piątek, 16 maja 2014

Rozdział 6

- Heeeeej... - przeciągnął Leon, nie wiedząc jak się zachować. Włoszka zaśmiała się.
- Idź sobie. - rzuciła w niego poduszką, którą złapał. Verdas postanowił udawać, że nie zrobił z siebie idioty i rozluźnił się trochę.
- Nie ma mowy! Posłucham, o czym rozmawiacie. - odparł pewnie i rozsiadł się na podłodze. Zdenerwowana Francesca wzięła poduszkę i podeszła do kuzyna. W jednej chwili dostał serię uderzeń poduszką. - Przestań! - wrzasnął rozpaczliwie. Zaśmiała się szyderczo.
- A będziesz siedział cicho i zostawisz nas w pokoju? - zapytała nie przestając go okładać "bronią".
- Tak! - krzyknął szatyn zasłaniając się rękami. Zadowolona Cauviglia odeszła od niego. Poprawiła włosy i sukienkę, po czym udała się do przyjaciółek.
- Już jestem. - oznajmiła brunetka i wszystkie się zaśmiały.
***
Federico leżał patrząc w sufit. Rozmyślał o swoich przyjaciołach.
- Ja się nie zakochałem... - powtarzał do siebie włoch. Przymknął powieki i zobaczył Ludmiłę. W dniu gdy byli na karaoke, śpiewała Mi perdicion. W pośpiechu otworzył oczy.
- Ja się nie zakochałem... - znów powtórzył to cicho. Rozmasował bolące skronie i usiadł. Westchnął głęboko. Rozejrzał się, a jego wzrok zatrzymał się na gitarze. Uśmiechnął się do siebie i wziął instrument.
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Zakończył tak szybko, bo usłyszał dzwonek telefonu.
- Halo, Leon?... Jak to są u Fran?... To dzisiaj?... Dobrze, zadzwoń do Maxiego. - rozłączył się. Pasqarelli zgarnął klucze od domu i opuścił willę jego rodziny.
***
Siedział w salonie. Zapatrzył się w czubki swoich butów. Przeniósł wzrok na zdjęcia na ścianie. On i rodzice. Sam on. Sami rodzice. On, Leon i Federico. Tyle się zmieniło od tego czasu. Założyli zespół, poszli do liceum. Maxi westchnął głęboko. Jego rozmyślania przerwał telefon.
- Halo... No hej, Leon... Okej, dajcie mi pięć minut... Dzisiaj im powiemy? No dobra... Do zobaczenia. - schował komórkę do kieszeni i wyszedł z domu.
- No to od dziś mamy wokalistki... - szepnął do siebie i wyszedł z domu.
***
Wszyscy trzej siedzieli już w salonie w salonie u Verdas'ów.
- No dobra, to wszystko wiemy? - zapytał po raz kolejny Federico. Pokiwali głowami.
- Mamy plan. - potwierdził szatyn. Wzięli głębokie oddechy i poszli do pokoju włoszki. Leon zapukał delikatnie w drzwi.
- Możemy? - zapytał zaraz po tym. Po drugiej stronie, Francesca spojrzała na swoje koleżanki. Zdziwiona powtórzyła ruchem warg pytanie kuzyna. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Ukazała jej się trójka uśmiechniętych chłopców.
- Tak? - Cauviglia uniosła brwi. Zaśmiali się nerwowo.
- Yyy... Mamy nowy kawałek... - zaczął Verdas, ale włoch przerwał mu.
- Chcecie posłuchać? - dokończył szybko. Dziewczyny spojrzały po sobie i kiwnęły delikatnie głowami. Usmiechnęli się zwycięsko. Następnie wszyscy udali się do garażu. Stanęły przed nimi i wszystkie założyły ręce na pierś. Spojrzeli po sobie. Maxi nadał rytm i zaczęli grać. Naty uśmiechnęła się do siebie. "Ładnie gra, ten Maxi.", pomyślała na co zaraz uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Wszystkie przeniosły na nią zdziwiony wzrok. Usmiechnęła się niewinnie. Wtedy zespół skończył grać. Zaklaskały i obsypały ich pochwałami. Leon i Federico rzucili wymowne spojrzenia w kierunku Ponte. Uśmiechnął się nerwowo.
- Wiecie... Potrzebujemy wokalistki i widzieliśmy na karaoke, że jesteście świetnie... Może, chcecie z nami grać? - pytanie wydusił na jednym tchu. Ludmiła podeszła bliżej niego.
- Ja mam śpiewać w zespole? - zapytała z niedowierzaniem Ferro pokazując palcem na siebie.
************#"@6?'><®{~«»℉¤ω<|««℃¤^
Przepraszam, że krótki, ale chciałam zakończyć w tak dramatycznym momencie ;) tak wiem, zła ja. Nwm czy coś się pojawi do środy, bo jadę na wycieczkę klasową. Chociaż, osiem godzin w autobusie do Krakowa, to może coś napiszę :) Jeśli będzie internet i będę miała czas to być może będzie rozdział. Jeśli nie, to nie bądźcie źli ;)
Do nexta <3

2 komentarze: