
- Obiecałeś, że nigdy się nie zakochasz i że nie interesują cię dziewczyny. - mówiła przez śmiech.
- A ty, że nie interesują cię chłopcy. - dodał Leon. W jej oczach zebrały się łzy. - Zakochałaś się w nim. - stwierdził widząc jej reakcję.
- To wcale nie tak. - starła łzy z różowego policzka.
- Byłaś sama z nimi? - zapytał szatyn. Pokręciła przecząco głową.
- Nie. Cami, Brodway, ja, no i oni. - wyjaśniła brunetka. Spojrzała na skrawek papieru podpisany kilka lat temu. - Dlaczego trafiło na niego? - zapytała sama siebie włoszka.
- On wie, lub coś podejrzewa? - spytał. Starła ostatnie łzy.
- Przecież mu nie powiem. - wzruszyła ramionami. Westchnął. - Byliśmy w tym kinie. Musiałam patrzeć jak się całują, obejmują... - wybuchła płaczem. Verdas próbował ją pocieszyć, ale mało to dało.
- Nie martw się. Marco przejrzy na oczy i zrozumie, jaką fajną dziewczyną jesteś. - wytłumaczył i uśmiechnął się. Francesca skrzywiła się.
- Ale on kocha Anę. - stwierdziła cicho i smutno włoszka.
***
- Chłopaki, ja nie wiem... - jęknął po raz kolejny Leon, gdy jego przyjaciele sprzeczali się.
- Ja chcę Naty! - krzyknął zdenerwowany Ponte. Jego przyjaciel westchnął głęboko i złapał się za głowę.
- A ja Ludmiłę! - wrzasnął w tym czasie włoch. Szatyn nie wytrzymał.
- Dobra, koniec! Bierzemy wszystkie. I Naty i Ludmiłę i Violettę. - mówił wyliczając na palcach. Usmiechnęli się.
- Stary to jest genialne! - Maxi poklepał przyjaciela po plecach. Pasqarelli dołączył do niego.
- No to chodźmy im powiedzieć. - zarządził Federico ciągnąc ich za ręce. Verdas przystanął. Spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie teraz, może jutro. - zaproponował. Bruneci pokiwali głowami i w trójkę poszli na lunch.
***
Rudowłosa dziewczyna usiadła pod drzewem. Założyła na nos ciemne okulary i odwróciła twarz w stronę słońca. Po kilku minutach zdjęła szkła z oczu i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła nikogo, więc wyjęła z torebki plik zdjęć. Na fotografii była ona, jako siedmioletnia dziewczynka i jej siostra. Rude włosy i piegi, były jak dwie krople wody. Camila zastanowiła się chwilę. Później w pośpiechu wrzuciła zdjęcia do torebki i zarzuciła ją na ramię. W szybkim tempie przymierzała alejki parku. Po paru minutach stanęła przed bramą cmentarza. Torres wzięła głęboki oddech i wkroczyła na miejsce wiecznego spoczynku. Doszła do grobu starszej siostry i usiadła na ławce. Ruda wpatrywała się w zdjęcie zadowolonej szesnastolatki.
- Tęsknię za tobą Kelly. Za tym jak grasz na gitarze, śpiewasz na dobranoc. Opowiadasz o szkole muzycznej... - przerwała na chwilę Cami i pociągnęła nosem. Przymknęła powieki.
- Cześć, Kelly! - krzyknęła dziewczynka wchodząc do pokoju siostry. Tamta uśmiechnęła się.
- Cami! Jak pierwszy dzień w szkole? - zapytała odkładając zeszyt na półkę obok łóżka. Młodsza Torres skrzywiła się.
- Jako tako. - pokręciła głową. Starsza dziewczyna zaśmiała się.
- Nie martw się. Przyzwyczaisz się. - machnęła ręką piętnastolatka. Rudowłosa wzruszyła ramionami.
- Nie ważne. Zagrasz mi coś? - spytała siedmiolatka. Jej siostra pokiwała głową. Wyjęła zza łóżka gitarę i zagrała pierwsze akordy.
Algo suena en mí,
Algo suena en vos
Es tan distinto y fantástico
Suena el instinto,
baila tu corazón,
mueve tu cuerpo, muévelo
Skończyła, a mała dziewczynka zaczęła klaskać. Kelly uśmiechnęła się.
- Świetnie! - skomentowała młoda Camila.
- Dziękuję. Naprawdę mi miło. - zaśmiała się starsza Torres. Zaczęły się obie śmiać.
Otworzyła oczy, a wtedy poleciało kilka łez. Odwróciła głowę w prawą stronę. Zauważyła swojego przyjaciela Broadwaya. Przerażona spuściła głowę i wyszła z cmentarza.
środa, 7 maja 2014
Rozdział 3
Za pięć szósta przyjaciele zgromadzili się w Resto Barze. Usiedli przy jednym ze stolików. Z nudów Maxi zaczął gwizdać.
- Przestań. - rozkazał Verdas. Brunet wzruszył ramionami i oparł się łokciami o blat. Włoch spojrzał na zegarek.
- Za jeden. - oznajmił i wyprostował się, by sprawdzić, czy ktoś nie wchodzi do lokalu.
- Violetta idzie! - krzyknął szeptem. On i Ponte popchnęli Leona w stronę dziewczyny. Szatyn prawie się przewrócił, ale jednak cały doszedł do Castillo. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj. Hej. - ucałował ją w policzek na przywitanie. Zaskoczona tym gestem zaniemówiła na chwilę.
- Cześć... - odparła zdezorientowana. Pociągnął ją za rękę w stronę jego przyjaciół.
- To jest Maxi. Federico znasz. - przedstawił jej przyjaciela. Uścisnęli sobie dłonie.
- Czekamy jeszcze na Ludmiłę i Naty. - oznajmił Federico. Szatynka pokiwała nieśmiało głową.
- Idzie blondi. - stwierdził Ponte patrząc w stronę drzwi. Zaśmiali się.
- No to za chwilę wracam. - rzucił włoch i poszedł przywitać dziewczynę. Po chwili wrócił z nią, szli pod ramię. Wszyscy byli zdziwieni śmiałością Ludmiły, jak i Pasqarelliego.
- To jest Maxi, a to Leon. - przedstawił ich panience Ferro.
- Hej. Miło was poznać. - uścisnęła dłonie każdego z chłopców. Verdas szturchnął przyjaciela w czapce w ramię. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
- Twoja znajoma. - pokazał palcem na brunetkę rozglądającą się po pomieszczeniu. Ponte uśmiechnął się i podszedł do hiszpanki.
- Cześć. - przywitał się z uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Hej. - odparła Perrdio. Wziął ją za rękę i zaprowadził do ich stolika. Przedstawił jej Leona i w szóstkę wyszli do baru karaoke. Szli w niezręcznej ciszy.
- Wiecie co chcecie zaśpiewać? - milczenie przerwał Leon. Każdy bąknął coś pod nosem, a później znów nastała cisza. Po kilku minutach stanęli przed granatowym budynkiem.
- No to jesteśmy. - oznajmił włoch, potem wszyscy weszli do środka.
- To... Wy siadajcie, a my pójdziemy się zapisać. - Maxi uśmiechnął się i pociągnął kolegów za ręce.
- Idź po listę piosenek. - Federico delikatnie popchnął przyjaciela w stronę katalogów. Po chwili Verdas wrócił z plikiem kartek w ręce. Podał je włochowi. Ten wziął kartkę i zaczął pisać.
- Naty... Paso el tiempo... Violetta... A los quatro vientos... Ludmiła... Mi perdicion. - mówił pod nosem Pasqarelli pisząc. Potem podał kartkę Leonowi. - Zanieś Dj-owi. - rozkazał. Szatyn zaśmiał się i spełnił jego prośbę. Następnie w trójkę podeszli do dziewczyn siedzących przy stoliku.
- Lubicie Rock Bonesów? - spytał Verdas. Pokiwały głowami.
- To super! Ty śpiewasz Mi perdicion. Ty, A los quatro vientos. A ty, Paso el tiempo. - oznajmił Maxi.
- A wy? - zapytała zdziwiona Ferro. Zaśmiali się nerwowo.
- Nie było już miejsc, więc tylko wy śpiewacie. - odparł z uśmiechem Pasqarelli. Wzruszyły ramionami.
- ... A teraz zaśpiewa Ludmiła. Proszę na scenę! - przerwał im głos prowadzącego. Blondynka opuściła towarzystwo i weszła na scenę. Wszyscy ze skupieniem słuchali panienki Ferro.
- Jest świetna. - szepnął brunet do swoich przyjaciół. Zaśmiali się.
- Widzicie, mówiłem, że się nada. - zwycięsko uśmiechnął się włoch.
- Naprawdę dobra. - skomentował Leon. Muzyka się skończyła, a Ludmiła zeszła ze sceny. Teraz jej miejsce zajęła hiszpanka.
