- Córeczko! - zawołała mnie mama. Skierowałam się do kuchni. To było moje ulubione miejsce w domu, przecież w końcu jestem szefem kuchni w rodzinnej knajpce.
- O co chodzi? - spytałam siadając na przeciwko moich rodziców.
- Pamiętasz tę restauracje Tavelli's dinner? Tą na rogu, dwie ulice stąd? - spytała moja rodzicielka.
- No tak. - Przytaknelam, chociaż nie wiedziałam nadal o co chodzi.
- Więc, właściciele mają syna w twoim wieku... - kontynuowała i myślała, że już się domyślam. Jednak wcale tak nie było.
- I? - spytałam, a odpowiedzial mi ojciec:
- Chcemy połączyć Resto Bar z ich restauracją, więc za tydzień wychodzisz za mąż, za Marco Tavelli'ego. - oznajmił.
- Gratuluję, Francesco! - dodała mama. Cała aż się zagotowałam.
- Mam 21 lat! Nie wyjde za niego! Ja go nawet nie znam! - wydarłam się.
- Spokojnie, za chwilę go poznasz, jest w twoim wieku. I do tego bardzo przystojny. Chodź, za 10 minut przyjdzie do Resto. - pociągnęła mnie za rękę. Przez drzwi w kuchni weszłyśmy na zaplecze. Cieszę się, że mam tak blisko do pracy. Moja mama przyjrzała mi się uważnie.
- No, wyglądasz ślicznie. - rzekła i wyszłyśmy do niego. Ujrzałam wysokiego, przystojnego bruneta w skórzanej kurtce.
- To ja was zostawię. - No świetnie, sam na sam z tym bad boy'em.
- Hej mała. - powiedział podchodząc do mnie.
- Witaj oblechu. - odpowiedziałam oschle. Nie lubię takich typów.
- Ej, chica nie tak ostro. - pociągnął mnie za rękę.
Po spacerze parkiem, gdzie nikt się nie odzywał doszlismy do jakiegoś klubu. Weszliśmy do środka i usiedlismy przy stoliku.
- Jakiego chcesz drinka? - spytał wstając.
- Tropicana poproszę. - powiedziałam nie odrywając wzroku od menu. Po chwili wrócił z dwoma szklankami w rękach. Postawił jeden przed sobą, a jeden przede mną. Rozmowa za bardzo się nie kleiła, więc po wypiciu odprowadził mnie do domu. Chociaż obyłoby się bez tego.
- To narazie, baby. - powiedział puszczając mi oczko. Ughh... co za koleś.
- Cześć... - rzucilam, a gdy byłam przy drzwiach dodalam jeszcze ironicznie - baby... - on podbiegł do mnie i wpił się w moje usta. Miałam go odepchnac, ale nie mogłam. Chyba, podobało mi się. Po zakończeniu pocałunku spojrzelusmy sobie w oczy, a ja poraz kolejny przyssałam się do jego ust. To jest jak z deserem lodowym: zjesz jeden i mówisz "dość", ale po tem jesz kolejny, kolejny i kolejny. Nienawidzę go przecież, ale kocham go jednocześnie. Jestem dziwna. Szybko się od niego oderwałam i weszłam do domu.
Następnego dnia umowilam się z moja przyjaciółką, Camilą.
- Hej! - powiedziałam siadając na przeciwko niej.
- Cześć. Zamówiłam ci ecspresso, ok? - spytała, a ja się uśmiechnęłam.
- Jasne, przecież je uwielbiam! - obie się zaśmiałyśmy. Opowiedziałam jej całą historię o Marco. Ona się tylko zaśmiała.
- Fran, ty go kochasz nie nienawidzisz. - prychnęłam.
- Jak?! Cami jak?! Przecież to taki bad boy, jak diego! - krzyknęłam.
- Spokojnie, może cię coś do niego przyciąga? - spytała unosząc brwi. Czy ona jest nienormalna?! Co miałoby mnie do niego przyciągać?! Westchnęłam. - Ją muszę iść, zastanów się nad tym. - powiedziała i wstała. - Pa pa! - krzyknęła i mnie przytuliła. Gdy była przy drzwiach dodała jeszcze: - Możesz napisać książkę: Kocham i nienawidzę. Francesca Resto. - i wyszła.
- I tak właśnie wpadlam na pomysł napisania książki. - powiedziałam do dziennikarki, która siedziała na przeciwko mnie.
- Czyli to prawda, że jest o tobie? - spytała odgarniajac włosy do tyłu.
- Tak, napisałam tam o mnie i moim mężu. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No dobrze musimy już kończyć, dziękuję za wywiad. Czy chciałabyś kogoś pozdrowić?
- Pozdrawiam mojego męża, Marco i mojego synka, Jamesa. Kocham was! - pomachałam do kamery i zeszlismy z wizji.