Skończyli ćwiczyć drugą piosenkę. Zmęczeni opadli na krzesła, obok siebie.
- Fede, może zagrasz swoją nową piosenkę. - zaproponował Leon upijając łyk wody z butelki. Brunet podrapał się po głowie.
- Ja? - zapytał pokazując palcem na siebie. Verdas kiwnął zdziwiony głową. Włoch niepewnym krokiem podszedł do gitary i chwycił ją siadając na stołku. Zagrał pierwsze akordy, a po chwili wypełnił muzykę śpiewem.
Por tu amor yo renaci eres todo para mi
Hace frio y no te tengo y el cielo se ah vuelto gris
Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi
Por que esta vida no es vida sin ti
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Cały czas patrzył na Ludmiłę. Blondynka spojrzała mu w oczy, ale szybko odwróciła wzrok. Zabrzmiały ostatnie dźwięki piosenki i koniec. Pasqarelli skończył, a przyjaciele zaczęli klaskać. Podziękował i usiadł koło nich. Ferro zamrugała parę razy, a potem wstała.
- Muszę iść. Jest już późno. - wytłumaczyła zabierając torebkę. Dziewczyny poderwały się za jej przykładem.
- Tak, my też. - odparły na równi hiszpanka i Violetta. Pożegnali się. Nastolatki opuściły posiadłość Verdas'ów.
- To co? Idziemy biegać? - spytał Ponte, po ich wyjściu. To była ich taka tradycja, po piątkowych próbach uprawiali jogging. Przytaknęli i wyszli.
- Fran, idziemy pobiegać! - oznajmił szatyn przed wyjściem. W odpowiedzi dostał tylko jakieś niezidentyfikowane słowo, wypowiedziane przez wloszkę.
***
Zamknęli za sobą drzwi, a ona odczekała parę minut. Gdy upewniła się, że są daleko, zawołała:
- Ciociu! Wujku! - krzyknęła Cauviglia, ale nie otrzymała odpowiedzi. To utwierdziło ją w przekonaniu, iż jest sama. Zabrała z biurka notatnik i udała się do pokoju kuzyna. Odszukała wzrokiem gitary Leona, którą już za chwilę trzymała w ręku. Wzięła głęboki oddech i przysiadła na skraju łóżka. Otworzyła zeszyt ma stronie z tekstem piosenki. Delikatnie musnęła palcami struny gitary, a dopiero potem zaczęła grać.
Non so se va bene. non so se non va.
Non so se tacere o dirtelo ma.
Le cose che sento
Qui dentro di me,
Mi fanno pensar
Che lamore é cosi.
Ogni instante
A un non so ché
D’importante vicino
A te.
E mí sembra che
Tutto sía facile,
Che ogni sogno
Diventi realtá.
E la terra puó
Essere il cielo!
E’ vero!
E’ vero!
Słowa były w jej ojczystym języku, po włosku. Nikt nie wiedział, że Francesca gra na gitarze i śpiewa. Zawsze mówiła, że nie potrafi grać na żadnym instrumencie, a co dopiero śpiewać. To była jej tajemnica, jak to, że podkochuje się w Marco. Westchnęła i odłożyła gitarę Verdasa, na miejsce skąd ją wzięła. Usłyszała trzask drzwi.
- Leon wrócił. - szepnęła do siebie brunetka. Zgarnęła notatnik i szybko ruszyła do wyjścia. W drzwiach napotkała kuzyna.
- Fran? - zdziwił się chłopak. Zaśmiała się nerwowo.
- Tak, chciałam pożyczyć notatki z fizyki, ale nie znalazłam. Wiesz, muszę poprawić sprawdzian. - wyjaśniła. Uśmiechnął się i podszedł do biurka. Otworzył szufladę i wyjął z niej zeszyt. Podał zniecierpliwionej włoszce.
- Proszę bardzo. - wzięła od niego przedmiot.
- Dzięki. - odrzekła sztucznie się uśmiechając i ruszyła do swojego pokoju. Gdy była sama westchnęła. - Było blisko. - szepnęła i położyła się na łóżko.
***
Wracały w ciszy. Pierwsza postanowiła odezwać się Castillo:
- Ludmiła... Dlaczego chciałaś tak szybko wyjść? - spytała niepewnie. Hiszpanka przytaknęła, również chcąc znać powód.
- Nie, wcale nie. - broniła się Ferro. Westchnęły.
- No tak, na pewno. - potwierdziła z ironią brunetka. Ludmiła jęknęła bezradnie.
- Nie ważne. Doceniam to, że się martwcie, ale to nic ważnego. - zapewniła je. Postanowiły odpuścić. Znów nastała irytującą cisza, którą przerwała Perrdio:
- A tak w ogóle, jak mam się do was zwracać? Bo ciągle tylko Ludmiła i Violetta, może jakieś zdrobnienie? - zasugerowała. Potem pstryknęła palcami.
- Ludka? - zapytała uśmiechając się. Blondynka zaśmiała się.
- Wolę Lu, albo Ludmi. - oznajmiła. Hiszpanka przytaknęła i wymownie spojrzała w stronę Castillo. Tamta zastanowiła się chwilę.
- Viola, Vilu... - zaproponowała. Uśmiechnęły się.
- A do ciebie? - spytała Ferro patrząc na Natalię. Brunetka machnęła ręką.
- Naty, Nata. - odparła lekko się uśmiechając. Dalej szły śmiejąc się i rozmawiając.
"46-'"°|£¿>[¡℉¤⊙®}<|«℉.°⊙®®¤¤>||^~{®⊙§^¢{⊙>¢{©¤|¢{¢¢|[^~£{\^\¢£~^\<>
Chciałam dodać wczoraj, ale zapomniałam :/ Wieczorem może dodam OS. Chcecie? Miałam wenę, ale nie wiem czy zdążę skończyć. Czekam na wasze opinie. <3
Strony
▼
piątek, 30 maja 2014
poniedziałek, 26 maja 2014
Rozdział 9
- Camila! Cami! Zaczekaj na mnie! - biegł za dziewczyną, która uciekła przed nim przed lekcjami. Zajęcia się skończyły, a ona znów przed nim ucieka. Ruda zatrzymała się, by złapać oddech. Brazylijczyk szybko dogonił ją i złapał za nadgarstek. Odwrócił ją do siebie i spojrzał prosto w oczy. Dzieliły ich tylko milimetry. Czuł jej zdyszany oddech na twarzy.
- Cami. Powiedz mi. - poprosił. Pokręciła głową.
- Broadway... Nie mogę. - odparła Torres. Mocniej ścisnął jej dłoń, którą nadal trzymał.
- Proszę cię... - szepnął. Zamrugała parę razy. - Cami, kocham cię. Powiedz mi. - wyznał jej miłość. Jej ręce zaczęły się trząść, a nogi zrobiły się jak z waty.
- Ja też cię kocham Broadway, ale muszę już iść. - odrzekła Camila. Potem wyszarpnęła się z jego uścisku i odbiegła. Wołał ją, ale nie reagowała.
- Cami, kocham cię. Nie odchodź! - krzyknął szeptem, gdy była już daleko. Zrezygnowany odszedł. Westchnął.
Rudowłosa wbiegła do domu trzaskając drzwiami. Przymknęła na chwilę powieki. Odetchnęła głęboko. Szybko pobiegła na górę, do pokoju siostry.
- Kocham go Kelly, ale przecież nie będę z nim. Nie powiem mu nic. - mówiła do siostry na zdjęciu. Siedziała na łóżku u niej w pokoju, z podkulonymi nogami oglądała stare zdjęcia. Spojrzała w lustro, była identyczna, jak jej siostra w jej wieku.
- Co mam robić? - zapytała młoda Torres.
***
Natalia i Violetta powoli, zmierzały parkiem do domu kolegi. Co chwilę śmiały się, nie brakowało im tematów fo rozmów.
- Czy to nie Ludmiła? - hiszpanka wskazała palcem na blondynkę, parę metrów przed nimi. Castillo zmarszczyła brwi.
- Chyba tak. - odparła, przyglądając jej się uważnie.
- Ludmiła! Ludmiła! - zawołały równocześnie. Postać odwróciła się i uśmiechnęła delikatnie. Ferro przystanęła i poczekała na dziewczyny. Przywitały się. Obie zauważyły, że z blondynką jest coś nie tak.
- Ludmiła. Coś się stało? - spytała nieśmiało szatynka. Tamta energicznie pokręciła głową.
- Wszystko dobrze. - odparła ze sztucznym uśmiechem.
- Na pewno? Może źle się czujesz? - zapytała z troską Perrdio. Machnęła ręką.
- Wszystko dobrze, naprawdę. - zapewniła Ludmiła, starańc się rozwiać ich wątpliwości. Natalia i Violetta wymieniły pełne zwątpienia spojrzenia. Po prostu nie chciała im powiedzieć o piosence włocha. Nie była zbyt ufna. Ludmiła była bardzo zamknięta w sobie, ale starała się udawać twardą. Była bardzo krucha, ale nikt nie wiedział. Wszystkie źle uczucia tłumiła w sobie.
***
Cicho weszła do biblioteki, modląc się w duszy, by Any tu jeszcze nie było. Włoszka spóźniła się o kilka minut, nie chciała żeby Maleia na nią czekała. Jak na złość, dziewczyna siedziała już przy stoliku. Francesca zaklęła w myślach i usiadła naprzeciwko niej.
- Przepraszam, miałam mały problem z szafką. - wyjaśniła zmieszana. Szatynka machnęła ręką.
- Nic się nie stało. Zaczynamy? - spytała. Ana nie wiedziała, że Cauviglia zakochała się w jej chłopaku. Żyła w świadomości, że Marco należy tylko do niej. Ale, nie było tak. Przynajmniej w myślach Francesci.
- Tak, jasne. - odparła, starając opanować nerwy brunetka. Maleia tłumaczyła jej różne rzeczy o prawach fizyki. Włoszka jednak nie słuchała. Zastanawiała się, co ma Ana, a czego ona nie ma. Nie doszła jednak do żadnego wniosku. Cały czas tylko potakiwała głową, na monolog Any.
- Dobra, muszę już iść. Umówiłam się z Marco. Pa! - krzyknęła i szybko zebrała swoje rzeczy. Cauviglia uśmiechnęła się niemrawo.
- Narazie. - rzekła, gdy tamta była już daleko.
***
Znudzeni wpatrywali się w drzwi.
- Za chwilę, na pewno przyjdą. - zapewnił Federico. Nie wierzył, żeby Ludmiła mogła im nie przekazać wiadomości. Po minucie usłyszeli pukanie do drzwi. Wszyscy jak na komendę, poderwali się z miejsc. Przepychali się i każdy próbował nacisnąć klamkę. W końcu Verdasowi udało się otworzyć. Ujrzeli trzy uśmiechnięte wokalistki.
- Widzicie! Mówiłem, że przyjdą! - oznajmił uradowany włoch pokazując na dziewczyny. Wszyscy zaśmiali się.
- Wchodzcie. Zapraszam. - Verdas ruchem ręki zaprosił je do środka. Cała szóstka udała się do garażu.
- Od czego zaczynamy? - spytał Ponte siadając za bębnami. Zastanowili się chwilę.
- Może... Dile que si? - zaproponował włoch. Szatyn przytaknął. Rozdał każdej z dziewczyn partuturę.
- Umiecie się posługiwać? - zapytał Pasqarelli. Kiwnęły głowami. Usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami. Natalia, Ludmiła oraz Violetta, aż wzdrygnęły się.
- To tylko Francesca wróciła. - Leon machnął ręką. Spojrzały na niego zdziwione.
- Tylko? - spytała hiszpanka. Jej pytanie zdziwiło szatyna.
- Aż? - zapytał. Brunetka westchnęła.
- To jest normalne, że jak wraca to trzaska tak drzwiami? - Ferro założyła ręce na pierś. Leon, włoch i Ponte pokiwali głowami. Wzruszyły ramionami z bezradności. Powrócili do próby.
- Cami. Powiedz mi. - poprosił. Pokręciła głową.
- Broadway... Nie mogę. - odparła Torres. Mocniej ścisnął jej dłoń, którą nadal trzymał.
- Proszę cię... - szepnął. Zamrugała parę razy. - Cami, kocham cię. Powiedz mi. - wyznał jej miłość. Jej ręce zaczęły się trząść, a nogi zrobiły się jak z waty.
- Ja też cię kocham Broadway, ale muszę już iść. - odrzekła Camila. Potem wyszarpnęła się z jego uścisku i odbiegła. Wołał ją, ale nie reagowała.
- Cami, kocham cię. Nie odchodź! - krzyknął szeptem, gdy była już daleko. Zrezygnowany odszedł. Westchnął.
Rudowłosa wbiegła do domu trzaskając drzwiami. Przymknęła na chwilę powieki. Odetchnęła głęboko. Szybko pobiegła na górę, do pokoju siostry.
- Kocham go Kelly, ale przecież nie będę z nim. Nie powiem mu nic. - mówiła do siostry na zdjęciu. Siedziała na łóżku u niej w pokoju, z podkulonymi nogami oglądała stare zdjęcia. Spojrzała w lustro, była identyczna, jak jej siostra w jej wieku.
- Co mam robić? - zapytała młoda Torres.
***
Natalia i Violetta powoli, zmierzały parkiem do domu kolegi. Co chwilę śmiały się, nie brakowało im tematów fo rozmów.
- Czy to nie Ludmiła? - hiszpanka wskazała palcem na blondynkę, parę metrów przed nimi. Castillo zmarszczyła brwi.
- Chyba tak. - odparła, przyglądając jej się uważnie.
- Ludmiła! Ludmiła! - zawołały równocześnie. Postać odwróciła się i uśmiechnęła delikatnie. Ferro przystanęła i poczekała na dziewczyny. Przywitały się. Obie zauważyły, że z blondynką jest coś nie tak.
- Ludmiła. Coś się stało? - spytała nieśmiało szatynka. Tamta energicznie pokręciła głową.
- Wszystko dobrze. - odparła ze sztucznym uśmiechem.
- Na pewno? Może źle się czujesz? - zapytała z troską Perrdio. Machnęła ręką.
