Strony

piątek, 10 stycznia 2014

One part Leonetta: Walcz do końca

Violetta Castillo za tydzień wychodzi za Diego. A do niedawna byli tacy szczęśliwi. Do niedawna? Nie, 5 lat temu. Jednak żadne nie zapomniało. Leon cierpi najbardziej. Czy cos jeszcze zdoła ocalić ich miłość?
           Dzis wszyscy zbierają sie w kościele. Francesca oficjalnie zostaje panią Tavelli. Diego i Viola rownież sie pojawili. Leon, z bólem serca przyszedł. Federico go wyciągnął. Po uroczystościach wszyscy pojechali na sale balową. Nikt nie przypuszczał ile zdarzy sie tego wieczora...
            Castillo razem z Domingezem i Państwo Ponte jako świadkowie i ich osoby towarzyszące siedzieli przy jednym stole z parą młodą. Po godzinie 00.00 Vilu i Diego poszli pogadać z Ludmi i Larą. Okazało sie, ze wtedy Violetta przeszła na złą stronę mocy. Leon stracił wszelkie nadzieje. Jego Viola była inna: miła, pomocna, zawsze uśmiechnięta. Wystarczyła tak krótka chwila, by ją całkowicie zmienić.
- Violu, dlaczego wzięłaś sobie na swiadkową Camilę? Taką pokrakę? - spytała kompletnie pijana Lara.
- Nie wiem co mi odbiło! - odpowiedziała i wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Ludmi moze ty sie zgodzisz? - Ferro była jeszcze trzeźwa. Od razu sie zgodziła.
- A co wy odwaliliście, ze wszystkich zapraszacie? Wystarczą tylko świadkowie i rodzice. - dodała pewna siebie blondynka.
- Chyba masz racje. Diego! Diego! - spojrzała, a jej narzeczony w najlepsze spał. Pomyślała, ze pewnie za dużo wypił. Ona nic nie wypila, wolała być trzeźwa.
        Przez ten tydzień państwo młodzi odmówili wszystkich byłych przyjaciół. Wszyscy domyślili sie, ze Ludmiła znów cos knuje. Zostawili tylko: Ludmiłe, Lare, brata Diego i rodziców.
        Nadeszła sobota. Leon siedział w domu. Juz zawsze bedzie pamiętał ten dzien, jako najgorszy swojego zycia. Szatynka wyryła w jego sercu wielką dziurę, której już nikt nigdy nie zapełni. Patrzył pustym wzrokiem przez okno. Krople deszczu stukały o parapet i okno. Ciche wystukiwane rytmy przypominały mu melodie Podemos. Na prawdę, krople odbijaly się tak tylko w jego wyobrazni.
Wtedy do mieszkania, bez pukania wtargnęły Camila i Francesca.
- Leon! Leon! - Już od progu zaczęły nawoływać chłopaka. Ten niechętnie podniósł sie z fotela i powlókł do korytarza. - Zbieraj sie wychodzimy! - Oznajmiła ruda i podała chłopakowi skórzaną kurtkę. Wziął ją do ręki i westchnął głęboko.
- Gdzie? I po co? - Spojrzał pytająco na przyjaciółki, a czarnowłosa przewróciła oczami i powiedziala:
- Jak to gdzie?! Jak to po co?! Do kościoła, odzyskać Vilu!!! - Oczy brunetki i rudowłosej wpatrywały sie w jego twarz. Verdas spojrzał najpierw na jedną, potem na drugą.
- To nie ma sensu. - Wyszeptał i podreptał do kuchni, a zanim dziewczyny.
- Juz nie pamiętasz? Jak bardzo ją kochałem, ile dla ciebie znaczyła? - Lamentowała Torres. Pałeczkę przejęła teraz Resto.
- A kiedy pisałeś: "P.S Walcz do końca. Kocham cie Leon"? Chcesz teraz sie poddać? - na myśl o tym wspomnieniu uśmiechnął sie pod nosem. Kiedy mieli 19 lat, Violetta potrzebowała przeszczepu. Pojechała do Los Angeles, na leczenie. Zawsze w listach, e-mailach i SMS-ach na końcu dodawał te
