Hala przylotów do miejsce pełne uczuć. Smutek - gdy ktoś odjeżdża, przy pożegnaniu każdy uroni parę łez. Radość - kiedy bliscy powracają po dłuższym czasie. Tyle ludzi, tyle uczuć, tyle różnych sytuacji. I to kilkanaście, kilkadziesiąt splotów wydarzeń, a jedna para, która tyle wycierpiała.
Wysoki brunet przeszedł przez szklane drzwi. Wodził oczami po ludziach. Zatrzymał się w końcu na jednym punkcie. Zostawił walizkę za sobą i podbiegł do dziewczyny. Francesca, bo tak miała na imię odwróciła się do chłopaka. Rozpromieniła się i rzuciła się mu w ramiona.
- Stęskniłem się. - wyszeptał Meksykanin w jej włosy. Odsunęli się od siebie. Starł łzy z jej rumianych policzków.
- Ja też, Marco. Nawet nie wiesz jak. - jeszcze raz rzuciła mu się na szyję. Potem pocałowali się i opuścili lotnisko trzymając się za ręce.
***
Włoszka chwiejnym krokiem zmierzała do parku. Czarne włosy były potargane, oczy podpuchnięte, a paznokcie obryzione. Nie wiedziała jak mu powiedzieć, że wyjeżdża. Rodzice dostali pracę we włoszech, restauracja splajtowała, a brat dostał stypendium sportowe. Ale dlaczego teraz? Po co w ogóle Bóg postawił jej na drodze Marco, skoro wiedział, że będą musieli się rozstać? Francesca cieszyła się szczęściem rodzeństwa, ale nie chciała go zostawić. Usiadła na ławce na przeciwko Tavelliego.
- Hej. - powiedziała smutno. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Co się stało? - zapytał troskliwie. Wzięła głęboki wdech.
- Rodzice dostali pracę we włoszech, restauracja splajtowała, a brat dostał stypendium sportowe. - wyrzuciła na jednym tchu. Brunet patrzył na swoją dziewczynę podejrzliwie. Zrozumiała, że musi wytłumaczyć jaśniej. - Jednym słowem, przeprowadzamy się do włoch. - szepnęła Resto łamiącym głosem. Marco zamrugał parę razy, by pozbyć się łez. Westchnął i spojrzał na włoszke. Delikatnie pogładził ją po włosach.
- Cii... Przecież będziemy utrzymywać kontakt. - rzekł przytulając ja do siebie. Sam nie był pewny swoich słów, ale chciał pocieszyć swoją ukochaną. Podniosła głowę i wpatrzyła się w jego ciemne oczy. Bez słów pojął, że się zgadza. - Kiedy jedzecie? - spytał cicho.
- Jutro. - odparła jeszcze ciszej. - Muszę się jeszcze spakować. - dodała wstając. Poszedł w jej ślady.
- Odprowadzę cię. - zaproponował. Przytaknęła i odeszli trzymając się za ręce.
***
- Fran. Mamy jeszcze pięć minut. - oznajmił ojciec dziewczyny wkładając walizkę do bagażnika. Zniecierpliwiona Resto spoglądała na zegarek.
- Musi przyjść. - szepnęła pod nosem. Jak na zawołanie stanął przed nią zdyszany Meksykanin.
- Będę tęsknił. - powiedział gdy stykali się czołami.
- Nie zapomnisz o mnie? - z jej oczu poleciały łzy. Otarł je natychmiast.
- Nigdy. Już nawet zbieram na wyjazd do włoch. - oznajmił uśmiechając się lekko. Odwzajemniła jego gest. Pocałowali sie, a potem dziewczyna wsiadła do srebrnego porche. Pomachała mu gdy odjeżdżali, a potem zniknęła z pola widzenia Marco.
***
Wieczorem para po raz kolejny weszła na lotnisko.
- Masz paszport? Wszystko spakowałeś? Masz mniej niż 10kg? - zasypywala go pytaniami. Na wszystkie odpowiadał twierdząco. Gdy już stał przy bramkach włoszka rzuciła mu się na szyję.
- Marco, ka już tak dłużej nie mogę. - szepnęła, gdy trwali w uścisku. Tavelli powiedział jej na ucho piękne słowa:
- Y así finalmente, juntos para siempre. - oderwali się od siebie na chwilę i spojrzeli sobie w oczy. Pocałował ją, tak jakby widzieli się po raz ostatni. Potem chłopak przeszedł przez bramkę i zniknął...
- Y así finalmente, juntos para siempre... - szepnęła do siebie nastolatka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz