Strony

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 7

-... Nie no spoko! - krzyknęła uśmiechnięta. Odetchnęli z ulgą. Blondynka zaśmiała się głośno. - Ale nie sama. One też muszą się zgodzić. - dodała poważnym tonem. Spojrzeli błagalnie na Castillo i hiszpankę. Usmiechnęły się delikatnie.
- Wchodzimy w to! - oznajmiła za obie Perrdio. Violetta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Ludmiła już jej przerwała.
- No weź... Proooszę. - zrobiła maślane oczy i smutną buźkę. Szatynka westchnęła i kiwnęła twierdząco głową. Camila i Francesca patrzyły na całą tą sytuację z szerokimy uśmiechami.
- Gratuluję! - krzyknęły równocześnie i uściskały nowe wokalistki zespołu. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc opuścili posesję Verdasów, zostawiając kuzynostwo same.
***
Odetchnęła z ulgą wchodząc do swojego pokoju. Ogarnęła wzrokiem nieład, jaki tam panował. Spojrzała na tablicę korkową. "Czwartek
 kartkówka z fizyki!" Odczytała treść. Przeniosła wzrok na kalendarz - środa. Westchnęła głęboko.
- Co ty robisz, Ludmiła? - spytała samą siebie. Podeszła do biurka i wyjęła z szuflady zeszyt. Otworzyła na ostatnim temacie i próbowała się skupić. Blondynka złapała się za głowę.
- Nie, nie wytrzymam. - szepnęła zrezygnowana Ferro i podniosła się z łóżka. Na palcach podeszła do torebki i wyjęła pogniecioną kartkę. Ten skrawek papieru wypadł Federico'wi z kieszeni. Nie zauważona, podniosła go i zabrała do domu. Odgięła go i przeczytała na głos:
- Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver... - uśmiechnęła się szeroko, jednak zaraz potem uśmiech zniknął. - To znaczy, że ma dziewczynę. - wyszeptała Ludmiła i odłożyła papier na biurko. - Zawsze tak jest, zawsze się rozczarowuję... - powiedziała jeszcze przed zaśnięciem blondynka.
***
Gotowa do snu włoszka podeszła do okna, chcąc zabrać z parapetu kubek po herbacie. Widok za oknem co najmniej nią wstrząsnął. Ana i Marco, roześmiani, przytuleni, wracają z randki. Francesca cisnęła naczyniem, trzymanym w dłoni na podłogę. Marco w wyobraźni przestał jej wystarczać. Chciała go poczuć na jawie. Dotknąć, przytulić, pocałować. Chciała usłyszeć zwykłe "kocham cię" z jego ust. A może jednak, nie takie zwykłe? Wyimaginowany Tavelli był jej księciem, a ona jego księżniczką. Ale był tylko wyimaginowany, nie prawdziwy.
       Cauviglia szybko opanowała szloch i podeszła do szafki nocnej. Wyjęła pogięte i podziurawione przez nią zdjęcie Tavelliego. Przyczepiła je pineską do tarczy od rzutek i stanęła parę metrów dalej. Wzięła głęboki oddech i zaczęła rzucać rzutkami w jego twarz. W nos, czoło, uszy, usta. To dawało jej ukojenie, chociaż na chwilę. Wypuściła powietrze z ust i pozbierała resztki kubka z podłogi. Brunetka skierowała się do kuchni, gdzie wyrzuciła je do śmietnika. Wróciła do swojej sypialni i położyła do łóżka. Włoszka jeszcze raz spojrzała w ciemnościach na twarz obiektu jej westchnień. Starła łzy i odwróciła się na drugi bok.
***
Następnego dnia ruda szybko przemierzała uliczki, by dotrzeć do celu. Znów stanęła przed bramą cmentarza. Weszła i skierowała się do grobu siostry. Usiadła na ławce, a torbę z książkami położyła obok. Torres westchnęła głośno. Przeniosła wzrok na datę śmierci - 12.05.2004. Pamiętała ten dzień, jak byłby wczoraj.
Weszła do domu i rzuciła tornister w kąt. Camila usiadła pomiędzy rodzicami na kanapie.
- O której wróci Kelly? - spytała młoda rozsiadając się wygodnie. Jej matka i ojciec wymienili zmieszane spojrzenia. 
- Yyym... - jej mama zaczęła gładzić ją po rudych włoskach. - Wiesz... Kelly dziś nie wróci... - zacięła się na chwilę. Rudowłosa pokiwała energicznie głową.
- Poszła do koleżanki na noc? - zapytała, chociaż wydawało jej się, że zna odpowiedź.
- Nie, Kelly dołączyła do babci, do aniołków... - wytłumaczyła powoli siedmiolatce. Dziewczynka zabrała rękę mamy ze swoich włosów. 
- Dlaczego? - spytała cicho. W jej malutkich oczkach zebrały się łzy. Jej mama westchnęła i przytuliła ją do siebie. Tamta, jednak odepchnęła ją i pobiegła schodami do pokoju siostry. Z impetem wpadła do pomieszczenia i rzuciła się na łóżko. Cichutko łkała, tak żeby nikt nie usłyszał. 
- Odebrali mi najlepszą przyjaciółkę. - szepnęła, gdy już choć trochę opanowała łzy.
- Cześć, Cami. - ze wspomnień, wyrwał ją głos przyjaciela.
- Bbroadway... - wydusiła ruda. Zaśmiał się.
- Co tu robisz? - spytał brazylijczyk. Głos ugrzązł w gardle, a ręce zaczęły pocić. Ona, Camila Torres nie wiedziała co powiedzieć.