Szalonego sylwestra życzę! Dużo tanczcie i wróćcie na nowe one party w 2014 ! Kocham i szczęśliwego nowego roku!
:* <3 buziaki xoxoxo
Strony
▼
wtorek, 31 grudnia 2013
poniedziałek, 30 grudnia 2013
statystyki - tyle krajów nas odwiedza :)
Polska
|
1068
|
Stany Zjednoczone
|
126
|
Niemcy
|
42
|
Wielka Brytania
|
16
|
Ukraina
|
12
|
Serbia
|
10
|
Belgia
|
2
|
Norwegia
|
2
|
Rosja
|
2
|
Wenezuela
|
1
|
Diego na basenie
- Uwaga, uwaga! - krzyknął Diego. właśnie stał na skoczni i miał skoczyć do basenu. Zaczął odliczać:
- 10
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- 9
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
-7
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- Yyyyy 5
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- Em 2
.
.
.
.
.
.
.
..
.
- yyyyyyyy 11
.
.
.
.
.
.
.
.
- 12... kurde zawsze to samo - powiedział i odszedł jak taka kurka
- 10
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- 9
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
-7
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- Yyyyy 5
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- Em 2
.
.
.
.
.
.
.
..
.
- yyyyyyyy 11
.
.
.
.
.
.
.
.
- 12... kurde zawsze to samo - powiedział i odszedł jak taka kurka
DIEGO - i jego prawdziwe oblicze
Diego jechał sobie na rowerze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
jechał
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
......
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
,
.
jechał.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
..
.
,.
.i jechał
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
jechał
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
aż nagle spadł mu łańcuch ale ten debil jechał sobie dalej
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
jechał
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
aż nagle spadł mu łańcuch ale ten debil jechał sobie dalej
one part femiła
femiła
Federico był smutny i zirytowany zachowaniem swojego taty który wyrzucił go z domu za jeden wybryk w szkole. federico szedł ulicą a nagle wpadł pod auto prowadzone przez Ludmiłe. Dziewczyna podbiegła do nieznajomego i zadzwoniła pod 112 ,pogotowie przyjechało 3 minuty później .Zaniepokojona Ludmiła pojechała za karetką do szpitala. Po trzech tygodniach Federico doszedł do siebie i został wypisany ze szpitala.Oczywiście Ludmiła proponowała mu że go odwiezie federico powiedział że on nie ma domu że nie ma ojca że został sam tylko on może polegać tylko na sobie nie ma bliskich osób opowiedział ludmile swoją szczegółową historię .Dziewczyna zaproponowała Federico aby zamieszkał u niej on zgodził się ,oczy chłopaka zamieniły się w serduszka od poznania Ludmiły
kilka miesięcy później:
federico:ludmi podasz mi cherbaty - krzyknął federico
ludmiła:od kilku miesięsięcy zawsze krzyczysz to samo - wrzasneła zirytowana Ludmiła
federico-co ty do jasnej cholerki ode mnie chcesz -krzyknął federico
ludmiła-ja a sprzątam , prasuje , gotuje ,chodzę do pracy a ty .......po prostu nic całymi dniami na tapczanie od kiedy tu jesteś mieszkam w chlewie
federico podbiegł i pocałował namiętnie dziewczynę i powiedział
chociaż nie byliśmy parą kochałem cię próbowałem coś ci o tym powiedzieć ale.......................no po prostu tak wyszło że się bałem
ludmiła próbowała coś powiedzieć ale on uklęknął i spytał ,,wyjdziesz za mnie" dziewczyna powiedziała
ludmiła- tak.................tak................tak ja też cię kochałam ale nie chciałam ci tego mówić bo bałam się że to co czyje jest bez wzajemności
nagle rozległ się chałas przyszedł ojciec federico i krzyknął
,,Federico wychodzimy" - krzyknął i pociągnął chłopaka
Federico- ja zostaję z Ludmiłą
Ojciec federico- Jak chcesz zostań ale nie licz na moją c
Kilka.tygodni później doszło do ślubu para wròciła do domu już jako małżeństwo.
Federico -kocham cię -krzyknął przenosząc ludmiłę przez próg
Ludmiła pocałowała chłopak
Koniec
Federico był smutny i zirytowany zachowaniem swojego taty który wyrzucił go z domu za jeden wybryk w szkole. federico szedł ulicą a nagle wpadł pod auto prowadzone przez Ludmiłe. Dziewczyna podbiegła do nieznajomego i zadzwoniła pod 112 ,pogotowie przyjechało 3 minuty później .Zaniepokojona Ludmiła pojechała za karetką do szpitala. Po trzech tygodniach Federico doszedł do siebie i został wypisany ze szpitala.Oczywiście Ludmiła proponowała mu że go odwiezie federico powiedział że on nie ma domu że nie ma ojca że został sam tylko on może polegać tylko na sobie nie ma bliskich osób opowiedział ludmile swoją szczegółową historię .Dziewczyna zaproponowała Federico aby zamieszkał u niej on zgodził się ,oczy chłopaka zamieniły się w serduszka od poznania Ludmiły
kilka miesięcy później:
federico:ludmi podasz mi cherbaty - krzyknął federico
ludmiła:od kilku miesięsięcy zawsze krzyczysz to samo - wrzasneła zirytowana Ludmiła
federico-co ty do jasnej cholerki ode mnie chcesz -krzyknął federico
ludmiła-ja a sprzątam , prasuje , gotuje ,chodzę do pracy a ty .......po prostu nic całymi dniami na tapczanie od kiedy tu jesteś mieszkam w chlewie
federico podbiegł i pocałował namiętnie dziewczynę i powiedział
chociaż nie byliśmy parą kochałem cię próbowałem coś ci o tym powiedzieć ale.......................no po prostu tak wyszło że się bałem
ludmiła próbowała coś powiedzieć ale on uklęknął i spytał ,,wyjdziesz za mnie" dziewczyna powiedziała
ludmiła- tak.................tak................tak ja też cię kochałam ale nie chciałam ci tego mówić bo bałam się że to co czyje jest bez wzajemności
nagle rozległ się chałas przyszedł ojciec federico i krzyknął
,,Federico wychodzimy" - krzyknął i pociągnął chłopaka
Federico- ja zostaję z Ludmiłą
Ojciec federico- Jak chcesz zostań ale nie licz na moją c
Kilka.tygodni później doszło do ślubu para wròciła do domu już jako małżeństwo.
Federico -kocham cię -krzyknął przenosząc ludmiłę przez próg
Ludmiła pocałowała chłopak
Koniec
piątek, 27 grudnia 2013
One part Leonetta: Ni to jesteśmy kwita.
Leonetta - takie piękne słowo. Do niedawna bardzo popularne, ale teraz wyszło z obiegu. Pewnie spytacie: Dlaczego? Otóż Violetta zdradziła Leona z Diego. Rozstali sie. Próbowała mu sie wytłumaczyć, ze to tylko zauroczenie. Verdas jednak był nieugięty. Teraz ona stara sie pokochać Diego, ale to nie jest ta miłość. Szatyn... On jest samotny.
- Leon, no weź. To tylko chwila zapomnienia! Wybacz jej! Ona cie kocha! Próbuje ci powiedzieć, ale ty nie chcesz jej słuchać! - Powiedziała zdenerwowana Fran. Cały dzien za nim chodzi i mu to tłumaczy.
- Gdyby mnie kochała, to by mnie nie zdradziła i nie było by tego. - Zrezygnowany pokazał na zakochaną parę, która siedziała w kącie. Fran poczerwieniała. Wolała, żeby jej przyjaciółka była z Verdasem. Dominguez to niezbyt dobra partia. Podeszła do Castillo i pociągnęła ją w drugi koniec sali.
- Co ty wyprawiasz?! - wściekła Fran nie opanowywała emocji. - Violetta, czy ty go kochasz? No wiesz, Diego. - Castillo założyła ręce na pierś i zmruzyla oczy. Resto była przekonana, ze zaraz powie cos w stylu To nie twoja sprawa, ale ona opadła na krzesło za nią.
- Nie, ale Leon nie chce mnie znać. Co mam zrobić? - Włoszka usiadła koło przyjaciółki.
- Moze najpierw rzuć Diego? - Powiedziała juz bardziej opanowana.
- Nie wiem, Fran. - Do pomieszczenia wszedł Pablo.
- Dzieciaki, zaczynamy.
***
Po zajęciach Vilu, Fran i Cami poszły na spacer. Spacerując ujrzały coś, czego nigdy nie chciały widzieć. Diego całował sie z Larą. Wściekła Castillo podbiegła do nich:
- Jak mogłeś! - Krzyknęła. Oni pospiesznie sie od siebie oderwali.
- A co? Myślałaś, ze cie kocham. Byłaś tylko przygodą, przedmiotem zemsty na Verdasie. - splótł swoje palce z Larą i odeszli. Wściekła Viola podeszła do ławki i usiadła na niej. Przez niego straciła wszystko. Leona, godność.
- Violu, jak sie czujesz? - zapytała z troską Cami. Szatynka otarla łzy i podeszła do drzewa. Oparła sie o pień i zsuneła na ziemie.
- Nienawidzę go! - krzyknęła przy tym. - Nienawidzę. - dodała szeptem i zwinęła sie w kłębek.
- Kogo? - usłyszała ten kojący i ciepły głos. Ten, ktory tak bardzo kocha.
- To pa! - krzyknęły równo Torres i Resto. Pognały w stronę studio. Chciały zostawić ich samych, żeby mogli porozmawiać.
- Diego. To fałszywa świnia. - odparła niechętnie. Leon usiadł koło niej.
- Dlaczego?
- Moze dlatego, ze mnie zdradził? Nie ważne. Nie zrozumiesz. - usiadła na ławce koło drzewa. Verdas podreptał za nią.
- A wiesz, tak sie składa, ze wiem jak to jest. - Uświadomiła sobie, ze ona tez go zdradziła. Teraz wie jak to jest. Bez słowa rzuciła mu sie na szyje. Spodziewała sie, ze ją odepchnie, ale nie. Odwzajemnił uścisk. Postanowiła sie odsunąć i zapytać, o to dziwne zachowanie. - To chyba teraz jesteśmy kwita. - zaśmiał sie chłopak. Powtórzyła jego gest.
- To znaczy, ze... - niedał jej dokończyć.
- Jeśli tylko chcesz.
- Bardzo, chce. - pewnie, jak sie domyślacie pocałował ją.
*********
Zgadnijcie, co dzisiaj jest? Trzymiesiecznica bloga!!! Super, nie! Dzięki, dzięki, dzięki za tyle wyświetleń! Kocham was!
Besos <3 :*
- Gdyby mnie kochała, to by mnie nie zdradziła i nie było by tego. - Zrezygnowany pokazał na zakochaną parę, która siedziała w kącie. Fran poczerwieniała. Wolała, żeby jej przyjaciółka była z Verdasem. Dominguez to niezbyt dobra partia. Podeszła do Castillo i pociągnęła ją w drugi koniec sali.
- Co ty wyprawiasz?! - wściekła Fran nie opanowywała emocji. - Violetta, czy ty go kochasz? No wiesz, Diego. - Castillo założyła ręce na pierś i zmruzyla oczy. Resto była przekonana, ze zaraz powie cos w stylu To nie twoja sprawa, ale ona opadła na krzesło za nią.
- Nie, ale Leon nie chce mnie znać. Co mam zrobić? - Włoszka usiadła koło przyjaciółki.
- Moze najpierw rzuć Diego? - Powiedziała juz bardziej opanowana.
- Nie wiem, Fran. - Do pomieszczenia wszedł Pablo.
- Dzieciaki, zaczynamy.
***
Po zajęciach Vilu, Fran i Cami poszły na spacer. Spacerując ujrzały coś, czego nigdy nie chciały widzieć. Diego całował sie z Larą. Wściekła Castillo podbiegła do nich:
- Jak mogłeś! - Krzyknęła. Oni pospiesznie sie od siebie oderwali.
- A co? Myślałaś, ze cie kocham. Byłaś tylko przygodą, przedmiotem zemsty na Verdasie. - splótł swoje palce z Larą i odeszli. Wściekła Viola podeszła do ławki i usiadła na niej. Przez niego straciła wszystko. Leona, godność.
- Violu, jak sie czujesz? - zapytała z troską Cami. Szatynka otarla łzy i podeszła do drzewa. Oparła sie o pień i zsuneła na ziemie.
- Nienawidzę go! - krzyknęła przy tym. - Nienawidzę. - dodała szeptem i zwinęła sie w kłębek.
- Kogo? - usłyszała ten kojący i ciepły głos. Ten, ktory tak bardzo kocha.
- To pa! - krzyknęły równo Torres i Resto. Pognały w stronę studio. Chciały zostawić ich samych, żeby mogli porozmawiać.
- Diego. To fałszywa świnia. - odparła niechętnie. Leon usiadł koło niej.
- Dlaczego?
- Moze dlatego, ze mnie zdradził? Nie ważne. Nie zrozumiesz. - usiadła na ławce koło drzewa. Verdas podreptał za nią.
- A wiesz, tak sie składa, ze wiem jak to jest. - Uświadomiła sobie, ze ona tez go zdradziła. Teraz wie jak to jest. Bez słowa rzuciła mu sie na szyje. Spodziewała sie, ze ją odepchnie, ale nie. Odwzajemnił uścisk. Postanowiła sie odsunąć i zapytać, o to dziwne zachowanie. - To chyba teraz jesteśmy kwita. - zaśmiał sie chłopak. Powtórzyła jego gest.
- To znaczy, ze... - niedał jej dokończyć.
- Jeśli tylko chcesz.
- Bardzo, chce. - pewnie, jak sie domyślacie pocałował ją.
*********
Zgadnijcie, co dzisiaj jest? Trzymiesiecznica bloga!!! Super, nie! Dzięki, dzięki, dzięki za tyle wyświetleń! Kocham was!
Besos <3 :*
wtorek, 24 grudnia 2013
One part Leonetta: Lampki świąteczne zgasły, a uczucie nie.
- Juz nie moge sie doczekać! - Pisnela podekscytowana Francesca. Dlaczego moja przyjaciółka tak bardzo sie ekscytuje? Otóż, jutro wychodzę za Diega. Dzis jest 22 grudnia. Dlaczego w grudniu? Sama nie wiem, Diego tak chciał. Ale chyba powinnam postawić inne pytanie: Czy tego chcę? Oczywiście, ze nie. Kocham kogoś innego. Najlepszego przyjaciela Diega. On nie wie, nikt nie wie. Niech tak zostanie. Każdy by powiedział: nie kochasz, to rzuć, proste. Jednak dla mnie to nie takie proste.
- Tak, ja tez. - Odpowiedziałam trochę obojętnie. Jutro wszystko sie zmieni. Będę Panią Dominguez. Tak bedzie dla wszystkich najlepiej.
...
Stoję przed ołtarzem i z bólem serca mowię przysięgę. Mam ochotę powiedzieć nie i wybiec, ale ostatecznie mówię:
- Tak, chcę. - Leon jest świadkiem ze strony Diega. Nie układa sie miedzy nami najlepiej. Wlasnie dlatego mu nigdy nie powiedziałam. Po uroczystościach w kościele udaliśmy sie do hotelu na wesele. Przyszła pora na pierwszy taniec.
Dlaczego to wlasnie na nią padło? Brązowooka szatynka ciagle siedzi mi w głowie. Tak, to Violetta. A ja to Leon. Każdy powiedziałby, ze jej nie lubię. Unikam jej, bo boje sie spojrzeć jej w oczy. A teraz? Ona tańczy przytulona do mojego kumpla. Do tego ja to nagrywam. Domyślam sie, ze patrzę na nich zbolałym wzrokiem i wyglądam jak frajer. Dosiadła sie do mnie swiadkowa, Francesca.
- Kochasz go? - Spojrzałem na nią jak na idiotke. Ja? Diego? - jak przyjaciela. No wiesz, o co mi chodzi.
- Fran, nie zadawaj głupich pytań. - westchnalem cieżko.
- A ją? - teraz to mnie zagięła. Co mam jej powiedzieć? Tak, od zawsze? - Rozumiem. - Poklepala mnie po ramieniu i odeszła.
...
Wczoraj wesele skończyło sie około 6. Wstałem o 12.00 i spojrzałem na kalendarz. Dzis 24 grudnia- Wigilia. Zadzwonił mój telefon:
L: No cześć Diego.
D: Hej, Leon. Violetta wpadnie za 10 minut po nagranie ze ślubu. Ok?
L: Tak, będę czekać. Pa
D: Narazie.
Rozejrzałem sie wkoło. Jaki tu chlew! I jeszcze Violetta. Nie moze zobaczyć tego nagrania... Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Oou. Mam problemy.
- Cześć, Leon.
- hej, jak sie masz? - Ale oryginalne Verdas!
- A dobrze, dzięki. Moge to nagranie?
- Ymm. Ono, sie gdzieś zawieruszyło. - podrapalem sie nerwowo po głowie.
- Oj, przestań. Musi gdzieś być. - zaczęła rozglądać sie po stojaku z płytami. O, nie. Ono tam jest. - Proszę bardzo, Ślub Diega i Violetty. - podeszła do telewizora i włączyła nagranie. Na całym była sama ona. Co ja poradzę, ze jest taka piękna? - Nagrywałeś, tylko mnie?
- No wiesz tak jakoś wyszło. - starałem sie unikać kontaktu wzrokowego. Chyba zauważyła.
- Dlaczego mnie nie lubisz? Przyjaźnisz sie z Diego. On to mój mąż. Powinniśmy sie jakoś dogadać.
- Zostawmy tę rozmowę na potem. Muszę iść. Wyjdziesz sama? - Stchórzyłem i odpuściłem. Nic jej nie powiedziałem, No bo po co? Jest z Diego. Są małżeństwem.
Po zjedzonej kolacji usiedliśmy z Diego przed telewizorem. Po chwili zadzwonił dzwonek, poszłam otworzyć drzwi. Zobaczyłam Leona z jakimiś kartkami i magnetofonem. W tle leciała cicha noc.
- Kto to? - krzyknął moj mąż z pokoju. Leon pokazał mi dużą kartkę z napisem:
Powiedz, ze to kolędnicy.
- To kolędnicy! - Krzyknęłam zgodnie z poleceniem. Znów skierowalam wzrok na Verdasa. Pokazywał kolejno kartki:
Pewnie sie zastanawiasz co tu robię.
Otóż dzis jest Wigila, a w święta trzeba mowić prawdę...
W ten głupi sposób, chciałem ci tylko powiedzieć, ze cie kocham.
Przeczytałam ostatnie słowa. Leon pomachał i odszedł. Wszystko było jakoś za mgłą. Albo to były łzy.
Nie szczęścia, nie smutku, ale bezsilności. Pobiegłam za nim i stanelismy twarzą w twarz. Nie mogłam sie oprzeć i pocałowałam go. Potem bez słowa wróciłam do Diega, żeby niczego nie podejrzewał. Dopiero po długim czasie dotarło do mnie, ze Verdas wyznał mi miłość. Tylko szkoda, ze tak późno. Lampki choinkowe zgasły, bombki juz sie nie mieniły. A ja? Nadal myślałam, nad tym. Tak juz bedzie zawsze. Od teraz będę nienawidzić świąt. To przez nie sie dowiedziałam. Tak pzostalabym w błogiej świadomości i stłumiła to uczucie, a teraz? W święta jednak zdarzają sie cuda.
Leon wyznał mi miłość - to cud...
*********
Taa... Trochę mało świąteczne, ale nic. Tak wyszło. Podoba sie? Proszę piszcie komentarze!
Jeszcze raz wesołych! Buziaki :*
- Tak, ja tez. - Odpowiedziałam trochę obojętnie. Jutro wszystko sie zmieni. Będę Panią Dominguez. Tak bedzie dla wszystkich najlepiej.
...
Stoję przed ołtarzem i z bólem serca mowię przysięgę. Mam ochotę powiedzieć nie i wybiec, ale ostatecznie mówię:
- Tak, chcę. - Leon jest świadkiem ze strony Diega. Nie układa sie miedzy nami najlepiej. Wlasnie dlatego mu nigdy nie powiedziałam. Po uroczystościach w kościele udaliśmy sie do hotelu na wesele. Przyszła pora na pierwszy taniec.
Dlaczego to wlasnie na nią padło? Brązowooka szatynka ciagle siedzi mi w głowie. Tak, to Violetta. A ja to Leon. Każdy powiedziałby, ze jej nie lubię. Unikam jej, bo boje sie spojrzeć jej w oczy. A teraz? Ona tańczy przytulona do mojego kumpla. Do tego ja to nagrywam. Domyślam sie, ze patrzę na nich zbolałym wzrokiem i wyglądam jak frajer. Dosiadła sie do mnie swiadkowa, Francesca.
- Kochasz go? - Spojrzałem na nią jak na idiotke. Ja? Diego? - jak przyjaciela. No wiesz, o co mi chodzi.
- Fran, nie zadawaj głupich pytań. - westchnalem cieżko.
- A ją? - teraz to mnie zagięła. Co mam jej powiedzieć? Tak, od zawsze? - Rozumiem. - Poklepala mnie po ramieniu i odeszła.
...
Wczoraj wesele skończyło sie około 6. Wstałem o 12.00 i spojrzałem na kalendarz. Dzis 24 grudnia- Wigilia. Zadzwonił mój telefon:
L: No cześć Diego.
D: Hej, Leon. Violetta wpadnie za 10 minut po nagranie ze ślubu. Ok?
L: Tak, będę czekać. Pa
D: Narazie.
Rozejrzałem sie wkoło. Jaki tu chlew! I jeszcze Violetta. Nie moze zobaczyć tego nagrania... Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Oou. Mam problemy.
- Cześć, Leon.
- hej, jak sie masz? - Ale oryginalne Verdas!
- A dobrze, dzięki. Moge to nagranie?
- Ymm. Ono, sie gdzieś zawieruszyło. - podrapalem sie nerwowo po głowie.
- Oj, przestań. Musi gdzieś być. - zaczęła rozglądać sie po stojaku z płytami. O, nie. Ono tam jest. - Proszę bardzo, Ślub Diega i Violetty. - podeszła do telewizora i włączyła nagranie. Na całym była sama ona. Co ja poradzę, ze jest taka piękna? - Nagrywałeś, tylko mnie?
- No wiesz tak jakoś wyszło. - starałem sie unikać kontaktu wzrokowego. Chyba zauważyła.
- Dlaczego mnie nie lubisz? Przyjaźnisz sie z Diego. On to mój mąż. Powinniśmy sie jakoś dogadać.
- Zostawmy tę rozmowę na potem. Muszę iść. Wyjdziesz sama? - Stchórzyłem i odpuściłem. Nic jej nie powiedziałem, No bo po co? Jest z Diego. Są małżeństwem.
Po zjedzonej kolacji usiedliśmy z Diego przed telewizorem. Po chwili zadzwonił dzwonek, poszłam otworzyć drzwi. Zobaczyłam Leona z jakimiś kartkami i magnetofonem. W tle leciała cicha noc.
- Kto to? - krzyknął moj mąż z pokoju. Leon pokazał mi dużą kartkę z napisem:
Powiedz, ze to kolędnicy.
- To kolędnicy! - Krzyknęłam zgodnie z poleceniem. Znów skierowalam wzrok na Verdasa. Pokazywał kolejno kartki:
Pewnie sie zastanawiasz co tu robię.
Otóż dzis jest Wigila, a w święta trzeba mowić prawdę...
W ten głupi sposób, chciałem ci tylko powiedzieć, ze cie kocham.
Przeczytałam ostatnie słowa. Leon pomachał i odszedł. Wszystko było jakoś za mgłą. Albo to były łzy.
Nie szczęścia, nie smutku, ale bezsilności. Pobiegłam za nim i stanelismy twarzą w twarz. Nie mogłam sie oprzeć i pocałowałam go. Potem bez słowa wróciłam do Diega, żeby niczego nie podejrzewał. Dopiero po długim czasie dotarło do mnie, ze Verdas wyznał mi miłość. Tylko szkoda, ze tak późno. Lampki choinkowe zgasły, bombki juz sie nie mieniły. A ja? Nadal myślałam, nad tym. Tak juz bedzie zawsze. Od teraz będę nienawidzić świąt. To przez nie sie dowiedziałam. Tak pzostalabym w błogiej świadomości i stłumiła to uczucie, a teraz? W święta jednak zdarzają sie cuda.
Leon wyznał mi miłość - to cud...
*********
Taa... Trochę mało świąteczne, ale nic. Tak wyszło. Podoba sie? Proszę piszcie komentarze!
Jeszcze raz wesołych! Buziaki :*
poniedziałek, 23 grudnia 2013
Wesołych Świąt! :*
Czego by wam to życzyć?...
Juz wiem!!! Żebyście pisali dużo komentarzy. :) Nie No, spokojnych, wesołych świąt. Bogatego, a jak nie to chociaż przystojnego ( Jak Jorge ) Mikołaja. Buziaki!
P.S. Nie wiemy czy bedzie jakiś świąteczny part. Pożyjemy zobaczymy. ;) :) <3
Juz wiem!!! Żebyście pisali dużo komentarzy. :) Nie No, spokojnych, wesołych świąt. Bogatego, a jak nie to chociaż przystojnego ( Jak Jorge ) Mikołaja. Buziaki!
P.S. Nie wiemy czy bedzie jakiś świąteczny part. Pożyjemy zobaczymy. ;) :) <3
Ponte part Naxi: Najgorszy, najlepszy dzien życia - co za różnica?
Maximilliano Ponte - mozna powiedzieć, najszczęśliwszy człowiek na Ziemi, ale... No wlasnie, zawsze jest jakieś ale. Jest nieszczęśliwie zakochany w kelnerce z Resto Bandu. Na pozór taki szczęśliwy: praca, dom, samochód, a w środku: pustka. Nie wiedział, że już nie długo jego życie zmieni sie o 180 stopni...
*Maxi*
Jak co dzień idę do pracy. Nuda, ale co zrobić? Z czegoś trzeba żyć. Potem zaplanowałem wyjście na koktail, żeby popatrzeć na Ludmiłe. Tak, to w niej sie zakochałem. Ona nawet mnie nie zauważa, ale cóż: Serce nie sługa. Prawda? Wsiadłam do mojego ekskluzywnego Mercedesa i co sie okazuje? Nie odpala! No i nie zdążę do pracy! Zadzwonię do mechanika
- Halo... No nie odpala, to chyba silnik... Jak to nie do naprawienia?!... Halo?... Halo?! Cholera jasna! - krzyknąłem na cały głos, ale i tak nikt nie usłyszał. Przecież byłem sam. Wtedy zadzwonił telefon. To był mój agent z banku:
- Halo?... Bankrutem, ale że ja?!... Robisz sobie jaja!... Nie No, narazie. - to NAJGORSZY DZIEŃ w moim życiu! Na moim koncie nie na oszczędności, samochód nie odpala. Co jeszcze sie dzisiaj zdarzy?!
*Natalia*
Własnie stoję przed moim byłym mieszkaniem. Dlaczego byłym? Wynajmowałam je, ale właściciel postanowił je sprzedać, co oznacza... Powrót do rodziców! Znów będziemy mieszkać na kupie. Spojrzałam na zegarek: 8.37, zaraz mam autobus. Popędziłam na przystanek. Zdążyłam o mało co. Zatrzymałam sie w wyznaczonym miejscu, kiedy akurat rozpędzone auto ochlapało mnie błotem. Poprostu super! Cała przemoczona wsiadłam do autobusu. Ludzie zatykali nosy i patrzyli na mnie jak na kosmitkę
*Maxi*
Wparowałem do biurowca z wielkim trzaskiem.
- Szef chce cię widzieć. - oznajmił, mój kolega. Szybkim krokiem pomaszerowałem do jego biura. Zapukalem w mahoniowe drzwi. Usłyszałem proszę, wiec nacisnalem klamkę.
-O, Maximiliano. Jesteś.
- Podobno chciał pan mnie widzieć. - głos mi drżał, a nogi miałem jak z galarety. Co jeśli mnie wyrzuci?
- Siadaj, Siadaj.- posłusznie wykonałem jego prośbę. - No, więc muszę cię zwolnić. Mamy za mało budżetu, przykro mi. Zbierz swoje rzeczy i opuścił stanowisko jeszcze dziś. - wściekły odpuściłem pomieszczenie. Co ja teraz zrobię? Zajrzałem do kieszeni: 20 peso. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Poszedłem do Resto Bandu.
*Naty*
Po nieudanej jeździe autobusem chciałam sobie kupic gofra. Sięgnęłam po telefon, by sprawdzić czy mam jeszcze tyle czasu, ale nie było go w torebce. W kieszeni tez nie. Okradli mnie?! To NAJGORSZY DZIEŃ mojego zycia! Miałam mieć dzis rozmowę o prace, ale jak tak dalej pójdzie to mnie nie przyjmą. Spojrzałam na zegarek, No nie zaraz sie spóźnie!
*Maxi*
Zdołowany przekroczyłem próg baru. Podszedłem prosto do lady, wymijając kolejkę i powiedziałem:
- Dzis jest najgorszy dzien mojego zycia. Samochód nie odpala, nie mam na koncie oszczędności i wywalili mnie z pracy. Do tego jestem w pani zakochany! Pomarańczowy koktail proszę. - Położyłem banknot na ladzie. Pani Pasqarelli patrzyła na mnie nadal łagodnym tonem. Odpowiedziała pełna jadu:
- Przepraszam bardzo, ale dwie sprawy. Po pierwsze: przeskoczył pan kolejkę. Po drugie: za panem stoi mój mąż. - Odwróciłem sie i zobaczyłem Pana Pasqarelli'ego w nie najlepszym humorze. Wściekły mężczyzna uderzył mnie w nos. Załamany leżałam na podłodze. Bez pracy, pieniedzy, samochodu i w dodatku usłyszałem... Śmiech? Taki perlisty i dźwięczny. Wstałem i odwróciłem sie. Ujrzałem... Najpiękniejsza kobietę swiata. Miała taki śmiech, że Poprostu musiałem zacząć sie śmiać razem z nią.
- Przepraszam, ale zanim cie poznałam, myślałam ze to ja mam najgorszy dzien w życiu. - Dziewczyna powstrzymywała śmiech, a ja nadal stałem jak głupi. Poprostu nie mogłem nic powiedzieć. To było silniejsze. Czarne loki odpadające na ramiona, duże, brązowe oczy i pomalowane czerwoną szminką usta. - Może masz ochotę na kawę? - spytała nieznajoma piękność. Nie mogłem odmówić.
- Jasne. Jestem Maximiliano, ale mów mi Maxi. - Wyciągnąłem dłoń w jej stronę i posłałem ciepły uśmiech. Odwzajemniła oba gesty.
- Natalia, ale mówią na mnie Naty. - Usiedliśmy przy stoliku i rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Zapomniałem juz o przykrych wydarzeniach poranka. Najgorszy dzien przemienił sie w NAJLEPSZY DZIEŃ mojego życia.
KONIEC :)
*Maxi*
Jak co dzień idę do pracy. Nuda, ale co zrobić? Z czegoś trzeba żyć. Potem zaplanowałem wyjście na koktail, żeby popatrzeć na Ludmiłe. Tak, to w niej sie zakochałem. Ona nawet mnie nie zauważa, ale cóż: Serce nie sługa. Prawda? Wsiadłam do mojego ekskluzywnego Mercedesa i co sie okazuje? Nie odpala! No i nie zdążę do pracy! Zadzwonię do mechanika
- Halo... No nie odpala, to chyba silnik... Jak to nie do naprawienia?!... Halo?... Halo?! Cholera jasna! - krzyknąłem na cały głos, ale i tak nikt nie usłyszał. Przecież byłem sam. Wtedy zadzwonił telefon. To był mój agent z banku:
- Halo?... Bankrutem, ale że ja?!... Robisz sobie jaja!... Nie No, narazie. - to NAJGORSZY DZIEŃ w moim życiu! Na moim koncie nie na oszczędności, samochód nie odpala. Co jeszcze sie dzisiaj zdarzy?!
*Natalia*
Własnie stoję przed moim byłym mieszkaniem. Dlaczego byłym? Wynajmowałam je, ale właściciel postanowił je sprzedać, co oznacza... Powrót do rodziców! Znów będziemy mieszkać na kupie. Spojrzałam na zegarek: 8.37, zaraz mam autobus. Popędziłam na przystanek. Zdążyłam o mało co. Zatrzymałam sie w wyznaczonym miejscu, kiedy akurat rozpędzone auto ochlapało mnie błotem. Poprostu super! Cała przemoczona wsiadłam do autobusu. Ludzie zatykali nosy i patrzyli na mnie jak na kosmitkę
*Maxi*
Wparowałem do biurowca z wielkim trzaskiem.
- Szef chce cię widzieć. - oznajmił, mój kolega. Szybkim krokiem pomaszerowałem do jego biura. Zapukalem w mahoniowe drzwi. Usłyszałem proszę, wiec nacisnalem klamkę.
-O, Maximiliano. Jesteś.
- Podobno chciał pan mnie widzieć. - głos mi drżał, a nogi miałem jak z galarety. Co jeśli mnie wyrzuci?
- Siadaj, Siadaj.- posłusznie wykonałem jego prośbę. - No, więc muszę cię zwolnić. Mamy za mało budżetu, przykro mi. Zbierz swoje rzeczy i opuścił stanowisko jeszcze dziś. - wściekły odpuściłem pomieszczenie. Co ja teraz zrobię? Zajrzałem do kieszeni: 20 peso. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Poszedłem do Resto Bandu.
*Naty*
Po nieudanej jeździe autobusem chciałam sobie kupic gofra. Sięgnęłam po telefon, by sprawdzić czy mam jeszcze tyle czasu, ale nie było go w torebce. W kieszeni tez nie. Okradli mnie?! To NAJGORSZY DZIEŃ mojego zycia! Miałam mieć dzis rozmowę o prace, ale jak tak dalej pójdzie to mnie nie przyjmą. Spojrzałam na zegarek, No nie zaraz sie spóźnie!
*Maxi*
Zdołowany przekroczyłem próg baru. Podszedłem prosto do lady, wymijając kolejkę i powiedziałem:
- Dzis jest najgorszy dzien mojego zycia. Samochód nie odpala, nie mam na koncie oszczędności i wywalili mnie z pracy. Do tego jestem w pani zakochany! Pomarańczowy koktail proszę. - Położyłem banknot na ladzie. Pani Pasqarelli patrzyła na mnie nadal łagodnym tonem. Odpowiedziała pełna jadu:
- Przepraszam bardzo, ale dwie sprawy. Po pierwsze: przeskoczył pan kolejkę. Po drugie: za panem stoi mój mąż. - Odwróciłem sie i zobaczyłem Pana Pasqarelli'ego w nie najlepszym humorze. Wściekły mężczyzna uderzył mnie w nos. Załamany leżałam na podłodze. Bez pracy, pieniedzy, samochodu i w dodatku usłyszałem... Śmiech? Taki perlisty i dźwięczny. Wstałem i odwróciłem sie. Ujrzałem... Najpiękniejsza kobietę swiata. Miała taki śmiech, że Poprostu musiałem zacząć sie śmiać razem z nią.
- Przepraszam, ale zanim cie poznałam, myślałam ze to ja mam najgorszy dzien w życiu. - Dziewczyna powstrzymywała śmiech, a ja nadal stałem jak głupi. Poprostu nie mogłem nic powiedzieć. To było silniejsze. Czarne loki odpadające na ramiona, duże, brązowe oczy i pomalowane czerwoną szminką usta. - Może masz ochotę na kawę? - spytała nieznajoma piękność. Nie mogłem odmówić.
- Jasne. Jestem Maximiliano, ale mów mi Maxi. - Wyciągnąłem dłoń w jej stronę i posłałem ciepły uśmiech. Odwzajemniła oba gesty.
- Natalia, ale mówią na mnie Naty. - Usiedliśmy przy stoliku i rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Zapomniałem juz o przykrych wydarzeniach poranka. Najgorszy dzien przemienił sie w NAJLEPSZY DZIEŃ mojego życia.
KONIEC :)
niedziela, 15 grudnia 2013
One part na konkurs do Teddy ( niestety bez miejsca :( )
Są najlepszymi przyjaciółmi. Jak trzej muszkieterowie. One dwie i on - Violetta, Francesca i Leon. Żadne z nich nie chce tego popsuć, ale on zawsze ją kochał, nie jak przyjaciółkę. Leon tego nie ukrywał, od zawsze podobała mu sie Violetta. Od przedszkola była obiektem jego westchnień. Violetta zawsze traktowała go jak przyjaciela i lekceważyła jego zaloty. Nawet nie wiedziała jak bardzo go rani...
Słonecznego dnia przyjaciele szli na spacer. Leon, Vilu i Fran Poprostu cieszyli sie swoją obecnością.
- Patrzcie stoisko z lodami! - krzyknęła, jak male dziecko Viola i popędziła do wcześniej wymienionego miejsca. Przechodząc przez ulice nie zauważyła nadjeżdżającej ciężarówki.
- Uważaj!!! - krzyknęli Przyjaciele jednocześnie, ale ona nie usłyszała, wiec Leon odepchnal ja z miejsca zdarzenia. Violetta wyszła z tego cało, ale chłopaka potrąciła ciężarówka.
- Dzwon po karetkę! - wydarła sie Fran podbiegajac do nieprzytomnego szatyna. Dziewczyna drżącymi rękoma wybrała numer i opowiedziała co sie stało. Wiedziała, ze to jej wina. Gdyby nie ona, Leon teraz by tu stał i śmiał sie razem z nimi. W porę sie opanowała i podbiegła do przyjaciółki ocucającej Verdasa.
-Pogotowie zaraz tu będzie. - Ukucnęła koło Resto. - Co jak on sie nie obudzi?! - Francesca nie wiedziała co powiedzieć. Chciała ją pocieszyć, ale nie wiedziała jak. Pytanie Castillo ją sparaliżowało.
- Nie wiem... - odparła po długim namyśle. Poprostu nie wiedziała, była bezsilna. Obie były bezsilne.
Wtedy podjechały pogotowie. Akcja działa sie w szybkim tempie. Zabrali Chłopaka na noszach, a dziewczyny bez wahania wysiadły do karetki. Brunetka od dłuższego czasu obserwowała swoją przyjaciółkę. Znała ją od zawsze i wiedziała ze sie obwinia.
- Bedzie dobrze zobaczysz. - powiedziała ciepłym głosem i uscisnela jej dłoń.
- A co jeśli nie? Fran on musi żyć! Jeśli umrze to ja tez! - Vilu juz nie panowała nad tym co mówi. Była Poprostu w szoku.
- Nie mów tak. - Pomimo iż Resto orientowała sie o beznadziejnym położeniu ich sytuacji, nadal zachowywała spokój. Po jej słowach karetka zatrzymała sie. Wszyscy wysiedli. Leona odrazu zabrali na sale operacyjną. Dziewczyny powiadomiły juz państwa Verdasa o wypadku.
Po trzech godzinach oczekiwania chłopak był juz przytomny i mozna było go odwiedzić. Przyszła kolej na Violette.
- Czesc, jak sie czujesz?
- Hej, bywało lepiej. - przysiadła na krańcu jego łóżka i uśmiechnęła sie lekko. Odwzajemnil uśmiech. Spojrzała mu w oczy i na jego usta i tak kilkakrotnie. Pózniej odważyła sie i go pocałowała. Verdas lekko zdezorientowany obrotem spraw odwzajemnił pocałunek. Do pomieszczenia wparowała uśmiechnięta Włoszka.
- Mam wo... - Szybko sie od siebie oderwali, a Castillo z prędkością światła opuściła sale.
Po tygodniu Leon mógł wrócić do domu. Niestety chodził jeszcze o kulach i miał rękę w gipsie.
Dziś miała go odwiedzić Violetta.
- Czesc bohaterze! - była wesoła jak nigdy.
- Weź przestań. - Chłopak nie lubił jak ktoś opowiadał o tym co zrobił. Szczególnie jego znajomi i rodzina.
- To prawda! - oburzyła sie Castillo półżartem - Jesteś moim bohaterem... - dodała ciszej i mniej pewnie. Leon kompletnie sie pogubił. Podobał sie jej? To przecież była by kompletna abstrakcja.
- Nic nie rozumiem. - starał sie jak najdelikatniej dobrać słowa. Dziewczyna tylko go pocałowała. Znów ta sama niezręczna sytuacja. Szatyn myślał, ze gdy sie od siebie oderwą ona ucieknie, wiec delikatnie zakończył pocałunek.
- Chcesz byc ze mną? - zapytała jak gdyby nigdy nic, a on w odpowiedzi ją pocałował.
- A jak ci sie wydaje? - zapytał po zakończeniu czynności.
- Do zobaczenia. - pocałowała go w policzek i wyszła. O takim obrocie sprawy Leonowi sie nawet nie śniło.
Następnego dnia wszyscy w szkole podziwiali nową zakochaną pare. Wielbicielki Leona miały ochotę zabić Vilu, a wielbiciele Violetty, Leona.
- Juz dzwonek. - Viola na pożegnanie ucałowała swojego chłopaka w policzek i odchodziła, gdy
przyszła Fran.
- No dzien dobry panie i pani Verdas. - lubiła sobie z nich żartować. Tak naprawdę tylko ona wiedziała dlaczego Vilu chodzi z Leonem. Nawet sama Castillo nie wiedziała dlaczego. Szatynka odeszła, a przyjaciele zostali we dwójkę. Resto postanowiła uświadomić ,,bohatera'' na czym stoi.
- Naciesz sie.
- Ale czym? - zdezorientowany chłopak włożył książki do szafki. Czarnowlosa wzięła głęboki oddech.
- Miłością Vilu. - Teraz wyprowadziła go zupełnie w pole. Jedyne pytanie, ktore mu sie nasuwalo to...
- Ale o co ci chodzi?
- Ona chce z tobą byc, tylko dlatego ze ją uratowałes. Jej sie wydaje, ze cię kocha. Chce ci wynagrodzić te cała sytuacje. - Trochę obawiała sie reakcji Verdasa. Myślała, ze on odrzuci od siebie te argumenty. Było jednak zupełnie inaczej. Wziął sobie do serca to co powiedziała. No bo dlaczego
Violetta tak nagle sie nim zainteresowała?
- Chyba masz racje. Zerwe z nią jeszcze dziś.
- Przykro mi. - Naprawdę było jej przykro. Leon nareszcie był w pełni szczęśliwy, ale trzeba było to zniszczyć. Potem cierpiał by jeszcze bardziej.
Popołudniu Leon i Vilu mieli sie spotkać w Resto. chłopak czekał na nią i układał sobie co powie. Miał nawet ochotę zostać jeszcze w tym związku, ale to było złe. Wlasnie przyszła Castillo.
- Hej, hej. Co tam? - teraz musiał to zrobić.
- No hej, musimy pogadać.
- No to pogadajmy. - usiadła na krześle, a on wziął głęboki oddech.
- Musimy sie rozstać, ty mnie nie kochasz. - Rzucił na jednym tchu. - Kochasz to co zrobiłem, a nie mnie.
- Ale... Sama nie wiem czego chce. - Wiedział, ze tak bedzie. nawet nie zaprzeczyła.
- Poczekajmy, aż zdejmą mi to wszystko - pokazał na gips i kule - i ta cała afera z bohaterem sie zakończy, a jak będziesz mnie chciała to wróć. - to było dla niego ciężkie, ale musiał to zrobić. -
Muszę iść. - oznajmił i opuścił lokal.
* 3 miesiące pózniej *
Oboje bardzo cierpieli przez ten czas. Żadne nie spodziewało sie tego wszystkiego. Związku, rozstania, tęsknoty. Najbardziej niespodziewane było to dla Vilu. Myślała, ze kocha go jak przyjaciela, a było inaczej. Przez ten jeden dzien nauczył ją tak wiele. Nauczył ją co to jest miłość. To było najważniejsze. Byli parą jeden dzien, tak długi jeden dzien. A rozłąka, dziś mijały równe trzy miesiące. Najdłuższe trzy miesiące ich zycia. Leon dopiero teraz zrozumiał co to jest nieszczęśliwa
miłość. Posmakował jej miłości i chciał więcej. To prawda, jeśli mówią, ze miłość jest jak narkotyk. Raz posmakujesz i chcesz jej więcej.
- Hej Fran. - Włoszka była zdumiona. Zawsze to było: " Hej, hej. Co tam u ciebie " z wielkim bananem na twarzy. A dziś?
- To dziś, - westchnela głęboko. - minęły trzy miesiące. - dodał i odeszła. Do szkoły wszedł Verdas.
- Czesc. - rzucił tylko i poszedł do szafki. Resto oczywiście podreptała za nim.
- Co dzis z wami jest?
- To dzis, mijają trzy miesiące. - i znów odszedł. Fran powoli zaczynała powoli kojarzyć fakty. Trzy miesiące temu sie rozstali. Ale Castillo pamięta? Zakochała sie w nim? Czy on to wie? - na te wszystkie pytania Włoszka musiała sobie odpowiedzieć. Jednak miała jeden priorytet, pogodzić Leonette.
- Marco, musimy pogadać! - zawołała swojego chłopaka i opowiedziała mu plan. On bez wahania przyjął propozycje.
- No to do dzieła! - Krzyknęli równocześnie i odeszli w dwie rożne strony.
- Vilu chodź ze mną na chwile. - Plan był banalnie prosty: zaciągnąć ich do schowka i nie wypuszczać, aż sie pogodzą. Resto wzięła przyjaciółkę pod ramie i poszły. W drugim końcu szkoły Marco zagadnął Leona:
- O, hej stary muszę ci coś pokazać. Chodz! - odeszli razem. Cała czwórka spotkała sie przed
schowkiem. Marcesca wymieniła porozumiewawcze spojrzenia i szybkim ruchem wepchnęli dwójkę do pomieszczenia.
- Nie wypuściły was dopóki nie pogadacie i nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego! - Na krzyk Marco Leon skrzywił sie.
- Ale co? - odkrzyknał
- Wszystko. - Teraz pozostawało tylko jedno, czekać.
- Wiesz o co im chodzi? - Verdas był totalnie zdezorientowany. Vilu wiedziała o co chodzi, ponieważ znała dość długo Francesce i wiedziała co chodziło jej po głowie. Westchnela cieżko.
- Ona chce żebyśmy do siebie wrócili.
- Przecież to ona powiedziała mi, ze mnie nie kochasz. - Według szatyna to wszystko nie trzymało sie kupy.
- Ale to sie zmieniło. - Leon pokiwał powoli głowa. W końcu wszystko miało trochę sensu.
- Nadal trochę nie rozumiem. - Westchnela, faceci im wszystko trzeba mowić wprost.
- Kocham cię, rozumiesz?! Codziennie coraz bardziej! Nie moge tak ży... - nie dokończyła, bo chłopak przerwał jej pocałunkiem. Podsłuchująca za drzwiami para po ustających krzykach domyślili sie co teraz sie dzieje. Po paru minutach Leon zaczął szarpać klamkę, a oni wypuścili ich na wolność.
...........
To historia dla tych, którzy nie wiedzą czy można zakochać sie w najlepszym przyjacielu? Otóż tak, trzeba tylko umieć rozgraniczyć cienką granice miedzy miłością i przyjaźnią.
Słonecznego dnia przyjaciele szli na spacer. Leon, Vilu i Fran Poprostu cieszyli sie swoją obecnością.
- Patrzcie stoisko z lodami! - krzyknęła, jak male dziecko Viola i popędziła do wcześniej wymienionego miejsca. Przechodząc przez ulice nie zauważyła nadjeżdżającej ciężarówki.
- Uważaj!!! - krzyknęli Przyjaciele jednocześnie, ale ona nie usłyszała, wiec Leon odepchnal ja z miejsca zdarzenia. Violetta wyszła z tego cało, ale chłopaka potrąciła ciężarówka.
- Dzwon po karetkę! - wydarła sie Fran podbiegajac do nieprzytomnego szatyna. Dziewczyna drżącymi rękoma wybrała numer i opowiedziała co sie stało. Wiedziała, ze to jej wina. Gdyby nie ona, Leon teraz by tu stał i śmiał sie razem z nimi. W porę sie opanowała i podbiegła do przyjaciółki ocucającej Verdasa.
-Pogotowie zaraz tu będzie. - Ukucnęła koło Resto. - Co jak on sie nie obudzi?! - Francesca nie wiedziała co powiedzieć. Chciała ją pocieszyć, ale nie wiedziała jak. Pytanie Castillo ją sparaliżowało.
- Nie wiem... - odparła po długim namyśle. Poprostu nie wiedziała, była bezsilna. Obie były bezsilne.
Wtedy podjechały pogotowie. Akcja działa sie w szybkim tempie. Zabrali Chłopaka na noszach, a dziewczyny bez wahania wysiadły do karetki. Brunetka od dłuższego czasu obserwowała swoją przyjaciółkę. Znała ją od zawsze i wiedziała ze sie obwinia.
- Bedzie dobrze zobaczysz. - powiedziała ciepłym głosem i uscisnela jej dłoń.
- A co jeśli nie? Fran on musi żyć! Jeśli umrze to ja tez! - Vilu juz nie panowała nad tym co mówi. Była Poprostu w szoku.
- Nie mów tak. - Pomimo iż Resto orientowała sie o beznadziejnym położeniu ich sytuacji, nadal zachowywała spokój. Po jej słowach karetka zatrzymała sie. Wszyscy wysiedli. Leona odrazu zabrali na sale operacyjną. Dziewczyny powiadomiły juz państwa Verdasa o wypadku.
Po trzech godzinach oczekiwania chłopak był juz przytomny i mozna było go odwiedzić. Przyszła kolej na Violette.
- Czesc, jak sie czujesz?
- Hej, bywało lepiej. - przysiadła na krańcu jego łóżka i uśmiechnęła sie lekko. Odwzajemnil uśmiech. Spojrzała mu w oczy i na jego usta i tak kilkakrotnie. Pózniej odważyła sie i go pocałowała. Verdas lekko zdezorientowany obrotem spraw odwzajemnił pocałunek. Do pomieszczenia wparowała uśmiechnięta Włoszka.
- Mam wo... - Szybko sie od siebie oderwali, a Castillo z prędkością światła opuściła sale.
Po tygodniu Leon mógł wrócić do domu. Niestety chodził jeszcze o kulach i miał rękę w gipsie.
Dziś miała go odwiedzić Violetta.
- Czesc bohaterze! - była wesoła jak nigdy.
- Weź przestań. - Chłopak nie lubił jak ktoś opowiadał o tym co zrobił. Szczególnie jego znajomi i rodzina.
- To prawda! - oburzyła sie Castillo półżartem - Jesteś moim bohaterem... - dodała ciszej i mniej pewnie. Leon kompletnie sie pogubił. Podobał sie jej? To przecież była by kompletna abstrakcja.
- Nic nie rozumiem. - starał sie jak najdelikatniej dobrać słowa. Dziewczyna tylko go pocałowała. Znów ta sama niezręczna sytuacja. Szatyn myślał, ze gdy sie od siebie oderwą ona ucieknie, wiec delikatnie zakończył pocałunek.
- Chcesz byc ze mną? - zapytała jak gdyby nigdy nic, a on w odpowiedzi ją pocałował.
- A jak ci sie wydaje? - zapytał po zakończeniu czynności.
- Do zobaczenia. - pocałowała go w policzek i wyszła. O takim obrocie sprawy Leonowi sie nawet nie śniło.
Następnego dnia wszyscy w szkole podziwiali nową zakochaną pare. Wielbicielki Leona miały ochotę zabić Vilu, a wielbiciele Violetty, Leona.
- Juz dzwonek. - Viola na pożegnanie ucałowała swojego chłopaka w policzek i odchodziła, gdy
przyszła Fran.
- No dzien dobry panie i pani Verdas. - lubiła sobie z nich żartować. Tak naprawdę tylko ona wiedziała dlaczego Vilu chodzi z Leonem. Nawet sama Castillo nie wiedziała dlaczego. Szatynka odeszła, a przyjaciele zostali we dwójkę. Resto postanowiła uświadomić ,,bohatera'' na czym stoi.
- Naciesz sie.
- Ale czym? - zdezorientowany chłopak włożył książki do szafki. Czarnowlosa wzięła głęboki oddech.
- Miłością Vilu. - Teraz wyprowadziła go zupełnie w pole. Jedyne pytanie, ktore mu sie nasuwalo to...
- Ale o co ci chodzi?
- Ona chce z tobą byc, tylko dlatego ze ją uratowałes. Jej sie wydaje, ze cię kocha. Chce ci wynagrodzić te cała sytuacje. - Trochę obawiała sie reakcji Verdasa. Myślała, ze on odrzuci od siebie te argumenty. Było jednak zupełnie inaczej. Wziął sobie do serca to co powiedziała. No bo dlaczego
Violetta tak nagle sie nim zainteresowała?
- Chyba masz racje. Zerwe z nią jeszcze dziś.
- Przykro mi. - Naprawdę było jej przykro. Leon nareszcie był w pełni szczęśliwy, ale trzeba było to zniszczyć. Potem cierpiał by jeszcze bardziej.
Popołudniu Leon i Vilu mieli sie spotkać w Resto. chłopak czekał na nią i układał sobie co powie. Miał nawet ochotę zostać jeszcze w tym związku, ale to było złe. Wlasnie przyszła Castillo.
- Hej, hej. Co tam? - teraz musiał to zrobić.
- No hej, musimy pogadać.
- No to pogadajmy. - usiadła na krześle, a on wziął głęboki oddech.
- Musimy sie rozstać, ty mnie nie kochasz. - Rzucił na jednym tchu. - Kochasz to co zrobiłem, a nie mnie.
- Ale... Sama nie wiem czego chce. - Wiedział, ze tak bedzie. nawet nie zaprzeczyła.
- Poczekajmy, aż zdejmą mi to wszystko - pokazał na gips i kule - i ta cała afera z bohaterem sie zakończy, a jak będziesz mnie chciała to wróć. - to było dla niego ciężkie, ale musiał to zrobić. -
Muszę iść. - oznajmił i opuścił lokal.
* 3 miesiące pózniej *
Oboje bardzo cierpieli przez ten czas. Żadne nie spodziewało sie tego wszystkiego. Związku, rozstania, tęsknoty. Najbardziej niespodziewane było to dla Vilu. Myślała, ze kocha go jak przyjaciela, a było inaczej. Przez ten jeden dzien nauczył ją tak wiele. Nauczył ją co to jest miłość. To było najważniejsze. Byli parą jeden dzien, tak długi jeden dzien. A rozłąka, dziś mijały równe trzy miesiące. Najdłuższe trzy miesiące ich zycia. Leon dopiero teraz zrozumiał co to jest nieszczęśliwa
miłość. Posmakował jej miłości i chciał więcej. To prawda, jeśli mówią, ze miłość jest jak narkotyk. Raz posmakujesz i chcesz jej więcej.
- Hej Fran. - Włoszka była zdumiona. Zawsze to było: " Hej, hej. Co tam u ciebie " z wielkim bananem na twarzy. A dziś?
- To dziś, - westchnela głęboko. - minęły trzy miesiące. - dodał i odeszła. Do szkoły wszedł Verdas.
- Czesc. - rzucił tylko i poszedł do szafki. Resto oczywiście podreptała za nim.
- Co dzis z wami jest?
- To dzis, mijają trzy miesiące. - i znów odszedł. Fran powoli zaczynała powoli kojarzyć fakty. Trzy miesiące temu sie rozstali. Ale Castillo pamięta? Zakochała sie w nim? Czy on to wie? - na te wszystkie pytania Włoszka musiała sobie odpowiedzieć. Jednak miała jeden priorytet, pogodzić Leonette.
- Marco, musimy pogadać! - zawołała swojego chłopaka i opowiedziała mu plan. On bez wahania przyjął propozycje.
- No to do dzieła! - Krzyknęli równocześnie i odeszli w dwie rożne strony.
- Vilu chodź ze mną na chwile. - Plan był banalnie prosty: zaciągnąć ich do schowka i nie wypuszczać, aż sie pogodzą. Resto wzięła przyjaciółkę pod ramie i poszły. W drugim końcu szkoły Marco zagadnął Leona:
- O, hej stary muszę ci coś pokazać. Chodz! - odeszli razem. Cała czwórka spotkała sie przed
schowkiem. Marcesca wymieniła porozumiewawcze spojrzenia i szybkim ruchem wepchnęli dwójkę do pomieszczenia.
- Nie wypuściły was dopóki nie pogadacie i nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego! - Na krzyk Marco Leon skrzywił sie.
- Ale co? - odkrzyknał
- Wszystko. - Teraz pozostawało tylko jedno, czekać.
- Wiesz o co im chodzi? - Verdas był totalnie zdezorientowany. Vilu wiedziała o co chodzi, ponieważ znała dość długo Francesce i wiedziała co chodziło jej po głowie. Westchnela cieżko.
- Ona chce żebyśmy do siebie wrócili.
- Przecież to ona powiedziała mi, ze mnie nie kochasz. - Według szatyna to wszystko nie trzymało sie kupy.
- Ale to sie zmieniło. - Leon pokiwał powoli głowa. W końcu wszystko miało trochę sensu.
- Nadal trochę nie rozumiem. - Westchnela, faceci im wszystko trzeba mowić wprost.
- Kocham cię, rozumiesz?! Codziennie coraz bardziej! Nie moge tak ży... - nie dokończyła, bo chłopak przerwał jej pocałunkiem. Podsłuchująca za drzwiami para po ustających krzykach domyślili sie co teraz sie dzieje. Po paru minutach Leon zaczął szarpać klamkę, a oni wypuścili ich na wolność.
...........
To historia dla tych, którzy nie wiedzą czy można zakochać sie w najlepszym przyjacielu? Otóż tak, trzeba tylko umieć rozgraniczyć cienką granice miedzy miłością i przyjaźnią.
KONIEC