- Łał... - szepnął Pasqarelli. Potwierdzili.
- Co robimy? - spytał Maxi. Zastanowili się chwilę.
- Odprowadzimy je, a potem spotkamy się u mnie i to omówimy. - postanowił Verdas. Pokiwali głowami. W tym czasie Natalia zeszła ze sceny, a na nią weszła szatynka.
- Ona jest... No po prostu... - nie mógł dokończyć zdania Leon. Jego przyjaciele zaśmiali się.
- To która? - zapytał zastanawiając się brunet.
- Nie wiem... - Federico złapał się za głowę.
- Pogadamy o tym potem. - szatyn machnął ręką. Westchnęli i usiedli koło dziewczyn.
- Co chcecie zamówić? - spytał Pasqarelli zalotnie. Leon i Maxi wymienili rozbawione spojrzenia. Podszedł kelner, a oni powiedzieli mu, co ma im przynieść. Rozmawiali na błahe tematy. Dopili swoje soki i wyszli z baru karaoke.
- Przestań. - rozkazał Verdas. Brunet wzruszył ramionami i oparł się łokciami o blat. Włoch spojrzał na zegarek.
- Za jeden. - oznajmił i wyprostował się, by sprawdzić, czy ktoś nie wchodzi do lokalu.
- Violetta idzie! - krzyknął szeptem. On i Ponte popchnęli Leona w stronę dziewczyny. Szatyn prawie się przewrócił, ale jednak cały doszedł do Castillo. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj. Hej. - ucałował ją w policzek na przywitanie. Zaskoczona tym gestem zaniemówiła na chwilę.
- Cześć... - odparła zdezorientowana. Pociągnął ją za rękę w stronę jego przyjaciół.
- To jest Maxi. Federico znasz. - przedstawił jej przyjaciela. Uścisnęli sobie dłonie.
- Czekamy jeszcze na Ludmiłę i Naty. - oznajmił Federico. Szatynka pokiwała nieśmiało głową.
- Idzie blondi. - stwierdził Ponte patrząc w stronę drzwi. Zaśmiali się.
- No to za chwilę wracam. - rzucił włoch i poszedł przywitać dziewczynę. Po chwili wrócił z nią, szli pod ramię. Wszyscy byli zdziwieni śmiałością Ludmiły, jak i Pasqarelliego.
- To jest Maxi, a to Leon. - przedstawił ich panience Ferro.
- Hej. Miło was poznać. - uścisnęła dłonie każdego z chłopców. Verdas szturchnął przyjaciela w czapce w ramię. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
- Twoja znajoma. - pokazał palcem na brunetkę rozglądającą się po pomieszczeniu. Ponte uśmiechnął się i podszedł do hiszpanki.
- Cześć. - przywitał się z uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Hej. - odparła Perrdio. Wziął ją za rękę i zaprowadził do ich stolika. Przedstawił jej Leona i w szóstkę wyszli do baru karaoke. Szli w niezręcznej ciszy.
- Wiecie co chcecie zaśpiewać? - milczenie przerwał Leon. Każdy bąknął coś pod nosem, a później znów nastała cisza. Po kilku minutach stanęli przed granatowym budynkiem.
- No to jesteśmy. - oznajmił włoch, potem wszyscy weszli do środka.
- To... Wy siadajcie, a my pójdziemy się zapisać. - Maxi uśmiechnął się i pociągnął kolegów za ręce.
- Idź po listę piosenek. - Federico delikatnie popchnął przyjaciela w stronę katalogów. Po chwili Verdas wrócił z plikiem kartek w ręce. Podał je włochowi. Ten wziął kartkę i zaczął pisać.
- Naty... Paso el tiempo... Violetta... A los quatro vientos... Ludmiła... Mi perdicion. - mówił pod nosem Pasqarelli pisząc. Potem podał kartkę Leonowi. - Zanieś Dj-owi. - rozkazał. Szatyn zaśmiał się i spełnił jego prośbę. Następnie w trójkę podeszli do dziewczyn siedzących przy stoliku.
- Lubicie Rock Bonesów? - spytał Verdas. Pokiwały głowami.
- To super! Ty śpiewasz Mi perdicion. Ty, A los quatro vientos. A ty, Paso el tiempo. - oznajmił Maxi.
- A wy? - zapytała zdziwiona Ferro. Zaśmiali się nerwowo.
- Nie było już miejsc, więc tylko wy śpiewacie. - odparł z uśmiechem Pasqarelli. Wzruszyły ramionami.
- ... A teraz zaśpiewa Ludmiła. Proszę na scenę! - przerwał im głos prowadzącego. Blondynka opuściła towarzystwo i weszła na scenę. Wszyscy ze skupieniem słuchali panienki Ferro.
- Jest świetna. - szepnął brunet do swoich przyjaciół. Zaśmiali się.
- Widzicie, mówiłem, że się nada. - zwycięsko uśmiechnął się włoch.
- Naprawdę dobra. - skomentował Leon. Muzyka się skończyła, a Ludmiła zeszła ze sceny. Teraz jej miejsce zajęła hiszpanka.
- Łał... - szepnął Pasqarelli. Potwierdzili.
- Co robimy? - spytał Maxi. Zastanowili się chwilę.
- Odprowadzimy je, a potem spotkamy się u mnie i to omówimy. - postanowił Verdas. Pokiwali głowami. W tym czasie Natalia zeszła ze sceny, a na nią weszła szatynka.
- Ona jest... No po prostu... - nie mógł dokończyć zdania Leon. Jego przyjaciele zaśmiali się.
- To która? - zapytał zastanawiając się brunet.
- Nie wiem... - Federico złapał się za głowę.
- Pogadamy o tym potem. - szatyn machnął ręką. Westchnęli i usiedli koło dziewczyn.
- Co chcecie zamówić? - spytał Pasqarelli zalotnie. Leon i Maxi wymienili rozbawione spojrzenia. Podszedł kelner, a oni powiedzieli mu, co ma im przynieść. Rozmawiali na błahe tematy. Dopili swoje soki i wyszli z baru karaoke.
poniedziałek, 5 maja 2014
Rozdział 2
Hiszpanka przetarła zaspane oczy. Spojrzała na zegar. Jej oczy momentalnie się powiększyły.
- Cholera! Zaraz się spóźnię. - szepnęła i pobiegła do łazienki. Po pięciu minutach wyszła ubrana. Myła zęby i czesała włosy jednocześnie. Odłożyła szczoteczkę i zbiegła na dół.
- Naty... Za dziesięć minut zaczynają się twoje lekcje. - stwierdził pan Perrdio. Brunetka spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem.
- Podwieziesz mnie? - zapytała. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Chodź. - chwycił kluczyki od samochodu i opuścili dom.
Dokładnie o 7.59 podjechali pod budynek szkoły. Podziękowała ojcu i wysiadła z auta. Na jej nieszczęście, w pośpiechu potknęła się o krawężnik. Przed zderzeniem z chodnikiem uratował ją Maxi. Szybko spojrzała w stronę wybawiciela. Widząc twarz kolegi z "oślej ławki", wstała na równe nogi.
- Sory i dzięki. - bąknęła i chciała odejść, ale jej nie pozwolił. Ponte objął ją ramieniem i szli razem. Hiszpanka zdziwiona przeniosła na niego wzrok.
- Słuchaj... Mam pytanie śpiewasz? - zadał pytanie brunet. Perrdio zatrzymała się zdziwiona. - No to jak? - pociągnął ją dalej.
- No wiesz, czasem na karaoke, a tak to chyba nie... - odparła niepewnie Natalia. Uśmiechnął się do siebie.
- Karaoke... - powtórzył cicho. - Ja spadam, pa! - przy wejściu do klasy ją opuścił. Wzruszyła ramionami i usiadła, jak zwykle w ostatniej ławce.
***
W czasie lunchu trójka przyjaciół siedziała w ciszy. Przerwał ją Maxi.
- Zabierzemy je na karaoke. - zaproponował. Spojrzeli na niego zdziwieni. - Ta Naty, mówiła,że śpiewa tylko na karaoke. Nie będą wiedziały, że to jakby casting. Jeśli będą dobre to je weźmiemy, a jak nie to nigdy się nie dowiedzą, że je chcieliśmy. - wyjaśnił Ponte. Federico i Leon usmiechnęli się.
- Stary, to genialne. - skwitował Verdas. Zadowoleni przybili sobie piątki.
- Yyy, a jak je tam zaprosimy? - zapytał włoch. Szatyn wzruszył ramionami, a Maxi wziął do ust trochę sałatki.
- Każdy zaprosi jedną. - powiedział z pełnymi ustami. Zaśmiali się.
- Ja biorę te blondynkę, Ludmiłę. - odezwał się szybko Pasqarelli. Verdas zagwizdał.
- Polubiłeś ją. - zaśmiał się. Włoch szturchnął go w ramię.
- Ja wezmę Natalię. Ona mnie polubiła. - oznajmił Ponte. Federico zaczął się śmiać.
- Chyba ty polubiłeś ją. - Leon dołączył do niego w śmiechu. - Dobra, wychodzi na to, że tobie zostaje Violetta. - Pasqarelli poklepał przyjaciela po plecach. Pożegnali się i zostawili Verdasa samego. Szatyn spojrzał w kierunku Castillo, skulonej w kącie. Siedziała sama przy stoliku i bawiła się widelcem. Leon postanowił odrazu działać. Wziął głęboki oddech i przysiadł się do Violetty.
- Hej. - uśmiechnął się do niej. Przerażona podniosła na niego wzrok. Przez minutę patrzyła na niego uważnie. Nie przestawał się uśmiechać.
- Chyba się nie znamy. - szepnęła cicho szatynka. Zaśmiał się serdecznie.
- Gdzie moje maniery... Leon, jestem. - wyciągnął dłoń w jej stronę. Niepewnie ją uścisnęła.
- Violetta. - odparła najciszej jak się dało. Verdas ciągle się uśmiechał.
- Lubisz karaoke? - zapytał chłopak. Castillo ukryła twarz pod burzą włosów.
- Może... Trochę. - odrzekła pod nosem.
- To dobrze. Może wybierzemy się wieczorem? - znów spojrzała na niego. Leon pokazał swoje białe zęby w uśmiechu.
- Ale... Prawie się nie znamy. - Violetta dłubała w sałatce widelcem.
- No właśnie dlatego cię tam zapraszam. Mamy taką tradycję, nowych uczniów zabieramy na karaoke. - wyjaśnił szatyn i wyszczerzył zęby.
- No dobra. - zgodziła się dziewczyna. Nadal była trochę niepewna, ale uległa.
- W barze na rogu o szóstej. - Pomachał jej na pożegnanie i odszedł, by się już nie rozmyśliła. Szatynka westchnęła głęboko i skończyła swój lunch.
***
Po lekcjach czekał przy jej szafce. Nerwowo stukał palcami o drzwiczki. Zobaczył nadchodzącą brunetkę. Wyprostował się i poprawił czapkę. Podeszła do niego.
- Heeej! - przeciągnął Ponte. Hiszpanka uśmiechnęła się i spojrzała na niego dziwnie.
- Hej. - odparła Natalia wkładając książki do szafki. Zaśmiał się nerwowo.
- Wiesz... Mówiłaś, że lubisz karaoke.. - zaczął niepewnie. Perrdio pokiwała zdezorientowana głową. - Więc może wybierzemy się dziś wieczorem? Tak, żeby się poznać. - zaproponował brunet. Hiszpanka pokiwała powoli głową.
- Ok... Ale naprawdę chcesz iść tam ze mną? - zapytała przymykając jedno oko. Uśmiechnął się.
- Będą jeszcze inni moi znajomi. Ale tak. - odparł. Zamyślił się na chwilę. - O szóstej, w barze na rogu. - poinformował ją.
- Ok... - odparła Naty. Uśmiechnął się zwycięsko.
- To do zobaczenia. Paaa. - rzucił Ponte i odbiegł potykając się o właśne nogi. Wzruszyła ramionami i zarzuciła torbę na ramię. Włożyła słuchawki na uszy i wyszła ze szkoły.
***
Czekał przed budynkiem szkoły na blondynkę. Kopnął kamyk. Włoch postanowił wejść do szkoły, by jej poszukać. Przez nieuwagę wpadł na kogoś. Tą osobą była Ludmiła. Spojrzał na nią i się przeraził.
- O Boże, przepraszam. Nie zauważyłem cię. - zaczął się tłumaczyć podając jej rękę, by mogła wstać. Ferro zaśmiała się i ujęła jego dłoń.
- Nic się nie stało. Naprawdę. - machnęła ręką, a potem zarzuciła niebieski plecak na ramię.
- No to w ramach rekompensaty, zapraszam cię wieczorem na karaoke. - oznajmił szczęśliwy brunet. Odpowiedziała uśmiechem.
- Świetnie, gdzie się spotkamy? - zapytała Ludmiła. Pasqarelli zastanowił się chwilę.
- W barze na rogu... O szóstej. - powiedział chłopak. Blondynka uśmiechnęła się szeroko.
- Do zobaczenia. - pożegnała się i odeszła w stronę parku. Pomachał jej jak zahipnotyzowany. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł do domu.
- Cholera! Zaraz się spóźnię. - szepnęła i pobiegła do łazienki. Po pięciu minutach wyszła ubrana. Myła zęby i czesała włosy jednocześnie. Odłożyła szczoteczkę i zbiegła na dół.
- Naty... Za dziesięć minut zaczynają się twoje lekcje. - stwierdził pan Perrdio. Brunetka spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem.
- Podwieziesz mnie? - zapytała. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Chodź. - chwycił kluczyki od samochodu i opuścili dom.
Dokładnie o 7.59 podjechali pod budynek szkoły. Podziękowała ojcu i wysiadła z auta. Na jej nieszczęście, w pośpiechu potknęła się o krawężnik. Przed zderzeniem z chodnikiem uratował ją Maxi. Szybko spojrzała w stronę wybawiciela. Widząc twarz kolegi z "oślej ławki", wstała na równe nogi.
- Sory i dzięki. - bąknęła i chciała odejść, ale jej nie pozwolił. Ponte objął ją ramieniem i szli razem. Hiszpanka zdziwiona przeniosła na niego wzrok.
- Słuchaj... Mam pytanie śpiewasz? - zadał pytanie brunet. Perrdio zatrzymała się zdziwiona. - No to jak? - pociągnął ją dalej.
- No wiesz, czasem na karaoke, a tak to chyba nie... - odparła niepewnie Natalia. Uśmiechnął się do siebie.
- Karaoke... - powtórzył cicho. - Ja spadam, pa! - przy wejściu do klasy ją opuścił. Wzruszyła ramionami i usiadła, jak zwykle w ostatniej ławce.
***
W czasie lunchu trójka przyjaciół siedziała w ciszy. Przerwał ją Maxi.
- Zabierzemy je na karaoke. - zaproponował. Spojrzeli na niego zdziwieni. - Ta Naty, mówiła,że śpiewa tylko na karaoke. Nie będą wiedziały, że to jakby casting. Jeśli będą dobre to je weźmiemy, a jak nie to nigdy się nie dowiedzą, że je chcieliśmy. - wyjaśnił Ponte. Federico i Leon usmiechnęli się.
- Stary, to genialne. - skwitował Verdas. Zadowoleni przybili sobie piątki.
- Yyy, a jak je tam zaprosimy? - zapytał włoch. Szatyn wzruszył ramionami, a Maxi wziął do ust trochę sałatki.
- Każdy zaprosi jedną. - powiedział z pełnymi ustami. Zaśmiali się.
- Ja biorę te blondynkę, Ludmiłę. - odezwał się szybko Pasqarelli. Verdas zagwizdał.
- Polubiłeś ją. - zaśmiał się. Włoch szturchnął go w ramię.
- Ja wezmę Natalię. Ona mnie polubiła. - oznajmił Ponte. Federico zaczął się śmiać.
- Chyba ty polubiłeś ją. - Leon dołączył do niego w śmiechu. - Dobra, wychodzi na to, że tobie zostaje Violetta. - Pasqarelli poklepał przyjaciela po plecach. Pożegnali się i zostawili Verdasa samego. Szatyn spojrzał w kierunku Castillo, skulonej w kącie. Siedziała sama przy stoliku i bawiła się widelcem. Leon postanowił odrazu działać. Wziął głęboki oddech i przysiadł się do Violetty.
- Hej. - uśmiechnął się do niej. Przerażona podniosła na niego wzrok. Przez minutę patrzyła na niego uważnie. Nie przestawał się uśmiechać.
- Chyba się nie znamy. - szepnęła cicho szatynka. Zaśmiał się serdecznie.
- Gdzie moje maniery... Leon, jestem. - wyciągnął dłoń w jej stronę. Niepewnie ją uścisnęła.
- Violetta. - odparła najciszej jak się dało. Verdas ciągle się uśmiechał.
- Lubisz karaoke? - zapytał chłopak. Castillo ukryła twarz pod burzą włosów.
- Może... Trochę. - odrzekła pod nosem.
- To dobrze. Może wybierzemy się wieczorem? - znów spojrzała na niego. Leon pokazał swoje białe zęby w uśmiechu.
- Ale... Prawie się nie znamy. - Violetta dłubała w sałatce widelcem.
- No właśnie dlatego cię tam zapraszam. Mamy taką tradycję, nowych uczniów zabieramy na karaoke. - wyjaśnił szatyn i wyszczerzył zęby.
- No dobra. - zgodziła się dziewczyna. Nadal była trochę niepewna, ale uległa.
- W barze na rogu o szóstej. - Pomachał jej na pożegnanie i odszedł, by się już nie rozmyśliła. Szatynka westchnęła głęboko i skończyła swój lunch.
***
Po lekcjach czekał przy jej szafce. Nerwowo stukał palcami o drzwiczki. Zobaczył nadchodzącą brunetkę. Wyprostował się i poprawił czapkę. Podeszła do niego.
- Heeej! - przeciągnął Ponte. Hiszpanka uśmiechnęła się i spojrzała na niego dziwnie.
- Hej. - odparła Natalia wkładając książki do szafki. Zaśmiał się nerwowo.
- Wiesz... Mówiłaś, że lubisz karaoke.. - zaczął niepewnie. Perrdio pokiwała zdezorientowana głową. - Więc może wybierzemy się dziś wieczorem? Tak, żeby się poznać. - zaproponował brunet. Hiszpanka pokiwała powoli głową.
- Ok... Ale naprawdę chcesz iść tam ze mną? - zapytała przymykając jedno oko. Uśmiechnął się.
- Będą jeszcze inni moi znajomi. Ale tak. - odparł. Zamyślił się na chwilę. - O szóstej, w barze na rogu. - poinformował ją.
- Ok... - odparła Naty. Uśmiechnął się zwycięsko.
- To do zobaczenia. Paaa. - rzucił Ponte i odbiegł potykając się o właśne nogi. Wzruszyła ramionami i zarzuciła torbę na ramię. Włożyła słuchawki na uszy i wyszła ze szkoły.
***
Czekał przed budynkiem szkoły na blondynkę. Kopnął kamyk. Włoch postanowił wejść do szkoły, by jej poszukać. Przez nieuwagę wpadł na kogoś. Tą osobą była Ludmiła. Spojrzał na nią i się przeraził.
- O Boże, przepraszam. Nie zauważyłem cię. - zaczął się tłumaczyć podając jej rękę, by mogła wstać. Ferro zaśmiała się i ujęła jego dłoń.
- Nic się nie stało. Naprawdę. - machnęła ręką, a potem zarzuciła niebieski plecak na ramię.
- No to w ramach rekompensaty, zapraszam cię wieczorem na karaoke. - oznajmił szczęśliwy brunet. Odpowiedziała uśmiechem.
- Świetnie, gdzie się spotkamy? - zapytała Ludmiła. Pasqarelli zastanowił się chwilę.
- W barze na rogu... O szóstej. - powiedział chłopak. Blondynka uśmiechnęła się szeroko.
- Do zobaczenia. - pożegnała się i odeszła w stronę parku. Pomachał jej jak zahipnotyzowany. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł do domu.
sobota, 3 maja 2014
Rozdział 1
- Teraz każda klasa uda się ze swoim nauczycielem do klasy. Dziękuję, do widzenia! - zakończyła przemówienie pani dyrektor. Wszyscy udali się do sal za wychowawcami. Pani Martinez zaczęła swój monolog.
- Ja dziś tylko rozdam plany lekcji i przedstawię nowe koleżanki. Yyy... Marco proszę rozdaj. - podała Meksykaninowi kartki, a on wstał i wykonał jej prośbę. Kobieta spojrzała do swojego zeszytu. - Poproszę do mnie... Natalię Perrdio... - hiszpanka siedząca w ostatniej ławce podeszła do jej biurka powolnym krokiem. Nauczycielka spojrzała jeszcze raz w zeszyt. - Ludmiłę Ferro... - znów zrobiła przerwę, by przeczytać kolejne nazwisko. Blondynka również siedziała w ostatniej ławce, a gdy usłyszała swoją godność oczywiście podeszła do Natalii. - I jeszcze Violetta Castillo. - zakończyła, a Violetta niepewnie stanęła koło innych dziewczyn. - Dziewczyny są nowe w naszej szkole, - ciągnęła wychowawczyni. - ktoś musi je oprowadzić. O, Federico ty o ile mnie pamięć nie myli nie miałeś najlepszego stopnia z zachowania... - włoch pokiwał głową. - Więc, teraz masz szansę. To ty oprowadzisz koleżanki. - zadecydowała pani Martinez. Pasqarelli zrobił duże oczy.
- Nie martw się, nawet ładne. - szepnął mu na ucho przyjaciel siedzący koło niego. Brunet zmroził go wzrokiem, a Verdas wzruszył ramionami.
***
Wzięła głęboki oddech i niepewnie weszła do szkoły. Szatynka rozejrzała się. Nikogo nie było, oprócz chłopaka siedzącego na parapecie. Owy chłopak przeniósł na nią wzrok.
- Cześć. - uśmiechnął się.
- Cześć... - odparła marszcząc brwi. Uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Jestem Fede. Będę was oprowadzał. - wyjaśnił i wyciągnął w jej stronę dłoń. Uścisnęła ją. - Ty jesteś... Violetta? - popatrzył na nią uważnie. Pokiwała twierdząco głową. - Znasz Ludmiłę, albo Natalię? - zapytał i usadowił się na parapecie. Pokręciła głową. Pomiędzy nimi nastała niezręczna cisza. Przerwała ją blondynka, która z impetem weszła do szkoły.
- Przepraszam. - powiedziała wiedząc, że wywołała hałas. Rozejrzała się i zmarszczyła brwi. - Tak nas mało? - zapytała siadając koło szatynki na ławce. Tamta nieśmiało pokiwała głową. Ludmiła pomimo przykrości, jakie ją spotkały była dość śmiałą osobą. Nie była zbyt ufna, ale śmiała owszem. Do szkoły ociężale wkroczyła Natalia. Na widok trzech osób wyjęła słuchawki z uszu. Perrdio była typem marzycielki. Często się spóźniała i była roztrzepana.
- No to chyba jesteśmy w komplecie. - oznajmił włoch podnosząc się z miejsca. Zaczęli zwiedzać szkołę. Pokazywał im różne miejsca. W końcu doszli do stołówki.
- To jest nasza stołówka. Nie polecam, kucharki noszą czepki, a w jedzeniu i tak są włosy. - wzruszył ramionami. Tylko Ludmiła się zaśmiała. Ona uwielbiała, gdy ktoś żartował.
- A jakie są jeszcze minusy szkoły? - zapytała prosto z mostu Ferro. Zaśmiał się.
- Oj, dużo. Na przykład, trzeba odrabiać zadania domowe. - stwierdził i oboje się zaśmiali. Hiszpanka spojrzała ma nich dziwnie. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Cała czwórka udała się na lekcje. Była to biologia. Włoch usiadł za swoimi kolegami w czwartej ławce. Trzy ostatnie ławki zajęły trzy nowe dziewczyny. Do sali weszła nauczycielka w czasie lekcji kobieta zwróciła się do Natalii.
- Natalio, może ty odpowiesz? - przerażona Perrdio podniosła głowę. Oderwana od własnego świata przejechała dłonią po włosach.
- Yyy... Może pani powtórzyć pytanie? - zapytała i usmiechnęła się niewinnie. Nauczycielka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Tak to jest jak się nie uważa na lekcji. Proszę do oślej ławki. - rozkazała twardo. Brunetka spuściła głowę i wykonała jej polecenie. Po paru chwilach obserwowania młodego Ponte kobieta zwróciła się do niego.
- Maxi, dołącz do Natalii. - oznajmiła. Wytrzeszczył oczy.
- Jja? - zająknął się. Kiwnęła głową.
- Myślisz, że nie widzę, jak próbujesz przekazać Camili liścik. Wolę go nie czytać, więc przesiądź się. - poprosiła. Brunet westchnął i dosiadł się do koleżanki.
***
Zmęczeni powoli wracali do swoich domów.
- Potrzebujemy wokalistki. - stwierdził Leon. Jego przyjaciele przytaknęli.
- Ale kim ona będzie? - zapytał Pasqarelli. Westchnęli we trójkę.
- Żadna z naszej szkoły się nie nadaje. - wzruszył ramionami Maxi. Verdas przystanął na chwilę.
- A może te nowe? - zwrócił się do kolegów.
- Federico, ty je oprowadzałeś. Wiesz o nich trochę. - stwierdził Ponte.
- Może jedynie ta Ludmiła, pozostałe dwie się nie nadadzą. - myślał głośno brunet. Wtedy doszli pod dom szatyna.
- Od razu bierzemy się za próbę. - oznajmił właściciel domu. Pasqarelli chwycił gitarę. Maxi usiadł za bębnami. Szatyn, zaś stanął za keyboardem. Po chwili cały garaż wypełniły dźwięki muzyki. Pod wieczór Federico i Maxi opuszczali dom przyjaciela.
- Ja dziś tylko rozdam plany lekcji i przedstawię nowe koleżanki. Yyy... Marco proszę rozdaj. - podała Meksykaninowi kartki, a on wstał i wykonał jej prośbę. Kobieta spojrzała do swojego zeszytu. - Poproszę do mnie... Natalię Perrdio... - hiszpanka siedząca w ostatniej ławce podeszła do jej biurka powolnym krokiem. Nauczycielka spojrzała jeszcze raz w zeszyt. - Ludmiłę Ferro... - znów zrobiła przerwę, by przeczytać kolejne nazwisko. Blondynka również siedziała w ostatniej ławce, a gdy usłyszała swoją godność oczywiście podeszła do Natalii. - I jeszcze Violetta Castillo. - zakończyła, a Violetta niepewnie stanęła koło innych dziewczyn. - Dziewczyny są nowe w naszej szkole, - ciągnęła wychowawczyni. - ktoś musi je oprowadzić. O, Federico ty o ile mnie pamięć nie myli nie miałeś najlepszego stopnia z zachowania... - włoch pokiwał głową. - Więc, teraz masz szansę. To ty oprowadzisz koleżanki. - zadecydowała pani Martinez. Pasqarelli zrobił duże oczy.
- Nie martw się, nawet ładne. - szepnął mu na ucho przyjaciel siedzący koło niego. Brunet zmroził go wzrokiem, a Verdas wzruszył ramionami.
***
Wzięła głęboki oddech i niepewnie weszła do szkoły. Szatynka rozejrzała się. Nikogo nie było, oprócz chłopaka siedzącego na parapecie. Owy chłopak przeniósł na nią wzrok.
- Cześć. - uśmiechnął się.
- Cześć... - odparła marszcząc brwi. Uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Jestem Fede. Będę was oprowadzał. - wyjaśnił i wyciągnął w jej stronę dłoń. Uścisnęła ją. - Ty jesteś... Violetta? - popatrzył na nią uważnie. Pokiwała twierdząco głową. - Znasz Ludmiłę, albo Natalię? - zapytał i usadowił się na parapecie. Pokręciła głową. Pomiędzy nimi nastała niezręczna cisza. Przerwała ją blondynka, która z impetem weszła do szkoły.
- Przepraszam. - powiedziała wiedząc, że wywołała hałas. Rozejrzała się i zmarszczyła brwi. - Tak nas mało? - zapytała siadając koło szatynki na ławce. Tamta nieśmiało pokiwała głową. Ludmiła pomimo przykrości, jakie ją spotkały była dość śmiałą osobą. Nie była zbyt ufna, ale śmiała owszem. Do szkoły ociężale wkroczyła Natalia. Na widok trzech osób wyjęła słuchawki z uszu. Perrdio była typem marzycielki. Często się spóźniała i była roztrzepana.
- No to chyba jesteśmy w komplecie. - oznajmił włoch podnosząc się z miejsca. Zaczęli zwiedzać szkołę. Pokazywał im różne miejsca. W końcu doszli do stołówki.
- To jest nasza stołówka. Nie polecam, kucharki noszą czepki, a w jedzeniu i tak są włosy. - wzruszył ramionami. Tylko Ludmiła się zaśmiała. Ona uwielbiała, gdy ktoś żartował.
- A jakie są jeszcze minusy szkoły? - zapytała prosto z mostu Ferro. Zaśmiał się.
- Oj, dużo. Na przykład, trzeba odrabiać zadania domowe. - stwierdził i oboje się zaśmiali. Hiszpanka spojrzała ma nich dziwnie. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Cała czwórka udała się na lekcje. Była to biologia. Włoch usiadł za swoimi kolegami w czwartej ławce. Trzy ostatnie ławki zajęły trzy nowe dziewczyny. Do sali weszła nauczycielka w czasie lekcji kobieta zwróciła się do Natalii.
- Natalio, może ty odpowiesz? - przerażona Perrdio podniosła głowę. Oderwana od własnego świata przejechała dłonią po włosach.
- Yyy... Może pani powtórzyć pytanie? - zapytała i usmiechnęła się niewinnie. Nauczycielka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Tak to jest jak się nie uważa na lekcji. Proszę do oślej ławki. - rozkazała twardo. Brunetka spuściła głowę i wykonała jej polecenie. Po paru chwilach obserwowania młodego Ponte kobieta zwróciła się do niego.
- Maxi, dołącz do Natalii. - oznajmiła. Wytrzeszczył oczy.
- Jja? - zająknął się. Kiwnęła głową.
- Myślisz, że nie widzę, jak próbujesz przekazać Camili liścik. Wolę go nie czytać, więc przesiądź się. - poprosiła. Brunet westchnął i dosiadł się do koleżanki.
***
Zmęczeni powoli wracali do swoich domów.
- Potrzebujemy wokalistki. - stwierdził Leon. Jego przyjaciele przytaknęli.
- Ale kim ona będzie? - zapytał Pasqarelli. Westchnęli we trójkę.
- Żadna z naszej szkoły się nie nadaje. - wzruszył ramionami Maxi. Verdas przystanął na chwilę.
- A może te nowe? - zwrócił się do kolegów.
- Federico, ty je oprowadzałeś. Wiesz o nich trochę. - stwierdził Ponte.
- Może jedynie ta Ludmiła, pozostałe dwie się nie nadadzą. - myślał głośno brunet. Wtedy doszli pod dom szatyna.
- Od razu bierzemy się za próbę. - oznajmił właściciel domu. Pasqarelli chwycił gitarę. Maxi usiadł za bębnami. Szatyn, zaś stanął za keyboardem. Po chwili cały garaż wypełniły dźwięki muzyki. Pod wieczór Federico i Maxi opuszczali dom przyjaciela.
czwartek, 1 maja 2014
Prolog
Jaki powinien być prawdziwy przyjaciel? Szczery, godny zaufania. Tymczasem w ich przypadku było zupełnie inaczej. Przyjaciele byli fałszywi i perfidni. Wiesz jak czuje się osoba zdradzona, oszukana? Przyjaciel, osoba której ufasz i wierzysz wbija ci nóż w serce. Wtedy ono roztrzaskuje się na milion kawałków. Starasz się je poskładać, ale zawsze brakuje jednej części. Tą częścią jest szczęście.
***
Usiadła na wolnym miejscu w autobusie. Odgarnęła swoje długie blond włosy. Słyszała zza pleców śmiechy innych. Byli szczęśliwi, w przeciwieństwie do niej. Spojrzała na wolne miejsce koło siebie. Dziesięciolatka starła łzę.
- Ludmiła, dasz mi cukierka? - zapytała jej "przyjaciółka", spoglądając przez szparę pomiędzy siedzeniami. Ferro pokręciła przecząco głową. - Wiesz co? Ale z ciebie koleżanka. - prychnęła.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. - szepnęła do siebie. Po raz kolejny to samo. Po raz kolejny została sama. Każdy powie "siedzi sama w autobusie, wielkie mi co." Ale ona miała dziesięć lat, to było dla niej najważniejsze. Tym bardziej, że Ashley mówiła: "tak, usiądę z tobą w autobusie". Blondynka przetarła ostatnie łzy i spuściła głowę.
***
Zadowolona hiszpanka weszła do szkoły. Pomachała do grupki dziewczyn stojących w kącie korytarza.
- W sobotę urządzam przyjęcie urodzinowe. Wpadnijcie. - rozdała każdej z koleżanek kopertę. Zadowolone pokiwały głowami.
Nadeszła sobota. Przygotowana Naty siedziała na krześle. Jej nogi swobodnie zwisały nad podłogą. Przeniosła wzrok na zegar wiszący na ścianie. Wybił czternastą. O czternastej miały przyjść. Sięgnęła po telefon. Wybrała numer do pierwszej, drugiej... Ósmej. U wszystkich poczta głosowa. Wściekła rzuciła telefonem o transparent: "happy 13". Westchnęła i zaczęła gorzko płakać.
- Chciałam, żeby się udało. Chociaż raz. - mówiła do siebie szlochając.
***
Piętnastolatka siedziała w ławce na samym końcu klasy. Do sali z impetem weszły dwie dziewczyny. Spojrzała na nie z pogardą. Śmiały się, szły pod ramię. Violetta starała się nie patrzeć w ich stronę. To były dwie najgorsze osoby, jakie znała.
- O Castillo, jak tam z Maxonem? - zapytała drwiąco jedna dziewczyna. Szatynka odwróciła wzrok. To przez te dwójkę skany z jej pamiętnika trafiły na stronę szkoły. Maxon, to w nim się zakochała. Ten wpis był w internecie. Na szczęście udało się go usunąć. A ona uważała ją za przyjaciółkę. Cała klasa wybuchła śmiechem, a ona wybiegła z płaczem z klasy.
***
To nie są jednorazowe sytuacje. To tylko przykłady przytoczone z ich życia. Teraz spotykają się w szkole średniej. Poznają miłości ich życia. Przypadek, czy przeznaczenie?