- Wszystko dobrze, naprawdę. - zapewniła Ludmiła, starańc się rozwiać ich wątpliwości. Natalia i Violetta wymieniły pełne zwątpienia spojrzenia. Po prostu nie chciała im powiedzieć o piosence włocha. Nie była zbyt ufna. Ludmiła była bardzo zamknięta w sobie, ale starała się udawać twardą. Była bardzo krucha, ale nikt nie wiedział. Wszystkie źle uczucia tłumiła w sobie.
***
Cicho weszła do biblioteki, modląc się w duszy, by Any tu jeszcze nie było. Włoszka spóźniła się o kilka minut, nie chciała żeby Maleia na nią czekała. Jak na złość, dziewczyna siedziała już przy stoliku. Francesca zaklęła w myślach i usiadła naprzeciwko niej.
- Przepraszam, miałam mały problem z szafką. - wyjaśniła zmieszana. Szatynka machnęła ręką.
- Nic się nie stało. Zaczynamy? - spytała. Ana nie wiedziała, że Cauviglia zakochała się w jej chłopaku. Żyła w świadomości, że Marco należy tylko do niej. Ale, nie było tak. Przynajmniej w myślach Francesci.
- Tak, jasne. - odparła, starając opanować nerwy brunetka. Maleia tłumaczyła jej różne rzeczy o prawach fizyki. Włoszka jednak nie słuchała. Zastanawiała się, co ma Ana, a czego ona nie ma. Nie doszła jednak do żadnego wniosku. Cały czas tylko potakiwała głową, na monolog Any.
- Dobra, muszę już iść. Umówiłam się z Marco. Pa! - krzyknęła i szybko zebrała swoje rzeczy. Cauviglia uśmiechnęła się niemrawo.
- Narazie. - rzekła, gdy tamta była już daleko.
***
Znudzeni wpatrywali się w drzwi.
- Za chwilę, na pewno przyjdą. - zapewnił Federico. Nie wierzył, żeby Ludmiła mogła im nie przekazać wiadomości. Po minucie usłyszeli pukanie do drzwi. Wszyscy jak na komendę, poderwali się z miejsc. Przepychali się i każdy próbował nacisnąć klamkę. W końcu Verdasowi udało się otworzyć. Ujrzeli trzy uśmiechnięte wokalistki.
- Widzicie! Mówiłem, że przyjdą! - oznajmił uradowany włoch pokazując na dziewczyny. Wszyscy zaśmiali się.
- Wchodzcie. Zapraszam. - Verdas ruchem ręki zaprosił je do środka. Cała szóstka udała się do garażu.
- Od czego zaczynamy? - spytał Ponte siadając za bębnami. Zastanowili się chwilę.
- Może... Dile que si? - zaproponował włoch. Szatyn przytaknął. Rozdał każdej z dziewczyn partuturę.
- Umiecie się posługiwać? - zapytał Pasqarelli. Kiwnęły głowami. Usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami. Natalia, Ludmiła oraz Violetta, aż wzdrygnęły się.
- To tylko Francesca wróciła. - Leon machnął ręką. Spojrzały na niego zdziwione.
- Tylko? - spytała hiszpanka. Jej pytanie zdziwiło szatyna.
- Aż? - zapytał. Brunetka westchnęła.
- To jest normalne, że jak wraca to trzaska tak drzwiami? - Ferro założyła ręce na pierś. Leon, włoch i Ponte pokiwali głowami. Wzruszyły ramionami z bezradności. Powrócili do próby.
piątek, 23 maja 2014
Rozdział 8
- Yyy przyszłam do siostry. - wyjaśniła szybko ruda. - A teraz muszę iść! - oznajmiła szybko i zostawiła przyjaciela samego. Prawie biegła do wyjścia. Broadway westchnął.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podobasz. Jak bardzo. - szepnął do siebie i pobiegł za dziewczyną.
- Nie uciekaj możemy iść razem do szkoły. - zaproponował doganiając ją. Torres westchnęła i założyła okulary przeciwsłoneczne.
- Ja... Muszę jeszcze coś załatwić. - zająknęła się i chciała odejść. On jednak złapał ją za nadgarstek przyciągając ją do siebie.
- Cami, co się dzieje? - spytał troskliwie brazylijczyk. Zamrugała parę razy. Powiedzieć o siostrze? Wyznać mu uczucie? Wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Broadway...
***
Pewna siebie blondynka podeszła do kolegów siedzących na ławce.
- Hej, mogę? - zapytała i usiadła obok nich.
- Jasne. - odparł za wszystkich włoch. Ferro zacisnęła wargi. Pamiętała o piosence Federica. Niepewnie wyjęła kartkę z torebki.
- To chyba twoje. - podała brunetowi papierek z piosenką. Przerażony spojrzał na ową rzecz.
- Ssskąd to masz? - spytał patrząc jej w oczy. Ludmiła wzruszyła ramionami.
- Wypadło ci z kieszeni wczoraj. Już poszedłeś, więc postanowiłam, że oddam ci dziś. - wyjaśniła. Oszołomiony kiwnął głową. - Twoja dziewczyna musi być szczęściarą. - powiedziała odchodząc. Wstał i zawołał ją.
- Ludmiła... - odwróciła się z nadzieją, że oznajmi, iż nie jest w związku. - Dziś popołudniu jest próba. Powiesz dziewczynom? - zabrakło mu odwagi, by powiedzieć do kogo była skierowana piosenka. A była ona dla niej. Dla Ludmiły Ferro. Blondynka skinęła głową i szybko odeszła.
- Stary, ty przecież nie masz dziewczyny. - zdziwił się Ponte.
- Chyba, że o czymś nie wiemy. - Leon uniósł brwi. Włoch machnął ręką.
- Ona była dla niej? - zapytali równocześnie. Federico spuścił głowę, co miało być odpowiedzią twierdzącą.
***
Hiszpanka weszła do szkoły i uśmiechnęła się delikatnie. Wszystko było teraz dla niej inne. Miała coś, o czym nigdy by nie pomyślała. Śpiewa w zespole z dziewczynami. Wczoraj była u koleżanki. Ogarnęła wzrokiem cały korytarz. Przemogła się i usiadła obok Violetty na parapecie.
- Cześć. - rzekła wesoło. Castillo uśmiechnęła się do niej.
- Hej, Naty. - odparła niezwykle pewnie. Dla wszystkich trzech dziewczyn przez pobyt w tej szkole dużo się zmieniło. W tej chwili podeszła do nich Ferro.
- Cześć. Dziś popołudniu jest próba. Będziecie? - zapytała dla pewności. Przytaknęły ochoczo. Blondynka pożegnała się i odeszła.
- To może, skoro jest próba to przyjdziesz po mnie i pójdziemy razem? - zapytała Natalia.
- Dobra. Tylko, gdzie mieszkasz? - szatynka zgodziła się.
- Na ulicy Kolonian 6. Wiesz gdzie to jest? - zapytała brunetka.
- Tak. Mieszkam dwie przecznice dalej. - oznajmiła Violetta i machnęła ręką.
Po krótkiej rozmowie udały się na lekcję fizyki.
***
- No dobrze... Teraz oddam wam wasze kartkówki. - ciągnął nauczyciel. Potem wymienił parę nazwisk. Gratulował piątek i ganił z dwójki.
- Ana *Maleia. Gratuluję, prawie sto procent. - mężczyzna podał dziewczynie test. Uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - odparła i usiadła w ławce obok swojego chłopaka. Tavelli patrzył na nią z taką miłością, że Francesca aż zacisnęła pięści.
- Francesca Cauviglia. Dostałaś jedynkę. Po lekcjach pomoże ci Ana. Mam nadzieję, że poprawisz. - powiedział twardo fizyk. Włoszka, aż wzdrygnęła się. Jeszcze Ana miała jej pomóc.
- Czym ja sobie zawiniłam? - spytała samą siebie, gdy już opuszczała klasę.
- Fran! - zawołała ją Ana. Przybrała sztuczny uśmiech i odwróciła się.
- Słucham. - odparła próbując się uspokoić. Maleia uśmiechnęła się.
- Spotkajmy się w bibliotece po historii. - oznajmiła. Brunetka pokiwała głową i odeszła z myślą, że za godzinę będzie musiała słuchać dziewczyny swojego obiektu westchnień.
§}^£[]{«}℃ω°⊙°°}|§}}§}«}℉®»ω«ω§}§}§§}§}§}}§}§}§}@+#829@++$9@
* Maleia - wymyślone przezemnie nazwisko Any.
Hej! W następnym konfrontacja Any i Fran. Próba zespołu. Może Femiła i Naxi. Najprawdopodobniej w niedzielę lub poniedziałek.
Pa! <3
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się podobasz. Jak bardzo. - szepnął do siebie i pobiegł za dziewczyną.
- Nie uciekaj możemy iść razem do szkoły. - zaproponował doganiając ją. Torres westchnęła i założyła okulary przeciwsłoneczne.
- Ja... Muszę jeszcze coś załatwić. - zająknęła się i chciała odejść. On jednak złapał ją za nadgarstek przyciągając ją do siebie.
- Cami, co się dzieje? - spytał troskliwie brazylijczyk. Zamrugała parę razy. Powiedzieć o siostrze? Wyznać mu uczucie? Wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Broadway...
***
Pewna siebie blondynka podeszła do kolegów siedzących na ławce.
- Hej, mogę? - zapytała i usiadła obok nich.
- Jasne. - odparł za wszystkich włoch. Ferro zacisnęła wargi. Pamiętała o piosence Federica. Niepewnie wyjęła kartkę z torebki.
- To chyba twoje. - podała brunetowi papierek z piosenką. Przerażony spojrzał na ową rzecz.
- Ssskąd to masz? - spytał patrząc jej w oczy. Ludmiła wzruszyła ramionami.
- Wypadło ci z kieszeni wczoraj. Już poszedłeś, więc postanowiłam, że oddam ci dziś. - wyjaśniła. Oszołomiony kiwnął głową. - Twoja dziewczyna musi być szczęściarą. - powiedziała odchodząc. Wstał i zawołał ją.
- Ludmiła... - odwróciła się z nadzieją, że oznajmi, iż nie jest w związku. - Dziś popołudniu jest próba. Powiesz dziewczynom? - zabrakło mu odwagi, by powiedzieć do kogo była skierowana piosenka. A była ona dla niej. Dla Ludmiły Ferro. Blondynka skinęła głową i szybko odeszła.
- Stary, ty przecież nie masz dziewczyny. - zdziwił się Ponte.
- Chyba, że o czymś nie wiemy. - Leon uniósł brwi. Włoch machnął ręką.
- Ona była dla niej? - zapytali równocześnie. Federico spuścił głowę, co miało być odpowiedzią twierdzącą.
***
Hiszpanka weszła do szkoły i uśmiechnęła się delikatnie. Wszystko było teraz dla niej inne. Miała coś, o czym nigdy by nie pomyślała. Śpiewa w zespole z dziewczynami. Wczoraj była u koleżanki. Ogarnęła wzrokiem cały korytarz. Przemogła się i usiadła obok Violetty na parapecie.
- Cześć. - rzekła wesoło. Castillo uśmiechnęła się do niej.
- Hej, Naty. - odparła niezwykle pewnie. Dla wszystkich trzech dziewczyn przez pobyt w tej szkole dużo się zmieniło. W tej chwili podeszła do nich Ferro.
- Cześć. Dziś popołudniu jest próba. Będziecie? - zapytała dla pewności. Przytaknęły ochoczo. Blondynka pożegnała się i odeszła.
- To może, skoro jest próba to przyjdziesz po mnie i pójdziemy razem? - zapytała Natalia.
- Dobra. Tylko, gdzie mieszkasz? - szatynka zgodziła się.
- Na ulicy Kolonian 6. Wiesz gdzie to jest? - zapytała brunetka.
- Tak. Mieszkam dwie przecznice dalej. - oznajmiła Violetta i machnęła ręką.
Po krótkiej rozmowie udały się na lekcję fizyki.
***
- No dobrze... Teraz oddam wam wasze kartkówki. - ciągnął nauczyciel. Potem wymienił parę nazwisk. Gratulował piątek i ganił z dwójki.
- Ana *Maleia. Gratuluję, prawie sto procent. - mężczyzna podał dziewczynie test. Uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - odparła i usiadła w ławce obok swojego chłopaka. Tavelli patrzył na nią z taką miłością, że Francesca aż zacisnęła pięści.
- Francesca Cauviglia. Dostałaś jedynkę. Po lekcjach pomoże ci Ana. Mam nadzieję, że poprawisz. - powiedział twardo fizyk. Włoszka, aż wzdrygnęła się. Jeszcze Ana miała jej pomóc.
- Czym ja sobie zawiniłam? - spytała samą siebie, gdy już opuszczała klasę.
- Fran! - zawołała ją Ana. Przybrała sztuczny uśmiech i odwróciła się.
- Słucham. - odparła próbując się uspokoić. Maleia uśmiechnęła się.
- Spotkajmy się w bibliotece po historii. - oznajmiła. Brunetka pokiwała głową i odeszła z myślą, że za godzinę będzie musiała słuchać dziewczyny swojego obiektu westchnień.
§}^£[]{«}℃ω°⊙°°}|§}}§}«}℉®»ω«ω§}§}§§}§}§}}§}§}§}@+#829@++$9@
* Maleia - wymyślone przezemnie nazwisko Any.
Hej! W następnym konfrontacja Any i Fran. Próba zespołu. Może Femiła i Naxi. Najprawdopodobniej w niedzielę lub poniedziałek.
Pa! <3
poniedziałek, 19 maja 2014
Rozdział 7
-... Nie no spoko! - krzyknęła uśmiechnięta. Odetchnęli z ulgą. Blondynka zaśmiała się głośno. - Ale nie sama. One też muszą się zgodzić. - dodała poważnym tonem. Spojrzeli błagalnie na Castillo i hiszpankę. Usmiechnęły się delikatnie.
- Wchodzimy w to! - oznajmiła za obie Perrdio. Violetta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Ludmiła już jej przerwała.
- No weź... Proooszę. - zrobiła maślane oczy i smutną buźkę. Szatynka westchnęła i kiwnęła twierdząco głową. Camila i Francesca patrzyły na całą tą sytuację z szerokimy uśmiechami.
- Gratuluję! - krzyknęły równocześnie i uściskały nowe wokalistki zespołu. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc opuścili posesję Verdasów, zostawiając kuzynostwo same.
***
Odetchnęła z ulgą wchodząc do swojego pokoju. Ogarnęła wzrokiem nieład, jaki tam panował. Spojrzała na tablicę korkową. "Czwartek
kartkówka z fizyki!" Odczytała treść. Przeniosła wzrok na kalendarz - środa. Westchnęła głęboko.
- Co ty robisz, Ludmiła? - spytała samą siebie. Podeszła do biurka i wyjęła z szuflady zeszyt. Otworzyła na ostatnim temacie i próbowała się skupić. Blondynka złapała się za głowę.
- Nie, nie wytrzymam. - szepnęła zrezygnowana Ferro i podniosła się z łóżka. Na palcach podeszła do torebki i wyjęła pogniecioną kartkę. Ten skrawek papieru wypadł Federico'wi z kieszeni. Nie zauważona, podniosła go i zabrała do domu. Odgięła go i przeczytała na głos:
- Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver... - uśmiechnęła się szeroko, jednak zaraz potem uśmiech zniknął. - To znaczy, że ma dziewczynę. - wyszeptała Ludmiła i odłożyła papier na biurko. - Zawsze tak jest, zawsze się rozczarowuję... - powiedziała jeszcze przed zaśnięciem blondynka.
***
Gotowa do snu włoszka podeszła do okna, chcąc zabrać z parapetu kubek po herbacie. Widok za oknem co najmniej nią wstrząsnął. Ana i Marco, roześmiani, przytuleni, wracają z randki. Francesca cisnęła naczyniem, trzymanym w dłoni na podłogę. Marco w wyobraźni przestał jej wystarczać. Chciała go poczuć na jawie. Dotknąć, przytulić, pocałować. Chciała usłyszeć zwykłe "kocham cię" z jego ust. A może jednak, nie takie zwykłe? Wyimaginowany Tavelli był jej księciem, a ona jego księżniczką. Ale był tylko wyimaginowany, nie prawdziwy.
Cauviglia szybko opanowała szloch i podeszła do szafki nocnej. Wyjęła pogięte i podziurawione przez nią zdjęcie Tavelliego. Przyczepiła je pineską do tarczy od rzutek i stanęła parę metrów dalej. Wzięła głęboki oddech i zaczęła rzucać rzutkami w jego twarz. W nos, czoło, uszy, usta. To dawało jej ukojenie, chociaż na chwilę. Wypuściła powietrze z ust i pozbierała resztki kubka z podłogi. Brunetka skierowała się do kuchni, gdzie wyrzuciła je do śmietnika. Wróciła do swojej sypialni i położyła do łóżka. Włoszka jeszcze raz spojrzała w ciemnościach na twarz obiektu jej westchnień. Starła łzy i odwróciła się na drugi bok.
***
Następnego dnia ruda szybko przemierzała uliczki, by dotrzeć do celu. Znów stanęła przed bramą cmentarza. Weszła i skierowała się do grobu siostry. Usiadła na ławce, a torbę z książkami położyła obok. Torres westchnęła głośno. Przeniosła wzrok na datę śmierci - 12.05.2004. Pamiętała ten dzień, jak byłby wczoraj.
Weszła do domu i rzuciła tornister w kąt. Camila usiadła pomiędzy rodzicami na kanapie.
- O której wróci Kelly? - spytała młoda rozsiadając się wygodnie. Jej matka i ojciec wymienili zmieszane spojrzenia.
- Yyym... - jej mama zaczęła gładzić ją po rudych włoskach. - Wiesz... Kelly dziś nie wróci... - zacięła się na chwilę. Rudowłosa pokiwała energicznie głową.
- Poszła do koleżanki na noc? - zapytała, chociaż wydawało jej się, że zna odpowiedź.
- Nie, Kelly dołączyła do babci, do aniołków... - wytłumaczyła powoli siedmiolatce. Dziewczynka zabrała rękę mamy ze swoich włosów.
- Dlaczego? - spytała cicho. W jej malutkich oczkach zebrały się łzy. Jej mama westchnęła i przytuliła ją do siebie. Tamta, jednak odepchnęła ją i pobiegła schodami do pokoju siostry. Z impetem wpadła do pomieszczenia i rzuciła się na łóżko. Cichutko łkała, tak żeby nikt nie usłyszał.
- Odebrali mi najlepszą przyjaciółkę. - szepnęła, gdy już choć trochę opanowała łzy.
- Cześć, Cami. - ze wspomnień, wyrwał ją głos przyjaciela.
- Bbroadway... - wydusiła ruda. Zaśmiał się.
- Co tu robisz? - spytał brazylijczyk. Głos ugrzązł w gardle, a ręce zaczęły pocić. Ona, Camila Torres nie wiedziała co powiedzieć.
- Wchodzimy w to! - oznajmiła za obie Perrdio. Violetta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Ludmiła już jej przerwała.
- No weź... Proooszę. - zrobiła maślane oczy i smutną buźkę. Szatynka westchnęła i kiwnęła twierdząco głową. Camila i Francesca patrzyły na całą tą sytuację z szerokimy uśmiechami.
- Gratuluję! - krzyknęły równocześnie i uściskały nowe wokalistki zespołu. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc opuścili posesję Verdasów, zostawiając kuzynostwo same.
***
Odetchnęła z ulgą wchodząc do swojego pokoju. Ogarnęła wzrokiem nieład, jaki tam panował. Spojrzała na tablicę korkową. "Czwartek
kartkówka z fizyki!" Odczytała treść. Przeniosła wzrok na kalendarz - środa. Westchnęła głęboko.
- Co ty robisz, Ludmiła? - spytała samą siebie. Podeszła do biurka i wyjęła z szuflady zeszyt. Otworzyła na ostatnim temacie i próbowała się skupić. Blondynka złapała się za głowę.
- Nie, nie wytrzymam. - szepnęła zrezygnowana Ferro i podniosła się z łóżka. Na palcach podeszła do torebki i wyjęła pogniecioną kartkę. Ten skrawek papieru wypadł Federico'wi z kieszeni. Nie zauważona, podniosła go i zabrała do domu. Odgięła go i przeczytała na głos:
- Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver... - uśmiechnęła się szeroko, jednak zaraz potem uśmiech zniknął. - To znaczy, że ma dziewczynę. - wyszeptała Ludmiła i odłożyła papier na biurko. - Zawsze tak jest, zawsze się rozczarowuję... - powiedziała jeszcze przed zaśnięciem blondynka.
***
Gotowa do snu włoszka podeszła do okna, chcąc zabrać z parapetu kubek po herbacie. Widok za oknem co najmniej nią wstrząsnął. Ana i Marco, roześmiani, przytuleni, wracają z randki. Francesca cisnęła naczyniem, trzymanym w dłoni na podłogę. Marco w wyobraźni przestał jej wystarczać. Chciała go poczuć na jawie. Dotknąć, przytulić, pocałować. Chciała usłyszeć zwykłe "kocham cię" z jego ust. A może jednak, nie takie zwykłe? Wyimaginowany Tavelli był jej księciem, a ona jego księżniczką. Ale był tylko wyimaginowany, nie prawdziwy.
Cauviglia szybko opanowała szloch i podeszła do szafki nocnej. Wyjęła pogięte i podziurawione przez nią zdjęcie Tavelliego. Przyczepiła je pineską do tarczy od rzutek i stanęła parę metrów dalej. Wzięła głęboki oddech i zaczęła rzucać rzutkami w jego twarz. W nos, czoło, uszy, usta. To dawało jej ukojenie, chociaż na chwilę. Wypuściła powietrze z ust i pozbierała resztki kubka z podłogi. Brunetka skierowała się do kuchni, gdzie wyrzuciła je do śmietnika. Wróciła do swojej sypialni i położyła do łóżka. Włoszka jeszcze raz spojrzała w ciemnościach na twarz obiektu jej westchnień. Starła łzy i odwróciła się na drugi bok.
***
Następnego dnia ruda szybko przemierzała uliczki, by dotrzeć do celu. Znów stanęła przed bramą cmentarza. Weszła i skierowała się do grobu siostry. Usiadła na ławce, a torbę z książkami położyła obok. Torres westchnęła głośno. Przeniosła wzrok na datę śmierci - 12.05.2004. Pamiętała ten dzień, jak byłby wczoraj.
Weszła do domu i rzuciła tornister w kąt. Camila usiadła pomiędzy rodzicami na kanapie.
- O której wróci Kelly? - spytała młoda rozsiadając się wygodnie. Jej matka i ojciec wymienili zmieszane spojrzenia.
- Yyym... - jej mama zaczęła gładzić ją po rudych włoskach. - Wiesz... Kelly dziś nie wróci... - zacięła się na chwilę. Rudowłosa pokiwała energicznie głową.
- Poszła do koleżanki na noc? - zapytała, chociaż wydawało jej się, że zna odpowiedź.
- Nie, Kelly dołączyła do babci, do aniołków... - wytłumaczyła powoli siedmiolatce. Dziewczynka zabrała rękę mamy ze swoich włosów.
- Dlaczego? - spytała cicho. W jej malutkich oczkach zebrały się łzy. Jej mama westchnęła i przytuliła ją do siebie. Tamta, jednak odepchnęła ją i pobiegła schodami do pokoju siostry. Z impetem wpadła do pomieszczenia i rzuciła się na łóżko. Cichutko łkała, tak żeby nikt nie usłyszał.
- Odebrali mi najlepszą przyjaciółkę. - szepnęła, gdy już choć trochę opanowała łzy.
- Cześć, Cami. - ze wspomnień, wyrwał ją głos przyjaciela.
- Bbroadway... - wydusiła ruda. Zaśmiał się.
- Co tu robisz? - spytał brazylijczyk. Głos ugrzązł w gardle, a ręce zaczęły pocić. Ona, Camila Torres nie wiedziała co powiedzieć.
piątek, 16 maja 2014
Rozdział 6
- Heeeeej... - przeciągnął Leon, nie wiedząc jak się zachować. Włoszka zaśmiała się.
- Idź sobie. - rzuciła w niego poduszką, którą złapał. Verdas postanowił udawać, że nie zrobił z siebie idioty i rozluźnił się trochę.
- Nie ma mowy! Posłucham, o czym rozmawiacie. - odparł pewnie i rozsiadł się na podłodze. Zdenerwowana Francesca wzięła poduszkę i podeszła do kuzyna. W jednej chwili dostał serię uderzeń poduszką. - Przestań! - wrzasnął rozpaczliwie. Zaśmiała się szyderczo.
- A będziesz siedział cicho i zostawisz nas w pokoju? - zapytała nie przestając go okładać "bronią".
- Tak! - krzyknął szatyn zasłaniając się rękami. Zadowolona Cauviglia odeszła od niego. Poprawiła włosy i sukienkę, po czym udała się do przyjaciółek.
- Już jestem. - oznajmiła brunetka i wszystkie się zaśmiały.
***
Federico leżał patrząc w sufit. Rozmyślał o swoich przyjaciołach.
- Ja się nie zakochałem... - powtarzał do siebie włoch. Przymknął powieki i zobaczył Ludmiłę. W dniu gdy byli na karaoke, śpiewała Mi perdicion. W pośpiechu otworzył oczy.
- Ja się nie zakochałem... - znów powtórzył to cicho. Rozmasował bolące skronie i usiadł. Westchnął głęboko. Rozejrzał się, a jego wzrok zatrzymał się na gitarze. Uśmiechnął się do siebie i wziął instrument.
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Zakończył tak szybko, bo usłyszał dzwonek telefonu.
- Halo, Leon?... Jak to są u Fran?... To dzisiaj?... Dobrze, zadzwoń do Maxiego. - rozłączył się. Pasqarelli zgarnął klucze od domu i opuścił willę jego rodziny.
***
Siedział w salonie. Zapatrzył się w czubki swoich butów. Przeniósł wzrok na zdjęcia na ścianie. On i rodzice. Sam on. Sami rodzice. On, Leon i Federico. Tyle się zmieniło od tego czasu. Założyli zespół, poszli do liceum. Maxi westchnął głęboko. Jego rozmyślania przerwał telefon.
- Halo... No hej, Leon... Okej, dajcie mi pięć minut... Dzisiaj im powiemy? No dobra... Do zobaczenia. - schował komórkę do kieszeni i wyszedł z domu.
- No to od dziś mamy wokalistki... - szepnął do siebie i wyszedł z domu.
***
Wszyscy trzej siedzieli już w salonie w salonie u Verdas'ów.
- No dobra, to wszystko wiemy? - zapytał po raz kolejny Federico. Pokiwali głowami.
- Mamy plan. - potwierdził szatyn. Wzięli głębokie oddechy i poszli do pokoju włoszki. Leon zapukał delikatnie w drzwi.
- Możemy? - zapytał zaraz po tym. Po drugiej stronie, Francesca spojrzała na swoje koleżanki. Zdziwiona powtórzyła ruchem warg pytanie kuzyna. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Ukazała jej się trójka uśmiechniętych chłopców.
- Tak? - Cauviglia uniosła brwi. Zaśmiali się nerwowo.
- Yyy... Mamy nowy kawałek... - zaczął Verdas, ale włoch przerwał mu.
- Chcecie posłuchać? - dokończył szybko. Dziewczyny spojrzały po sobie i kiwnęły delikatnie głowami. Usmiechnęli się zwycięsko. Następnie wszyscy udali się do garażu. Stanęły przed nimi i wszystkie założyły ręce na pierś. Spojrzeli po sobie. Maxi nadał rytm i zaczęli grać. Naty uśmiechnęła się do siebie. "Ładnie gra, ten Maxi.", pomyślała na co zaraz uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Wszystkie przeniosły na nią zdziwiony wzrok. Usmiechnęła się niewinnie. Wtedy zespół skończył grać. Zaklaskały i obsypały ich pochwałami. Leon i Federico rzucili wymowne spojrzenia w kierunku Ponte. Uśmiechnął się nerwowo.
