Strony

środa, 2 kwietnia 2014

One part Leonetta: Jej uśmiech.

Dziewczyna siedziała na piasku. Rysowała na nim szlaczki, serduszka. Patrzyła na pomarańczowe słońce, które za chwilę miało się schować za tafle wody. 
- Lubisz zachody słońca? - spytał chłopak siadając koło niej.
- Kiedy jest się smutnym lubi się zachody słońca. - odparła ponuro szatynka. 
- Leon jestem. - wyciągnął w jej stronę dłoń. Był bardzo pogodnym osiemnastolatkiem, ale czasem trochę za dużo imprezował.
- Violetta. - odrzekła podając mu delikatną dłoń. 
- A dlaczego jesteś smutna? - zadał kolejne pytanie. Ciągle się uśmiechał i chciał by nowo poznana dziewczyna również się Usmiechnęła. Jednak nie wiedział, jakie to trudne zadanie. 
- Jak mam się uśmiechać, gdy cierpię? - spytała ironicznie.
- Dlaczego cierpisz? - pannie Castillo, szatyn zaczął trochę grać na nerwach.
- Bo mam złe wspomnienia. - odpowiedziała pod nosem. Westchnął.
- Czasem warto skupić się na dobrych wspomnieniach. Przypominają człowiekowi, że szczęście jednak istnieje. - zasugerował. Ona również Westchnęła i zamknęła na chwilę oczy.
**********
- Berek! - krzyknął chłopczyk dotykając jej ramienia. Szatynka pobiegła w stronę małej brunetki stojącej za drzewem. Za małą Natalią schował się chłopiec w czapce, a za nim sześcioletni Verdas. Violetta złapała brunetke za ramiona i delikatnie popchnęła. W efekcie, cała czwórka wylądowała na trawie. Położyli się obok siebie na plecach i spojrzeli w niebo.
- Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi na świecie. - powiedział Maxi.
- Na zawsze! - krzyknęli równocześnie, a potem zaczęli się śmiać.
*************
Castillo nadal miała ten sam wyraz twarzy.
- Pomogło? - spytał chłopak. Nie reagowała. - Violeeeetta? - przeciągnął. Spojrzała w jego zielone oczy.
- Ile masz lat? - zapytała marszcząc brwi.
- osiemnaście. - odparł trochę zaskoczony.
- Nazywasz się Leon? - zadała kolejne pytanie. Pokiwał głową.
 Leon, Leon Verdas. - odrzekł. Dziewczyna po raz pierwszy się Usmiechnęła. Szatyn bacznie jej się przyglądał. Wydawało mu się, że gdzieś widział jej uśmiech i nie mylił.
**********
- Yyy... Koń?- spytał Verdas. Dziewczynka złapała się za głowę.
- Nie! Jesteś beznadziejny w kalambury! -
stwierdziła Vilu i pokazała jeszcze raz.
- Wiem! Krowa!!! - wrzasnął. 
- Nareszcie. - z westchnieniem usiadła obok przyjaciela. 
- Trochę to wyglądało jak świnia... - przyznał, a Castillo delikatnie szturchnęła go w ramię. 
- Ej! - upomniała go, a potem Usmiechnęła się.
*****
- Violetta... - powiedział cicho. 
- Nawet mnie nie przytulisz?! - spytała oburzona. Uśmiechnął się i uściskał ją mocno.
- Tęskniłem za tobą. - wyszeptał gdy się od siebie oderwali i stykali nosami.
- Ja też. Bardzo, bardzo, bardzo. - mówiła coraz ciszej. W końcu ją pocałował. Wcale się nie sprzeciwiała. Już kilkanaście lat temu zauroczyła się nim. 
- Kocham cię. - szepnęli równocześnie. Zaśmiali się. Objął ją ramieniem. 
- Muszę iść. - oznajmiła i wstała. Strasznie go to zaskoczyło.
- Poczekaj! Gdzie mieszkasz? Daj mi swój numer! - krzyczał za nią. Odwróciła się i delikatnie usmiechnęła. 
- Daj klucz do swojego serca komuś innemu. - zaproponowała. Zmarszczył brwi.
- Klucz do mojego serca masz tylko ty, a tym kluczem jest twój uśmiech. - odparł załamany. 
- Żegnaj... - powiedziała cicho. Starła łzy z policzków i odeszła wzdłuż morza. Nie wiedział o co chodzi. Dopiero co się odnaleźli i już muszą się żegnać. Ona wiedziała, bo chorowała na nowotwór.
- Dlaczego nic nie powiedziała? - spytał. Natalia westchnęła.
- Nie chciała, żebyś zobaczył ją w takim stanie. Po dwunastu latach wróciła do BA. Spotkała ciebie i co miała powiedzieć? Hej Leon, to ja Vilu, choruje na nowotwór niedługo umrę? - zapytała ironicznie brunetka.
- Dlaczego wtedy wyjechali? - zadał pytanie Verdas. Naty sięgnęła do torebki.
- Przeczytaj. - oznajmiła podając mu kopertę. Potem bez słowa opuściła jego dom.
Otworzył kopertę i wyjął zapisaną kartkę.
Kochany Leonie!
Kiedy będziesz to czytać, mnie już nie będzie na tym świecie. Chciałabym ci tyle powiedzieć, ale w tym liście zawre tylko najważniejsze rzeczy. Wtedy wyjechaliśmy, bo moja mama zmarła. Zginęła w katastrofie lotniczej. Pojechaliśmy do Madrytu, ponieważ wszystko tu przypominało mojemu tacie, mamę. Potem w wieku piętnastu lat dowiedziałam się, że choruje na białaczkę. No i chciałam się pożegnać, więc przyjechałam. Pamiętaj bardzo cię kocham, ale daj szansę komuś innemu. Na pewno będzie na ciebie zasługiwać. Bo nie tylko ja mam taki uśmiech.
Kocham, Vilu.
Czytał list ze sto razy i za każdym razem brzmiał tak samo. Za każdym razem kropelki jej łez widniały na słowie kocham. Za każdym razem nie mógł uwierzyć, że jej nie ma. I zastanawiał się nad jednym, o co chodzi z uśmiechem. Wyszedł przed dom, później skierował się do parku. W parku wpadł na pewną dziewczynę.
- Przepraszam nie chciałem. - wytłumaczył. W odpowiedzi dostał uśmiech. Ten, który był kluczem do jego serca. Identyczny, ale przyklejony do innej twarzy.
_____________________________________________________________________
Witam was tym oto op. Nie gniewajcie się za to "dzieło", o ile można tak to nazwać. LBA pojawi się jutro lub dziś wieczorem.
Buziaczki :*.
 wieczorem.
Buziaczki :*

3 komentarze:

  1. Nominuję cię do LBA
    Na blogu: http://leonettablogtiniverdas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne :)
    Masz jeszcze jedno LBA na głowie :)
    Biedna Viola i Leon
    Czekam na next
    Alicja

    OdpowiedzUsuń