słowa. I wygrała, nadal mogła sie cieszyć życiem. Tylko nie z Leonem. Wtedy poszła na studia i zapomniała ile mu zawdzięcza. Poznała Domingueza i tak to sie skończyło. Szatyn poczuł gniew. Nie na Diego, ani na Castillo, tylko na siebie. Karcił sie w myślach, ze wcześniej nie przystał na propozycje Cami i Fran od razu. Spojrzał na zegarek, pokazywał 15.35. Pomyślał, ze jeszcze zdążą.
- Jedziemy! Jeszcze zdążymy! - Krzyknął i pognał do korytarza. Dziewczyny wydały okrzyki radości i opuścili blok. Po jeździe samochodem Verdas zaparkował pod kościołem. Bez słowa wbiegli przez duże, brązowe drzwi.
- Jeśli ktoś jest przeciwny temu małżeństwu, niech powie teraz lub zamilknie na wieki. - Usłyszeli głos księdza, wiec odrazu zainterweniowali:
- My! - odezwali sie równo. Ludmiła zacisnęła bukiet, ktory trzymała w rękach. Lara z wrażenia pobladła, a pan młody uniósł ręce i zawołał:
- Tak, moje marzenia sie spełniają! - Ferro uderzyła go trzymanym w rękach bukietem, a Baroni posłała piorunujące spojrzenie. Jak po krótkich wyjasnieniach sie okazało, Dominguez nie chciał poślubić Violi. Miał zgarnąć jej fortunę i wyjechać. Był w zmowie z blondynką i szatynką, wiec
każdy otrzymał by jedną trzecią pieniędzy. Zapłakana panna młoda wybiegła z kościoła. Cała trojka przeciwnych Dieletcie podążyła za nią. Po krótkiej gonitwie dotarli na most. Castillo zaczęła przechodzić przez barierki. Nie mogli uwierzyć, ze chce sie zabić. Jako pierwsza zaczęła krzyczeć Camila.
- Nie! Violetta, to nie moze sie tak skończyć! - Podeszła bliżej szatynki. Jej czubki butów wystawały poza most. Odwróciła sie w stronę Cami i zaczęła krzykiem:
- Odsun sie! Ja i tak skoczę! - Jej oddechy stawały sie coraz szybsze. Cała czwórka czuła, ze ich ciśnienie wzrosło co najmniej do 200. Torres powolnym krokiem wycofała sie do przyjaciół.
- to koniec. - oznajmiła smutnym tonem. - Ona jedną nogą jest już na tamtym świecie. - wyszeptała placzliwym tonem. Leon uśmiechnął sie pod nosem. Nie rozumiały, jak on moze teraz sie śmiać. Miały ochotę przywalić mu w twarz. Fran nie wytrzymała i wypaliła:
- A ty z czego sie głupio smiejesz? - Podniósł wzrok ze swoich butów. Uśmiechnął sie jeszcze szerzej.
- Walcz do końca. - Powiedział i zaczął isc w stronę swojej byłej. Przybrał poważny wyraz twarzy. - Zejdz, albo ja skoczę. - oświadczył stanowczo. Spojrzała na niego, jak na głupka.
- Nie. Oni wszyscy mnie okłamali! - Leon juz miał zamiar przechodzić przez barierki, ale Castillo powstrzymała go krzykiem:
- juz, stój! Dobrze zejdę. - Uśmiechnął sie triumfalnie i cofnął o pare kroków. Kiedy szatynka stanęła juz koło niego odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, jak podziękować Verdasowi, wiec mocno go przytuliła. Odwzajemnił uścisk. Po raz kolejny uratował jej życie. A ona juz tyle razy go zraniła. Odsunęli sie od siebie i Spojrzęli w oczy. Powiedziała mu o przykrosciach jakie mu sprawiła, a on odpowiedział:
- Zawsze wybaczę ci wszystko. Juz nie pamiętasz: Pues lo que sierot es - tu dołączyła do niego - amor*)...



* tłumaczenie: przecież to co czuje, to miłość. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz