sobota, 29 marca 2014

One part Naxi: Miłość się nie kończy. Cz.1

Powolnym krokiem weszłam do sali. Usiadłam na krześle z moim nazwiskiem i czekałam. Na scenę wszedł mężczyzna w średnim wieku, ubrany w czarny garnitur.
- Witam wszystkich zebranych! Zaczynajmy, naszą licytację. Pierwszą wystawimy piłkę z podpisami całej reprezentacji Argentyny!... - potem dużo się działo, koszulka Lady Gagi i takie tam. W końcu usłyszałam coś, na co czekałam.
- A teraz, moment na który czekacie! Nasz gość... Natalia Navarro! - wszyscy zaczęli klaskać, a ja weszłam na scenę.
- Do wygrania jest kolacja z tobą, może chcesz coś zaśpiewać? - zwrócił się do mnie. Usmiechnęłam się promiennie.
- Jasne. Chciałabym zaśpiewać piosenkę starą jak świat: Ani Estare! - usłyszałam podkład i zamknęłam oczy. Znów poczułam te perfumy, zobaczyłam te oczy i usłyszałam ten melodyjny głos. Po zakończonej piosence głos znów przejął prowadzący.
- No to licytujmy... - dalej tylko patrzyłam na ludzi. Chciałam pomóc tym dzieciom i dodać im pieniędzy, ale nie chciałam iść na kolację z jakimś nudziarzem. - No dobrze, numer 27, kolacja z Naty jest pana! - szybko poszukałam wzrokiem numeru 27. Mężczyzna mniej więcej w moim wieku, brunet i ciemne oczy. Nawet przystojny. Usmiechnęłam się i zeszłam ze sceny, na moje miejsce. Po półgodzinie licytacje się skończyły, wstałam i ruszyłam go drzwi. Gdy już miałam wsiadać do limuzyny, ktoś krzyknął:
- Nie, Natalia zaczekaj! - nie wiedziałam kto to. Odwróciłam się i ujrzałam tego gościa z 27. Wyjęłam z torebki wizytówkę i mu ją podałam.
- Niech pan zadzwoni jutro. - Westchnęłam. Uśmiechnął się.
- Mam na imię Maxi. - Pomachał mi i odszedł.
- Maxi... - powtórzyłam cicho. Szybko wsiadłam do limuzyny i pojechaliśmy do mojej willi. Jedyne co chciałam zrobić, to iść spać. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
          Rano wstałam bardzo wcześnie. Po śniadaniu przyszła moja menadżerka.
- Naty, dziś masz wolne. Dopiero jutro zaczynają się castingi. - oznajmiła mi. Usmiechnęłam się promiennie.
- Super, dzięki. - odparłam.
- Dobra ja lecę. Pa! - krzyknęła. Zaśmiałam się.
- Narazie Kira! - odkrzyknęłam. Po chwili mój telefon zadzwonił.
- Nieznany... - powiedziałam do siebie. Potem wzruszyłam ramionami i odebrałam.
N: Halo?
M: Hej, to ja Maxi.
N: A to ty...
M: Dzięki za entuzjazm. A tak w ogóle, to może dzisiaj się spotkamy?
N: Castingi do Argentinian Talent zaczynają się jutro, więc... Czemu nie.
M: Spotkajmy się w tej restauracji w centrum, znasz?
N: To moja ulubiona. Przyjdę o siódmej.
M: Ok, czekam.
N: Narazie.
Rozłączył się. Spojrzałam na zegarek - jedenasta. Co ja będę robić do siódmej? Wzięłam kąpiel, obejrzałam film i była już czwarta. Ubrałam się i umalowałam. Zadzwoniłam do szofera. Wyszłam przed dom, a potem wsiadłam do limuzyny. Wysiadłam w centrum i poszłam do tej restauracji. W środku zastałam już chłopaka. Przywitałam się i usiadłam na przeciwko niego.
- Zamówiłem ci krem z pomidorów, a na deser Tiramisu. - oznajmił. Otworzyłam szerzej oczy.
- Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione? - spytałam zaskoczona.
- Przecież znamy się i to bardzo dobrze. - wyjaśnił jak gdyby nigdy nic. Wtedy kelner przyniósł zamówienie. Ciągle miałam w głowie jego słowa. Po jedzeniu szybko się pożegnałam i wyszłam. Po krótkiej przejażdżce byłam już w domu. Zmęczona usiadłam na kanapie.
- Przecież znamy się i to bardzo dobrze... - powiedziałam cicho. Pobiegłam na strych. Weszłam przez skrzypiące drzwi i podeszłam do pudeł w końcie poddasza. Wzięłam to z napisem Studio On beat. Poszłam do sypialni i usiadłam na łóżku. Pierwsze zdjęcie - z Lu, Leonem i Andreasem. To było po imprezie z Rafą Palmerem. Wtedy myślałam, że tylko Ferro może być gwiazdą. Teraz to ja wydałam płytę jestem jurorem w talent show. Znalazłam na dnie pudełka plik zdjęć, którego nie chciałam widzieć. Młoda ja i brunet w czapce. Odwróciłam zdjęcie.
- Naxi por siempre... - przeczytałam cicho. To było duże pismo Ludmiły, z serduszkiem nad i. Znów spojrzałam na chłopaka obok mnie.
- Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione? - spytałam zaskoczona.
- Przecież się znamy i to bardzo dobrze. - wyjaśnił jak gdyby nigdy nic. 
- Maxi, jest Maxim ze studia. - powiedziałam do siebie.

1 komentarz:

  1. Świetne :)
    Staram się czytać na bieżąco, ale nie nadążam

    OdpowiedzUsuń