Strony

niedziela, 15 grudnia 2013

One part na konkurs do Teddy ( niestety bez miejsca :( )

Są najlepszymi przyjaciółmi. Jak trzej muszkieterowie. One dwie i on - Violetta, Francesca i Leon. Żadne z nich nie chce tego popsuć, ale on zawsze ją kochał, nie jak przyjaciółkę. Leon tego nie ukrywał, od zawsze podobała mu sie Violetta. Od przedszkola była obiektem jego westchnień. Violetta zawsze traktowała go jak przyjaciela i lekceważyła jego zaloty. Nawet nie wiedziała jak bardzo go rani...

Słonecznego dnia przyjaciele szli na spacer. Leon, Vilu i Fran Poprostu cieszyli sie swoją obecnością.
- Patrzcie stoisko z lodami! - krzyknęła, jak male dziecko Viola i popędziła do wcześniej wymienionego miejsca. Przechodząc przez ulice nie zauważyła nadjeżdżającej ciężarówki.
- Uważaj!!! - krzyknęli Przyjaciele jednocześnie, ale ona nie usłyszała, wiec Leon odepchnal ja z miejsca zdarzenia. Violetta wyszła z tego cało, ale chłopaka potrąciła ciężarówka.
- Dzwon po karetkę! - wydarła sie Fran podbiegajac do nieprzytomnego szatyna. Dziewczyna drżącymi rękoma wybrała numer i opowiedziała co sie stało. Wiedziała, ze to jej wina. Gdyby nie ona, Leon teraz by tu stał i śmiał sie razem z nimi. W porę sie opanowała i podbiegła do przyjaciółki ocucającej Verdasa.
-Pogotowie zaraz tu będzie. - Ukucnęła koło Resto. - Co jak on sie nie obudzi?! - Francesca nie wiedziała co powiedzieć. Chciała ją pocieszyć, ale nie wiedziała jak. Pytanie Castillo ją sparaliżowało.
- Nie wiem... - odparła po długim namyśle. Poprostu nie wiedziała, była bezsilna. Obie były bezsilne.
Wtedy podjechały pogotowie. Akcja działa sie w szybkim tempie. Zabrali Chłopaka na noszach, a dziewczyny bez wahania wysiadły do karetki. Brunetka od dłuższego czasu obserwowała swoją przyjaciółkę. Znała ją od zawsze i wiedziała ze sie obwinia.
- Bedzie dobrze zobaczysz. - powiedziała ciepłym głosem i uscisnela jej dłoń.
- A co jeśli nie? Fran on musi żyć! Jeśli umrze to ja tez! - Vilu juz nie panowała nad tym co mówi. Była Poprostu w szoku.
- Nie mów tak. - Pomimo iż Resto orientowała sie o beznadziejnym położeniu ich sytuacji, nadal zachowywała spokój. Po jej słowach karetka zatrzymała sie. Wszyscy wysiedli. Leona odrazu zabrali na sale operacyjną. Dziewczyny powiadomiły juz państwa Verdasa o wypadku.
            Po trzech godzinach oczekiwania chłopak był juz przytomny i mozna było go odwiedzić. Przyszła kolej na Violette.
- Czesc, jak sie czujesz?
- Hej,  bywało lepiej. - przysiadła na krańcu jego łóżka i uśmiechnęła sie lekko. Odwzajemnil uśmiech. Spojrzała mu w oczy i na jego usta i tak kilkakrotnie. Pózniej odważyła sie i go pocałowała. Verdas lekko zdezorientowany obrotem spraw odwzajemnił pocałunek. Do pomieszczenia wparowała uśmiechnięta Włoszka.
- Mam wo... - Szybko sie od siebie oderwali, a Castillo z prędkością światła opuściła sale.
    Po tygodniu Leon mógł wrócić do domu. Niestety chodził jeszcze o kulach i miał rękę w gipsie.
