Strony

wtorek, 18 marca 2014

One part Leonetta: Naszą największą słabością jest poddawanie się. Cz.2

Trzy pary obcasów odbijały się na zmianę od chodnika. Trzy przyjaciółki zmierzały na komisariat policji w celu dowiedzenia się więcej na temat zaginięcia Verdasa. Wszystkie, a najbardziej Vilu miały nadzieję, że odnajdą go całego i zdrowego. Przed niebieskim budynkiem dziewczyny zatrzymały się na chwilę.
- Gotowa? - spytała Torres. Szatynka pokiwała głową.
- Oczywiście. - odparła i nacisnęła na klamkę. Weszły do środka i podeszły do lady, za którą siedział mężczyzna w podeszłym wieku. Castillo opowiedziała mu o swoim chłopaku.
- Jak się nazywa? - spytał unosząc brew.
- Verdas, Leon Verdas. - odrzekła. Funkcjonariusz powoli szukał czegoś w komputerze.
- Jest na liście zaginionych. - oznajmił odrywając wzrok od monitora.
- No co pan powie? - skrzywiła się. - Gdyby nie był, to by mnie tutaj nie było. - powiedziała lekko podirytowana.
- Ma pani jego zdjęcie? - westchnęła i wyjęła z torebki fotografie swojego chłopaka. - Wyślemy do wszystkich jednostek. Będą go szukać, proszę zostawić numer telefonu. Wrazie postępów, będziemy panią informować. - poprosił. Zapisała dziewięć cyfr na kartce i podała ją policjantowi.
- Dziękuję. - Usmiechnęła się lekko. - Do widzenia! - krzyknęły wszystkie trzy. Teraz pozostało tylko czekać.
           Od trzech dni siedziały i czekały na telefon. Dzwonił parę razy, ale to nie był ani Leon, ani policja. Gdy znów zadzwonił dziewczyny nie okazywały euforii.
- Halo?... W jakim?!... Już jadę! - odłożyła słuchawkę, a jej przyjaciółki podskoczyły na równe nogi.
- I co? - pisnęła Resto.
- Leon jest w szpitalu, w centrum. Muszę jechać. - mówiła zbierając swoje rzeczy.
- Zawieziemy cię. - zaproponowała rodowłosa. Opuściły razem dom i wsiadły do samochodu włoszki.
          Po nieskończenie długiej, jak im się wydawało jeździe, Castillo wpadła z hukiem do szpitala. Podeszła do recepcjonistki.
- Gdzie leży leon Verdas? - zapytała twardo.
- Sala 209. - odrzekła po chwili kobieta. Szatynka pobiegła schodami na piętro i na koniec korytarza. Szybko nadusiła na klamkę i popchnęła drzwi. Leon spał. Nie chciała mu przeszkadzać, więc po cichu usiadła na krzesełku obok łóżka. Verdas powoli zaczął otwierać oczy. Violetta podeszła bliżej i wzięła go za rękę.
- Vilu? - spytał zaspany.
- To ja. Odpoczywaj. - szepnęła. Chłopak zamknął oczy i przewrócił się na bok. Castillo siedziała tak, że mogła patrzeć na jego twarz.
- Kocham cię. - szepnął nie otwierając oczu.
- Ja ciebie też. - odpowiedziała.
- Skąd wiedzieli, gdzie jestem? - zapytał. Dziewczyna opowiedziała mu całą historię. Uśmiechnął się.
- Dziękuję. - rzekł i otworzył jedno oko. - Byłaś bardzo dzielna. - przyznał.
- To dziewczyny powiedziały, że nie mogę się poddać. - odparła. Do sali wszedł lekarz.
- Mogę z panią porozmawiać? - spytał. Wyszła z nim na korytarz.
- O co chodzi? - zmarszczyła brwi. Westchnął.
- Pan Verdas niedługo umrze. Stracił w operacji, dużo krwi. - powiedział. Szatynka zaczęła płakać. Wbiegła do pomieszczenia, gdzie leżał jej chłopak. Leon usiadł na łóżku.
- Już wiesz? - spytał łamiącym głosem.
- To po co to wszystko? Znalazłam cię, żeby się dowiedzieć, że umierasz? - otarł jej łzy.
- Nie poddałaś się i jestem z ciebie dumny. - szepnął. Z minuty na minutę słabł. Wiedziała, że to już blisko.
- Żegnaj, Leon. - wtuliła się w niego.
- Jeszcze się spotkamy. - powiedział szatyn. Potem na monitorze pojawiła się pozioma kreska - umarł.
           Ale była dumna, nie poddała się. To było teraz najważniejsze. Tym teraz żyła - powiedział, że jest dumny i to ją motywowało.
**************
Hej. Witam was... Yyy wiem źle wyszło. A, i tak wgl to ktoś tu jest? Ostatnio 0 komentarzy! No nic, będę cierpliwie czekać...