- Ale tato! - wrzasnęłam. Nie mogłam uwierzyć w to co mówi.
- Żadnych "ale", do osiemnastych urodzin, nie wyjdziesz z domu. - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- A studio? A Francesca, Camila? A LEON? - czy on nie wie co jest dla mnie ważne?!
- Zwykła szkoła, normalne psiapsiółki, i jakiś pierwszy lepszy chłopak. - jak on śmie? Ja go kocham.
- To jest mój drugi dom i najlepsze przyjaciółki. A LEON? On jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. - mówiłam przez łzy. Co ja teraz zrobię?
- Powiedziałem: nie! - krzyknął.
- Nienawidzę cię! Jak możesz?! - pobiegłam do swojego pokoju. Drżącymi rękami wybrałam numer do Leona.
L: Halo?
V: Czesc Leon.
L: Coś się stało? Płakałas?
V: Nie, nie spotkajmy się w parku, dobrze?
L: Ok, za 15 minut. Pa!
Rozłączył się. Szybko zgarnęłam torebkę i nacisnęłam na klamke- zamknięte, mogłam się spodziewać. Wyszłam na balkon, a potem zeszlam po drzewie. Tak mnie nauczył Leon. Po chwili doszlam do parku. Usiadłam na białej ławce z napisem Leonetta.
- Już jestem. - powiedział mój chłopak siadając koło mnie. Spojrzał mi prosto w oczy, a ja wybuchłam płaczem. - Ciiii. Co się stało? - spytał cicho. Pociągnęłam nosem i spojrzałam na niego.
- Tata chce mnie zamknąć w domu do 18-tych urodzin. - szepnęłam. - Ja nie żartuje, Leon.
- A co będzie z nami? - spytał łamiącym głosem. Sama chciałabym to wiedzieć.
- Kocham cię, ale musimy się rozstać. - nadal płakałam.
- Zaczekam, rozumiesz? To tylko 7 miesięcy. - to było kochane, ale nie mogłam się zgodzić.
- Nie możesz tego robić dla mnie.
- Mogę i chcę. Nie zapomnę i za 7 miesięcy się tu spotkamy. - powiedział stanowczo. Pocałowałam go. Będę tęsknic za nim, ale dam radę. Pomyśle o nim i będzie mi łatwiej.
- Będę tęsknic. - szepnęłam.
- Ja też, do zobaczenia. - pocałował mnie w czoło i poszedł, jakbyśmy się mieli spotkać za chwilę. Ale to będzie dopiero za 7 miesięcy, czyli 214 dni, czyli 5136 godzin. Powolnym krokiem szlam do domu. Podśpiewywałam pod nosem:
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Doszłam do domu i zastałam tam piekło. Tata kłócił się o coś z Angie.
- ... Jak mogłeś German?! Ona jest prawie dorosła! - darła się moja ciocia.
- No właśnie, prawie, a prawie robi różnice! - mój ojciec jest śmieszny. Prychnęłam i wtedy mnie zauważyli. - Violetta, gdzie ty byłaś?! - uniósł się, a ja zaśmiałam się. Uniósł brwi.
- W parku, z MOIM CHŁOPAKIEM! - Podkreśliłam.
- Z tym gówniarzem?! - mój ojciec jest okropny. Zacisnęłam pięści.
- On ma na imię Leon. To dobry chłopak! - uprzedziła mnie ciocia.
- Violetta do pokoju. W tej chwili! - krzyknął.
- Ale!... - chciałam jeszcze pogadać z Fran i Cami.
- Do pokoju! - wrzasnął. Z płaczem pobiegłam na górę. Zaczęłam pisać w pamiętniku, to miał być list do Leona to mi pomoże.
Kochany Leonie!
Widzieliśmy się chwilę temu, a ja już tęsknię. Jak ja wytrzymam 214 dni bez ciebie. Kocham cie!
Vilu.
Zamknęłam zeszyt i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać, mój tata to potwór.
Rano obudziłam się już o 8.00. Za oknem padało. To dobrze, przynajmniej nikt nie zobaczy, że płaczę.
Usiadłam na parapecie i oparłam głowę o szybę.
- Jeszcze 213 dni, kochanie. - powiedziałam. Patrzyłam w niebo i myślałam " co robią moi znajomi? ". - Tęsknię, bardzo. - szepnęłam. Do pokoju wszedł ojciec.
- Córeczko... - zaczął słodziutkim głosikiem. Skrzywiłam się.
- Czego chcesz? - warknęłam. Nie miałam ochoty z nim gadać.
- Chciałbym, cię przeprosić. - wyznał, ale ja wyczułam pismo nosem.
- To znaczy, że mogę chodzić do studio, spotykać się że znajomymi i mieć chłopaka? - spytałam.
- No... Nie. - odparł. Prychnelam.
- No to przeprosiny nie przyjęte. - wzruszyłam ramionami.
- Violetta... - westchnął. " No co Violetta?!" pomyślałam. Gdy był przy drzwiach, odwróciłam się do niego.
- Jeszcze jedno, po 18 urodzinach, wyprowadzam się. - rzuciłam sucho. Nacisnął na klamke i wyszedł. Nadal mogłam patrzeć za okno.
- 213 dni, jak wieczność. - szepnęłam.
Ten dzień dłużył się niemiłosiernie. Padłam na łóżko zmęczona. Tylko czym? Może brakiem Leona?
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Olgita? Która godzina? - spytałam ziewając. Usmiechnęła się szeroko.
- Po 8.00. Mam coś dla ciebie, ale nie mów tacie. Jest w delegacji. - szepnęła i podała mi fioletową kopertę. Rozpoznałam pismo Leona:
Violetta <3
Zakryłam usta dłonią by stłumić okrzyk radości. Delikatnie otworzyłam kopertę i wyjęłam zapisaną kartkę. Odgięłam ją i zaczęłam czytać:
Droga Violetto!
Jeśli to czytasz to znaczy, że mi się poszczęściło i twój tata wyszedł. Tęsknię za tobą, bardzo, nawet sobie nie wyobrazasz jak. Musimy przetrwać jakoś te miesiące, ale damy radę. Wierzę w nas, że kiedyś będziemy razem. Zresztą to tylko 7 miesięcy i NA PEWNO będziemy razem.
Kocham cię, Leon.
Nie posiadałam się że szczęścia, kiedy to przeczytałam. On o mnie pamięta i nie zapomni. Dopiero teraz zaczęłam w to wierzyć. 212 dni to dużo, ale mam dla kogo czekać.Za nim się spostrzegłam, było już ciemno. Usiadłam na parapecie i oglądałam gwiazdy. Miałam wrażenie, że właśnie to miałam z Leonem wspólnego: widzimy te same gwiazdy. To niebo było jak moje życie. Gwiazdy - jak wszystkie chwile z Leonem, to one wszystko rozjaśniły.
****
Hejo! Czy ktoś tu jest?! Bo mi się nie wydaje... Zaczęłam Naxi drugą część więc już niedługo :) I jeszcze jedno, wiem nudneeee.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz