wtorek, 4 lutego 2014

One part leonetta: Bo jak śmierć potężna jest miłość.

Tyle przeżyć. Tyle wspomnień. Tyle minut, godzin, dni, miesięcy. On jednak nadal ją kocha. I codziennie od nowa. To nie jest monotonia, ich miłość codzień rodzi się na nowo.
- Leon, pocałuj mnie. - powiedziała. Siedzieli na kocu pod gwiazdami. Byli tylko oni i noc więcej się nie liczyło. Nic poze nimi. Szatyn bez zastanowienia musnął jej usta.
- Kocham cię. - szepnął. Castillo zmarszczyła brwi.
- Dlaczego szepczesz? - spytała również szeptem. Odparł szepcząc:
- Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości.
Ten dzień już nigdy nie wróci. Nie ma dwóch takich samych spojrzeń w oczy, pocałunków.
- Leon... - szepnęła. Siedzieli na ławce i cieszyli się swoją obecnością. Wystarczyło, że byli i było idealnie.
- Tak, Violu. - spojrzał w jej czekoladowe oczy.
- Już nic, chciałam się upewnić, że jesteś.
Teraz już się nie upewni, nic nie zrobi. Wtedy się domyślił:
- Leon, co będzie jeśli odejdę? - spytała. Trochę zdziwiło go to pytanie, ale odpowiedział.
- Nic. Usiąde sobie i tu poczekam. - dopiero po chwili domyslił się, że ona nie długo odejdzie. Niestety to potwierdziła,miała odejść.
Znów płakał. Znów tęsknił. Znów wszystko wróciło. Spojrzał w kalendarz. Dzisiejszy dzień był zakreślony na czerwono - jej urodziny. Włożył skórzaną kurtkę i poszedł na cmentarz. Położył na czarnym nagrobku kwiaty, kupione wcześniej i zaczął:
- Nie ma cię już drugi rok, wiesz skarbie? - mówił drżącym głosem. Patrzył pustym wzrokiem na złote litery. Tyle czasu: rok, cztery miesiące, dwa tygodnie, trzy dni, pięć godzin i trzy sekundy, cztery sekundy... - Tesknie, bardzo. Nawet nie wiesz jak... - szepnął i otarł łzy. Zapatrzył się w wygrawerowane litery:
BO JAK ŚMIERĆ POTĘŻNA JEST MIŁOŚĆ.
Wcale nie. Miłość jest silniejsza. Ona umarła, a on ją nadal kocha.
- Tak bardzo mi cię brakuje. - ciągnął swój monolog. - Nie mogę cię przytulić, pocałować, powiedzieć jak bardzo cię kocham. - pociągnął nosem. - Pamietasz, jak powiedziałem, że kiedy odejdziesz usiądę i poczekam. Nie potrafię tak. Dlaczego cię nie ma? Nigdy nie wrócisz? Czy jeszcze się spotkamy? - tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Koło niego stanęła świeżo upieczona pani Tavelli.
- To już drugi rok. - szepnęła zapalając znicz. - Tęsknię za nią - wyznała Francesca. Westchnął siadając na ławce.
- Ją też, bardzo. Siedzieli w ciszy.
 - Jeszcze ją kochasz? Po co? Zacznij od nowa! - mówiła wstrząsając jego ramieniem. No tak, im rozpaczliwsza jest miłość, tym śmieszniejsza wydaje sie innym.
- A gdyby Marco umarł, zapomniałabyś? -spytał. Spuściła głowę.
- Nie... - wyszeptała prawie niesłyszalnie.
- No właśnie. Bo najsilniejsza miłość to ta, która przetrwa nawet gdy zakochani od siebie odejdą. - szepnął i po jego policzku spłynęła łza. Jedna łza, wyrażała wszystko. Tęsknię, kocham, cierpię...
***
No i bum! Jest ... Nuuuuudny, co? Wogóle smutno. Moze potem cos weselszego!? 
Piszcie komentarze!!!
Do next ;)