Dziś miała go odwiedzić Violetta.
- Czesc bohaterze! - była wesoła jak nigdy.
- Weź przestań. - Chłopak nie lubił jak ktoś opowiadał o tym co zrobił. Szczególnie jego znajomi i rodzina.
- To prawda! - oburzyła sie Castillo półżartem - Jesteś moim bohaterem...  - dodała ciszej i mniej pewnie. Leon kompletnie sie pogubił. Podobał sie jej?  To przecież była by kompletna abstrakcja.
 - Nic nie rozumiem. - starał sie jak najdelikatniej dobrać słowa. Dziewczyna tylko go pocałowała. Znów ta sama niezręczna sytuacja. Szatyn myślał, ze gdy sie od siebie oderwą ona ucieknie, wiec delikatnie zakończył pocałunek.
- Chcesz byc ze mną? - zapytała jak gdyby nigdy nic, a on w odpowiedzi ją pocałował.
- A jak ci sie wydaje? - zapytał po zakończeniu czynności.
- Do zobaczenia. - pocałowała go w policzek i wyszła. O takim obrocie sprawy Leonowi sie nawet nie śniło.
      Następnego dnia wszyscy w szkole podziwiali nową zakochaną pare. Wielbicielki Leona miały ochotę zabić Vilu, a wielbiciele Violetty, Leona.
- Juz dzwonek. - Viola na pożegnanie ucałowała swojego chłopaka w policzek i odchodziła, gdy
przyszła Fran.
- No dzien dobry panie i pani Verdas. - lubiła sobie z nich żartować. Tak naprawdę tylko ona wiedziała dlaczego Vilu chodzi z Leonem. Nawet sama Castillo nie wiedziała dlaczego. Szatynka odeszła, a przyjaciele zostali we dwójkę. Resto postanowiła uświadomić ,,bohatera'' na czym stoi.
- Naciesz sie.
- Ale czym? - zdezorientowany chłopak włożył książki do szafki. Czarnowlosa wzięła głęboki oddech.
- Miłością Vilu. - Teraz wyprowadziła go zupełnie w pole. Jedyne pytanie, ktore mu sie nasuwalo to...
- Ale o co ci chodzi?
- Ona chce z tobą byc, tylko dlatego ze ją uratowałes. Jej sie wydaje, ze cię kocha. Chce ci wynagrodzić te cała sytuacje. - Trochę obawiała sie reakcji Verdasa. Myślała, ze on odrzuci od siebie te argumenty. Było jednak zupełnie inaczej. Wziął sobie do serca to co powiedziała. No bo dlaczego
Violetta tak nagle sie nim zainteresowała?
- Chyba masz racje. Zerwe z nią jeszcze dziś.
- Przykro mi. - Naprawdę było jej przykro. Leon nareszcie był w pełni szczęśliwy, ale trzeba było to zniszczyć. Potem cierpiał by jeszcze bardziej.
         Popołudniu Leon i Vilu mieli sie spotkać w Resto. chłopak czekał na nią i układał sobie co powie. Miał nawet ochotę zostać jeszcze w tym związku, ale to było złe. Wlasnie przyszła Castillo.
- Hej, hej. Co tam? - teraz musiał to zrobić.
- No hej, musimy pogadać.
- No to pogadajmy. - usiadła na krześle, a on wziął głęboki oddech.
- Musimy sie rozstać, ty mnie nie kochasz. - Rzucił na jednym tchu. - Kochasz to co zrobiłem, a nie mnie.
- Ale... Sama nie wiem czego chce. - Wiedział, ze tak bedzie. nawet nie zaprzeczyła.
- Poczekajmy, aż zdejmą mi to wszystko - pokazał na gips i kule - i ta cała afera z bohaterem sie zakończy, a jak będziesz mnie chciała to wróć. - to było dla niego ciężkie, ale musiał to zrobić. -
Muszę iść. - oznajmił i opuścił lokal.

* 3 miesiące pózniej *
Oboje bardzo cierpieli przez ten czas. Żadne nie spodziewało sie tego wszystkiego. Związku, rozstania, tęsknoty. Najbardziej niespodziewane było to dla Vilu. Myślała, ze kocha go jak przyjaciela, a było inaczej. Przez ten jeden dzien nauczył ją tak wiele. Nauczył ją co to jest miłość. To było najważniejsze. Byli parą jeden dzien, tak długi jeden dzien. A rozłąka, dziś mijały równe trzy miesiące. Najdłuższe trzy miesiące ich zycia. Leon dopiero teraz zrozumiał co to jest nieszczęśliwa
miłość. Posmakował jej miłości i chciał więcej. To prawda, jeśli mówią, ze miłość jest jak narkotyk. Raz posmakujesz i chcesz jej więcej.
- Hej Fran. - Włoszka była zdumiona. Zawsze to było: " Hej, hej. Co tam u ciebie " z wielkim bananem na twarzy. A dziś?
- To dziś, - westchnela głęboko. - minęły trzy miesiące. - dodał i odeszła. Do szkoły wszedł Verdas.
- Czesc. - rzucił tylko i poszedł do szafki. Resto oczywiście podreptała za nim.
- Co dzis z wami jest?
- To dzis, mijają trzy miesiące. - i znów odszedł. Fran powoli zaczynała powoli kojarzyć fakty. Trzy miesiące temu sie rozstali. Ale Castillo pamięta? Zakochała sie w nim? Czy on to wie? - na te wszystkie pytania Włoszka musiała sobie odpowiedzieć. Jednak miała jeden priorytet, pogodzić Leonette.
- Marco, musimy pogadać! - zawołała swojego chłopaka i opowiedziała mu plan. On bez wahania przyjął propozycje.
- No to do dzieła! - Krzyknęli równocześnie i odeszli w dwie rożne strony.
- Vilu chodź ze mną na chwile. - Plan był banalnie prosty: zaciągnąć ich do schowka i nie wypuszczać, aż sie pogodzą. Resto wzięła przyjaciółkę pod ramie i poszły. W drugim końcu szkoły Marco zagadnął Leona:
- O, hej stary muszę ci coś pokazać. Chodz! - odeszli razem. Cała czwórka spotkała sie przed
schowkiem. Marcesca wymieniła porozumiewawcze spojrzenia i szybkim ruchem wepchnęli dwójkę do pomieszczenia.
- Nie wypuściły was dopóki nie pogadacie i nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego! - Na krzyk Marco Leon skrzywił sie.
- Ale co? - odkrzyknał
- Wszystko. - Teraz pozostawało tylko jedno, czekać.
- Wiesz o co im chodzi? - Verdas był totalnie zdezorientowany. Vilu wiedziała o co chodzi, ponieważ znała dość długo Francesce i wiedziała co chodziło jej po głowie. Westchnela cieżko.
- Ona chce żebyśmy do siebie wrócili.
- Przecież to ona powiedziała mi, ze mnie nie kochasz. - Według szatyna to wszystko nie trzymało sie kupy.
- Ale to sie zmieniło. - Leon pokiwał powoli głowa. W końcu wszystko miało trochę sensu.
- Nadal trochę nie rozumiem. - Westchnela, faceci im wszystko trzeba mowić wprost.
- Kocham cię, rozumiesz?! Codziennie coraz bardziej! Nie moge tak ży... - nie dokończyła, bo chłopak przerwał jej pocałunkiem. Podsłuchująca za drzwiami para po ustających krzykach domyślili sie co teraz sie dzieje. Po paru minutach Leon zaczął szarpać klamkę, a oni wypuścili ich na wolność.
         ...........
To historia dla tych, którzy nie wiedzą czy można zakochać sie w najlepszym przyjacielu? Otóż tak, trzeba tylko umieć rozgraniczyć cienką granice miedzy miłością i przyjaźnią.
KONIEC








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz