Stroił gitarę. Po chwili poczuł, że ktoś kładzie mu dłonie na ramionach i całuje w policzek. Odwrócił głowę i ujrzał swoją dziewczynę. Uśmiechnęła się i usiadła obok niego.
- Chcesz wody? - spytała Ferro podając mu butelkę. Chwycił ją i odkręcił.
- Dziękuję. - odparł i wziął łyk. Uśmiechnęła się do niego. - Denerwujesz się? - spytał Federico odsuwając napój od ust. Pokręciła głową przymrużając jedno oko.
- Nie. Najwyżej ośmieszę was, mało kto mnie tu zna. - zaśmiała się blondynka i machnęła ręką. Dołączył do niej w śmiechu. Poinformowała go, że idzie do łazienki i odeszła w stronę pomieszczenia. Do włocha podszedł jego przyjaciel, Leon.
- Nie ma jeszcze Violetty. - oznajmił Verdas siadając obok niego. Tamten kiwnął głową.
- Wiem. Mówiła coś, że jej nie będzie? - brunet oderwał wzrok i skierował go na przyjaciela. Ten pokręcił głową.
- Nie, jak z nią rozmawiałem to nic nie mówiła. - stwierdził szatyn. Chłopak wzruszył ramionami.
- Dobra, idę po Lu. Coś długo siedzi w tej łazience. - oznajmił i odłożył gitarę na bok. Rzucił jeszcze słowa pożegnania i odszedł. W tym momencie drzwi się otworzyły. Do baru wpadła Castillo. Zauważyła przyjaciela i pomachała mu.
- Hej. Przepraszam, spóźniłam się. - powiedziała i odłożyła torebkę na krzesło. Machnął ręką, oznajmiając, że nie ważne i usiadł obok. Spojrzał na nią i zobaczył, że obgryza paznokcie. Zaśmiał się cicho.
- Nie denerwuj się. - poprosił przez śmiech i odsunął jej rekę od ust.
- Ja się nie denerwuje! - zaprotestowała. Widział, że kłamie.
- Tak, tak. - stwierdził ironicznie. - Spokojnie, Violetta. Wdech, wydech, wdech... - nie dała mu dokończyć.
- Przestań. Nie pomaga. - przyłożyła mu dłoń do ust. Mówił coś, ale nie zrozumiała, więc zabrała rękę.
- Po prostu zamknij oczy i pomyśl, że jesteś w domu. - zaproponował. Violetta przymknęła powieki. - Pomogło? - spytał po chwili.
- Tak, dzięki. - odparła i uśmiechnęła się. Pocałowała go w policzek. - Idę do dziewczyn. - wskazała na hiszpankę i blondynkę przy barze. Już miała odejść, ale o czymś sobie przypomniała. Odwróciła się. - Mój taniec aktualny? - zapytała przygryzając dolną wargę. Uśmiechnął się.
- Jasne. Jutro po szkole? - zapytał. Szatynka kiwnęła głową. Krzyknęła słowa podziękowania i odeszła do przyjaciółek. Po paru minutach zapowiedzieli ich zespół. Cały skład wyszedł na scenę. Wszyscy przyjaciele przyszli. Przy jednym stoliku siedziała ruda ze swoim chłopakiem i włoszka, a przy drugim Ana i Tavelli. Cauviglia starała się unikać spojrzenia meksykanina, ale gdy jej się nie udało, on puścił jej oczko. Wtedy odwróciła głowę z obrzydzeniem. Koncert się skończył, a przyjaciele podeszli do swoich znajomych. Wszyscy pogratulowali im występu, następnie zamówili koktaile i wesoło rozmawiali.
***
Następnego dnia po zajęciach, Violetta i Leon udali się do Studio Onbeat. Przebrali się i poszli do sali tańca.
- To co, zaczynamy? - zapytał i spojrzał na nią. Niepewnie kiwnęła głową. Pokazał jej kroki i kazał powtórzyć. Nawet dobrze jej szło. Zrobili przerwę i napili się wody.
- Jak mi idzie? - zapytała odsuwając butelkę od ust. Pokiwał głową z aprobatą.
- Nieźle. Bardzo dobrze. - oznajmił Verdas, a ona uśmiechnęła się. - Teraz pokaż sama. - poprosił, a szatynka kiwnęła głową. Wyjął z kieszeni pilota i włączył magnetofon. Zatańczyła układ, ale potknęła się podczas obrotu. Naszczęście Leon miał refleks i złapał ją. Utonęła w jego oczach, a on w jej. Przez kilka sekund, które dla nich trwały wieczność wpatrywali się w siebie bez ruchu. Pierwsza opamiętała się dziewczyna i zamrugała parę razy.
- Dz-i-ę-k-i... - wyjąkała. Postawił ją szybko i sam wstał. Podrapał się nerwowo po głowie.
- Dobrze ci szło. - powiedział po krótkiej chwili ciszy. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się sztucznie.
- Ja muszę iść. - oznajmiła i szybko wybiegła z pomieszczenia. Westchnął.
- Pa. - szepnął, gdy nie było jej już w zasięgu jego wzroku.
***
- Fran! - zawołał mijając próg domu. Verdas niósł w ręku torebkę prezentową, która była przeznaczona dla jego kuzynki. Cauviglia zbiegła po schodach i stanęła naprzeciw niego. Spojrzała pytająco na szatyna. Uśmiechnął się.
- Mam dla ciebie prezent! - krzyknął zadowolony i wcisnął jej w dłonie torebkę. Zdziwiona włoszka rozpakowała podarunek i przejrzała jego zawartość. A były to podanie do Studio Onbeat i długopis. Zmarszczyła brwi. - Zapisz się tam. Widziałem jak śpiewasz. - oznajmił i uśmiechnął się najszerzej jak potrafił.
wtorek, 24 czerwca 2014
piątek, 20 czerwca 2014
Rozdział 15 : Całowaliście się?
Odsunęli się od siebie z uśmiechami na twarzy. Objął Ludmiłę ramieniem całując ją w czoło. Zaśmiała się cicho.
- Kocham cię, Federico. - uniosła głowę, by móc spojrzeć w jego czekoladowe oczy. Uśmiechnął się szeroko.
- Ja też cię bardzo kocham. - odparł włoch. Jej serce zapłonęło ogniem, ogniem miłości. Cieszyła się ze wszystkiego. Miała Federico, jej chłopaka. To było najważniejsze. On był i ona była. Byli razem, kochali się. Tak po prostu.
- Nigdy mnie nie zostawisz? - zapytała i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej. Pogładził ją po włosach.
- Obiecuję. - pocałował ją w nos. W tym momencie podbiegł do nich Maxi. Spojrzeli na niego zdziwieni. Ponte nawet nie zauważył, że para siedzi wtulona w siebie.
- Zagramy koncert! Jutro w Resto! - oznajmił zadowolony. Zaśmiali się, a chłopcy przybili sobie piątkę. - Chodźcie do Leona! - rozkazał i rzucił się w stronę domu Verdasa. Pokręcili głową z dezaprobatą i udali się za brunetem.
***
Weszli zdyszani do domu. Para trzymała się za ręce. Maxi odwrócił się do nich i zmarszczył brwi.
- Jesteście razem? - spytał patrząc na ich splecione dłonie. Uśmiechnęli się i również przenieśli na nie wzrok. Chwilę wątpliwości rozwiało jedno spojrzenie w oczy. Teraz byli pewni.
- Jesteśmy. - odparli na równi z uśmiechami. Ponte zaklaskał w dłonie.
- Fede i Lu są razem! - krzyknął na cały dom. Po chwili wszyscy zebrali się obok nich. Każdy pokolei rzucał im się na szyję, gratulując. Kiedy skończyli swoje "czułości" usiedli na sofie w salonie.
- No to szczegóły proszę! - poprosił podekscytowany Ponte. Szatyn zaśmiał się cicho.
- No więc Luca, brat Fran, czyli mój kuzyn, miał bar. Potem wyjechał do włoch i sprzedał knajpę swojemu kumplowi. No i on chce, żebyśmy u niego zagrali. - wyjaśnił. Pokiwali głowami. To będzie ich pierwszy występ, w takim składzie. Wszyscy byli bardzo przejęci, ale czuli trochę tremę. Chociaż nikt teraz nie chciał jej okazywać.
- Co zagramy? - spytała hiszpanka. Zastanowili się chwilę. Włoch poderwał się w końcu, czym uderzył ramieniem Ferro, którą obejmował. Syknęła z bólu i złapała się za głowę. Zmroziła go wzrokiem, a on zrobił skruszoną minę. Pokręciła głową z dezaprobatą, a on zaczął mówić:
- Może Dile que si i veo veo? - spytał błagalnie. - Proszę, ja uwielbiam te numery. - dodał i spojrzał na każdego po kolei. Każdy z nich kiwnął głową, widząc przejęcie bruneta. Oczywiście, tamten ucieszył się jak małe dziecko. Porozmawiali jeszcze trochę, a później dziewczyny oraz Fede i Maxi opuścili dom Verdasów.
***
Włoszka leżała na swoim łóżku wpatrując się w zeszyt. Napisała nową melodię, którą koniecznie musiała zagrać. Tylko czekała na słowa, które właśnie wypowiedział jej kuzyn:
- Fran idę do sklepu. Wrócę za pół godziny! - krzyknął wychodząc. Odczekała aż zamknie drzwi, a potem pobiegła do sypialni Verdasa. Chwyciła gitarę i usiadła na skraju łóżka. Palce Cauviglii delikatnie muskały struny, grając piękną melodię, którą po chwili dopełniła słowami. Nawet nie zauważyła, że Leon stoi w drzwiach pokoju. Skończyła i uśmiechnęła się do siebie. Nadal nie zauważyła, że szatyn nagrał wszystko swoją komórką. By zostać niezauważonym, zszedł na dół po portfel, którego zapomniał i cicho jak mysz kościelna wyszedł z domu. Francesca wróciła do swojego pokoju, nadal myśląc, że jej sekret jest bezpieczny. Gdy odłożyła zeszyt na biurko, zadzwonił jej telefon. Skrzywiła się na widok imienia "Marco", ale odebrała.
- Halo. - powiedziała znudzona. Zaśmiał się.
- Przemyślałaś moją propozycję? - zapytał uwodzicielskim tonem. Parsknęła pod nosem.
- Jaką propozycję? - starała się udawać głupią.
- Żebyśmy... - Tavelli zastanowił się chwilę. - Się lepiej poznali. - dokończył. Zaśmiała się do słuchawki.
- A co z Aną? - spytała ciekawa.
- Ana nie musi o niczym wiedzieć, to będzie nasza mała tajemnica. - wyjaśnił, a ona zaśmiała się.
- Skoro Ana jest, to ja na nic się nie zgadzam! - krzyknęła wściekła i rozłączyła się. Rzuciła smartphonem o ścianę, a ten nawet nie rozpadł się na kawałki. Usiadła na łóżku i uroniła jedną łzę. - Czemu mam takiego pecha? - spytała samą siebie i przytuliła poduszkę do piersi.
***
Siedziała na sofie, czekając na ciocię. Co chwilę spoglądała na zegarek. W końcu usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko do nich podbiegła i nacisnęła na klamkę. Oczom Violetty, ukazała się uśmiechnięta Saramego.
- Angie! - wykrzyknęła szczęśliwa. Blondynka zaśmiała się i przytuliła ją na powitanie. Młoda Castillo pociągnęła ją za rękę i usadowiła na kanapie. - No opowiadaj co u ciebie! - zachęciła ją szatynka. Machnęła ręką.
- Mnie bardziej ciekawi co u ciebie. Masz chłopaka? Gdzie byliście na pierwszej randce? Całowaliście się? Przystojny? - zasypała ją masą pytań. Dziewczyna uderzyła ją delikatnie w ramię.
- Nie mam chłopaka! - zaprzeczyła. Angie zmarszczyła brwi.
- No to może chociaż jakiś kolegów? - zapytała trochę rozczarowana. Na pytanie Castillo wstała i podeszła do wieszaka, na którym wisiała jej torebka. Wyjęła z pamiętnika zdjęcie i podała cioci.
- To jest Federico, chodzi z Ludmiłą. To właśnie ona. - pokazała na parę. - To Maxi, Leon. I ta brunetka to Naty. - tłumaczyła pokolei. Saramego z zadowoleniem przyglądała się fotografii.
- Czyli Federico zajęty... - myślała głośno. - Aha... No gdyby Maxi zrobił inną minę. - przymknęła jedną powiekę. - A właśnie! Po co byliście w studio? - zapytała. Szatynka trochę zawstydziła.
- No my... Byliśmy się zapisać na egzaminy wstępne. - wyjaśniła trochę zmieszana. Blondynka zaklaskała w dłonie.
- Ja tam uczę śpiewu! - przytuliła siostrzenicę. - Zaśpiewaj mi coś. - poprosiła Angie. Młoda podeszła do torebki i wyciągnęła partuturę.
- Podegrasz mi? - zapytała podając jej nuty. Przytaknęła i odebrała od niej kartkę. Usiadła przy fortepianie. Zaczęła grać, a Castillo po chwili dołączyła do niej.
Mira el cielo
intenta cambiarlo
Piensa qué quieres
y corre a buscarlo
Siempre tú puedes
volver a intentarlo
Otra vez
tú puedes
Otra vez
si quieres
Przerwał im ojciec nastolatki, który właśnie wszedł do domu. Zdziwiony spojrzał na nie.
- Violetta! Co tu się wyprawia? - spytał rozgniewany German. Rozbawiona dziewczyna wzięła ciocię pod rękę i stanęła z nim twarzą w twarz.
- Tato, nie poznajesz? To przecież Angie! - krzyknęła uradowana. Castillo zacisnął usta.
- Angie... Może lepiej będzie jeśli już pójdziesz. - zasugerował. Violetta tupnęła nogą.
- Tato! Angie dopiero przyszła. - broniła się. Blondynka zabrała swoją torebkę i przytuliła siostrzenicę.
- Skoro twój tata tak dobie życzy. - wzruszyła ramionami zawiedziona i wyszła. Młoda Castillo wybiegła zaraz za nią. Niestety, Angie przyjechała samochodem, więc już jej nie było. Rozczarowana udała się na spacer. Dlaczego tata to zrobił? To ich rodzina, ma prawo się z nią widywać. Szła ze spuszczoną głową i nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Podniosła głowę i już miała przeprosić, gdy zauważyła, że to Leon.
- Cześć. - Odezwał się jako pierwszy. Uśmiechnęła się do niego.
- Hej. - przytulili się na powitanie. Gdy się od siebie oderwali, zapytał:
- Co ty tu robisz?
- Wyszłam się przejść. A ty? - odparła zadając pytanie.
- Byłem w sklepie. - pokazał na torbę z zakupami. Pokiwała głową.
- Późno się robi. Pójdę już. - oznajmiła szatynka i chciała go wyminąć. Nie pozwolił jej.
- Poczekaj odprowadzę cię. - zaproponował Verdas i uśmiechnął się. Przytaknęła. Po drodze dużo rozmawiali. Mówili o sobie, lepiej się poznali.
- Dobra, to tu. Narazie. - pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się. - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - dodała.
- To nic takiego. Cześć. - pomachał jej i odszedł w stronę furtki. Zawołała go jeszcze.
- Pomożesz mi z tańcem? - zapytała, gdy już spojrzał na nią. Uśmiechnął się szeroko.
- Jasne. Może pojutrze, bo jutro mamy koncert. - zaproponował szatyn. Violetta kiwnęła głową.
- Dziękuję. - powiedziała i weszła do swojego domu.
- Kocham cię, Federico. - uniosła głowę, by móc spojrzeć w jego czekoladowe oczy. Uśmiechnął się szeroko.
- Ja też cię bardzo kocham. - odparł włoch. Jej serce zapłonęło ogniem, ogniem miłości. Cieszyła się ze wszystkiego. Miała Federico, jej chłopaka. To było najważniejsze. On był i ona była. Byli razem, kochali się. Tak po prostu.
- Nigdy mnie nie zostawisz? - zapytała i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej. Pogładził ją po włosach.
- Obiecuję. - pocałował ją w nos. W tym momencie podbiegł do nich Maxi. Spojrzeli na niego zdziwieni. Ponte nawet nie zauważył, że para siedzi wtulona w siebie.
- Zagramy koncert! Jutro w Resto! - oznajmił zadowolony. Zaśmiali się, a chłopcy przybili sobie piątkę. - Chodźcie do Leona! - rozkazał i rzucił się w stronę domu Verdasa. Pokręcili głową z dezaprobatą i udali się za brunetem.
***
Weszli zdyszani do domu. Para trzymała się za ręce. Maxi odwrócił się do nich i zmarszczył brwi.
- Jesteście razem? - spytał patrząc na ich splecione dłonie. Uśmiechnęli się i również przenieśli na nie wzrok. Chwilę wątpliwości rozwiało jedno spojrzenie w oczy. Teraz byli pewni.
- Jesteśmy. - odparli na równi z uśmiechami. Ponte zaklaskał w dłonie.
- Fede i Lu są razem! - krzyknął na cały dom. Po chwili wszyscy zebrali się obok nich. Każdy pokolei rzucał im się na szyję, gratulując. Kiedy skończyli swoje "czułości" usiedli na sofie w salonie.
- No to szczegóły proszę! - poprosił podekscytowany Ponte. Szatyn zaśmiał się cicho.
- No więc Luca, brat Fran, czyli mój kuzyn, miał bar. Potem wyjechał do włoch i sprzedał knajpę swojemu kumplowi. No i on chce, żebyśmy u niego zagrali. - wyjaśnił. Pokiwali głowami. To będzie ich pierwszy występ, w takim składzie. Wszyscy byli bardzo przejęci, ale czuli trochę tremę. Chociaż nikt teraz nie chciał jej okazywać.
- Co zagramy? - spytała hiszpanka. Zastanowili się chwilę. Włoch poderwał się w końcu, czym uderzył ramieniem Ferro, którą obejmował. Syknęła z bólu i złapała się za głowę. Zmroziła go wzrokiem, a on zrobił skruszoną minę. Pokręciła głową z dezaprobatą, a on zaczął mówić:
- Może Dile que si i veo veo? - spytał błagalnie. - Proszę, ja uwielbiam te numery. - dodał i spojrzał na każdego po kolei. Każdy z nich kiwnął głową, widząc przejęcie bruneta. Oczywiście, tamten ucieszył się jak małe dziecko. Porozmawiali jeszcze trochę, a później dziewczyny oraz Fede i Maxi opuścili dom Verdasów.
***
Włoszka leżała na swoim łóżku wpatrując się w zeszyt. Napisała nową melodię, którą koniecznie musiała zagrać. Tylko czekała na słowa, które właśnie wypowiedział jej kuzyn:
- Fran idę do sklepu. Wrócę za pół godziny! - krzyknął wychodząc. Odczekała aż zamknie drzwi, a potem pobiegła do sypialni Verdasa. Chwyciła gitarę i usiadła na skraju łóżka. Palce Cauviglii delikatnie muskały struny, grając piękną melodię, którą po chwili dopełniła słowami. Nawet nie zauważyła, że Leon stoi w drzwiach pokoju. Skończyła i uśmiechnęła się do siebie. Nadal nie zauważyła, że szatyn nagrał wszystko swoją komórką. By zostać niezauważonym, zszedł na dół po portfel, którego zapomniał i cicho jak mysz kościelna wyszedł z domu. Francesca wróciła do swojego pokoju, nadal myśląc, że jej sekret jest bezpieczny. Gdy odłożyła zeszyt na biurko, zadzwonił jej telefon. Skrzywiła się na widok imienia "Marco", ale odebrała.
- Halo. - powiedziała znudzona. Zaśmiał się.
- Przemyślałaś moją propozycję? - zapytał uwodzicielskim tonem. Parsknęła pod nosem.
- Jaką propozycję? - starała się udawać głupią.
- Żebyśmy... - Tavelli zastanowił się chwilę. - Się lepiej poznali. - dokończył. Zaśmiała się do słuchawki.
- A co z Aną? - spytała ciekawa.
- Ana nie musi o niczym wiedzieć, to będzie nasza mała tajemnica. - wyjaśnił, a ona zaśmiała się.
- Skoro Ana jest, to ja na nic się nie zgadzam! - krzyknęła wściekła i rozłączyła się. Rzuciła smartphonem o ścianę, a ten nawet nie rozpadł się na kawałki. Usiadła na łóżku i uroniła jedną łzę. - Czemu mam takiego pecha? - spytała samą siebie i przytuliła poduszkę do piersi.
***
Siedziała na sofie, czekając na ciocię. Co chwilę spoglądała na zegarek. W końcu usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko do nich podbiegła i nacisnęła na klamkę. Oczom Violetty, ukazała się uśmiechnięta Saramego.
- Angie! - wykrzyknęła szczęśliwa. Blondynka zaśmiała się i przytuliła ją na powitanie. Młoda Castillo pociągnęła ją za rękę i usadowiła na kanapie. - No opowiadaj co u ciebie! - zachęciła ją szatynka. Machnęła ręką.
- Mnie bardziej ciekawi co u ciebie. Masz chłopaka? Gdzie byliście na pierwszej randce? Całowaliście się? Przystojny? - zasypała ją masą pytań. Dziewczyna uderzyła ją delikatnie w ramię.
- Nie mam chłopaka! - zaprzeczyła. Angie zmarszczyła brwi.
- No to może chociaż jakiś kolegów? - zapytała trochę rozczarowana. Na pytanie Castillo wstała i podeszła do wieszaka, na którym wisiała jej torebka. Wyjęła z pamiętnika zdjęcie i podała cioci.
- To jest Federico, chodzi z Ludmiłą. To właśnie ona. - pokazała na parę. - To Maxi, Leon. I ta brunetka to Naty. - tłumaczyła pokolei. Saramego z zadowoleniem przyglądała się fotografii.
- Czyli Federico zajęty... - myślała głośno. - Aha... No gdyby Maxi zrobił inną minę. - przymknęła jedną powiekę. - A właśnie! Po co byliście w studio? - zapytała. Szatynka trochę zawstydziła.
- No my... Byliśmy się zapisać na egzaminy wstępne. - wyjaśniła trochę zmieszana. Blondynka zaklaskała w dłonie.
- Ja tam uczę śpiewu! - przytuliła siostrzenicę. - Zaśpiewaj mi coś. - poprosiła Angie. Młoda podeszła do torebki i wyciągnęła partuturę.
- Podegrasz mi? - zapytała podając jej nuty. Przytaknęła i odebrała od niej kartkę. Usiadła przy fortepianie. Zaczęła grać, a Castillo po chwili dołączyła do niej.
Mira el cielo
intenta cambiarlo
Piensa qué quieres
y corre a buscarlo
Siempre tú puedes
volver a intentarlo
Otra vez
tú puedes
Otra vez
si quieres
Przerwał im ojciec nastolatki, który właśnie wszedł do domu. Zdziwiony spojrzał na nie.
- Violetta! Co tu się wyprawia? - spytał rozgniewany German. Rozbawiona dziewczyna wzięła ciocię pod rękę i stanęła z nim twarzą w twarz.
- Tato, nie poznajesz? To przecież Angie! - krzyknęła uradowana. Castillo zacisnął usta.
- Angie... Może lepiej będzie jeśli już pójdziesz. - zasugerował. Violetta tupnęła nogą.
- Tato! Angie dopiero przyszła. - broniła się. Blondynka zabrała swoją torebkę i przytuliła siostrzenicę.
- Skoro twój tata tak dobie życzy. - wzruszyła ramionami zawiedziona i wyszła. Młoda Castillo wybiegła zaraz za nią. Niestety, Angie przyjechała samochodem, więc już jej nie było. Rozczarowana udała się na spacer. Dlaczego tata to zrobił? To ich rodzina, ma prawo się z nią widywać. Szła ze spuszczoną głową i nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Podniosła głowę i już miała przeprosić, gdy zauważyła, że to Leon.
- Cześć. - Odezwał się jako pierwszy. Uśmiechnęła się do niego.
- Hej. - przytulili się na powitanie. Gdy się od siebie oderwali, zapytał:
- Co ty tu robisz?
- Wyszłam się przejść. A ty? - odparła zadając pytanie.
- Byłem w sklepie. - pokazał na torbę z zakupami. Pokiwała głową.
- Późno się robi. Pójdę już. - oznajmiła szatynka i chciała go wyminąć. Nie pozwolił jej.
- Poczekaj odprowadzę cię. - zaproponował Verdas i uśmiechnął się. Przytaknęła. Po drodze dużo rozmawiali. Mówili o sobie, lepiej się poznali.
- Dobra, to tu. Narazie. - pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się. - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - dodała.
- To nic takiego. Cześć. - pomachał jej i odszedł w stronę furtki. Zawołała go jeszcze.
- Pomożesz mi z tańcem? - zapytała, gdy już spojrzał na nią. Uśmiechnął się szeroko.
- Jasne. Może pojutrze, bo jutro mamy koncert. - zaproponował szatyn. Violetta kiwnęła głową.
- Dziękuję. - powiedziała i weszła do swojego domu.
niedziela, 15 czerwca 2014
Rozdział 14: Tylko mnie kochaj.
Pokręcili przecząco głowami.
- Nie, to nie dla nas. - odparł za wszystkich Maxi. Reszta mu przytaknęła.
- A poza tym, co na to rodzice. - dodał Verdas. Inni znów pokiwała głowami. Westchnęła, a w tym momencie do domu weszli rodzice szatyna.
- O, ciocia, wujek. Co myślicie o tym, żeby Leon zapisał się do szkoły muzycznej? - zapytała Cauviglia i podała im broszurę, wcześniej wyrwaną z rąk kuzyna. Z zadowoleniem przyglądali się kolorowej ulotce.
- W sumie... Nawet dobry pomysł... Co o tym myślisz? - spytała Veronica podając broszurę swojemu mężowi. Tamten tylko pokiwał twierdząco głową, przeglądając atrakcyjną ofertę szkoły. Francesca uśmiechnęła się zwycięsko i odwróciła w kierunku przyjaciół. Spojrzała na nich wzrokiem: "I? Co teraz?" Natalia jeszcze raz dokładnie przejrzała broszurę.
- Po pierwsze: to tylko opinia rodziców Leona. Po drugie: nie umiem tańczyć. - mówiła brunetka, a później założyła ręce na biodra. Całą piątka przytaknęła. Włoszka zaśmiała się w głos.
- No dobrze, że dziewczyny to jeszcze uwierzę, ale wy? Królowie dyskoteki, więc Lu, Naty i Violę możecie nauczyć. - zaproponowała, albo właściwiej byłoby: kazała. Westchnęli. - Więc rozumiem, że przekonałam? - spytała pewna siebie. Mrużąc oczy pokiwali głowami, nie chcąc się przyznać, jak bardzo spodobał im się jej pomysł. Uśmiechnęła się tryumfalnie. - No to teraz do domu po zgodę rodziców. - klasnęła w ręce. - No już. Raz, dwa trzy. - pogoniła ich Cauviglia. z westchnieniem opuścili dom Verdasów, żegnając się wcześniej. Gdy wyszli, brunetka rzuciła się Leonowi na szyję.
- Będziesz chodził do prestiżowej szkoły muzycznej! - wykrzyknęła wesoło. Zaśmiał się i delikatnie odsunął ją od siebie.
- Nie tak szybko. Skąd wiesz, że się dostanę? - szatyn uniósł brwi. Prychnęła.
- To jak nie ty, to kto? - zapytała nie czekając na odpowiedź. - Chodź. Sprawdzimy, jak tańczysz. - pociągnęła go za rękę. Usiedli na łóżku w jej pokoju. Włączyła laptop i gdy ładowało się oprogramowanie, spytała:
- Jaki jest link? - zmarszczyła brwi. Zajrzał do broszury.
- StudioonbeatBA.com - odparł. Weszła w przeglądarkę internetową i szybko wystukała na klawiaturze nazwę strony. Na stronie głównej pojawiły się dwa filmiki z podpisami:
Taniec na egzamin (chłopcy)
Taniec na egzamin (dziewczyny)
Wcisnęła "play" na pierwszym filmie. W skupieniu oglądali grupę ludzi. Po zakończeniu Francesca spojrzała na kuzyna.
- Łał. - tylko tyle powiedział. Zaśmiała się.
- No nie mów, że trudne. - przeniosła na niego wzrok, a on kiwnął głową. Znów zaśmiała się i puściła film. Stanęła na dywanie i spróbowała tańczyć razem z nimi. Bardzo dobrze jej szło, jak na pierwszy raz. Gdy już skończyła, zaklaskał. Zaśmiała się i machnęła ręką.
- Ty też powinnaś spróbować. - oznajmił z uśmiechem Verdas. Parsknęła.
- Tak. Ja fałszuję i nie umiem grać. - odparła. Oczywiście skłamała. Po chwili zadzwonił jej telefon. - To Ludmiła. - oznajmiła i nacisnęła zieloną słuchawkę na ekranie smartphone'a.
- Halo? - zapytała ciekawa, jakie wieści ma dla niej blondynka.
- Pozwolili! Ogarniasz to Fran?! Ja, zwykła Panna Ferro pójdę do Studio Onbeat! - wrzasnęła jej do ucha, a włoszka aż odsunęła telefon na kilkanaście centymetrów. Zaśmiała się cicho.
- Fajnie. A reszta? - zapytała nadal przez śmiech. Argentynka zastanowiła się chwilę.
- Nie. Nie wiem co z nimi. - odparła już spokojnie.
- Dobra, to jak będziesz coś wiedzieć, to zadzwoń. - poprosiła Cauviglia.
- Ok. Narazie. - odparła blondynka. Bez pożegnania, Ludmiła rozłączyła się. Brunetka zaśmiała się do ekranu. Kuzyn spojrzał na nią dziwnie.
- Ludka zdaje do studio. - oznajmiła wesoło. Po paru minutach zadzwoniła reszta, z informacją o następującej treści: "Będę zdawać do Studia!"
***
Niepewnie przekroczyli próg studio. Cała szóstka rozejrzała się. Grupka dziewczyn podśpiewujących sobie w kącie. Dwóch chłopców w sali tanecznej oraz klasa z nauczycielką chodząca po całej szkole, przy czym śpiewali. Castillo przyjrzała jej się uważnie. Zmarszczyła nos i popukała się palcem w brodę. Po chwili olśniło ją.
- Angie! - krzyknęła Violetta i pobiegła ku niej, a oczy wszystkich w korytarzu zwróciły się na nią. Saramego odwróciła głowę w jej stronę. Kiedy ujrzała swoją siostrzenicę, uśmiechnęła się promiennie.
- Viola! - powtórzyła jej gest. Po chwili, już trzymała ją w objęciach. - Tęskniłam. - wyszeptała blondynka. Nastolatka zaśmiała się.
- Ja też. - odparła ze śmiechem. Odsunęły się od siebie, a kobieta położyła jej ręce na ramionach.
- Ale ty urosłaś. - stwierdziła oglądając dziewczynę od stóp do głów. Tamta zaśmiała się.
- Trochę czasu minęło. Musimy się spotkać. - stwierdziła Castillo. Angie jej przytaknęła. Umówiły miejsce oraz czas spotkania. Następnie przyjaciele, dalej zwiedzali studio. U dyrektora złożyli potrzebne dokumenty. Teraz pozostało im tylko przygotować się do egzaminów wstępnych.
***
Po wszystkich lekcjach blondynka usiadła zmęczona na murku przed szkołą. To tutaj mogła wygrzewać się w popołudniowym słońcu i pomyśleć. Pogrążona w myślach o przystojnym włochu, nawet nie spostrzegła, że usiadł on obok niej. Dopiero gdy usłyszała cichy głos przy swoim uchu, zorientowała się o jego obecności.
- Cześć piękna. - to właśnie szepnął jej na ucho. Ludmiła, aż wzdrygnęła się na jego aksamitną barwę głosu. Odwróciła głowę i spojrzała w jego hipnotyzujące oczy.
- Co ty tu robisz, Fede? - spytała, próbując opanować drżenie głosu. Brunet zaśmiał się i założył kosmyk jej włosów za ucho.
- Przyszedłem się z tobą zobaczyć i ci coś powiedzieć. - odparł. Jej oczy momentalnie zaświeciły się i zatańczyły w nich radosne ogniki, wyrażające szczęście. Chciał ją zobaczyć, powiedzieć jej coś. Być może była dla niego ważna.
- No to słucham. - rzekła trochę zdenerwowana i zniecierpliwiona.
- Ludmiła... Dużo ostatnio myślałem, o tobie, o nas. Od tego pocałunku, ja... Wiem, że to nie jest zauroczenie. - mówił powoli, starając się dobrze dobrać słowa. Zasmuciło ją stwierdzenie: "Ja wiem, że to nie jest zauroczenie." Nie chciała jednak, dać tego po sobie poznać. Pasqarelli wziął głęboki oddech. - To nie jest zauroczenie, to jest miłość. Ludmiła, kocham cię. - wyznał. Otworzyła szerzej oczy i prawie udławiła się powietrzem. Serce biło szybko, jak oszalałe. Ręce już miały wystrzelić w górę i objąć go mocno za szyję, a usta powiedzieć: " Też cię kocham. Bądźmy razem!" Ale coś im nie pozwalało, całe jej ciało było jak sparaliżowane. To był strach. Strach, przed byciem zranioną, przed cierpieniem. Westchnęła głośno.
- Ja też cię kocham. Ale boję się, Federico. Co jeśli coś się stanie i mnie opuścisz? Boję się, że zostanę sama, a ty odejdziesz. - w jej oczach stanęły łzy. Złapał ją za trzęsące się dłonie. Pod wpływem jego dotyku, szybko stały się ciepłe.
- Przestań się bać. Nigdy cię nie zranię, za bardzo cię kocham. Daj mi szansę, daj nam szansę. Obiecuję, że nie pożałujesz. - zapewnił ją, całując najpierw jedną, a potem drugą dłoń dziewczyny.
- A co mam zrobić, żeby przestać się bać? - zapytała cicho blondynka. Uśmiechnął się, tym samym powodując uśmiech na jej twarzy i przysunął się do niej.
- Tylko mnie kochaj. - wyszeptał i nie pozwalając jej na odpowiedź, pocałował ją.
***
Postanowiłam, że będę dodawać tytuły rozdziałom. Mam nadzieję, że podoba wam się pomysł :) Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale nie mogłam nigdy dokończyć.
Do nexta :) buziaki :*
- Nie, to nie dla nas. - odparł za wszystkich Maxi. Reszta mu przytaknęła.
- A poza tym, co na to rodzice. - dodał Verdas. Inni znów pokiwała głowami. Westchnęła, a w tym momencie do domu weszli rodzice szatyna.
- O, ciocia, wujek. Co myślicie o tym, żeby Leon zapisał się do szkoły muzycznej? - zapytała Cauviglia i podała im broszurę, wcześniej wyrwaną z rąk kuzyna. Z zadowoleniem przyglądali się kolorowej ulotce.
- W sumie... Nawet dobry pomysł... Co o tym myślisz? - spytała Veronica podając broszurę swojemu mężowi. Tamten tylko pokiwał twierdząco głową, przeglądając atrakcyjną ofertę szkoły. Francesca uśmiechnęła się zwycięsko i odwróciła w kierunku przyjaciół. Spojrzała na nich wzrokiem: "I? Co teraz?" Natalia jeszcze raz dokładnie przejrzała broszurę.
- Po pierwsze: to tylko opinia rodziców Leona. Po drugie: nie umiem tańczyć. - mówiła brunetka, a później założyła ręce na biodra. Całą piątka przytaknęła. Włoszka zaśmiała się w głos.
- No dobrze, że dziewczyny to jeszcze uwierzę, ale wy? Królowie dyskoteki, więc Lu, Naty i Violę możecie nauczyć. - zaproponowała, albo właściwiej byłoby: kazała. Westchnęli. - Więc rozumiem, że przekonałam? - spytała pewna siebie. Mrużąc oczy pokiwali głowami, nie chcąc się przyznać, jak bardzo spodobał im się jej pomysł. Uśmiechnęła się tryumfalnie. - No to teraz do domu po zgodę rodziców. - klasnęła w ręce. - No już. Raz, dwa trzy. - pogoniła ich Cauviglia. z westchnieniem opuścili dom Verdasów, żegnając się wcześniej. Gdy wyszli, brunetka rzuciła się Leonowi na szyję.
- Będziesz chodził do prestiżowej szkoły muzycznej! - wykrzyknęła wesoło. Zaśmiał się i delikatnie odsunął ją od siebie.
- Nie tak szybko. Skąd wiesz, że się dostanę? - szatyn uniósł brwi. Prychnęła.
- To jak nie ty, to kto? - zapytała nie czekając na odpowiedź. - Chodź. Sprawdzimy, jak tańczysz. - pociągnęła go za rękę. Usiedli na łóżku w jej pokoju. Włączyła laptop i gdy ładowało się oprogramowanie, spytała:
- Jaki jest link? - zmarszczyła brwi. Zajrzał do broszury.
- StudioonbeatBA.com - odparł. Weszła w przeglądarkę internetową i szybko wystukała na klawiaturze nazwę strony. Na stronie głównej pojawiły się dwa filmiki z podpisami:
Taniec na egzamin (chłopcy)
Taniec na egzamin (dziewczyny)
Wcisnęła "play" na pierwszym filmie. W skupieniu oglądali grupę ludzi. Po zakończeniu Francesca spojrzała na kuzyna.
- Łał. - tylko tyle powiedział. Zaśmiała się.
- No nie mów, że trudne. - przeniosła na niego wzrok, a on kiwnął głową. Znów zaśmiała się i puściła film. Stanęła na dywanie i spróbowała tańczyć razem z nimi. Bardzo dobrze jej szło, jak na pierwszy raz. Gdy już skończyła, zaklaskał. Zaśmiała się i machnęła ręką.
- Ty też powinnaś spróbować. - oznajmił z uśmiechem Verdas. Parsknęła.
- Tak. Ja fałszuję i nie umiem grać. - odparła. Oczywiście skłamała. Po chwili zadzwonił jej telefon. - To Ludmiła. - oznajmiła i nacisnęła zieloną słuchawkę na ekranie smartphone'a.
- Halo? - zapytała ciekawa, jakie wieści ma dla niej blondynka.
- Pozwolili! Ogarniasz to Fran?! Ja, zwykła Panna Ferro pójdę do Studio Onbeat! - wrzasnęła jej do ucha, a włoszka aż odsunęła telefon na kilkanaście centymetrów. Zaśmiała się cicho.
- Fajnie. A reszta? - zapytała nadal przez śmiech. Argentynka zastanowiła się chwilę.
- Nie. Nie wiem co z nimi. - odparła już spokojnie.
- Dobra, to jak będziesz coś wiedzieć, to zadzwoń. - poprosiła Cauviglia.
- Ok. Narazie. - odparła blondynka. Bez pożegnania, Ludmiła rozłączyła się. Brunetka zaśmiała się do ekranu. Kuzyn spojrzał na nią dziwnie.
- Ludka zdaje do studio. - oznajmiła wesoło. Po paru minutach zadzwoniła reszta, z informacją o następującej treści: "Będę zdawać do Studia!"
***
Niepewnie przekroczyli próg studio. Cała szóstka rozejrzała się. Grupka dziewczyn podśpiewujących sobie w kącie. Dwóch chłopców w sali tanecznej oraz klasa z nauczycielką chodząca po całej szkole, przy czym śpiewali. Castillo przyjrzała jej się uważnie. Zmarszczyła nos i popukała się palcem w brodę. Po chwili olśniło ją.
- Angie! - krzyknęła Violetta i pobiegła ku niej, a oczy wszystkich w korytarzu zwróciły się na nią. Saramego odwróciła głowę w jej stronę. Kiedy ujrzała swoją siostrzenicę, uśmiechnęła się promiennie.
- Viola! - powtórzyła jej gest. Po chwili, już trzymała ją w objęciach. - Tęskniłam. - wyszeptała blondynka. Nastolatka zaśmiała się.
- Ja też. - odparła ze śmiechem. Odsunęły się od siebie, a kobieta położyła jej ręce na ramionach.
- Ale ty urosłaś. - stwierdziła oglądając dziewczynę od stóp do głów. Tamta zaśmiała się.
- Trochę czasu minęło. Musimy się spotkać. - stwierdziła Castillo. Angie jej przytaknęła. Umówiły miejsce oraz czas spotkania. Następnie przyjaciele, dalej zwiedzali studio. U dyrektora złożyli potrzebne dokumenty. Teraz pozostało im tylko przygotować się do egzaminów wstępnych.
***
Po wszystkich lekcjach blondynka usiadła zmęczona na murku przed szkołą. To tutaj mogła wygrzewać się w popołudniowym słońcu i pomyśleć. Pogrążona w myślach o przystojnym włochu, nawet nie spostrzegła, że usiadł on obok niej. Dopiero gdy usłyszała cichy głos przy swoim uchu, zorientowała się o jego obecności.
- Cześć piękna. - to właśnie szepnął jej na ucho. Ludmiła, aż wzdrygnęła się na jego aksamitną barwę głosu. Odwróciła głowę i spojrzała w jego hipnotyzujące oczy.
- Co ty tu robisz, Fede? - spytała, próbując opanować drżenie głosu. Brunet zaśmiał się i założył kosmyk jej włosów za ucho.
- Przyszedłem się z tobą zobaczyć i ci coś powiedzieć. - odparł. Jej oczy momentalnie zaświeciły się i zatańczyły w nich radosne ogniki, wyrażające szczęście. Chciał ją zobaczyć, powiedzieć jej coś. Być może była dla niego ważna.
- No to słucham. - rzekła trochę zdenerwowana i zniecierpliwiona.
- Ludmiła... Dużo ostatnio myślałem, o tobie, o nas. Od tego pocałunku, ja... Wiem, że to nie jest zauroczenie. - mówił powoli, starając się dobrze dobrać słowa. Zasmuciło ją stwierdzenie: "Ja wiem, że to nie jest zauroczenie." Nie chciała jednak, dać tego po sobie poznać. Pasqarelli wziął głęboki oddech. - To nie jest zauroczenie, to jest miłość. Ludmiła, kocham cię. - wyznał. Otworzyła szerzej oczy i prawie udławiła się powietrzem. Serce biło szybko, jak oszalałe. Ręce już miały wystrzelić w górę i objąć go mocno za szyję, a usta powiedzieć: " Też cię kocham. Bądźmy razem!" Ale coś im nie pozwalało, całe jej ciało było jak sparaliżowane. To był strach. Strach, przed byciem zranioną, przed cierpieniem. Westchnęła głośno.
- Ja też cię kocham. Ale boję się, Federico. Co jeśli coś się stanie i mnie opuścisz? Boję się, że zostanę sama, a ty odejdziesz. - w jej oczach stanęły łzy. Złapał ją za trzęsące się dłonie. Pod wpływem jego dotyku, szybko stały się ciepłe.
- Przestań się bać. Nigdy cię nie zranię, za bardzo cię kocham. Daj mi szansę, daj nam szansę. Obiecuję, że nie pożałujesz. - zapewnił ją, całując najpierw jedną, a potem drugą dłoń dziewczyny.
- A co mam zrobić, żeby przestać się bać? - zapytała cicho blondynka. Uśmiechnął się, tym samym powodując uśmiech na jej twarzy i przysunął się do niej.
- Tylko mnie kochaj. - wyszeptał i nie pozwalając jej na odpowiedź, pocałował ją.
***
Postanowiłam, że będę dodawać tytuły rozdziałom. Mam nadzieję, że podoba wam się pomysł :) Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale nie mogłam nigdy dokończyć.
Do nexta :) buziaki :*
wtorek, 10 czerwca 2014
Rozdział 13
Dedykuję: Naty Perrdio. Dzięki, że jeszcze czytasz te moje wypociny ;)
Zdezorientowana Francesca oderwała się od niego. Westchnęła i odsunęła się od bruneta.
- Mmasz dziewczynę. - wyjąłkała. Meksykanin zaśmiał się i znów przybliżył do niej.
- Ale ona nie musi o tym wiedzieć. - zasugerował i chciał ją znów pocałować. Cauviglia jednak odsunęła go od siebie. Pokręciła przecząco głową.
- Nie chcę być "tą drugą". - oznajmiła robiąc czudzysłów. Zaśmiał się cicho i znów się przybliżył, na niebezpieczną odległość. Wybawił ją krzyk rodzicielki chłopaka:
- Marco, zbieramy się. - Tavelli wstał i wychodząc puścił jej oczko. Rzuciła się bezradna na łóżko.
- Zakochałam się w idiocie i podrywaczu. - szepnęła sama do siebie. Wzięła poduszkę i rozpruła, a z przedmiotu wyleciało pierze. Była tak zła, że nie zważała na nic. Zaczęła cicho łkać. Do pomieszczenia wszedł Leon, którego całkowicie zdezorientował ten widok.
- Cco...? - tylko tyle udało mu się wydukać. Starła łzy, a on usiadł naprzeciwko niej. - Co się stało? - spytał troskliwie. Zapłakała jeszcze głośniej.
- Marco mnie pocałował. - wyrzuciła z siebie. Verdas zmarszczył brwi.
- To chyba dobrze, nie? - zapytał, a ona pokręciła głową. Spojrzał na nią pytająco. Opowiedziała mu całą historię, gdy szatyn przebywał w toalecie.
- ... Nie mam zamiaru być tą drugą. A poza tym, skoro zdradza Anę, to skąd wiesz czy nie ma jeszcze innej... Albo innych. - powiedziała włoszka. Kiwnął głową. Spojrzała za siebie. - A... No i z tego wszystkiego rozprułam ci poduszkę. - pokazała poszewkę. Leon od razu ją zabrał.
- To była moja ulubiona. - przytulił poszewkę do piersi, a ona zaśmiała się cicho.
***
Szatynka udała się na spacer przed zajęciami. Często to robiła, lubiła przechadzać się po parku. Gdy słońce zaczęło jej doskwierać, usiadła na ławeczce w cieniu. Odetchnęła głęboko. Gorące Buenos Aires, jej miasto. Urodziła się tu, ale po śmierci mamy wyprowadziła się do Madrytu. Żałowała, że jej tata zadecydował właśnie tak. Te lata w Hiszpanii, wspominała jako najgorsze. Wyjęła partuturę, już zarysowaną w serduszka, gwiazdki i różne szlaczki. Zanuciła pod nosem "Dile que si". Znów sięgnęła do torebki, z której wyciągnęła pamiętnik. Zgięła nuty na pół i włożyła do zeszytu. Otworzyła notatnik na wolnej stronie i zaczęła pisać.
Drogi pamiętniku!
Cieszę się z przyjazdu do BA. Mam znajomych, takich prawdziwych, śpiewam w zespole. Ja, Violetta Castillo ŚPIEWAM! Leon, Federico i Maxi są bardzo fajni. Są zabawni i szczerzy, a ja cenię szczerość. Bardzo cenię. Ludmi i Naty, to wspaniałe dziewczyny. Są nowe, tak jak ja. Również śpiewają. Są bardzo miłe i wszystkim chcą pomóc. No i muszę wspomnieć o Camili i Fran. Francesca jest włoszką, to kuzynka Leona. Mieszka razem z jego rodzicami i nim samym. Cami, ma śliczne rude włosy. To bardzo pozytywna dziewczyna. Chciałabym się z nimi zaprzyjaźnić, tak na serio.
Postawiła kropkę i włożyła zeszyt tam, skąd go wzięła. Udała się w kierunku szkoły.
***
Cauviglia by nabrać sił na cały dzień, o świcie wyszła na jogging. Włosy związała w niechlujnego kucyka, a na siebie założyła luźną bluzkę i szorty. Wcisnęła odtwarzacz Mp3 do kieszeni spodenek, a słuchawki włożyła do uszu. Biegła przed siebie, powoli w rytmie muzyki. Przebiegła cały park i chciała zawrócić, ale jej uwagę przykuł pewien kolorowy budynek. Truchtem udała się w tamtą stronę. Zatrzymała się przed szkołą.
- Studio Onbeat. - przeczytała na głos Francesca. Obok nazwy szkoły wisiał jeszcze jeden szyld. - Zapisy! Jeżeli chcesz się do nas przyłączyć, przyjdź! - przeczytała i uśmiechnęła się pod nosem. Zadowolona weszła do środka, a wyszła z plikiem kartek i broszur. Szybko pobiegła do domu, by zdążyć przebrać się na lekcje.
***
Popołudniu, dziewczyny zawitały w domu Verdasa, w celu przeprowadzenia próby. Gdy tylko weszły do salonu, po schodach zbiegła uśmiechnięta włoszka. Zmarszczyli brwi.
- Idziemy do garażu. - Leon wskazał kciukiem, w tamtym kierunku. Pokręciła przecząco głową.
- Czekajcie chwilę! - krzyknęła, a chwilę po tym zniknęła na piętrze. Popatrzyli zdziwieni po sobie. Po chwili wróciła z sześcioma torebkami prezentowymi w rękach. - Mam dla was prezenty! - oznajmiła zadowolona. Rozdała każdemu po jednej torbie. Spojrzeli na nią i zmarszczyli brwi. - No otwórzcie. - zachęciła ich Francesca. Ponte wzruszył ramionami i wyjął całą zawartość prezentu. Długopis, podanie do szkoły muzycznej oraz broszura tej właśnie placówki. Każda torebka zawierała to samo.
- Co to jest? - zapytała zdziwiona blondynka. Hiszpanka oraz Castillo przytaknęły.
- No własnie. - odezwał się do tej pory milczący Federico. Cauviglia uśmiechnęła się najszerzej, jak potrafiła.
- Zapiszcie się tam. To szkoła muzyczna. - powiedziała.
*********$)-'_<¢©ω℃℉»]§¥^[¥§ω°⊙℃⊙}}«}§{§{§
Cześć. Może, już zauważyliście, że zrobiłam zakładki: zapytaj bohatera i z linkiem do mojego drugiego bloga. Nie pozostaje mi teraz już nic innego jak, życzyć miłej lektury tego czegoś u góry :/ i przepraszam kochana, że ci dedykuję takie coś.
Papa
sobota, 7 czerwca 2014
Rozdział 12
- Mmarco... Znaczy się, dzień dobry! - przywitała się z gośćmi i wpuściła do środka. W tym momencie do salonu weszła pani Verdas.
- Caroline, Roberto. - uścisnęła każdego po kolei. - A ty pewnie, jesteś Marco. - zaśmiała się patrząc na młodego Tavelliego. Uśmiechnął się i przytaknął. - Poznaj, moją siostrzenicę... - brunet nie dał jej dokończyć.
- Znamy się ze szkoły. Chodzimy do jednej klasy. - oznajmił, a kobieta uśmiechnęła się.
- To nawet lepiej, jak się znacie. - machnęła ręką. - Więc mojego syna też pewnie znasz... A właśnie, gdzie on jest? Leon! - krzyknęła. Po chwili chłopak już zbiegał po schodach.
- Jestem, przepraszam za spóźnienie. - powiedział Verdas. Przywitał się z gośćmi. Rzucił kuzynce pełne współczucia spojrzenie, a później zasiedli do kolacji. Po skończonym posiłku, nastolatkowie udali się do pokoju szatyna. Usiedli na łóżku. Leon chcąc uniknąć irytującej ciszy, zaczął opowiadać kawały. Często wybuchali śmiechem, nawet Cauviglia się rozluźniła.
- Muszę do łazienki. Za chwilę wracam. - oznajmił Verdas i zostawił ich samych. Francesca przeklinała go za to w myślach.
- Nareszcie zostaliśmy sami. Już nie mogłem się powstrzymać. - odetchnął Marco. Brunetka zmarszczyła brwi. Powstrzymać?
- Przed czym? - spytała zdezorientowana włoszka. Uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Przed tym. - odparł i przysunął się do niej. Pocałował ją, ale miał dziewczynę. Czy Francesca mogła się cieszyć? Ale była "tą drugą". Może nie tylko ona, może było ich więcej.
***
Zdenerwowana Ferro oderwała się szybko od włocha. Zdziwiony spojrzał na nią. Przecież powiedziała, że też jej się podoba. Westchnęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Federico... Wyjdź. - powiedziała cicho. Zmarszczył brwi. Przysunął się bliżej blondynki.
- Dlaczego? - szepnął również cicho, delikatnie przutulając ją do siebie. Chciała się odsunąć, ale było jej dobrze. Czuła się bezpiecznie. Tak, jak zawsze chciała.
- Ja nie mogę. Przepraszam. - wyszeptała i delikatnie wyswobodziła z jego objęć. Pogładził ją delikatnie po włosach.
- Jakbyś zmieniła zdanie, będę czekać. - pocałował ją czule w policzek i odszedł w stronę drzwi. Uśmiechnęła się.
- Federico... - powiedziała cicho, ale on usłyszał. Brunet odwrócił się, a ona powiedziała:
- Dziękuję. - uśmiechnął się do niej i opuścił posesję Ferro. Blondynka chciała pobiec za nim, powiedzieć wszystko i być z nim. Ale nie była gotowa, bała się być zraniona. Założyła kosmyk włosów za ucho i podkuliła nogi.
- Nauczę się mu ufać, a on zaczeka. Jeszcze będziemy razem. - zapewniła sama siebie i przymknęła powieki, przypominając sobie ich wspaniały pocałunek.
- Na pewno będzie dobrze. - blondynka uśmiechnęła się delikatnie i oparła brodę o kolana.
***
Brazylijczyk był u swojej dziewczyny, aż do poźnego wieczora. Około godziny dwudziestej trzeciej opuszczał jej dom. Pocałował ją jeszcze przed wyjściem.
- Dobranoc. Będę tęsknić. - wyszeptała rudowłosa, gdy trwali w uścisku. Zaśmiał się.
- A ja nie, bo na pewno będę śnić o tobie. - odparł, a Torres parsknęła śmiechem.
- Oj, kochanie... Podryw, to ty masz słaby. - zaśmiała się. Broadway wytknął jej język.
- Jak ci się nie podoba to nie. - założył ręce na pierś i zaczął iść w stronę furtki. Zaśmiała się cicho.
- Broadway... - zawołała go, gdy już naciskał na klamkę. Zdezorientowany odwrócił się i zmarszczył brwi. - Kocham cię. - oznajmiła ruda i uśmiechnęła się. Odwzajemnił gest.
- Ja też cię kocham. Bardzo. - odparł, a ona uśmiechnęła się szerzej. "Bardzo ją kocha". Tak bardzo chciała od kogoś to usłyszeć. Nikt nie mówił jej tego od kilku lat. Puścił jej oczko i wyszedł. Zaśmiała się cicho i wróciła do domu. Po kilkunastu minutach otrzymała wiadomość.
Od: Broadway <3
Słodkich snów królewno. Kocham cię :*
Uśmiechnęła się do ekranu. Niby taki mały gest, a ją tak ucieszył. Szybko wystukała na klawiaturze odpowiedź:
Do: Broadway <3
Dobranoc misiu. Ja też cię kocham <3
Myśląc o swoim cudownym chłopaku, Torres zasnęła z uśmiechem na ustach.
- Caroline, Roberto. - uścisnęła każdego po kolei. - A ty pewnie, jesteś Marco. - zaśmiała się patrząc na młodego Tavelliego. Uśmiechnął się i przytaknął. - Poznaj, moją siostrzenicę... - brunet nie dał jej dokończyć.
- Znamy się ze szkoły. Chodzimy do jednej klasy. - oznajmił, a kobieta uśmiechnęła się.
- To nawet lepiej, jak się znacie. - machnęła ręką. - Więc mojego syna też pewnie znasz... A właśnie, gdzie on jest? Leon! - krzyknęła. Po chwili chłopak już zbiegał po schodach.
- Jestem, przepraszam za spóźnienie. - powiedział Verdas. Przywitał się z gośćmi. Rzucił kuzynce pełne współczucia spojrzenie, a później zasiedli do kolacji. Po skończonym posiłku, nastolatkowie udali się do pokoju szatyna. Usiedli na łóżku. Leon chcąc uniknąć irytującej ciszy, zaczął opowiadać kawały. Często wybuchali śmiechem, nawet Cauviglia się rozluźniła.
- Muszę do łazienki. Za chwilę wracam. - oznajmił Verdas i zostawił ich samych. Francesca przeklinała go za to w myślach.
- Nareszcie zostaliśmy sami. Już nie mogłem się powstrzymać. - odetchnął Marco. Brunetka zmarszczyła brwi. Powstrzymać?
- Przed czym? - spytała zdezorientowana włoszka. Uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Przed tym. - odparł i przysunął się do niej. Pocałował ją, ale miał dziewczynę. Czy Francesca mogła się cieszyć? Ale była "tą drugą". Może nie tylko ona, może było ich więcej.
***
Zdenerwowana Ferro oderwała się szybko od włocha. Zdziwiony spojrzał na nią. Przecież powiedziała, że też jej się podoba. Westchnęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Federico... Wyjdź. - powiedziała cicho. Zmarszczył brwi. Przysunął się bliżej blondynki.
- Dlaczego? - szepnął również cicho, delikatnie przutulając ją do siebie. Chciała się odsunąć, ale było jej dobrze. Czuła się bezpiecznie. Tak, jak zawsze chciała.
- Ja nie mogę. Przepraszam. - wyszeptała i delikatnie wyswobodziła z jego objęć. Pogładził ją delikatnie po włosach.
- Jakbyś zmieniła zdanie, będę czekać. - pocałował ją czule w policzek i odszedł w stronę drzwi. Uśmiechnęła się.
- Federico... - powiedziała cicho, ale on usłyszał. Brunet odwrócił się, a ona powiedziała:
- Dziękuję. - uśmiechnął się do niej i opuścił posesję Ferro. Blondynka chciała pobiec za nim, powiedzieć wszystko i być z nim. Ale nie była gotowa, bała się być zraniona. Założyła kosmyk włosów za ucho i podkuliła nogi.
- Nauczę się mu ufać, a on zaczeka. Jeszcze będziemy razem. - zapewniła sama siebie i przymknęła powieki, przypominając sobie ich wspaniały pocałunek.
- Na pewno będzie dobrze. - blondynka uśmiechnęła się delikatnie i oparła brodę o kolana.
***
Brazylijczyk był u swojej dziewczyny, aż do poźnego wieczora. Około godziny dwudziestej trzeciej opuszczał jej dom. Pocałował ją jeszcze przed wyjściem.
- Dobranoc. Będę tęsknić. - wyszeptała rudowłosa, gdy trwali w uścisku. Zaśmiał się.
- A ja nie, bo na pewno będę śnić o tobie. - odparł, a Torres parsknęła śmiechem.
- Oj, kochanie... Podryw, to ty masz słaby. - zaśmiała się. Broadway wytknął jej język.
- Jak ci się nie podoba to nie. - założył ręce na pierś i zaczął iść w stronę furtki. Zaśmiała się cicho.
- Broadway... - zawołała go, gdy już naciskał na klamkę. Zdezorientowany odwrócił się i zmarszczył brwi. - Kocham cię. - oznajmiła ruda i uśmiechnęła się. Odwzajemnił gest.
- Ja też cię kocham. Bardzo. - odparł, a ona uśmiechnęła się szerzej. "Bardzo ją kocha". Tak bardzo chciała od kogoś to usłyszeć. Nikt nie mówił jej tego od kilku lat. Puścił jej oczko i wyszedł. Zaśmiała się cicho i wróciła do domu. Po kilkunastu minutach otrzymała wiadomość.
Od: Broadway <3
Słodkich snów królewno. Kocham cię :*
Uśmiechnęła się do ekranu. Niby taki mały gest, a ją tak ucieszył. Szybko wystukała na klawiaturze odpowiedź:
Do: Broadway <3
Dobranoc misiu. Ja też cię kocham <3
Myśląc o swoim cudownym chłopaku, Torres zasnęła z uśmiechem na ustach.
wtorek, 3 czerwca 2014
Rozdział 11
Weszła do domu i trzasnęła drzwiami. Westchnęła i oparła się o ścianę.
- Fran, co się stało? - spytała jej zatroskana ciocia wchodząc na korytarz. Cauviglia uśmiechnęła się sztucznie.
- Nic. To przeciąg tak trzasnął. - odparła starając się być opanowana. Tak naprawdę, znów chodziło o Anę. Patrzyła jak ona go całuje, przytula, szepta słodkie słówka. Kobieta przyjrzała jej się uważnie.
- No dobrze. Dziś wieczorem przychodzą nasi wspólnicy z synem. Ubierzcie się z Leonem ładnie. - oznajmiła. Brunetka przytaknęła i udała się do swojego pokoju. Po drodze powiadomiła kuzyna o wieczornych gościach. Wybrała ubiór i zabrała się za pracę domową.
Jeszcze ostatnia kreska... I już była gotowa. Przejrzała się w lustrze i uśmiechnęła. Brzoskwiniowa sukienka i czarne koturny, z weekendowych zakupów.
- Cami miała rację, leży idealnie. - powiedziała do siebie Francesca. W tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi.
- Francesca, otworzysz? - krzyknęła pani Verdas. Odrzyknęła jej twierdzącą odpowiedź i zbiegła na dół. W pośpiechu poprawiła włosy i nacisnęła na klamkę.
- Marco...
