wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 13

Dedykuję: Naty Perrdio. Dzięki, że jeszcze czytasz te moje wypociny ;)

Zdezorientowana Francesca oderwała się od niego. Westchnęła i odsunęła się od bruneta.
- Mmasz dziewczynę. - wyjąłkała. Meksykanin zaśmiał się i znów przybliżył do niej.
- Ale ona nie musi o tym wiedzieć. - zasugerował i chciał ją znów pocałować. Cauviglia jednak odsunęła go od siebie. Pokręciła przecząco głową.
- Nie chcę być "tą drugą". - oznajmiła robiąc czudzysłów. Zaśmiał się cicho i znów się przybliżył, na niebezpieczną odległość. Wybawił ją krzyk rodzicielki chłopaka:
- Marco, zbieramy się. - Tavelli wstał i wychodząc puścił jej oczko. Rzuciła się bezradna na łóżko.
- Zakochałam się w idiocie i podrywaczu. - szepnęła sama do siebie. Wzięła poduszkę i rozpruła, a z przedmiotu wyleciało pierze. Była tak zła, że nie zważała na nic. Zaczęła cicho łkać. Do pomieszczenia wszedł Leon, którego całkowicie zdezorientował ten widok.
- Cco...? - tylko tyle udało mu się wydukać. Starła łzy, a on usiadł naprzeciwko niej. - Co się stało? - spytał troskliwie. Zapłakała jeszcze głośniej.
- Marco mnie pocałował. - wyrzuciła z siebie. Verdas zmarszczył brwi.
- To chyba dobrze, nie? - zapytał, a ona pokręciła głową. Spojrzał na nią pytająco. Opowiedziała mu całą historię, gdy szatyn przebywał w toalecie.
- ... Nie mam zamiaru być tą drugą. A poza tym, skoro zdradza Anę, to skąd wiesz czy nie ma jeszcze innej... Albo innych. - powiedziała włoszka. Kiwnął głową. Spojrzała za siebie. - A... No i z tego wszystkiego rozprułam ci poduszkę. - pokazała poszewkę. Leon od razu ją zabrał.
- To była moja ulubiona. - przytulił poszewkę do piersi, a ona zaśmiała się cicho.
***
Szatynka udała się na spacer przed zajęciami. Często to robiła, lubiła przechadzać się po parku. Gdy słońce zaczęło jej doskwierać, usiadła na ławeczce w cieniu. Odetchnęła głęboko. Gorące Buenos Aires, jej miasto. Urodziła się tu, ale po śmierci mamy wyprowadziła się do Madrytu. Żałowała, że jej tata zadecydował właśnie tak. Te lata w Hiszpanii, wspominała jako najgorsze. Wyjęła partuturę, już zarysowaną w serduszka, gwiazdki i różne szlaczki. Zanuciła pod nosem "Dile que si". Znów sięgnęła do torebki, z której wyciągnęła pamiętnik. Zgięła nuty na pół i włożyła do zeszytu. Otworzyła notatnik na wolnej stronie i zaczęła pisać.
Drogi pamiętniku!
Cieszę się z przyjazdu do BA. Mam znajomych, takich prawdziwych, śpiewam w zespole. Ja, Violetta Castillo ŚPIEWAM! Leon, Federico i Maxi są bardzo fajni. Są zabawni i szczerzy, a ja cenię szczerość. Bardzo cenię. Ludmi i Naty, to wspaniałe dziewczyny. Są nowe, tak jak ja. Również śpiewają. Są bardzo miłe i wszystkim chcą pomóc. No i muszę wspomnieć o Camili i Fran. Francesca jest włoszką, to kuzynka Leona. Mieszka razem z jego rodzicami i nim samym. Cami, ma śliczne rude włosy. To bardzo pozytywna dziewczyna. Chciałabym się z nimi zaprzyjaźnić, tak na serio.
Postawiła kropkę i włożyła zeszyt tam, skąd go wzięła. Udała się w kierunku szkoły.
***
Cauviglia by nabrać sił na cały dzień, o świcie wyszła na jogging. Włosy związała w niechlujnego kucyka, a na siebie założyła luźną bluzkę i szorty. Wcisnęła odtwarzacz Mp3 do kieszeni spodenek, a słuchawki włożyła do uszu. Biegła przed siebie, powoli w rytmie muzyki. Przebiegła cały park i chciała zawrócić, ale jej uwagę przykuł pewien kolorowy budynek. Truchtem udała się w tamtą stronę. Zatrzymała się przed szkołą.
- Studio Onbeat. - przeczytała na głos Francesca. Obok nazwy szkoły wisiał jeszcze jeden szyld. - Zapisy! Jeżeli chcesz się do nas przyłączyć, przyjdź! - przeczytała i uśmiechnęła się pod nosem. Zadowolona weszła do środka, a wyszła z plikiem kartek i broszur. Szybko pobiegła do domu, by zdążyć przebrać się na lekcje.
***
Popołudniu, dziewczyny zawitały w domu Verdasa, w celu przeprowadzenia próby. Gdy tylko weszły do salonu, po schodach zbiegła uśmiechnięta włoszka. Zmarszczyli brwi.
- Idziemy do garażu. - Leon wskazał kciukiem, w tamtym kierunku. Pokręciła przecząco głową.
- Czekajcie chwilę! - krzyknęła, a chwilę po tym zniknęła na piętrze. Popatrzyli zdziwieni po sobie. Po chwili wróciła z sześcioma torebkami prezentowymi w rękach. - Mam dla was prezenty! - oznajmiła zadowolona. Rozdała każdemu po jednej torbie. Spojrzeli na nią i zmarszczyli brwi. - No otwórzcie. - zachęciła ich Francesca. Ponte wzruszył ramionami i wyjął całą zawartość prezentu. Długopis, podanie do szkoły muzycznej oraz broszura tej właśnie placówki. Każda torebka zawierała to samo.
- Co to jest? - zapytała zdziwiona blondynka. Hiszpanka oraz Castillo przytaknęły.
- No własnie. - odezwał się do tej pory milczący Federico. Cauviglia uśmiechnęła się najszerzej, jak potrafiła.
- Zapiszcie się tam. To szkoła muzyczna. - powiedziała.
*********$)-'_<¢©ω℃℉»]§¥^[¥§ω°⊙℃⊙}}«}§{§{§
Cześć. Może, już zauważyliście, że zrobiłam zakładki: zapytaj bohatera i z linkiem do mojego drugiego bloga. Nie pozostaje mi teraz już nic innego jak, życzyć miłej lektury tego czegoś u góry :/ i przepraszam kochana, że ci dedykuję takie coś.
Papa