[}§{℃ω§§{«€»ω»ω℃]¿¿¡
Wiem, miał być wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że się podoba ;)
Do nexta :)
***
Usiadła na wolnym miejscu w autobusie. Odgarnęła swoje długie blond włosy. Słyszała zza pleców śmiechy innych. Byli szczęśliwi, w przeciwieństwie do niej. Spojrzała na wolne miejsce koło siebie. Dziesięciolatka starła łzę.
- Ludmiła, dasz mi cukierka? - zapytała jej "przyjaciółka", spoglądając przez szparę pomiędzy siedzeniami. Ferro pokręciła przecząco głową. - Wiesz co? Ale z ciebie koleżanka. - prychnęła.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. - szepnęła do siebie. Po raz kolejny to samo. Po raz kolejny została sama. Każdy powie "siedzi sama w autobusie, wielkie mi co." Ale ona miała dziesięć lat, to było dla niej najważniejsze. Tym bardziej, że Ashley mówiła: "tak, usiądę z tobą w autobusie". Blondynka przetarła ostatnie łzy i spuściła głowę.
***
Zadowolona hiszpanka weszła do szkoły. Pomachała do grupki dziewczyn stojących w kącie korytarza.
- W sobotę urządzam przyjęcie urodzinowe. Wpadnijcie. - rozdała każdej z koleżanek kopertę. Zadowolone pokiwały głowami.
Nadeszła sobota. Przygotowana Naty siedziała na krześle. Jej nogi swobodnie zwisały nad podłogą. Przeniosła wzrok na zegar wiszący na ścianie. Wybił czternastą. O czternastej miały przyjść. Sięgnęła po telefon. Wybrała numer do pierwszej, drugiej... Ósmej. U wszystkich poczta głosowa. Wściekła rzuciła telefonem o transparent: "happy 13". Westchnęła i zaczęła gorzko płakać.
- Chciałam, żeby się udało. Chociaż raz. - mówiła do siebie szlochając.
***
Piętnastolatka siedziała w ławce na samym końcu klasy. Do sali z impetem weszły dwie dziewczyny. Spojrzała na nie z pogardą. Śmiały się, szły pod ramię. Violetta starała się nie patrzeć w ich stronę. To były dwie najgorsze osoby, jakie znała.
- O Castillo, jak tam z Maxonem? - zapytała drwiąco jedna dziewczyna. Szatynka odwróciła wzrok. To przez te dwójkę skany z jej pamiętnika trafiły na stronę szkoły. Maxon, to w nim się zakochała. Ten wpis był w internecie. Na szczęście udało się go usunąć. A ona uważała ją za przyjaciółkę. Cała klasa wybuchła śmiechem, a ona wybiegła z płaczem z klasy.
***
To nie są jednorazowe sytuacje. To tylko przykłady przytoczone z ich życia. Teraz spotykają się w szkole średniej. Poznają miłości ich życia. Przypadek, czy przeznaczenie?
[}§{℃ω§§{«€»ω»ω℃]¿¿¡
Wiem, miał być wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że się podoba ;)
Do nexta :)
środa, 30 kwietnia 2014
Info ;)
Mam dla was dosc ważne info. Przestaje pisać OP. Już męczą mnie, skończyła mi się wena. Zaczynam opowiadanie. Prolog pojawi wieczorem.
Ps. Chcecie żebym dokończyła OP o Femile?
Ps1. Czasem jak będzie mi się chciało będę publikować OP.
PA PA!
Ps. Chcecie żebym dokończyła OP o Femile?
Ps1. Czasem jak będzie mi się chciało będę publikować OP.
PA PA!
piątek, 25 kwietnia 2014
One part Femiła: Jedna wielka pomyłka. Cz.2
- Nie, przyszłam. - odparła cicho. Ciągle nurtowała ją jedna sprawa, mianowicie: dlaczego zgodził się na randkę z nią? Nie wiedziała, że to wszystko jedna wielka pomyłka. Bardzo dobrze czuła się w towarzystwie Federa. Byli na koktajlu, a potem na spacerze.
- Odprowadzę cię. - zaproponował brunet.
- Dzięki. Chodźmy. - odparła panna Ferro. Szli w milczeniu. Dopiero pod domem blondynki Pasqarelli odezwał się:
- Pójdziemy jutro do kina? - zapytał. Ludmiła uśmiechnęła się szeroko.
- Jasne. Wpadnij po mnie o siódmej. - rzekła. Pocałowała go w policzek i weszła do domu. Nie wiedziała, dlaczego się zgodziła. Przecież mogła odmówić, a dziewczynom powiedzieć, że nie wypaliło. Dlaczego tego nie zrobiła? To wiedziała tylko jej podświadomość, której blondynka nie chciała słuchać.
- I co? - zapytała Włoszka przeglądając pisemko modowe. Ferro opadła na fotel w swoim pokoju.
- Jutro idziemy do kina. - odparła patrząc w jeden punkt. Okrzyk radości wydała jedynie hiszpanka.
- Dlaczego się nie cieszycie? - zapytała zdezorientowana. Rudowłosa uśmiechnęła się niewinnie.
- Po prostu tak się ucieszyłyśmy, że mowę nam odjęło. - wyjaśniła Castillo. Hiszpanka wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok na Ludmiłę.
- No to opowiadaj. - poprosiła brunetka. Ferro zdała im relacje ze swojej randki. Oczywiście tylko Natalia cieszyła się szczerą radością. Po tym wszystkim, przyjaciółki opuściły dom blondynki.
Dziewczyna stała przed lustrem. Jeszcze jedno pociągnięcie szminką i gotowe. Zadowolona schowała kosmetyk do szuflady. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Minęły dwa tygodnie. W tym czasie spotykała się z chłopakiem regularnie. Do kina, na lody, na pizzę. Zbiegła po schodach i nacisnęła na klamkę. Zobaczyła uśmiechniętego włocha.
- Hej. - odezwała się pierwsza.
- Cześć. Idziemy? - zapytał nie przestając się uśmiechać. Pokiwała twierdząco głową. Szli przez park, a później dotarli na plażę. Ferro otworzyła szerzej oczy.
- Tto wszystko dla mnie? - spytała z niedowierzaniem. Uśmiechnął się.
- Tylko i wyłącznie dla ciebie. - odparł dumny Federico. W tym momencie nastolatka miała ochotę powiedzieć mu całą prawdę. O zeszycie, o pomyłce. Coś jednak jej nie pozwało. To jej serce mówiło: "on cię kocha!" Ten głos przekomarzał się z rozumem, który mówił: "nie możecie być razem!". Westchnęła i usiadła koło Pasqarelliego na kocu. Jedli różne smakołyki z koszyka, przygotowanego przez bruneta.
- Ludmiła, mogę o coś zapytać? - uniósł brwi. Uśmiechnęła się.
- Jasne. - odrzekła wesoło. Wziął głęboki oddech.
- Wiesz... To dziwnie zabrzmi, ale kocham cię. Tak, ja cię kocham. Wiem, że pewnie powiesz nie, ale muszę zapytać... Zostaniesz moją dziewczyną? - w jej oczach stanęły łzy. Tak bardzo pragnęła powiedzieć TAK. Bijąc się sama ze sobą odpowiedziała:
- Przepraszam, ja nie mogę. - starła łzy z policzków.
- Dlaczego? - spytał załamany. Opowiedziała mu o tym jak Fran znalazła zeszyt i resztę historii. - Czyli to wszystko jeden wielki przekręt? - zapytał zirytowany. Pokiwała przecząco głową.
- Nie, Federico... - nie dał jej dokończyć.
- Przestań! Wykorzystałaś mnie, bawiłaś się mną! - wrzasnął. Potem Włoch odszedł, zostawiając ją samą. Wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem. Wstała z piasku i otrzepała się. Pobiegła do domu hiszpanki. Bała się, że Pasqarelli będzie tam pierwszy. Naskoczy na Natalię, a ona była niewinna. W końcu dotarła pod mały, jednorodzinny domek. Dzwoniła dzwonkiem najszybciej jak umiała. Wciskała przycisk raz za razem. W drzwiach stanęła jej przyjaciółka.
- Lu? Nie powinnaś być z Fede? - zdziwiła się Navarro. Pokiwała przecząco głową.
- Mogę? - zapytała. Naty przepuściła ją w drzwiach. Usiadły na kanapie w salonie.
- No to opowiadaj. - niecierpliwiła się brunetka. Ferro wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać.
- ... No i sobie poszedł. - skończyła i wybuchła placzem. - Cii... Ludmi, jeszcze go odzyskasz. - pocieszyła ją przyjaciółka. Blondynka podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się lekko.
&#+@/°ω|}^¥]«<°⊙§}»€¡¤°{«¥]¤℃ω]€^}^}°{«
Przepraszam, że krótko, ale miałam trochę napięty grafik. Będzie trzecia część, ale jak będzie więcej komentarzy! Mam nadzieję, że OP przypadł wam do gustu. Pozdrawiam, papa.
- Odprowadzę cię. - zaproponował brunet.
- Dzięki. Chodźmy. - odparła panna Ferro. Szli w milczeniu. Dopiero pod domem blondynki Pasqarelli odezwał się:
- Pójdziemy jutro do kina? - zapytał. Ludmiła uśmiechnęła się szeroko.
- Jasne. Wpadnij po mnie o siódmej. - rzekła. Pocałowała go w policzek i weszła do domu. Nie wiedziała, dlaczego się zgodziła. Przecież mogła odmówić, a dziewczynom powiedzieć, że nie wypaliło. Dlaczego tego nie zrobiła? To wiedziała tylko jej podświadomość, której blondynka nie chciała słuchać.
- I co? - zapytała Włoszka przeglądając pisemko modowe. Ferro opadła na fotel w swoim pokoju.
- Jutro idziemy do kina. - odparła patrząc w jeden punkt. Okrzyk radości wydała jedynie hiszpanka.
- Dlaczego się nie cieszycie? - zapytała zdezorientowana. Rudowłosa uśmiechnęła się niewinnie.
- Po prostu tak się ucieszyłyśmy, że mowę nam odjęło. - wyjaśniła Castillo. Hiszpanka wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok na Ludmiłę.
- No to opowiadaj. - poprosiła brunetka. Ferro zdała im relacje ze swojej randki. Oczywiście tylko Natalia cieszyła się szczerą radością. Po tym wszystkim, przyjaciółki opuściły dom blondynki.
Dziewczyna stała przed lustrem. Jeszcze jedno pociągnięcie szminką i gotowe. Zadowolona schowała kosmetyk do szuflady. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Minęły dwa tygodnie. W tym czasie spotykała się z chłopakiem regularnie. Do kina, na lody, na pizzę. Zbiegła po schodach i nacisnęła na klamkę. Zobaczyła uśmiechniętego włocha.
- Hej. - odezwała się pierwsza.
- Cześć. Idziemy? - zapytał nie przestając się uśmiechać. Pokiwała twierdząco głową. Szli przez park, a później dotarli na plażę. Ferro otworzyła szerzej oczy.
- Tto wszystko dla mnie? - spytała z niedowierzaniem. Uśmiechnął się.
- Tylko i wyłącznie dla ciebie. - odparł dumny Federico. W tym momencie nastolatka miała ochotę powiedzieć mu całą prawdę. O zeszycie, o pomyłce. Coś jednak jej nie pozwało. To jej serce mówiło: "on cię kocha!" Ten głos przekomarzał się z rozumem, który mówił: "nie możecie być razem!". Westchnęła i usiadła koło Pasqarelliego na kocu. Jedli różne smakołyki z koszyka, przygotowanego przez bruneta.
- Ludmiła, mogę o coś zapytać? - uniósł brwi. Uśmiechnęła się.
- Jasne. - odrzekła wesoło. Wziął głęboki oddech.
- Wiesz... To dziwnie zabrzmi, ale kocham cię. Tak, ja cię kocham. Wiem, że pewnie powiesz nie, ale muszę zapytać... Zostaniesz moją dziewczyną? - w jej oczach stanęły łzy. Tak bardzo pragnęła powiedzieć TAK. Bijąc się sama ze sobą odpowiedziała:
- Przepraszam, ja nie mogę. - starła łzy z policzków.
- Dlaczego? - spytał załamany. Opowiedziała mu o tym jak Fran znalazła zeszyt i resztę historii. - Czyli to wszystko jeden wielki przekręt? - zapytał zirytowany. Pokiwała przecząco głową.
- Nie, Federico... - nie dał jej dokończyć.
- Przestań! Wykorzystałaś mnie, bawiłaś się mną! - wrzasnął. Potem Włoch odszedł, zostawiając ją samą. Wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem. Wstała z piasku i otrzepała się. Pobiegła do domu hiszpanki. Bała się, że Pasqarelli będzie tam pierwszy. Naskoczy na Natalię, a ona była niewinna. W końcu dotarła pod mały, jednorodzinny domek. Dzwoniła dzwonkiem najszybciej jak umiała. Wciskała przycisk raz za razem. W drzwiach stanęła jej przyjaciółka.
- Lu? Nie powinnaś być z Fede? - zdziwiła się Navarro. Pokiwała przecząco głową.
- Mogę? - zapytała. Naty przepuściła ją w drzwiach. Usiadły na kanapie w salonie.
- No to opowiadaj. - niecierpliwiła się brunetka. Ferro wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać.
- ... No i sobie poszedł. - skończyła i wybuchła placzem. - Cii... Ludmi, jeszcze go odzyskasz. - pocieszyła ją przyjaciółka. Blondynka podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się lekko.
&#+@/°ω|}^¥]«<°⊙§}»€¡¤°{«¥]¤℃ω]€^}^}°{«
Przepraszam, że krótko, ale miałam trochę napięty grafik. Będzie trzecia część, ale jak będzie więcej komentarzy! Mam nadzieję, że OP przypadł wam do gustu. Pozdrawiam, papa.
wtorek, 22 kwietnia 2014
One part Naxi: Kartka z pamiętnika.
Wyjął z kieszeni spodni klucz. Przekręcił w drzwiach i nacisnął na klamkę. Uśmiechnął się na widok ciepłych, żółtych ścian. Znał to pomieszczenie tak dobrze, a teraz wydawało się być takie obce. Zawsze tętniło życiem, brunetka była bardzo towarzyską osobą. Teraz bez niej zrobiło się takie zwyczajne. Powoli podszedł do biurka i wziął do rąk błękitny zeszyt. Navarro spisała w nim pół życia. Przejechał palcem po brokatowym napisie "Naty". Później Maxi skierował się do dużej szafy. Stanął na palcach i sięgnął na jej górę . W jego ręku znalazł się kolejny klucz, którym otworzył notatnik hiszpanki. Z pamiętnika wypadły trzy kartki. Na pierwszej, był portret dziewczyny w długich prostych włosach. Ponte zaśmiał się.
- Lena. - powiedział do siebie. Odwrócił na drugą stronę. Widniał tam napis:
Lena, kwiecień 2015
Spojrzał na następną kartkę. Znał tą twarz doskonale: czarne loki, hipnotyzujące oczy, zadzorny nosek i zaraźliwy uśmiech.
- To ty kochanie. - szepnął. Odwrócił kartkę:
Naty (ja), grudzień 2016
Zaśmiał się i odłożył portret dziewczyny na łóżku. Na ostatniej kartce był chłopak. Uśmiechał się, a na głowie mial czapkę z prostym daszkiem.
- A to ja... - powiedział pod nosem. Odwrócił i przeczytał:
Maxi <3, czerwiec 2015
Kiedy już obejrzał wszystkie rysunki, zabrał się za czytanie. Pierwszy wpis:
Środa, 22 sierpnia 2013
Jutro mam egzaminy do studio. Strasznie się stresuję, ale na szczęście mam Maxiego. Jest moim przyjacielem od przedszkola. Mieszka na przeciwko. Nie ukrywam podoba mi się, ale mu przecież tego nie powiem.
- Czyli wtedy, już jej się podobałem... - szepnął do siebie i czytał dalej:
A co do studio, to taka szkoła muzyczna. Uczą grać, śpiewać i tańczyć. Napisałam już piosenkę, układ znam... Na gitarze umiem grać. Maxi mówi ze zdam. Tak bardzo chciałabym, żeby był kimś więcej niż przyjacielem.
Na dole strony dorysowany był napis: "Maxi" z mnóstwem serduszek wokół. Uśmiechnął się szeroko. Ominął parę wpisów i zatrzymał się na jednym bardzo długim:
Piątek, 17 września 2013
Maxi zaprosił mnie na randkę!!! Oczywiście nie powiedział mi tego wprost, tylko dał subtelnie do zrozumienia. Lena pomogła mi wybrać granatową spódnice, czerwoną bluzkę i czarne sandały. Przyszedł po mnie punktualnie o piątej. Poszliśmy do parku i kupił mi watę cukrową. Mówił, że nie lubi, a potem mi podjadał. To było słodkie <3. Przejechaliśmy się bryczką, to było magiczne. Potem usiedliśmy przy fontannie i... POCAŁOWAŁ mnie! Powiedział, że już od dłuższego czasu mu się podobam i zapytał czy zostanę jego dziewczyną. Oczywiście, odpowiedziałam tak.
Pamiętał doskonale ten dzień. Wyglądała perfekcyjnie, idealnie. Pamiętał każde słowo, które wypowiedziała. Delikatnie dotknął kciukiem ich zdjęcia. Zawsze zastanawiał się, co z nim zrobiła. Teraz już wiedział, że wkleiła je do zeszytu. Przewrócił kartkę i kolejną, kolejną, kolejną. Przewrócił bardzo dużo kartek, aż w końcu znalazł ten wpis:
Sobota, 14 listopada 2015
Omg! Dziś, chyba jestem najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi! Maxi mi się OŚWIADCZYŁ!!! Byliśmy na plaży, był zachód słońca... Wszystko jak w bajce. W pewnym momencie się zatrzymał. Powiedział, że mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie.
