wtorek, 15 kwietnia 2014

One part Marcesca: Może być tylko lepiej.

Znasz to uczucie, że kiedy nikt nie patrzy zatracasz się we własnych myślach? Błądzisz nimi po krainie marzeń, wróżek i elfów. Czasem się usmiechasz, a czasem ronisz łzy, bo wiesz, że te marzenia są nierealne. Są odgrodzone od ciebie grubą barierą, w którą zawsze uderzasz, gdy po nie sięgasz. Nic nie możesz na to poradzić i poddajesz się. Przestajesz marzyć i pozbawiasz życia twoją wyobraźnię. A kiedy umiera wyobraźnia, umierasz i ty.
            Nastolatka siedziała na grubym dywanie. Z głośników płynęła ulubiona piosenka, a ona bazgrała coś w notesie. Cieszyła się, gdy była sama. Mogła pomyśleć. O życiu, jak by wyglądało, gdyby tu była. Tak, nie znała swojej mamy. Chciała zrezygnować z tych rozmyślań, ale tylko one trzymały ją przy życiu. Tylko tak jeszcze sobie radziła. Nagle brunetka usłyszała samochód.
- Przyjechał... - szepnęła do siebie i pobiegła do kuchni. Włączyła gaz i postawiła na nim garnek. Szybko wyciągnęła z kredensu miskę i postawiła na blacie.
- Szybciej, błagam. - mówiła cicho. Wzdrygnęła się na dźwięk przekrecanego klucza w drzwiach. W tym momencie zupa się zagotowała. Francesca odetchnęła z ulgą i wlała płyn do naczynia. Postawiła danie na stole, a obok położyła łyżkę. Mężczyzna wszedł do kuchni. Bez słowa usiadł do stołu i zaczął jeść. Włoszka nerwowo obgryzała paznokcie, czekając na jego opinię. Wstał i stanął na przeciwko niej.
- To miała być zupa?! W ogóle nie miała smaku! - krzyknął i uderzył ją pięścią w twarz. Po zajściu miała podbite oko i parę siniaków na ręce. Resto nie wahała się dłużej. Po wyjściu ojca z domu, wzięła telefon.
- Halo... Policja?...
            Następnego dnia z walizką opuszczała swój dotychczasowy dom.
- Spodoba ci się. Może to nie luksus, ale nie jest tak źle. - pocieszała ją Miranda. Była ona kierownikiem domu dziecka. Od dziś brunetka miała tam mieszkać, ponieważ jej ojca zamknięto w więzieniu. Nastolatka starła łzy i pokiwała twierdząco głową. Chciała wierzyć, że dobrze zrobiła. Że tam się nią zajmą, chociaż trochę. Że przestanie żyć w strachu. Potrzebowała tylko spokoju i miała nadzieję go tam znaleść. Wysiadła z samochodu i wyjęła walizkę z bagażnika. Powoli skierowała się do wejścia. Niepewnie pchnęła drzwi i weszła do środka.
- Chodź, mieszkasz z Mary. Jest miła. Ma szesnaście lat, jak ty. - oznajmiła kobieta i poszła w głąb korytarza. Resto podążyła za nią. - Zostaw walizkę i chodź dalej. - rozkazała. Szesnastolatka zostawiła bagaż na wolnym łóżku i poszła za nią. Pokazała jej czytelnię z komputerami, stołówkę i jej gabinet, tak w razie czego. Ostatnim pokojem był "salon". Miejsce, gdzie się spotykali, rozmawiali i oglądali telewizję. Rzecz jasna, był tylko jeden telewizor. Niepewnym krokiem weszła do pomieszczenia. Dwóch sympatycznych szóstoklasistów siedziało na dywanie. Grupka gimnazjalistów zawzięcie dyskutowała o czymś w rogu pokoju, ale jej uwagę przykuł chłopak pochylony nad książką. Usmiechnęła się.
- Marco? - spytała z niedowierzaniem. Ona i Tavelli chodzili do jednej klasy. Nie przyjaźnili się, ale też nie byli wrogami. Brunet podniósł głowę i na nią spojrzał. Zmieszał się trochę, ponieważ nikt w szkole nie wiedział, że on tu mieszka. Francesca powolnym krokiem podeszła do kolegi.
- Co ty tu robisz? - zapytała marszcząc brwi. Westchnął.
- Mieszkam. - odparł niechętnie. Ona również westchnęła.
- Ja też. Od dzisiaj. - rzekła i delikatnie się usmiechnęła. Odwzajemnił gest. Nie zdążył nic powiedzieć, bo usłyszeli krzyk:
- Dzieciaki, kolacja! - wszyscy udali się do stołówki. Po posiłku umyli się i poszli do swoich łóżek.
- Dobranoc. - szepnęła Resto do swojej współlokatorki.
- Dobranoc. - odparła dziewczyna i zgasiła lampkę nocną.
       W nocy brunetka przewracała się z boku na bok. Nie mogła spać. Ciągle miała przed oczami twarz ojca.
~ Jeszcze wrócę! ~ mówił w jej myślach. Zrezygnowana Francesca wstała i wyszła z pomieszczenia. Zdziwiła się, gdy zobaczyła zapaloną lampę w salonie. Powoli weszła do pokoju. Na dywanie siedział Tavelli. Usmiechnęła się delikatnie.
- Też nie śpisz? - zapytała cicho. Przestraszony odwrócił głowę w jej stronę. Kiedy zobaczył, że to ona, również się uśmiechnął.
- Nie mogłem spać. Zawsze tu przychodzę. - oznajmił brunet. Francesca usiadła obok niego. Dopiero teraz zauważyła jaki jest przystojny.
- Właściwie to prawie cię nie znam. Opowiesz mi coś o sobie? - poprosiła. Westchnął.
- Mieszkam tu od dwóch miesięcy. Moja mama zmarła, zaraz po narodzinach mojej młodszej siostry, wtedy miałem jedenaście lat. A dwa miesiące temu tata pojechał po Anę do przedszkola i mieli wypadek. Oboje zginęli na miejscu. - skończył. Dziewczyna posłała mu nieśmiały uśmiech. - Teraz ty. - dodał brunet. Włoszka zaśmiała się.
- Nigdy nie widziałam swojej mamy, nawet nie wiem co się z nią dzieje. Nie wiem, czy w ogóle żyje... Trafiłam tu, bo mój ojciec... Bił mnie. - wyznała cicho. W tym momencie światło zgasło. Przerażona nastolatka wtuliła się w Meksykanina. Pod wpływem emocji pocałował ją. Co było dalej? Na pewno byli parą. Na pewno żyli długo i szczęśliwie. Ale to nie o tym opowiadałam. Chciałam powiedzieć, że kiedy już dotkniesz dna, to przecież się od niego odbijesz. Wiecie co mam na myśli, prawda?
*****************_________|\⊙>»»|⊙ω¤§[«¤{«
Siemaneczko, myślicie, że jest ktoś, kto pisze gorzej niż ja? Bo ja myślę, że nie. Ciekawe, czy ktoś to skomentuje. Podejrzewam, że nie.
P.s. czy ktoś czyta w ogóle te notki pod OP?