- Wiecie... Potrzebujemy wokalistki i widzieliśmy na karaoke, że jesteście świetnie... Może, chcecie z nami grać? - pytanie wydusił na jednym tchu. Ludmiła podeszła bliżej niego.
- Ja mam śpiewać w zespole? - zapytała z niedowierzaniem Ferro pokazując palcem na siebie.
************#"@6?'><®{~«»℉¤ω<|««℃¤^
Przepraszam, że krótki, ale chciałam zakończyć w tak dramatycznym momencie ;) tak wiem, zła ja. Nwm czy coś się pojawi do środy, bo jadę na wycieczkę klasową. Chociaż, osiem godzin w autobusie do Krakowa, to może coś napiszę :) Jeśli będzie internet i będę miała czas to być może będzie rozdział. Jeśli nie, to nie bądźcie źli ;)
Do nexta <3
- Idź sobie. - rzuciła w niego poduszką, którą złapał. Verdas postanowił udawać, że nie zrobił z siebie idioty i rozluźnił się trochę.
- Nie ma mowy! Posłucham, o czym rozmawiacie. - odparł pewnie i rozsiadł się na podłodze. Zdenerwowana Francesca wzięła poduszkę i podeszła do kuzyna. W jednej chwili dostał serię uderzeń poduszką. - Przestań! - wrzasnął rozpaczliwie. Zaśmiała się szyderczo.
- A będziesz siedział cicho i zostawisz nas w pokoju? - zapytała nie przestając go okładać "bronią".
- Tak! - krzyknął szatyn zasłaniając się rękami. Zadowolona Cauviglia odeszła od niego. Poprawiła włosy i sukienkę, po czym udała się do przyjaciółek.
- Już jestem. - oznajmiła brunetka i wszystkie się zaśmiały.
***
Federico leżał patrząc w sufit. Rozmyślał o swoich przyjaciołach.
- Ja się nie zakochałem... - powtarzał do siebie włoch. Przymknął powieki i zobaczył Ludmiłę. W dniu gdy byli na karaoke, śpiewała Mi perdicion. W pośpiechu otworzył oczy.
- Ja się nie zakochałem... - znów powtórzył to cicho. Rozmasował bolące skronie i usiadł. Westchnął głęboko. Rozejrzał się, a jego wzrok zatrzymał się na gitarze. Uśmiechnął się do siebie i wziął instrument.
Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver
Zakończył tak szybko, bo usłyszał dzwonek telefonu.
- Halo, Leon?... Jak to są u Fran?... To dzisiaj?... Dobrze, zadzwoń do Maxiego. - rozłączył się. Pasqarelli zgarnął klucze od domu i opuścił willę jego rodziny.
***
Siedział w salonie. Zapatrzył się w czubki swoich butów. Przeniósł wzrok na zdjęcia na ścianie. On i rodzice. Sam on. Sami rodzice. On, Leon i Federico. Tyle się zmieniło od tego czasu. Założyli zespół, poszli do liceum. Maxi westchnął głęboko. Jego rozmyślania przerwał telefon.
- Halo... No hej, Leon... Okej, dajcie mi pięć minut... Dzisiaj im powiemy? No dobra... Do zobaczenia. - schował komórkę do kieszeni i wyszedł z domu.
- No to od dziś mamy wokalistki... - szepnął do siebie i wyszedł z domu.
***
Wszyscy trzej siedzieli już w salonie w salonie u Verdas'ów.
- No dobra, to wszystko wiemy? - zapytał po raz kolejny Federico. Pokiwali głowami.
- Mamy plan. - potwierdził szatyn. Wzięli głębokie oddechy i poszli do pokoju włoszki. Leon zapukał delikatnie w drzwi.
- Możemy? - zapytał zaraz po tym. Po drugiej stronie, Francesca spojrzała na swoje koleżanki. Zdziwiona powtórzyła ruchem warg pytanie kuzyna. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Ukazała jej się trójka uśmiechniętych chłopców.
- Tak? - Cauviglia uniosła brwi. Zaśmiali się nerwowo.
- Yyy... Mamy nowy kawałek... - zaczął Verdas, ale włoch przerwał mu.
- Chcecie posłuchać? - dokończył szybko. Dziewczyny spojrzały po sobie i kiwnęły delikatnie głowami. Usmiechnęli się zwycięsko. Następnie wszyscy udali się do garażu. Stanęły przed nimi i wszystkie założyły ręce na pierś. Spojrzeli po sobie. Maxi nadał rytm i zaczęli grać. Naty uśmiechnęła się do siebie. "Ładnie gra, ten Maxi.", pomyślała na co zaraz uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Wszystkie przeniosły na nią zdziwiony wzrok. Usmiechnęła się niewinnie. Wtedy zespół skończył grać. Zaklaskały i obsypały ich pochwałami. Leon i Federico rzucili wymowne spojrzenia w kierunku Ponte. Uśmiechnął się nerwowo.
- Wiecie... Potrzebujemy wokalistki i widzieliśmy na karaoke, że jesteście świetnie... Może, chcecie z nami grać? - pytanie wydusił na jednym tchu. Ludmiła podeszła bliżej niego.
- Ja mam śpiewać w zespole? - zapytała z niedowierzaniem Ferro pokazując palcem na siebie.
************#"@6?'><®{~«»℉¤ω<|««℃¤^
Przepraszam, że krótki, ale chciałam zakończyć w tak dramatycznym momencie ;) tak wiem, zła ja. Nwm czy coś się pojawi do środy, bo jadę na wycieczkę klasową. Chociaż, osiem godzin w autobusie do Krakowa, to może coś napiszę :) Jeśli będzie internet i będę miała czas to być może będzie rozdział. Jeśli nie, to nie bądźcie źli ;)
Do nexta <3
wtorek, 13 maja 2014
Rozdział 5
Dłubała widelcem w jedzeniu. Od wyjścia na karaoke nie mogła się na niczym skupić. Nigdy nie czuła się tak jak wtedy, szczęśliwa i doceniona. Po chwili usłyszała dźwięk stawiania tacy na stole. Aż podskoczyła i zobaczyła uśmiechniętą, rudowłosą dziewczynę.
- Hej. - Castillo zmarszczyła brwi. Camila zaśmiała się.
- Jestem Cami. Chodzimy razem do klasy. Siedzę z taką brunetką, w trzeciej ławce, przy ścianie. Kojarzysz mnie? - zapytała Torres. Violetta oprzytomniała i pokiwała ochoczo głową.
- No tak, wczoraj byłaś pytana z angielskiego. - szatynka uśmiechnęła się. Po raz pierwszy była tak otwarta. Po raz pierwszy rozmawiała z kimś, tak normalnie i przyjacielsko. Podobała jej się nowa szkoła, wszyscy byli mili i pomocni.
- Wiesz, dzisiaj idę do przyjaciółki popołudniu. Chcesz iść ze mną, tak żeby się lepiej poznać? - spytała ruda. Vilu uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Jasne, byłoby mi miło. - odparła grzecznie Castillo.
- Super, to... - zaczęła mówić Camila, ale przerwała jej hiszpanka, która właśnie podeszła.
- Mogę, bo wszystkie inne są zajęte? - zapytała nieśmiało Natalia. Uśmiechnęły się.
- Siadaj. Cami jestem. - poklepała miejsce koło siebie, a potem wyciągnęła dłoń w jej stronę.
- Naty. - odpowiedziała Perrdio.
- Violetcie już proponowałam, może ty też chciałabyś pójść dziś z nami popołudniu do mojej przyjaciółki. Wiem, że jesteście nowe, chcę was lepiej poznać. - rzekła rudowłosa uśmiechając się. Brunetka przytaknęła.
- Fajnie, przyjdę na pewno. - zapewniła. Zaśmiały się we trzy. Znów usłyszały, że ktoś stawia tacę na stole. Dziewczyny zwróciły głowy w te stronę. Ujrzały uśmiechniętą Ludmiłę.
- Hej. Wszystko zajęte, mogę nie? - spytała dla pewności siadając koło Violetty. Pokiwały głowami. Blondynka przeniosła wzrok na Camilę.
- My się chyba nie znamy, Ludmiła. - podała jej rękę. Torres ujęła ją.
- Cami. - odrzekła, a potem odgarnęła włosy z twarzy.
- Mam propozycję, idziesz dziś z nami do mojej przyjaciółki? Chcemy się lepiej poznać. - spytała po raz kolejny ruda. Ferro uśmiechnęła się promiennie.
- Świetnie, gdzie i kiedy? - spytała zadowolona Ludmiła. Wszystkie się zaśmiały. Umówiły miejsce i godzinę spotkania. Później wymieniły się numerami telefonów w razie nieporozumień i udały się do klasy.
***
Sziedzieli w ciszy. Każdy z nich myślał patrząc w jeden punkt. Maxi objął kolana rękoma i oparł na nich brodę. Federico wystukiwał rytm palcem o podłogę. Leon, zaś bawił się gumką do włosów swojej kuzynki, znalezioną pod stołem.
- No to jak im powiemy? - zapytał po raz kolejny Ponte. Westchnęli.
- Maxi, pytasz już dziesiąty raz z rzędu. Przecież gdybyśmy wiedzieli, to byśmy już dawno powiedzieli. - wyjaśnił włoch. Szatyn przytaknął. Wtedy po schodach zbiegła Francesca, o mało co się nie zabijając.
- Dziś, przychodzą dziewczyny. Musicie iść. - wydyszała. Zmarszczyli brwi.
- Kiedy? - spytał Verdas. Po ułamku sekundy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja idę otworzyć. Leon, odprowadź kolegów. - uśmiechnęła się i pobiegła do drzwi. Maxi i Federico, wyszli tylnymi drzwiami. Włoszka nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Ujrzała cztery uśmiechnięte dziewczyny. Cauviglia sama się uśmiechnęła.
- Hej, zapraszam. - przepuściła je w drzwiach. Zaśmiały się.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? - spytała hiszpanka, gdy szły po schodach. Włoszka zaśmiała się.
- No co wy. Super, że jesteście. - uśmiechnęła się brunetka. Odwzajemniły to. Weszły do pokoju Francesci.
- A tak w ogóle jestem i Fran. - uśmiechnęła się.
- A ja Lu. - przedstawiła się blondynka siadając na krześle przy biurku.
- Naty. - Perrdio usiadła na łóżku obok włoszki.
- Vilu. - dziewczyna usiadła obok rudej na parapecie. Uśmiechały się do siebie przez chwilę.
- Leon to twój brat? - spytała Castillo zakładając nogę na nogę. - Widziałam go w salonie. - wyjaśniła. Cauviglia zaśmiała się serdecznie.
- To mój kuzyn. Moje rodzice przeprowadzili się do włoch, a ja miałam tu przyjaciół i szkołę, więc wolałam zostać. Ciocia i wujek, byli tak mili i wzięli mnie do siebie. - odparła z uśmiechem.
- Czyli jesteś włoszką? - zapytała dla pewności Ferro. Brunetka przymknęła jedno oko i pokiwała głową.
- Mój tata jest włochem, a mama argentynką. Urodziłam się we włoszech. - wytłumaczyła gestykulując. Zaśmiały się. Później opowiadały sobie różne zabawne historię, a ich śmiech roznosił się po całym domu. W pewnym momencie do pokoju wpadł Verdas.
- Śmiejecie się tak głośno, jakby was było z pięć, a nie dwie. - skarżył się nie wiedząc o obecności Ludmiły, Natalii i Violetty. Po tych słowach podniósł wzrok i ujrzał roześmianą piątkę dziewczyn.
- Hej. - Castillo zmarszczyła brwi. Camila zaśmiała się.
- Jestem Cami. Chodzimy razem do klasy. Siedzę z taką brunetką, w trzeciej ławce, przy ścianie. Kojarzysz mnie? - zapytała Torres. Violetta oprzytomniała i pokiwała ochoczo głową.
- No tak, wczoraj byłaś pytana z angielskiego. - szatynka uśmiechnęła się. Po raz pierwszy była tak otwarta. Po raz pierwszy rozmawiała z kimś, tak normalnie i przyjacielsko. Podobała jej się nowa szkoła, wszyscy byli mili i pomocni.
- Wiesz, dzisiaj idę do przyjaciółki popołudniu. Chcesz iść ze mną, tak żeby się lepiej poznać? - spytała ruda. Vilu uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Jasne, byłoby mi miło. - odparła grzecznie Castillo.
- Super, to... - zaczęła mówić Camila, ale przerwała jej hiszpanka, która właśnie podeszła.
- Mogę, bo wszystkie inne są zajęte? - zapytała nieśmiało Natalia. Uśmiechnęły się.
- Siadaj. Cami jestem. - poklepała miejsce koło siebie, a potem wyciągnęła dłoń w jej stronę.
- Naty. - odpowiedziała Perrdio.
- Violetcie już proponowałam, może ty też chciałabyś pójść dziś z nami popołudniu do mojej przyjaciółki. Wiem, że jesteście nowe, chcę was lepiej poznać. - rzekła rudowłosa uśmiechając się. Brunetka przytaknęła.
- Fajnie, przyjdę na pewno. - zapewniła. Zaśmiały się we trzy. Znów usłyszały, że ktoś stawia tacę na stole. Dziewczyny zwróciły głowy w te stronę. Ujrzały uśmiechniętą Ludmiłę.
- Hej. Wszystko zajęte, mogę nie? - spytała dla pewności siadając koło Violetty. Pokiwały głowami. Blondynka przeniosła wzrok na Camilę.
- My się chyba nie znamy, Ludmiła. - podała jej rękę. Torres ujęła ją.
- Cami. - odrzekła, a potem odgarnęła włosy z twarzy.
- Mam propozycję, idziesz dziś z nami do mojej przyjaciółki? Chcemy się lepiej poznać. - spytała po raz kolejny ruda. Ferro uśmiechnęła się promiennie.
- Świetnie, gdzie i kiedy? - spytała zadowolona Ludmiła. Wszystkie się zaśmiały. Umówiły miejsce i godzinę spotkania. Później wymieniły się numerami telefonów w razie nieporozumień i udały się do klasy.
***
Sziedzieli w ciszy. Każdy z nich myślał patrząc w jeden punkt. Maxi objął kolana rękoma i oparł na nich brodę. Federico wystukiwał rytm palcem o podłogę. Leon, zaś bawił się gumką do włosów swojej kuzynki, znalezioną pod stołem.
- No to jak im powiemy? - zapytał po raz kolejny Ponte. Westchnęli.
- Maxi, pytasz już dziesiąty raz z rzędu. Przecież gdybyśmy wiedzieli, to byśmy już dawno powiedzieli. - wyjaśnił włoch. Szatyn przytaknął. Wtedy po schodach zbiegła Francesca, o mało co się nie zabijając.
- Dziś, przychodzą dziewczyny. Musicie iść. - wydyszała. Zmarszczyli brwi.
- Kiedy? - spytał Verdas. Po ułamku sekundy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja idę otworzyć. Leon, odprowadź kolegów. - uśmiechnęła się i pobiegła do drzwi. Maxi i Federico, wyszli tylnymi drzwiami. Włoszka nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Ujrzała cztery uśmiechnięte dziewczyny. Cauviglia sama się uśmiechnęła.
- Hej, zapraszam. - przepuściła je w drzwiach. Zaśmiały się.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? - spytała hiszpanka, gdy szły po schodach. Włoszka zaśmiała się.
- No co wy. Super, że jesteście. - uśmiechnęła się brunetka. Odwzajemniły to. Weszły do pokoju Francesci.
- A tak w ogóle jestem i Fran. - uśmiechnęła się.
- A ja Lu. - przedstawiła się blondynka siadając na krześle przy biurku.
- Naty. - Perrdio usiadła na łóżku obok włoszki.
- Vilu. - dziewczyna usiadła obok rudej na parapecie. Uśmiechały się do siebie przez chwilę.
- Leon to twój brat? - spytała Castillo zakładając nogę na nogę. - Widziałam go w salonie. - wyjaśniła. Cauviglia zaśmiała się serdecznie.
- To mój kuzyn. Moje rodzice przeprowadzili się do włoch, a ja miałam tu przyjaciół i szkołę, więc wolałam zostać. Ciocia i wujek, byli tak mili i wzięli mnie do siebie. - odparła z uśmiechem.
- Czyli jesteś włoszką? - zapytała dla pewności Ferro. Brunetka przymknęła jedno oko i pokiwała głową.
- Mój tata jest włochem, a mama argentynką. Urodziłam się we włoszech. - wytłumaczyła gestykulując. Zaśmiały się. Później opowiadały sobie różne zabawne historię, a ich śmiech roznosił się po całym domu. W pewnym momencie do pokoju wpadł Verdas.
- Śmiejecie się tak głośno, jakby was było z pięć, a nie dwie. - skarżył się nie wiedząc o obecności Ludmiły, Natalii i Violetty. Po tych słowach podniósł wzrok i ujrzał roześmianą piątkę dziewczyn.
sobota, 10 maja 2014
Rozdział 4
- Jestem! - krzyk włoszki rozniósł się po całym domu. Zaśmiali się.
- Dobra, jutro dokończymy. - Leon machnął ręką. Jego przyjaciele przytaknęli.
- Moją faworytką jest Ludmiła. - oświadczył pewnie Federico. Ponte prychnął.
- A moją Natalia. - Maxi założył ręce na pierś.
- Pogadamy o tym jutro. Narazie. - pożegnali się. Włoch i Ponte opuścili posesję Verdasów. W korytarzu minęli się z Francescą.
- Hej. - uśmiechnęła się do kuzyna, gdy weszła do salonu. Brunetka mieszkała z Verdasami od roku. Jej rodzice wrócili do ojczyzny, a ona wolała zostać.
- Cześć, jak było? - zapytał szatyn. Usmiechnęła się smutno.
- Okey. - wykrzywiła usta w uśmiechu. Verdas zmierzył ją wzrokiem. Znali się od zawsze, wiedzieli o sobie wszystko. - Pamiętasz? - spytała dziewczyna podając mu kartkę, wcześniej wyjętą z kieszeni jeansów. Uśmiechnął się do siebie.
- To było jak mieliśmy jedenaście lat. - zaśmiał się chłopak. Francesca odwzajemniła uśmiech.
- Obiecałeś, że nigdy się nie zakochasz i że nie interesują cię dziewczyny. - mówiła przez śmiech.
- A ty, że nie interesują cię chłopcy. - dodał Leon. W jej oczach zebrały się łzy. - Zakochałaś się w nim. - stwierdził widząc jej reakcję.
- To wcale nie tak. - starła łzy z różowego policzka.
- Byłaś sama z nimi? - zapytał szatyn. Pokręciła przecząco głową.
- Nie. Cami, Brodway, ja, no i oni. - wyjaśniła brunetka. Spojrzała na skrawek papieru podpisany kilka lat temu. - Dlaczego trafiło na niego? - zapytała sama siebie włoszka.
- On wie, lub coś podejrzewa? - spytał. Starła ostatnie łzy.
- Przecież mu nie powiem. - wzruszyła ramionami. Westchnął. - Byliśmy w tym kinie. Musiałam patrzeć jak się całują, obejmują... - wybuchła płaczem. Verdas próbował ją pocieszyć, ale mało to dało.
- Nie martw się. Marco przejrzy na oczy i zrozumie, jaką fajną dziewczyną jesteś. - wytłumaczył i uśmiechnął się. Francesca skrzywiła się.
- Ale on kocha Anę. - stwierdziła cicho i smutno włoszka.
***
- Chłopaki, ja nie wiem... - jęknął po raz kolejny Leon, gdy jego przyjaciele sprzeczali się.
- Ja chcę Naty! - krzyknął zdenerwowany Ponte. Jego przyjaciel westchnął głęboko i złapał się za głowę.
- A ja Ludmiłę! - wrzasnął w tym czasie włoch. Szatyn nie wytrzymał.
- Dobra, koniec! Bierzemy wszystkie. I Naty i Ludmiłę i Violettę. - mówił wyliczając na palcach. Usmiechnęli się.
- Stary to jest genialne! - Maxi poklepał przyjaciela po plecach. Pasqarelli dołączył do niego.
- No to chodźmy im powiedzieć. - zarządził Federico ciągnąc ich za ręce. Verdas przystanął. Spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie teraz, może jutro. - zaproponował. Bruneci pokiwali głowami i w trójkę poszli na lunch.
***
Rudowłosa dziewczyna usiadła pod drzewem. Założyła na nos ciemne okulary i odwróciła twarz w stronę słońca. Po kilku minutach zdjęła szkła z oczu i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła nikogo, więc wyjęła z torebki plik zdjęć. Na fotografii była ona, jako siedmioletnia dziewczynka i jej siostra. Rude włosy i piegi, były jak dwie krople wody. Camila zastanowiła się chwilę. Później w pośpiechu wrzuciła zdjęcia do torebki i zarzuciła ją na ramię. W szybkim tempie przymierzała alejki parku. Po paru minutach stanęła przed bramą cmentarza. Torres wzięła głęboki oddech i wkroczyła na miejsce wiecznego spoczynku. Doszła do grobu starszej siostry i usiadła na ławce. Ruda wpatrywała się w zdjęcie zadowolonej szesnastolatki.
- Tęsknię za tobą Kelly. Za tym jak grasz na gitarze, śpiewasz na dobranoc. Opowiadasz o szkole muzycznej... - przerwała na chwilę Cami i pociągnęła nosem. Przymknęła powieki.
- Cześć, Kelly! - krzyknęła dziewczynka wchodząc do pokoju siostry. Tamta uśmiechnęła się.
- Cami! Jak pierwszy dzień w szkole? - zapytała odkładając zeszyt na półkę obok łóżka. Młodsza Torres skrzywiła się.
- Jako tako. - pokręciła głową. Starsza dziewczyna zaśmiała się.
- Nie martw się. Przyzwyczaisz się. - machnęła ręką piętnastolatka. Rudowłosa wzruszyła ramionami.
- Nie ważne. Zagrasz mi coś? - spytała siedmiolatka. Jej siostra pokiwała głową. Wyjęła zza łóżka gitarę i zagrała pierwsze akordy.
Algo suena en mí,
Algo suena en vos
Es tan distinto y fantástico
Suena el instinto,
baila tu corazón,
mueve tu cuerpo, muévelo
Skończyła, a mała dziewczynka zaczęła klaskać. Kelly uśmiechnęła się.
- Świetnie! - skomentowała młoda Camila.
- Dziękuję. Naprawdę mi miło. - zaśmiała się starsza Torres. Zaczęły się obie śmiać.
Otworzyła oczy, a wtedy poleciało kilka łez. Odwróciła głowę w prawą stronę. Zauważyła swojego przyjaciela Broadwaya. Przerażona spuściła głowę i wyszła z cmentarza.
- Dobra, jutro dokończymy. - Leon machnął ręką. Jego przyjaciele przytaknęli.
- Moją faworytką jest Ludmiła. - oświadczył pewnie Federico. Ponte prychnął.
- A moją Natalia. - Maxi założył ręce na pierś.
- Pogadamy o tym jutro. Narazie. - pożegnali się. Włoch i Ponte opuścili posesję Verdasów. W korytarzu minęli się z Francescą.
- Hej. - uśmiechnęła się do kuzyna, gdy weszła do salonu. Brunetka mieszkała z Verdasami od roku. Jej rodzice wrócili do ojczyzny, a ona wolała zostać.
- Cześć, jak było? - zapytał szatyn. Usmiechnęła się smutno.
- Okey. - wykrzywiła usta w uśmiechu. Verdas zmierzył ją wzrokiem. Znali się od zawsze, wiedzieli o sobie wszystko. - Pamiętasz? - spytała dziewczyna podając mu kartkę, wcześniej wyjętą z kieszeni jeansów. Uśmiechnął się do siebie.
- To było jak mieliśmy jedenaście lat. - zaśmiał się chłopak. Francesca odwzajemniła uśmiech.
- Obiecałeś, że nigdy się nie zakochasz i że nie interesują cię dziewczyny. - mówiła przez śmiech.
- A ty, że nie interesują cię chłopcy. - dodał Leon. W jej oczach zebrały się łzy. - Zakochałaś się w nim. - stwierdził widząc jej reakcję.
- To wcale nie tak. - starła łzy z różowego policzka.
- Byłaś sama z nimi? - zapytał szatyn. Pokręciła przecząco głową.
- Nie. Cami, Brodway, ja, no i oni. - wyjaśniła brunetka. Spojrzała na skrawek papieru podpisany kilka lat temu. - Dlaczego trafiło na niego? - zapytała sama siebie włoszka.
- On wie, lub coś podejrzewa? - spytał. Starła ostatnie łzy.
- Przecież mu nie powiem. - wzruszyła ramionami. Westchnął. - Byliśmy w tym kinie. Musiałam patrzeć jak się całują, obejmują... - wybuchła płaczem. Verdas próbował ją pocieszyć, ale mało to dało.
- Nie martw się. Marco przejrzy na oczy i zrozumie, jaką fajną dziewczyną jesteś. - wytłumaczył i uśmiechnął się. Francesca skrzywiła się.
- Ale on kocha Anę. - stwierdziła cicho i smutno włoszka.
***
- Chłopaki, ja nie wiem... - jęknął po raz kolejny Leon, gdy jego przyjaciele sprzeczali się.
- Ja chcę Naty! - krzyknął zdenerwowany Ponte. Jego przyjaciel westchnął głęboko i złapał się za głowę.
- A ja Ludmiłę! - wrzasnął w tym czasie włoch. Szatyn nie wytrzymał.
- Dobra, koniec! Bierzemy wszystkie. I Naty i Ludmiłę i Violettę. - mówił wyliczając na palcach. Usmiechnęli się.
- Stary to jest genialne! - Maxi poklepał przyjaciela po plecach. Pasqarelli dołączył do niego.
- No to chodźmy im powiedzieć. - zarządził Federico ciągnąc ich za ręce. Verdas przystanął. Spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie teraz, może jutro. - zaproponował. Bruneci pokiwali głowami i w trójkę poszli na lunch.
***
Rudowłosa dziewczyna usiadła pod drzewem. Założyła na nos ciemne okulary i odwróciła twarz w stronę słońca. Po kilku minutach zdjęła szkła z oczu i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła nikogo, więc wyjęła z torebki plik zdjęć. Na fotografii była ona, jako siedmioletnia dziewczynka i jej siostra. Rude włosy i piegi, były jak dwie krople wody. Camila zastanowiła się chwilę. Później w pośpiechu wrzuciła zdjęcia do torebki i zarzuciła ją na ramię. W szybkim tempie przymierzała alejki parku. Po paru minutach stanęła przed bramą cmentarza. Torres wzięła głęboki oddech i wkroczyła na miejsce wiecznego spoczynku. Doszła do grobu starszej siostry i usiadła na ławce. Ruda wpatrywała się w zdjęcie zadowolonej szesnastolatki.
- Tęsknię za tobą Kelly. Za tym jak grasz na gitarze, śpiewasz na dobranoc. Opowiadasz o szkole muzycznej... - przerwała na chwilę Cami i pociągnęła nosem. Przymknęła powieki.
- Cześć, Kelly! - krzyknęła dziewczynka wchodząc do pokoju siostry. Tamta uśmiechnęła się.
- Cami! Jak pierwszy dzień w szkole? - zapytała odkładając zeszyt na półkę obok łóżka. Młodsza Torres skrzywiła się.
- Jako tako. - pokręciła głową. Starsza dziewczyna zaśmiała się.
- Nie martw się. Przyzwyczaisz się. - machnęła ręką piętnastolatka. Rudowłosa wzruszyła ramionami.
- Nie ważne. Zagrasz mi coś? - spytała siedmiolatka. Jej siostra pokiwała głową. Wyjęła zza łóżka gitarę i zagrała pierwsze akordy.
Algo suena en mí,
Algo suena en vos
Es tan distinto y fantástico
Suena el instinto,
baila tu corazón,
mueve tu cuerpo, muévelo
Skończyła, a mała dziewczynka zaczęła klaskać. Kelly uśmiechnęła się.
- Świetnie! - skomentowała młoda Camila.
- Dziękuję. Naprawdę mi miło. - zaśmiała się starsza Torres. Zaczęły się obie śmiać.
Otworzyła oczy, a wtedy poleciało kilka łez. Odwróciła głowę w prawą stronę. Zauważyła swojego przyjaciela Broadwaya. Przerażona spuściła głowę i wyszła z cmentarza.
środa, 7 maja 2014
Rozdział 3
Za pięć szósta przyjaciele zgromadzili się w Resto Barze. Usiedli przy jednym ze stolików. Z nudów Maxi zaczął gwizdać.
- Przestań. - rozkazał Verdas. Brunet wzruszył ramionami i oparł się łokciami o blat. Włoch spojrzał na zegarek.
- Za jeden. - oznajmił i wyprostował się, by sprawdzić, czy ktoś nie wchodzi do lokalu.
- Violetta idzie! - krzyknął szeptem. On i Ponte popchnęli Leona w stronę dziewczyny. Szatyn prawie się przewrócił, ale jednak cały doszedł do Castillo. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj. Hej. - ucałował ją w policzek na przywitanie. Zaskoczona tym gestem zaniemówiła na chwilę.
- Cześć... - odparła zdezorientowana. Pociągnął ją za rękę w stronę jego przyjaciół.
- To jest Maxi. Federico znasz. - przedstawił jej przyjaciela. Uścisnęli sobie dłonie.
- Czekamy jeszcze na Ludmiłę i Naty. - oznajmił Federico. Szatynka pokiwała nieśmiało głową.
- Idzie blondi. - stwierdził Ponte patrząc w stronę drzwi. Zaśmiali się.
- No to za chwilę wracam. - rzucił włoch i poszedł przywitać dziewczynę. Po chwili wrócił z nią, szli pod ramię. Wszyscy byli zdziwieni śmiałością Ludmiły, jak i Pasqarelliego.
- To jest Maxi, a to Leon. - przedstawił ich panience Ferro.
- Hej. Miło was poznać. - uścisnęła dłonie każdego z chłopców. Verdas szturchnął przyjaciela w czapce w ramię. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
- Twoja znajoma. - pokazał palcem na brunetkę rozglądającą się po pomieszczeniu. Ponte uśmiechnął się i podszedł do hiszpanki.
- Cześć. - przywitał się z uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Hej. - odparła Perrdio. Wziął ją za rękę i zaprowadził do ich stolika. Przedstawił jej Leona i w szóstkę wyszli do baru karaoke. Szli w niezręcznej ciszy.
- Wiecie co chcecie zaśpiewać? - milczenie przerwał Leon. Każdy bąknął coś pod nosem, a później znów nastała cisza. Po kilku minutach stanęli przed granatowym budynkiem.
- No to jesteśmy. - oznajmił włoch, potem wszyscy weszli do środka.
- To... Wy siadajcie, a my pójdziemy się zapisać. - Maxi uśmiechnął się i pociągnął kolegów za ręce.
- Idź po listę piosenek. - Federico delikatnie popchnął przyjaciela w stronę katalogów. Po chwili Verdas wrócił z plikiem kartek w ręce. Podał je włochowi. Ten wziął kartkę i zaczął pisać.
- Naty... Paso el tiempo... Violetta... A los quatro vientos... Ludmiła... Mi perdicion. - mówił pod nosem Pasqarelli pisząc. Potem podał kartkę Leonowi. - Zanieś Dj-owi. - rozkazał. Szatyn zaśmiał się i spełnił jego prośbę. Następnie w trójkę podeszli do dziewczyn siedzących przy stoliku.
- Lubicie Rock Bonesów? - spytał Verdas. Pokiwały głowami.
- To super! Ty śpiewasz Mi perdicion. Ty, A los quatro vientos. A ty, Paso el tiempo. - oznajmił Maxi.
- A wy? - zapytała zdziwiona Ferro. Zaśmiali się nerwowo.
- Nie było już miejsc, więc tylko wy śpiewacie. - odparł z uśmiechem Pasqarelli. Wzruszyły ramionami.
- ... A teraz zaśpiewa Ludmiła. Proszę na scenę! - przerwał im głos prowadzącego. Blondynka opuściła towarzystwo i weszła na scenę. Wszyscy ze skupieniem słuchali panienki Ferro.
- Jest świetna. - szepnął brunet do swoich przyjaciół. Zaśmiali się.
- Widzicie, mówiłem, że się nada. - zwycięsko uśmiechnął się włoch.
- Naprawdę dobra. - skomentował Leon. Muzyka się skończyła, a Ludmiła zeszła ze sceny. Teraz jej miejsce zajęła hiszpanka.
- Łał... - szepnął Pasqarelli. Potwierdzili.
- Co robimy? - spytał Maxi. Zastanowili się chwilę.
- Odprowadzimy je, a potem spotkamy się u mnie i to omówimy. - postanowił Verdas. Pokiwali głowami. W tym czasie Natalia zeszła ze sceny, a na nią weszła szatynka.
- Ona jest... No po prostu... - nie mógł dokończyć zdania Leon. Jego przyjaciele zaśmiali się.
- To która? - zapytał zastanawiając się brunet.
- Nie wiem... - Federico złapał się za głowę.
- Pogadamy o tym potem. - szatyn machnął ręką. Westchnęli i usiedli koło dziewczyn.
- Co chcecie zamówić? - spytał Pasqarelli zalotnie. Leon i Maxi wymienili rozbawione spojrzenia. Podszedł kelner, a oni powiedzieli mu, co ma im przynieść. Rozmawiali na błahe tematy. Dopili swoje soki i wyszli z baru karaoke.
- Przestań. - rozkazał Verdas. Brunet wzruszył ramionami i oparł się łokciami o blat. Włoch spojrzał na zegarek.
- Za jeden. - oznajmił i wyprostował się, by sprawdzić, czy ktoś nie wchodzi do lokalu.
- Violetta idzie! - krzyknął szeptem. On i Ponte popchnęli Leona w stronę dziewczyny. Szatyn prawie się przewrócił, ale jednak cały doszedł do Castillo. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj. Hej. - ucałował ją w policzek na przywitanie. Zaskoczona tym gestem zaniemówiła na chwilę.
- Cześć... - odparła zdezorientowana. Pociągnął ją za rękę w stronę jego przyjaciół.
- To jest Maxi. Federico znasz. - przedstawił jej przyjaciela. Uścisnęli sobie dłonie.
- Czekamy jeszcze na Ludmiłę i Naty. - oznajmił Federico. Szatynka pokiwała nieśmiało głową.
- Idzie blondi. - stwierdził Ponte patrząc w stronę drzwi. Zaśmiali się.
- No to za chwilę wracam. - rzucił włoch i poszedł przywitać dziewczynę. Po chwili wrócił z nią, szli pod ramię. Wszyscy byli zdziwieni śmiałością Ludmiły, jak i Pasqarelliego.
- To jest Maxi, a to Leon. - przedstawił ich panience Ferro.
- Hej. Miło was poznać. - uścisnęła dłonie każdego z chłopców. Verdas szturchnął przyjaciela w czapce w ramię. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
- Twoja znajoma. - pokazał palcem na brunetkę rozglądającą się po pomieszczeniu. Ponte uśmiechnął się i podszedł do hiszpanki.
- Cześć. - przywitał się z uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Hej. - odparła Perrdio. Wziął ją za rękę i zaprowadził do ich stolika. Przedstawił jej Leona i w szóstkę wyszli do baru karaoke. Szli w niezręcznej ciszy.
- Wiecie co chcecie zaśpiewać? - milczenie przerwał Leon. Każdy bąknął coś pod nosem, a później znów nastała cisza. Po kilku minutach stanęli przed granatowym budynkiem.
- No to jesteśmy. - oznajmił włoch, potem wszyscy weszli do środka.
- To... Wy siadajcie, a my pójdziemy się zapisać. - Maxi uśmiechnął się i pociągnął kolegów za ręce.
- Idź po listę piosenek. - Federico delikatnie popchnął przyjaciela w stronę katalogów. Po chwili Verdas wrócił z plikiem kartek w ręce. Podał je włochowi. Ten wziął kartkę i zaczął pisać.
- Naty... Paso el tiempo... Violetta... A los quatro vientos... Ludmiła... Mi perdicion. - mówił pod nosem Pasqarelli pisząc. Potem podał kartkę Leonowi. - Zanieś Dj-owi. - rozkazał. Szatyn zaśmiał się i spełnił jego prośbę. Następnie w trójkę podeszli do dziewczyn siedzących przy stoliku.
- Lubicie Rock Bonesów? - spytał Verdas. Pokiwały głowami.
- To super! Ty śpiewasz Mi perdicion. Ty, A los quatro vientos. A ty, Paso el tiempo. - oznajmił Maxi.
- A wy? - zapytała zdziwiona Ferro. Zaśmiali się nerwowo.
- Nie było już miejsc, więc tylko wy śpiewacie. - odparł z uśmiechem Pasqarelli. Wzruszyły ramionami.
- ... A teraz zaśpiewa Ludmiła. Proszę na scenę! - przerwał im głos prowadzącego. Blondynka opuściła towarzystwo i weszła na scenę. Wszyscy ze skupieniem słuchali panienki Ferro.
- Jest świetna. - szepnął brunet do swoich przyjaciół. Zaśmiali się.
- Widzicie, mówiłem, że się nada. - zwycięsko uśmiechnął się włoch.
- Naprawdę dobra. - skomentował Leon. Muzyka się skończyła, a Ludmiła zeszła ze sceny. Teraz jej miejsce zajęła hiszpanka.
- Łał... - szepnął Pasqarelli. Potwierdzili.
- Co robimy? - spytał Maxi. Zastanowili się chwilę.
- Odprowadzimy je, a potem spotkamy się u mnie i to omówimy. - postanowił Verdas. Pokiwali głowami. W tym czasie Natalia zeszła ze sceny, a na nią weszła szatynka.
- Ona jest... No po prostu... - nie mógł dokończyć zdania Leon. Jego przyjaciele zaśmiali się.
- To która? - zapytał zastanawiając się brunet.
- Nie wiem... - Federico złapał się za głowę.
- Pogadamy o tym potem. - szatyn machnął ręką. Westchnęli i usiedli koło dziewczyn.
- Co chcecie zamówić? - spytał Pasqarelli zalotnie. Leon i Maxi wymienili rozbawione spojrzenia. Podszedł kelner, a oni powiedzieli mu, co ma im przynieść. Rozmawiali na błahe tematy. Dopili swoje soki i wyszli z baru karaoke.
poniedziałek, 5 maja 2014
Rozdział 2
Hiszpanka przetarła zaspane oczy. Spojrzała na zegar. Jej oczy momentalnie się powiększyły.
- Cholera! Zaraz się spóźnię. - szepnęła i pobiegła do łazienki. Po pięciu minutach wyszła ubrana. Myła zęby i czesała włosy jednocześnie. Odłożyła szczoteczkę i zbiegła na dół.
- Naty... Za dziesięć minut zaczynają się twoje lekcje. - stwierdził pan Perrdio. Brunetka spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem.
- Podwieziesz mnie? - zapytała. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Chodź. - chwycił kluczyki od samochodu i opuścili dom.
Dokładnie o 7.59 podjechali pod budynek szkoły. Podziękowała ojcu i wysiadła z auta. Na jej nieszczęście, w pośpiechu potknęła się o krawężnik. Przed zderzeniem z chodnikiem uratował ją Maxi. Szybko spojrzała w stronę wybawiciela. Widząc twarz kolegi z "oślej ławki", wstała na równe nogi.
- Sory i dzięki. - bąknęła i chciała odejść, ale jej nie pozwolił. Ponte objął ją ramieniem i szli razem. Hiszpanka zdziwiona przeniosła na niego wzrok.
- Słuchaj... Mam pytanie śpiewasz? - zadał pytanie brunet. Perrdio zatrzymała się zdziwiona. - No to jak? - pociągnął ją dalej.
- No wiesz, czasem na karaoke, a tak to chyba nie... - odparła niepewnie Natalia. Uśmiechnął się do siebie.
- Karaoke... - powtórzył cicho. - Ja spadam, pa! - przy wejściu do klasy ją opuścił. Wzruszyła ramionami i usiadła, jak zwykle w ostatniej ławce.
***
W czasie lunchu trójka przyjaciół siedziała w ciszy. Przerwał ją Maxi.
- Zabierzemy je na karaoke. - zaproponował. Spojrzeli na niego zdziwieni. - Ta Naty, mówiła,że śpiewa tylko na karaoke. Nie będą wiedziały, że to jakby casting. Jeśli będą dobre to je weźmiemy, a jak nie to nigdy się nie dowiedzą, że je chcieliśmy. - wyjaśnił Ponte. Federico i Leon usmiechnęli się.
- Stary, to genialne. - skwitował Verdas. Zadowoleni przybili sobie piątki.
- Yyy, a jak je tam zaprosimy? - zapytał włoch. Szatyn wzruszył ramionami, a Maxi wziął do ust trochę sałatki.
- Każdy zaprosi jedną. - powiedział z pełnymi ustami. Zaśmiali się.
- Ja biorę te blondynkę, Ludmiłę. - odezwał się szybko Pasqarelli. Verdas zagwizdał.
- Polubiłeś ją. - zaśmiał się. Włoch szturchnął go w ramię.
- Ja wezmę Natalię. Ona mnie polubiła. - oznajmił Ponte. Federico zaczął się śmiać.
- Chyba ty polubiłeś ją. - Leon dołączył do niego w śmiechu. - Dobra, wychodzi na to, że tobie zostaje Violetta. - Pasqarelli poklepał przyjaciela po plecach. Pożegnali się i zostawili Verdasa samego. Szatyn spojrzał w kierunku Castillo, skulonej w kącie. Siedziała sama przy stoliku i bawiła się widelcem. Leon postanowił odrazu działać. Wziął głęboki oddech i przysiadł się do Violetty.
- Hej. - uśmiechnął się do niej. Przerażona podniosła na niego wzrok. Przez minutę patrzyła na niego uważnie. Nie przestawał się uśmiechać.
- Chyba się nie znamy. - szepnęła cicho szatynka. Zaśmiał się serdecznie.
- Gdzie moje maniery... Leon, jestem. - wyciągnął dłoń w jej stronę. Niepewnie ją uścisnęła.
- Violetta. - odparła najciszej jak się dało. Verdas ciągle się uśmiechał.
- Lubisz karaoke? - zapytał chłopak. Castillo ukryła twarz pod burzą włosów.
- Może... Trochę. - odrzekła pod nosem.
- To dobrze. Może wybierzemy się wieczorem? - znów spojrzała na niego. Leon pokazał swoje białe zęby w uśmiechu.
- Ale... Prawie się nie znamy. - Violetta dłubała w sałatce widelcem.
- No właśnie dlatego cię tam zapraszam. Mamy taką tradycję, nowych uczniów zabieramy na karaoke. - wyjaśnił szatyn i wyszczerzył zęby.
- No dobra. - zgodziła się dziewczyna. Nadal była trochę niepewna, ale uległa.
- W barze na rogu o szóstej. - Pomachał jej na pożegnanie i odszedł, by się już nie rozmyśliła. Szatynka westchnęła głęboko i skończyła swój lunch.
***
Po lekcjach czekał przy jej szafce. Nerwowo stukał palcami o drzwiczki. Zobaczył nadchodzącą brunetkę. Wyprostował się i poprawił czapkę. Podeszła do niego.
- Heeej! - przeciągnął Ponte. Hiszpanka uśmiechnęła się i spojrzała na niego dziwnie.
- Hej. - odparła Natalia wkładając książki do szafki. Zaśmiał się nerwowo.
- Wiesz... Mówiłaś, że lubisz karaoke.. - zaczął niepewnie. Perrdio pokiwała zdezorientowana głową. - Więc może wybierzemy się dziś wieczorem? Tak, żeby się poznać. - zaproponował brunet. Hiszpanka pokiwała powoli głową.
- Ok... Ale naprawdę chcesz iść tam ze mną? - zapytała przymykając jedno oko. Uśmiechnął się.
- Będą jeszcze inni moi znajomi. Ale tak. - odparł. Zamyślił się na chwilę. - O szóstej, w barze na rogu. - poinformował ją.
- Ok... - odparła Naty. Uśmiechnął się zwycięsko.
- To do zobaczenia. Paaa. - rzucił Ponte i odbiegł potykając się o właśne nogi. Wzruszyła ramionami i zarzuciła torbę na ramię. Włożyła słuchawki na uszy i wyszła ze szkoły.
***
Czekał przed budynkiem szkoły na blondynkę. Kopnął kamyk. Włoch postanowił wejść do szkoły, by jej poszukać. Przez nieuwagę wpadł na kogoś. Tą osobą była Ludmiła. Spojrzał na nią i się przeraził.
- O Boże, przepraszam. Nie zauważyłem cię. - zaczął się tłumaczyć podając jej rękę, by mogła wstać. Ferro zaśmiała się i ujęła jego dłoń.
- Nic się nie stało. Naprawdę. - machnęła ręką, a potem zarzuciła niebieski plecak na ramię.
- No to w ramach rekompensaty, zapraszam cię wieczorem na karaoke. - oznajmił szczęśliwy brunet. Odpowiedziała uśmiechem.
- Świetnie, gdzie się spotkamy? - zapytała Ludmiła. Pasqarelli zastanowił się chwilę.
- W barze na rogu... O szóstej. - powiedział chłopak. Blondynka uśmiechnęła się szeroko.
- Do zobaczenia. - pożegnała się i odeszła w stronę parku. Pomachał jej jak zahipnotyzowany. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł do domu.
- Cholera! Zaraz się spóźnię. - szepnęła i pobiegła do łazienki. Po pięciu minutach wyszła ubrana. Myła zęby i czesała włosy jednocześnie. Odłożyła szczoteczkę i zbiegła na dół.
- Naty... Za dziesięć minut zaczynają się twoje lekcje. - stwierdził pan Perrdio. Brunetka spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem.
- Podwieziesz mnie? - zapytała. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Chodź. - chwycił kluczyki od samochodu i opuścili dom.
Dokładnie o 7.59 podjechali pod budynek szkoły. Podziękowała ojcu i wysiadła z auta. Na jej nieszczęście, w pośpiechu potknęła się o krawężnik. Przed zderzeniem z chodnikiem uratował ją Maxi. Szybko spojrzała w stronę wybawiciela. Widząc twarz kolegi z "oślej ławki", wstała na równe nogi.
- Sory i dzięki. - bąknęła i chciała odejść, ale jej nie pozwolił. Ponte objął ją ramieniem i szli razem. Hiszpanka zdziwiona przeniosła na niego wzrok.
- Słuchaj... Mam pytanie śpiewasz? - zadał pytanie brunet. Perrdio zatrzymała się zdziwiona. - No to jak? - pociągnął ją dalej.
- No wiesz, czasem na karaoke, a tak to chyba nie... - odparła niepewnie Natalia. Uśmiechnął się do siebie.
- Karaoke... - powtórzył cicho. - Ja spadam, pa! - przy wejściu do klasy ją opuścił. Wzruszyła ramionami i usiadła, jak zwykle w ostatniej ławce.
***
W czasie lunchu trójka przyjaciół siedziała w ciszy. Przerwał ją Maxi.
- Zabierzemy je na karaoke. - zaproponował. Spojrzeli na niego zdziwieni. - Ta Naty, mówiła,że śpiewa tylko na karaoke. Nie będą wiedziały, że to jakby casting. Jeśli będą dobre to je weźmiemy, a jak nie to nigdy się nie dowiedzą, że je chcieliśmy. - wyjaśnił Ponte. Federico i Leon usmiechnęli się.
- Stary, to genialne. - skwitował Verdas. Zadowoleni przybili sobie piątki.
- Yyy, a jak je tam zaprosimy? - zapytał włoch. Szatyn wzruszył ramionami, a Maxi wziął do ust trochę sałatki.
- Każdy zaprosi jedną. - powiedział z pełnymi ustami. Zaśmiali się.
- Ja biorę te blondynkę, Ludmiłę. - odezwał się szybko Pasqarelli. Verdas zagwizdał.
- Polubiłeś ją. - zaśmiał się. Włoch szturchnął go w ramię.
- Ja wezmę Natalię. Ona mnie polubiła. - oznajmił Ponte. Federico zaczął się śmiać.
- Chyba ty polubiłeś ją. - Leon dołączył do niego w śmiechu. - Dobra, wychodzi na to, że tobie zostaje Violetta. - Pasqarelli poklepał przyjaciela po plecach. Pożegnali się i zostawili Verdasa samego. Szatyn spojrzał w kierunku Castillo, skulonej w kącie. Siedziała sama przy stoliku i bawiła się widelcem. Leon postanowił odrazu działać. Wziął głęboki oddech i przysiadł się do Violetty.
- Hej. - uśmiechnął się do niej. Przerażona podniosła na niego wzrok. Przez minutę patrzyła na niego uważnie. Nie przestawał się uśmiechać.
- Chyba się nie znamy. - szepnęła cicho szatynka. Zaśmiał się serdecznie.
- Gdzie moje maniery... Leon, jestem. - wyciągnął dłoń w jej stronę. Niepewnie ją uścisnęła.
- Violetta. - odparła najciszej jak się dało. Verdas ciągle się uśmiechał.
- Lubisz karaoke? - zapytał chłopak. Castillo ukryła twarz pod burzą włosów.
- Może... Trochę. - odrzekła pod nosem.
- To dobrze. Może wybierzemy się wieczorem? - znów spojrzała na niego. Leon pokazał swoje białe zęby w uśmiechu.
- Ale... Prawie się nie znamy. - Violetta dłubała w sałatce widelcem.
- No właśnie dlatego cię tam zapraszam. Mamy taką tradycję, nowych uczniów zabieramy na karaoke. - wyjaśnił szatyn i wyszczerzył zęby.
- No dobra. - zgodziła się dziewczyna. Nadal była trochę niepewna, ale uległa.
- W barze na rogu o szóstej. - Pomachał jej na pożegnanie i odszedł, by się już nie rozmyśliła. Szatynka westchnęła głęboko i skończyła swój lunch.
***
Po lekcjach czekał przy jej szafce. Nerwowo stukał palcami o drzwiczki. Zobaczył nadchodzącą brunetkę. Wyprostował się i poprawił czapkę. Podeszła do niego.
- Heeej! - przeciągnął Ponte. Hiszpanka uśmiechnęła się i spojrzała na niego dziwnie.
- Hej. - odparła Natalia wkładając książki do szafki. Zaśmiał się nerwowo.
- Wiesz... Mówiłaś, że lubisz karaoke.. - zaczął niepewnie. Perrdio pokiwała zdezorientowana głową. - Więc może wybierzemy się dziś wieczorem? Tak, żeby się poznać. - zaproponował brunet. Hiszpanka pokiwała powoli głową.
- Ok... Ale naprawdę chcesz iść tam ze mną? - zapytała przymykając jedno oko. Uśmiechnął się.
- Będą jeszcze inni moi znajomi. Ale tak. - odparł. Zamyślił się na chwilę. - O szóstej, w barze na rogu. - poinformował ją.
- Ok... - odparła Naty. Uśmiechnął się zwycięsko.
- To do zobaczenia. Paaa. - rzucił Ponte i odbiegł potykając się o właśne nogi. Wzruszyła ramionami i zarzuciła torbę na ramię. Włożyła słuchawki na uszy i wyszła ze szkoły.
***
Czekał przed budynkiem szkoły na blondynkę. Kopnął kamyk. Włoch postanowił wejść do szkoły, by jej poszukać. Przez nieuwagę wpadł na kogoś. Tą osobą była Ludmiła. Spojrzał na nią i się przeraził.
- O Boże, przepraszam. Nie zauważyłem cię. - zaczął się tłumaczyć podając jej rękę, by mogła wstać. Ferro zaśmiała się i ujęła jego dłoń.
- Nic się nie stało. Naprawdę. - machnęła ręką, a potem zarzuciła niebieski plecak na ramię.
- No to w ramach rekompensaty, zapraszam cię wieczorem na karaoke. - oznajmił szczęśliwy brunet. Odpowiedziała uśmiechem.
- Świetnie, gdzie się spotkamy? - zapytała Ludmiła. Pasqarelli zastanowił się chwilę.
- W barze na rogu... O szóstej. - powiedział chłopak. Blondynka uśmiechnęła się szeroko.
- Do zobaczenia. - pożegnała się i odeszła w stronę parku. Pomachał jej jak zahipnotyzowany. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł do domu.
sobota, 3 maja 2014
Rozdział 1
- Teraz każda klasa uda się ze swoim nauczycielem do klasy. Dziękuję, do widzenia! - zakończyła przemówienie pani dyrektor. Wszyscy udali się do sal za wychowawcami. Pani Martinez zaczęła swój monolog.
- Ja dziś tylko rozdam plany lekcji i przedstawię nowe koleżanki. Yyy... Marco proszę rozdaj. - podała Meksykaninowi kartki, a on wstał i wykonał jej prośbę. Kobieta spojrzała do swojego zeszytu. - Poproszę do mnie... Natalię Perrdio... - hiszpanka siedząca w ostatniej ławce podeszła do jej biurka powolnym krokiem. Nauczycielka spojrzała jeszcze raz w zeszyt. - Ludmiłę Ferro... - znów zrobiła przerwę, by przeczytać kolejne nazwisko. Blondynka również siedziała w ostatniej ławce, a gdy usłyszała swoją godność oczywiście podeszła do Natalii. - I jeszcze Violetta Castillo. - zakończyła, a Violetta niepewnie stanęła koło innych dziewczyn. - Dziewczyny są nowe w naszej szkole, - ciągnęła wychowawczyni. - ktoś musi je oprowadzić. O, Federico ty o ile mnie pamięć nie myli nie miałeś najlepszego stopnia z zachowania... - włoch pokiwał głową. - Więc, teraz masz szansę. To ty oprowadzisz koleżanki. - zadecydowała pani Martinez. Pasqarelli zrobił duże oczy.
- Nie martw się, nawet ładne. - szepnął mu na ucho przyjaciel siedzący koło niego. Brunet zmroził go wzrokiem, a Verdas wzruszył ramionami.
***
Wzięła głęboki oddech i niepewnie weszła do szkoły. Szatynka rozejrzała się. Nikogo nie było, oprócz chłopaka siedzącego na parapecie. Owy chłopak przeniósł na nią wzrok.
- Cześć. - uśmiechnął się.
- Cześć... - odparła marszcząc brwi. Uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Jestem Fede. Będę was oprowadzał. - wyjaśnił i wyciągnął w jej stronę dłoń. Uścisnęła ją. - Ty jesteś... Violetta? - popatrzył na nią uważnie. Pokiwała twierdząco głową. - Znasz Ludmiłę, albo Natalię? - zapytał i usadowił się na parapecie. Pokręciła głową. Pomiędzy nimi nastała niezręczna cisza. Przerwała ją blondynka, która z impetem weszła do szkoły.
- Przepraszam. - powiedziała wiedząc, że wywołała hałas. Rozejrzała się i zmarszczyła brwi. - Tak nas mało? - zapytała siadając koło szatynki na ławce. Tamta nieśmiało pokiwała głową. Ludmiła pomimo przykrości, jakie ją spotkały była dość śmiałą osobą. Nie była zbyt ufna, ale śmiała owszem. Do szkoły ociężale wkroczyła Natalia. Na widok trzech osób wyjęła słuchawki z uszu. Perrdio była typem marzycielki. Często się spóźniała i była roztrzepana.
- No to chyba jesteśmy w komplecie. - oznajmił włoch podnosząc się z miejsca. Zaczęli zwiedzać szkołę. Pokazywał im różne miejsca. W końcu doszli do stołówki.
- To jest nasza stołówka. Nie polecam, kucharki noszą czepki, a w jedzeniu i tak są włosy. - wzruszył ramionami. Tylko Ludmiła się zaśmiała. Ona uwielbiała, gdy ktoś żartował.
- A jakie są jeszcze minusy szkoły? - zapytała prosto z mostu Ferro. Zaśmiał się.
- Oj, dużo. Na przykład, trzeba odrabiać zadania domowe. - stwierdził i oboje się zaśmiali. Hiszpanka spojrzała ma nich dziwnie. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Cała czwórka udała się na lekcje. Była to biologia. Włoch usiadł za swoimi kolegami w czwartej ławce. Trzy ostatnie ławki zajęły trzy nowe dziewczyny. Do sali weszła nauczycielka w czasie lekcji kobieta zwróciła się do Natalii.
- Natalio, może ty odpowiesz? - przerażona Perrdio podniosła głowę. Oderwana od własnego świata przejechała dłonią po włosach.
- Yyy... Może pani powtórzyć pytanie? - zapytała i usmiechnęła się niewinnie. Nauczycielka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Tak to jest jak się nie uważa na lekcji. Proszę do oślej ławki. - rozkazała twardo. Brunetka spuściła głowę i wykonała jej polecenie. Po paru chwilach obserwowania młodego Ponte kobieta zwróciła się do niego.
- Maxi, dołącz do Natalii. - oznajmiła. Wytrzeszczył oczy.
- Jja? - zająknął się. Kiwnęła głową.
- Myślisz, że nie widzę, jak próbujesz przekazać Camili liścik. Wolę go nie czytać, więc przesiądź się. - poprosiła. Brunet westchnął i dosiadł się do koleżanki.
***
Zmęczeni powoli wracali do swoich domów.
- Potrzebujemy wokalistki. - stwierdził Leon. Jego przyjaciele przytaknęli.
- Ale kim ona będzie? - zapytał Pasqarelli. Westchnęli we trójkę.
- Żadna z naszej szkoły się nie nadaje. - wzruszył ramionami Maxi. Verdas przystanął na chwilę.
- A może te nowe? - zwrócił się do kolegów.
- Federico, ty je oprowadzałeś. Wiesz o nich trochę. - stwierdził Ponte.
- Może jedynie ta Ludmiła, pozostałe dwie się nie nadadzą. - myślał głośno brunet. Wtedy doszli pod dom szatyna.
- Od razu bierzemy się za próbę. - oznajmił właściciel domu. Pasqarelli chwycił gitarę. Maxi usiadł za bębnami. Szatyn, zaś stanął za keyboardem. Po chwili cały garaż wypełniły dźwięki muzyki. Pod wieczór Federico i Maxi opuszczali dom przyjaciela.
- Ja dziś tylko rozdam plany lekcji i przedstawię nowe koleżanki. Yyy... Marco proszę rozdaj. - podała Meksykaninowi kartki, a on wstał i wykonał jej prośbę. Kobieta spojrzała do swojego zeszytu. - Poproszę do mnie... Natalię Perrdio... - hiszpanka siedząca w ostatniej ławce podeszła do jej biurka powolnym krokiem. Nauczycielka spojrzała jeszcze raz w zeszyt. - Ludmiłę Ferro... - znów zrobiła przerwę, by przeczytać kolejne nazwisko. Blondynka również siedziała w ostatniej ławce, a gdy usłyszała swoją godność oczywiście podeszła do Natalii. - I jeszcze Violetta Castillo. - zakończyła, a Violetta niepewnie stanęła koło innych dziewczyn. - Dziewczyny są nowe w naszej szkole, - ciągnęła wychowawczyni. - ktoś musi je oprowadzić. O, Federico ty o ile mnie pamięć nie myli nie miałeś najlepszego stopnia z zachowania... - włoch pokiwał głową. - Więc, teraz masz szansę. To ty oprowadzisz koleżanki. - zadecydowała pani Martinez. Pasqarelli zrobił duże oczy.
- Nie martw się, nawet ładne. - szepnął mu na ucho przyjaciel siedzący koło niego. Brunet zmroził go wzrokiem, a Verdas wzruszył ramionami.
***
Wzięła głęboki oddech i niepewnie weszła do szkoły. Szatynka rozejrzała się. Nikogo nie było, oprócz chłopaka siedzącego na parapecie. Owy chłopak przeniósł na nią wzrok.
- Cześć. - uśmiechnął się.
- Cześć... - odparła marszcząc brwi. Uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Jestem Fede. Będę was oprowadzał. - wyjaśnił i wyciągnął w jej stronę dłoń. Uścisnęła ją. - Ty jesteś... Violetta? - popatrzył na nią uważnie. Pokiwała twierdząco głową. - Znasz Ludmiłę, albo Natalię? - zapytał i usadowił się na parapecie. Pokręciła głową. Pomiędzy nimi nastała niezręczna cisza. Przerwała ją blondynka, która z impetem weszła do szkoły.
- Przepraszam. - powiedziała wiedząc, że wywołała hałas. Rozejrzała się i zmarszczyła brwi. - Tak nas mało? - zapytała siadając koło szatynki na ławce. Tamta nieśmiało pokiwała głową. Ludmiła pomimo przykrości, jakie ją spotkały była dość śmiałą osobą. Nie była zbyt ufna, ale śmiała owszem. Do szkoły ociężale wkroczyła Natalia. Na widok trzech osób wyjęła słuchawki z uszu. Perrdio była typem marzycielki. Często się spóźniała i była roztrzepana.
- No to chyba jesteśmy w komplecie. - oznajmił włoch podnosząc się z miejsca. Zaczęli zwiedzać szkołę. Pokazywał im różne miejsca. W końcu doszli do stołówki.
- To jest nasza stołówka. Nie polecam, kucharki noszą czepki, a w jedzeniu i tak są włosy. - wzruszył ramionami. Tylko Ludmiła się zaśmiała. Ona uwielbiała, gdy ktoś żartował.
- A jakie są jeszcze minusy szkoły? - zapytała prosto z mostu Ferro. Zaśmiał się.
- Oj, dużo. Na przykład, trzeba odrabiać zadania domowe. - stwierdził i oboje się zaśmiali. Hiszpanka spojrzała ma nich dziwnie. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Cała czwórka udała się na lekcje. Była to biologia. Włoch usiadł za swoimi kolegami w czwartej ławce. Trzy ostatnie ławki zajęły trzy nowe dziewczyny. Do sali weszła nauczycielka w czasie lekcji kobieta zwróciła się do Natalii.
- Natalio, może ty odpowiesz? - przerażona Perrdio podniosła głowę. Oderwana od własnego świata przejechała dłonią po włosach.
- Yyy... Może pani powtórzyć pytanie? - zapytała i usmiechnęła się niewinnie. Nauczycielka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Tak to jest jak się nie uważa na lekcji. Proszę do oślej ławki. - rozkazała twardo. Brunetka spuściła głowę i wykonała jej polecenie. Po paru chwilach obserwowania młodego Ponte kobieta zwróciła się do niego.
- Maxi, dołącz do Natalii. - oznajmiła. Wytrzeszczył oczy.
- Jja? - zająknął się. Kiwnęła głową.
- Myślisz, że nie widzę, jak próbujesz przekazać Camili liścik. Wolę go nie czytać, więc przesiądź się. - poprosiła. Brunet westchnął i dosiadł się do koleżanki.
***
Zmęczeni powoli wracali do swoich domów.
- Potrzebujemy wokalistki. - stwierdził Leon. Jego przyjaciele przytaknęli.
- Ale kim ona będzie? - zapytał Pasqarelli. Westchnęli we trójkę.
- Żadna z naszej szkoły się nie nadaje. - wzruszył ramionami Maxi. Verdas przystanął na chwilę.
- A może te nowe? - zwrócił się do kolegów.
- Federico, ty je oprowadzałeś. Wiesz o nich trochę. - stwierdził Ponte.
- Może jedynie ta Ludmiła, pozostałe dwie się nie nadadzą. - myślał głośno brunet. Wtedy doszli pod dom szatyna.
- Od razu bierzemy się za próbę. - oznajmił właściciel domu. Pasqarelli chwycił gitarę. Maxi usiadł za bębnami. Szatyn, zaś stanął za keyboardem. Po chwili cały garaż wypełniły dźwięki muzyki. Pod wieczór Federico i Maxi opuszczali dom przyjaciela.
czwartek, 1 maja 2014
Prolog
Jaki powinien być prawdziwy przyjaciel? Szczery, godny zaufania. Tymczasem w ich przypadku było zupełnie inaczej. Przyjaciele byli fałszywi i perfidni. Wiesz jak czuje się osoba zdradzona, oszukana? Przyjaciel, osoba której ufasz i wierzysz wbija ci nóż w serce. Wtedy ono roztrzaskuje się na milion kawałków. Starasz się je poskładać, ale zawsze brakuje jednej części. Tą częścią jest szczęście.
***
Usiadła na wolnym miejscu w autobusie. Odgarnęła swoje długie blond włosy. Słyszała zza pleców śmiechy innych. Byli szczęśliwi, w przeciwieństwie do niej. Spojrzała na wolne miejsce koło siebie. Dziesięciolatka starła łzę.
- Ludmiła, dasz mi cukierka? - zapytała jej "przyjaciółka", spoglądając przez szparę pomiędzy siedzeniami. Ferro pokręciła przecząco głową. - Wiesz co? Ale z ciebie koleżanka. - prychnęła.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. - szepnęła do siebie. Po raz kolejny to samo. Po raz kolejny została sama. Każdy powie "siedzi sama w autobusie, wielkie mi co." Ale ona miała dziesięć lat, to było dla niej najważniejsze. Tym bardziej, że Ashley mówiła: "tak, usiądę z tobą w autobusie". Blondynka przetarła ostatnie łzy i spuściła głowę.
***
Zadowolona hiszpanka weszła do szkoły. Pomachała do grupki dziewczyn stojących w kącie korytarza.
- W sobotę urządzam przyjęcie urodzinowe. Wpadnijcie. - rozdała każdej z koleżanek kopertę. Zadowolone pokiwały głowami.
Nadeszła sobota. Przygotowana Naty siedziała na krześle. Jej nogi swobodnie zwisały nad podłogą. Przeniosła wzrok na zegar wiszący na ścianie. Wybił czternastą. O czternastej miały przyjść. Sięgnęła po telefon. Wybrała numer do pierwszej, drugiej... Ósmej. U wszystkich poczta głosowa. Wściekła rzuciła telefonem o transparent: "happy 13". Westchnęła i zaczęła gorzko płakać.
- Chciałam, żeby się udało. Chociaż raz. - mówiła do siebie szlochając.
***
Piętnastolatka siedziała w ławce na samym końcu klasy. Do sali z impetem weszły dwie dziewczyny. Spojrzała na nie z pogardą. Śmiały się, szły pod ramię. Violetta starała się nie patrzeć w ich stronę. To były dwie najgorsze osoby, jakie znała.
- O Castillo, jak tam z Maxonem? - zapytała drwiąco jedna dziewczyna. Szatynka odwróciła wzrok. To przez te dwójkę skany z jej pamiętnika trafiły na stronę szkoły. Maxon, to w nim się zakochała. Ten wpis był w internecie. Na szczęście udało się go usunąć. A ona uważała ją za przyjaciółkę. Cała klasa wybuchła śmiechem, a ona wybiegła z płaczem z klasy.
***
To nie są jednorazowe sytuacje. To tylko przykłady przytoczone z ich życia. Teraz spotykają się w szkole średniej. Poznają miłości ich życia. Przypadek, czy przeznaczenie?
[}§{℃ω§§{«€»ω»ω℃]¿¿¡
Wiem, miał być wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że się podoba ;)
Do nexta :)
***
Usiadła na wolnym miejscu w autobusie. Odgarnęła swoje długie blond włosy. Słyszała zza pleców śmiechy innych. Byli szczęśliwi, w przeciwieństwie do niej. Spojrzała na wolne miejsce koło siebie. Dziesięciolatka starła łzę.
- Ludmiła, dasz mi cukierka? - zapytała jej "przyjaciółka", spoglądając przez szparę pomiędzy siedzeniami. Ferro pokręciła przecząco głową. - Wiesz co? Ale z ciebie koleżanka. - prychnęła.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. - szepnęła do siebie. Po raz kolejny to samo. Po raz kolejny została sama. Każdy powie "siedzi sama w autobusie, wielkie mi co." Ale ona miała dziesięć lat, to było dla niej najważniejsze. Tym bardziej, że Ashley mówiła: "tak, usiądę z tobą w autobusie". Blondynka przetarła ostatnie łzy i spuściła głowę.
***
Zadowolona hiszpanka weszła do szkoły. Pomachała do grupki dziewczyn stojących w kącie korytarza.
- W sobotę urządzam przyjęcie urodzinowe. Wpadnijcie. - rozdała każdej z koleżanek kopertę. Zadowolone pokiwały głowami.
Nadeszła sobota. Przygotowana Naty siedziała na krześle. Jej nogi swobodnie zwisały nad podłogą. Przeniosła wzrok na zegar wiszący na ścianie. Wybił czternastą. O czternastej miały przyjść. Sięgnęła po telefon. Wybrała numer do pierwszej, drugiej... Ósmej. U wszystkich poczta głosowa. Wściekła rzuciła telefonem o transparent: "happy 13". Westchnęła i zaczęła gorzko płakać.
- Chciałam, żeby się udało. Chociaż raz. - mówiła do siebie szlochając.
***
Piętnastolatka siedziała w ławce na samym końcu klasy. Do sali z impetem weszły dwie dziewczyny. Spojrzała na nie z pogardą. Śmiały się, szły pod ramię. Violetta starała się nie patrzeć w ich stronę. To były dwie najgorsze osoby, jakie znała.
- O Castillo, jak tam z Maxonem? - zapytała drwiąco jedna dziewczyna. Szatynka odwróciła wzrok. To przez te dwójkę skany z jej pamiętnika trafiły na stronę szkoły. Maxon, to w nim się zakochała. Ten wpis był w internecie. Na szczęście udało się go usunąć. A ona uważała ją za przyjaciółkę. Cała klasa wybuchła śmiechem, a ona wybiegła z płaczem z klasy.
***
To nie są jednorazowe sytuacje. To tylko przykłady przytoczone z ich życia. Teraz spotykają się w szkole średniej. Poznają miłości ich życia. Przypadek, czy przeznaczenie?
[}§{℃ω§§{«€»ω»ω℃]¿¿¡
Wiem, miał być wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że się podoba ;)
Do nexta :)