- Gdzie ty się tego nauczyłaś? - spytała. Właśnie byłyśmy w barze. Wylałam na jednego gościa koktajl, bo mnie zdenerwował. Ostatni raz gdy się widziałyśmy nawet bym się nie odważyła odezwać.
- Od czego by tu zacząć... - zamyśliłam się.
- Od tego jak zyskałaś pewność siebie. - zachęciła mnie kuzynka. Westchnęłam.
- No to...
- Dzień dobry. Więc dziś do naszej klasy dołączy nowy kolega. Marco Tavelli. - do klasy wszedł wysoki brunet. Miał brązowe oczy i silnie umięśnione ramiona.
- Usiądz koło Francesci proszę. - wskazała miejsce obok mnie. Skuliłam się i przesunęłam na brzeg ławki. Chłopak zajął miejsce pół metra ode mnie. Przez całą lekcje patrzył na mnie, czułam to. Po lekcji szybko zgarnęłam swoje rzeczy i wyszłam z sali.
Usiadłam na ławce i zaczęłam coś bazgrać w brudnopisie.
- Hej. Pamiętasz mnie, to ja ten nowy? - zapytał Tavelli. Jak mogłabym zapomnieć takiego przystojniaka? Zapytałam w myślach. Nic nie powiedziałam tylko zaczęłam obgryzać paznokcie.
- Jesteś Francesca, prawda? - mówił dalej. Włosy zasłaniały moją zakłopotaną twarz. Z daleka usłyszałam śmiechy innych osób ze szkoły, nie lubili mnie. Uważali za dziwadło.
- Muszę iść. - wymamrotałam i wzięłam torbę. Szybko się podniosłam i odeszłam w stronę pracowni chemicznej.
- To nadal nic nie wyjaśnia. - Vilu założyła ręce na pierś.
- Cierpliwości kuzyneczko, cierpliwości. - zaśmiałam się.
- No więc na chemi... - kontynuowałam.
Siedziałam w ostatniej ławce przy oknie, jak zwykle. Tylko tym razem dosiadł się do mnie Marco. Czy on musi być tak uparty?
- Otwórzcie podręczniki na stronie 79. - poprosił nauczyciel. Wzięłam książke i otworzyłam na podanej stronie. Chłopak szturchnął mnie w ramię. Spojrzałam na niego.
- Mogę spojrzeć do twojego, bo nie mam? - spytał szeptem. Z westchnieniem przesunęłam podręcznik na środek ławki. Do końca lekcji, gdy chciałam przewrócić kartkę, on robił to samo i nakładał swoją dłoń na moją. Czułam takie dziwne uczucie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Po dzwonku szybko opuściłam budynek szkoły, bo była to ostatnia lekcja. Nie chciałam wracać do domu, bo i tak nie mam po co. Poszłam do parku i usiadłam na ławce. Z westchnieniem wystawiłam twarz do słońca. Po paru minutach usłyszałam ciche chichoty. Potem przy mojej twarzy usłyszałam szept:
- Świeżo malowane. - oznajmił ktoś.
- Co? - otworzyłam jedno oko. Nade mną stał Marco. Pokazał palcem na napis na ławce. Popatrzyłam na kartkę i przeczytałam na głos:
- Świeżo malowane... Cholera jasna! - szybko wstałam i obejrzałam spódnice. Miała wielką białą plamę. Ygh... Dlaczego zawsze ja?!
- Chyba zejdzie... - stwierdził chłopak.
- Muszę iść. - podniosłam z chodnika torebkę i szybkim krokiem udałam się do domu.
- Zaczekaj! Ej, Francesca! - słyszałam krzyki za mną. Nie zwracałam na nie uwagi tylko przyspieszyłam kroku. W domu szybko zmieniłam spódniczke, a tamtą wsadziłam do pralki. Usiadłam na fotelu, ale mój czas wolny nie potrwał długo. Niechętnie podniosłam się z siedzenia.
- Ehhh, Amy zabieraj klucze. - powiedziałam do siebie. Przekręciłam zamek, a tam nie stała moja siostra. To był Tavelli.
- Co ty tu robisz? - uniosłam brwi. Po raz pierwszy odezwałam się, tak... Porzadnie? Był już wieczór. Powinien być w domu, a ja powinnam być sama, jak zwykle.
- Cześć, ciebie też miło widzieć. - uśmiechnął się ironicznie i wpakował z butami do mieszkania. Westchnęłam.
- Matko, Fran przynudzasz... - stwierdziła Castillo. Zaśmiałam się.
- Chcesz wiedzieć, czy nie? - uniosłam brwi. Założyła nogę na nogę.
- No chcę. - odparła niechętnie. Opowiadałam dalej...
- No to wracając do pytania... Dlaczego tu jesteś? - spytałam zdenerwowana.
- Znalazłem twój notes, ładnie rysujesz. - odparł. Wyrwałam mu zeszyt z rąk. - Mieszkasz sama? - zadał pytanie. Spanikowałam i zesztywniałam. Przed chwilą normalnie rozmawialiśmy, a teraz zabrakło mi odwagi.
- Nniee... Z siostrą i tatą. - starałam się opanować drżenie głosu. Chyba to wyczuł, bo spojrzał na mnie podejrzliwie.
- A gdzie oni są? - rozejrzał się po salonie. Co miałam powiedzieć? Że tata to pracocholik, a siostra włóczy się po klubach?
- Nie ważne. Musisz już iść, chcę iść spać. - wymyśliłam na poczekaniu i otworzyłam drzwi.
- To ważne. Dziewczyno, jest 21.30, a ich nie ma w domu? - spytał z niedowierzaniem. Czemu ludzie są tacy upierdliwi?
- No dobra... Mój tata to pracocholik, wraca o północy do domu i prawie w ogóle go nie widuje. A siostra, ona całe dnie wagaruje, a wieczorem bawi się w klubach. Wraca do domu tylko żeby się przebrać i wyspać. - wyjaśniłam zmieszana. Chłopak założył ręce na pierś.
- A dlaczego w ogóle się nie odzywasz i jesteś nieśmiała? - spytał prosto z mostu. Otworzyłam szerzej oczy. W sumie to nigdy się nie zastanawiałam.
- Może przyzwyczajenie z domu... - odparłam i wzruszyłam ramionami. - Możesz już sobie iść? - dodałam błagalnie. Zaśmiał się i pokiwał przecząco głową.
- Jaką masz samoocene? - zapytał. Uniosłam brwi.
- Po co ci to wiedzieć? - prawie krzyknęłam.
- No weź odpowiedz... - poprosił. Westchnęłam.
- No... Nie mam dobrych ocen z hiszpańskiego, matmy i w-f, są wręcz okropne. Reszta tak sobie. Nie jestem ładna, mądra, lubiana... - chciałam wymieniać dalej, ale mi przerwał.
- Nie ma kobiet brzydkich, są tylko takie, które nie wiedzą, że są piękne. - oznajmił i założył kosmyk moich włosów za ucho.
- No i to tyle? - spytała oburzona. Zaśmiałam się.
- Wtedy zrozumiałam, że ja też mogę. Nie tylko Ludmiła Superstar, ja też mogę. - wyjaśniłam.
- Ale jesteście razem, czy nie?! - zapytała. Usmiechnęłam się.
- Jesteśmy, ale to już inna historia. - puściłam jej oczko.