***
Niepewnie zapukał do drzwi. Wziął głęboki oddech i poczuł coś dziwnego. Chciał zrezygnować i odejść, ale w drzwiach pojawiła się blondynka. Było za późno.
- Federico? - zapytała przerażona. Przytaknął. - Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - Ferro zmarszczyła brwi. Podrapał się po głowie.
- Szedłem za tobą po szkole... - wyjaśnił zmieszany włoch. Zamrugała parę razy. Szedł za nią tylko po to, by dowiedzieć się gdzie mieszka. Poczuła się dumna, dumna, że zainteresował się nią. Zwykłą Ludmiłą Ferro. Zaniemówiła. Parę razy otworzyła i zamknęła usta, bez większego celu. Po kilku minutach opanowała się i wpuściła go do środka.
- To... chciałeś o czymś pogadać? - zapytała Ludmiła niepewnie. Przytaknął. Zaprosiła go gestem na sofę, a sama usiadła naprzeciw niego. - To słucham. - założyła nogę na nogę. Włoch wziął głęboki oddech.
- Ja chciałem... - zatrzymał się na chwilę, by dobrze dobrać słowa. - wyjaśnić ci z tą piosenką. Nie mam dziewczyny. Ona... Ona była dla ciebie. - wyznał. Ferro, aż udławiła się powietrzem. - Ludmiła, bardzo mi się podobasz. - dodał. Zastanowiła się chwilę.
- A co byś powiedział, gdybym powiedziała, że też mi się podobasz? - spytała. Brunet przysunął się bliżej.
- Nic bym nie powiedział. - odparł cicho i złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
***
Był już wieczór. Ruda siedziała na kanapie i oglądała nudną telenowelę. Od telewizji oderwało ją ciche pukanie do drzwi. Otworzyła je i ujrzała Broadwaya.
- Broadway?! - pisnęła Torres. Zakłopotany podrapał się po głowie.
- Możemy pogadać? - zapytał brazylijczyk. Westchnęła i wpuściła go do środka. Usiedli na sofie. Camila popatrzyła mu prosto w oczy.
- No to słucham. - zaczęła skubać kawałek legginsów.
- Nie przeszkadzam? - upewnił się. Zaśmiała się cicho.
- Chyba nie po to przyszedłeś. - uniosła brwi.
- Chciałem się tylko upewnić, czy to nie przeszkadza twoim rodzicom. - wytłumaczył. Zaśmiała się nerwowo.
- Nie... Oni wrócą późno w nocy. - machnęła ręką. Zauważył, że dziewczyna jest smutna z tego powodu.
- Dlaczego? - zapytał i czule odgarnął jej rude włosy z twarzy. Pokiwała przecząco głową.
- Nnie ważne... - zabrała jego rękę.
- Czasem dobrze jest się komuś wygadać. - zachęcił ją. Rudowłosa przymknęła na chwilę powieki i wzięła głęboki oddech. Opowiedziała mu o Kelly, jej śmierci.
- ... No i od tej pory prawie ciągle jestem sama. - skończyła i podkuliła nogi. Broadway przysunął się bliżej i objął delikatnie ramieniem. Po chwili wachania wtuliła się w niego. - Odkąd jej nie ma... Jestem sama, nikt mnie nie kocha. Czuję się taka samotna. - wychlipiała Camila. Brazylijczyk pocałował ją w czubek głowy.
- Nie musisz czuć się samotna, ja tu jestem. Kocham cię. - jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Wreszcie poczuła się kochana, doceniona.
- Ja też cię kocham. - podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Nachylił się i pocałował. Oddała pocałunek. Oderwali się od siebie i uśmiechnęli do siebie.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz. - szepnęła obejmując go rękami za szyję. Musnął delikatnie jej policzek.
- Obiecuję. - odparł cicho. Camila była teraz najszczęśliwsza na świecie. Miała Broadwaya, jej chłopaka. Kochał ją, a ona jego. Byli razem, byli szczęśliwi.
- Fran, co się stało? - spytała jej zatroskana ciocia wchodząc na korytarz. Cauviglia uśmiechnęła się sztucznie.
- Nic. To przeciąg tak trzasnął. - odparła starając się być opanowana. Tak naprawdę, znów chodziło o Anę. Patrzyła jak ona go całuje, przytula, szepta słodkie słówka. Kobieta przyjrzała jej się uważnie.
- No dobrze. Dziś wieczorem przychodzą nasi wspólnicy z synem. Ubierzcie się z Leonem ładnie. - oznajmiła. Brunetka przytaknęła i udała się do swojego pokoju. Po drodze powiadomiła kuzyna o wieczornych gościach. Wybrała ubiór i zabrała się za pracę domową.
Jeszcze ostatnia kreska... I już była gotowa. Przejrzała się w lustrze i uśmiechnęła. Brzoskwiniowa sukienka i czarne koturny, z weekendowych zakupów.
- Cami miała rację, leży idealnie. - powiedziała do siebie Francesca. W tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi.
- Francesca, otworzysz? - krzyknęła pani Verdas. Odrzyknęła jej twierdzącą odpowiedź i zbiegła na dół. W pośpiechu poprawiła włosy i nacisnęła na klamkę.
- Marco...
***
Niepewnie zapukał do drzwi. Wziął głęboki oddech i poczuł coś dziwnego. Chciał zrezygnować i odejść, ale w drzwiach pojawiła się blondynka. Było za późno.
- Federico? - zapytała przerażona. Przytaknął. - Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - Ferro zmarszczyła brwi. Podrapał się po głowie.
- Szedłem za tobą po szkole... - wyjaśnił zmieszany włoch. Zamrugała parę razy. Szedł za nią tylko po to, by dowiedzieć się gdzie mieszka. Poczuła się dumna, dumna, że zainteresował się nią. Zwykłą Ludmiłą Ferro. Zaniemówiła. Parę razy otworzyła i zamknęła usta, bez większego celu. Po kilku minutach opanowała się i wpuściła go do środka.
- To... chciałeś o czymś pogadać? - zapytała Ludmiła niepewnie. Przytaknął. Zaprosiła go gestem na sofę, a sama usiadła naprzeciw niego. - To słucham. - założyła nogę na nogę. Włoch wziął głęboki oddech.
- Ja chciałem... - zatrzymał się na chwilę, by dobrze dobrać słowa. - wyjaśnić ci z tą piosenką. Nie mam dziewczyny. Ona... Ona była dla ciebie. - wyznał. Ferro, aż udławiła się powietrzem. - Ludmiła, bardzo mi się podobasz. - dodał. Zastanowiła się chwilę.
- A co byś powiedział, gdybym powiedziała, że też mi się podobasz? - spytała. Brunet przysunął się bliżej.
- Nic bym nie powiedział. - odparł cicho i złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
***
Był już wieczór. Ruda siedziała na kanapie i oglądała nudną telenowelę. Od telewizji oderwało ją ciche pukanie do drzwi. Otworzyła je i ujrzała Broadwaya.
- Broadway?! - pisnęła Torres. Zakłopotany podrapał się po głowie.
- Możemy pogadać? - zapytał brazylijczyk. Westchnęła i wpuściła go do środka. Usiedli na sofie. Camila popatrzyła mu prosto w oczy.
- No to słucham. - zaczęła skubać kawałek legginsów.
- Nie przeszkadzam? - upewnił się. Zaśmiała się cicho.
- Chyba nie po to przyszedłeś. - uniosła brwi.
- Chciałem się tylko upewnić, czy to nie przeszkadza twoim rodzicom. - wytłumaczył. Zaśmiała się nerwowo.
- Nie... Oni wrócą późno w nocy. - machnęła ręką. Zauważył, że dziewczyna jest smutna z tego powodu.
- Dlaczego? - zapytał i czule odgarnął jej rude włosy z twarzy. Pokiwała przecząco głową.
- Nnie ważne... - zabrała jego rękę.
- Czasem dobrze jest się komuś wygadać. - zachęcił ją. Rudowłosa przymknęła na chwilę powieki i wzięła głęboki oddech. Opowiedziała mu o Kelly, jej śmierci.
- ... No i od tej pory prawie ciągle jestem sama. - skończyła i podkuliła nogi. Broadway przysunął się bliżej i objął delikatnie ramieniem. Po chwili wachania wtuliła się w niego. - Odkąd jej nie ma... Jestem sama, nikt mnie nie kocha. Czuję się taka samotna. - wychlipiała Camila. Brazylijczyk pocałował ją w czubek głowy.
- Nie musisz czuć się samotna, ja tu jestem. Kocham cię. - jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Wreszcie poczuła się kochana, doceniona.
- Ja też cię kocham. - podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Nachylił się i pocałował. Oddała pocałunek. Oderwali się od siebie i uśmiechnęli do siebie.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz. - szepnęła obejmując go rękami za szyję. Musnął delikatnie jej policzek.
- Obiecuję. - odparł cicho. Camila była teraz najszczęśliwsza na świecie. Miała Broadwaya, jej chłopaka. Kochał ją, a ona jego. Byli razem, byli szczęśliwi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)