- No właśnie... Nie wyobrażałem... - szepnął i starł łzę z policzka.
Potem zapytał, czy zostanę jego żoną. Tak strasznie się ucieszyłam, że nie mogłam nic powiedzieć. Po chwili dopiero się opamiętałam i wręcz krzyknęłam: TAK, WYJDĘ ZA CIEBIE! Jak to pięknie brzmi: Natalia Ponte. Państwo Ponte. Natalia i Maxi Ponte.
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Przypomniał sobie jej rozpromienioną twarz. Jej uśmiech, ten który tak bardzo kochał. Przewracał kartki, ale zatrzymał się w pewnym momencie. Zdjęcie sukni ślubnej, której nie dane mu było zobaczyć. Postanowił przeczytać:
Poniedziałek, 23 stycznia 2016
Byłam dziś wybrać suknię ślubną z dziewczynami. Wybrzydzały bardziej niż ja! Ta za długa, ta za krótka, ta bez koronki... Wszystko mnie boli, od tego przymierzania. Po moich długich katorgach, wybrałyśmy idealną suknię dla mnie. Wkleiłam zdjęcie :). Nie mogę się doczekać ślubu. Moją świadkową będzie Lu, a świadkiem Maxiego Marco. Dziewczyny też wybrały sobie sukienki. Ślub będzie w maju. Tak bardzo chciałam, żeby odbył się jeszcze wiosną. Kończę pisać, bo jutro występ, muszę się wyspać.
Uśmiechnął się do siebie. Żałował, że nie doszło do ślubu. Przewrócił parę, paręnaście stron. Doszedł do ostatniej kartki.
Piątek, 4 maja 2016
Jutro ślub!!! Nie wytrzymuje już! Nie mogę się doczekać. Mam dziś wieczór panieński. Aż się boję, co wymyślą dziewczyny. Powiedziały, że nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Nie wiem, co mam o tym myśleć... Dobrze spadał, muszę jeszcze wybrać sukienkę. Czerwona vs. Niebieska?
Chłopak westchnął. Do ślubu nie doszło. Wracając z klubu zginęła w wypadku. Ponte zamknął zeszyt i wstał z łóżka hiszpanki. Zakluczył pamiętnik, a klucz schował w kieszeni spodni. Opuścił żółty pokój. Zamknął go na klucz, który potem schował do kieszeni.
°<£~§℉⊙®{<[«℉°ω®¢^¡»℉°ω{£\[℃°⊙
Witam po świętach. Wiem, że nie złożyłam życzeń, ale mam nadzieję, że jajko smakowalo :)
I jeszcze jedno mam nowego bloga:
terazwiemzeziemia.blogspot.com
Prowadzę go z Naty Perrdio. Wbijajcie :)
- Lena. - powiedział do siebie. Odwrócił na drugą stronę. Widniał tam napis:
Lena, kwiecień 2015
Spojrzał na następną kartkę. Znał tą twarz doskonale: czarne loki, hipnotyzujące oczy, zadzorny nosek i zaraźliwy uśmiech.
- To ty kochanie. - szepnął. Odwrócił kartkę:
Naty (ja), grudzień 2016
Zaśmiał się i odłożył portret dziewczyny na łóżku. Na ostatniej kartce był chłopak. Uśmiechał się, a na głowie mial czapkę z prostym daszkiem.
- A to ja... - powiedział pod nosem. Odwrócił i przeczytał:
Maxi <3, czerwiec 2015
Kiedy już obejrzał wszystkie rysunki, zabrał się za czytanie. Pierwszy wpis:
Środa, 22 sierpnia 2013
Jutro mam egzaminy do studio. Strasznie się stresuję, ale na szczęście mam Maxiego. Jest moim przyjacielem od przedszkola. Mieszka na przeciwko. Nie ukrywam podoba mi się, ale mu przecież tego nie powiem.
- Czyli wtedy, już jej się podobałem... - szepnął do siebie i czytał dalej:
A co do studio, to taka szkoła muzyczna. Uczą grać, śpiewać i tańczyć. Napisałam już piosenkę, układ znam... Na gitarze umiem grać. Maxi mówi ze zdam. Tak bardzo chciałabym, żeby był kimś więcej niż przyjacielem.
Na dole strony dorysowany był napis: "Maxi" z mnóstwem serduszek wokół. Uśmiechnął się szeroko. Ominął parę wpisów i zatrzymał się na jednym bardzo długim:
Piątek, 17 września 2013
Maxi zaprosił mnie na randkę!!! Oczywiście nie powiedział mi tego wprost, tylko dał subtelnie do zrozumienia. Lena pomogła mi wybrać granatową spódnice, czerwoną bluzkę i czarne sandały. Przyszedł po mnie punktualnie o piątej. Poszliśmy do parku i kupił mi watę cukrową. Mówił, że nie lubi, a potem mi podjadał. To było słodkie <3. Przejechaliśmy się bryczką, to było magiczne. Potem usiedliśmy przy fontannie i... POCAŁOWAŁ mnie! Powiedział, że już od dłuższego czasu mu się podobam i zapytał czy zostanę jego dziewczyną. Oczywiście, odpowiedziałam tak.
Pamiętał doskonale ten dzień. Wyglądała perfekcyjnie, idealnie. Pamiętał każde słowo, które wypowiedziała. Delikatnie dotknął kciukiem ich zdjęcia. Zawsze zastanawiał się, co z nim zrobiła. Teraz już wiedział, że wkleiła je do zeszytu. Przewrócił kartkę i kolejną, kolejną, kolejną. Przewrócił bardzo dużo kartek, aż w końcu znalazł ten wpis:
Sobota, 14 listopada 2015
Omg! Dziś, chyba jestem najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi! Maxi mi się OŚWIADCZYŁ!!! Byliśmy na plaży, był zachód słońca... Wszystko jak w bajce. W pewnym momencie się zatrzymał. Powiedział, że mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie.
- No właśnie... Nie wyobrażałem... - szepnął i starł łzę z policzka.
Potem zapytał, czy zostanę jego żoną. Tak strasznie się ucieszyłam, że nie mogłam nic powiedzieć. Po chwili dopiero się opamiętałam i wręcz krzyknęłam: TAK, WYJDĘ ZA CIEBIE! Jak to pięknie brzmi: Natalia Ponte. Państwo Ponte. Natalia i Maxi Ponte.
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Przypomniał sobie jej rozpromienioną twarz. Jej uśmiech, ten który tak bardzo kochał. Przewracał kartki, ale zatrzymał się w pewnym momencie. Zdjęcie sukni ślubnej, której nie dane mu było zobaczyć. Postanowił przeczytać:
Poniedziałek, 23 stycznia 2016
Byłam dziś wybrać suknię ślubną z dziewczynami. Wybrzydzały bardziej niż ja! Ta za długa, ta za krótka, ta bez koronki... Wszystko mnie boli, od tego przymierzania. Po moich długich katorgach, wybrałyśmy idealną suknię dla mnie. Wkleiłam zdjęcie :). Nie mogę się doczekać ślubu. Moją świadkową będzie Lu, a świadkiem Maxiego Marco. Dziewczyny też wybrały sobie sukienki. Ślub będzie w maju. Tak bardzo chciałam, żeby odbył się jeszcze wiosną. Kończę pisać, bo jutro występ, muszę się wyspać.
Uśmiechnął się do siebie. Żałował, że nie doszło do ślubu. Przewrócił parę, paręnaście stron. Doszedł do ostatniej kartki.
Piątek, 4 maja 2016
Jutro ślub!!! Nie wytrzymuje już! Nie mogę się doczekać. Mam dziś wieczór panieński. Aż się boję, co wymyślą dziewczyny. Powiedziały, że nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Nie wiem, co mam o tym myśleć... Dobrze spadał, muszę jeszcze wybrać sukienkę. Czerwona vs. Niebieska?
Chłopak westchnął. Do ślubu nie doszło. Wracając z klubu zginęła w wypadku. Ponte zamknął zeszyt i wstał z łóżka hiszpanki. Zakluczył pamiętnik, a klucz schował w kieszeni spodni. Opuścił żółty pokój. Zamknął go na klucz, który potem schował do kieszeni.
°<£~§℉⊙®{<[«℉°ω®¢^¡»℉°ω{£\[℃°⊙
Witam po świętach. Wiem, że nie złożyłam życzeń, ale mam nadzieję, że jajko smakowalo :)
I jeszcze jedno mam nowego bloga:
terazwiemzeziemia.blogspot.com
Prowadzę go z Naty Perrdio. Wbijajcie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)